Święty Józef nie był młody, był wdowcem, miał już dzieci. Skąd to wiemy? [WYWIAD]

Święty Józef nie był młody, był wdowcem, miał już dzieci. Skąd to wiemy? [WYWIAD]
Święty Józef był wdowcem i miał dzieci. Obraz św. Józefa z ołtarza kaplicy w Hinterbrand. Fot. Deposiphotos.com

- Wszędzie w pismach starochrześcijańskich mamy przekaz, że Józef był wdowcem i miał dzieci. To jest bardzo stara tradycja, sięgająca pierwszego wieku, tak stara, jak Ewangelie - mówi ks. Sławomir Abramowski, doktor teologii biblijnej, w rozmowie z Martą Łysek. 

Marta Łysek: Świętego Józefa wyobrażamy sobie często przy narodzeniu Jezusa jako mężczyznę w okolicach trzydziestki. Coraz częściej jednak mówi się, że Józef nie był młody, co więcej – był wdowcem.

DEON.PL POLECA

Ks. Sławomir Abramowski: - Tak jest, wychodzi na to, że Józef wcale nie był taki młody: musiał mieć przynajmniej czterdziestkę. Odkryłem to, gdy zastanawiałem się, co znaczy to określenie świętego Józefa, które mamy w Piśmie Świętym: „sprawiedliwy”. Zacząłem szukać i wyszło mi, ze jeśli takim słowem był określany, to znaczy, że miał przynajmniej czterdzieści lat. Trochę mnie to zastanowiło, bo za moich czasów (śmiech) Józef nie był uważany za starego, malowało się go jako takiego młodego, dziarskiego pana. A ja w tradycji hebrajskiej znalazłem, że - z pewną mądrością - nie uznawano w Izraelu za sprawiedliwych facetów poniżej czterdziestu lat. Zacząłem to przepatrywać w Ewangeliach. Wyszło mi, że wszyscy, którzy są nazwani sprawiedliwymi w Nowym Testamencie, są starzy.

Jest jeszcze druga scena w Ewangelii, która mi dała do myślenia, gdy Judejczycy do Jezusa mówią: Ty jeszcze nie masz czterdziestu lat, a widziałeś Abrahama? Czyli coś z tymi czterdziestoma latami było na rzeczy, to była dla nich jakaś granica i sądzę, że nie chodziło nawet o wiek, ale jakieś przymierze z Bogiem. Jakby trzeba było mieć przynajmniej czterdzieści lat, żeby móc mieć objawienie - bo młodszemu może się wydawać. To mnie zatrzymało; uznałem, że Józef musiał być starszy, niż dotąd myślałem.

Ewangelie mówią też o braciach i siostrach Jezusa – ale rzadko myślimy, że to inne dzieci Józefa…

- Zgadza się, ja też tak myślałem: że Ewangelie mówią o braciach Jezusa, bo to jest taki normalny, bliskowschodni sposób myślenia, gdzie się krewnych liczy jako braci. Zresztą tak dalej jest w Ziemi Świętej, że krewnych męskich, rówieśników, nazywa się braćmi. Ale poproszono mnie o wygłoszenie rekolekcji o świętym Józefie. Jak mam robić rekolekcje, trzeba się przygotować. Więc poszedłem do biblioteki i odgrzebałem wszystko, co wiadomo na temat św. Józefa z piśmiennictwa starochrześcijańskiego pierwszych wieków. I okazało się, że punktem wspólnym wszystkich historii było to, że Józef był wdowcem i miał już dzieci. I to się wszystko zaczęło składać.

A co z określeniem, że Józef był „tylko opiekunem” Świętej Rodziny?

- Kiedy przygotowywałem te rekolekcje, byłem też uważny na to, co Kościół mówi o św. Józefie w swoim nauczaniu. Jest parę poważnych dokumentów na temat Józefa, które mówią o nim i jego relacji z Maryją. Myśmy się przyzwyczaili do św. Józefa „Opiekuna Świętej Rodziny”, ale dogmatycznie Kościół nigdy tego nie traktował jako jakiegoś opiekuństwa, ale jak normalne małżeństwo.

Ludzie czasem myślą o Świętej Rodzinie: nieskonsumowane małżeństwo, przybrane dziecko, co to za wzór małżeństwa… Jak myśleli w czasach Jezusa?

- Tak samo, jak się myśli teraz w Afryce i w Azji. Jak jest dziecko, to jest dziecko. Nikt nie wnika, jakie ono ma DNA: jeśli jest ojciec i ma dzieci, to są jego dzieci i koniec. Nie mówi się: pasierb czy nie pasierb. Do tego stopnia, że ojciec żeni się z wdową z dzieckiem i od tego momentu mówi się, że to jest jego dziecko. W biblijnym hebrajskim w ogóle nie ma takiego określenia jak „ojczym” czy „przybrane dziecko”. Język pokazuje mentalność: jest dziecko i cześć. Jeśli ojciec przyjął dziecko jako swoje, to je kochał i traktował jako swoje i koniec.

Czyli kiedy Józef przyjął Jezusa jako swojego Syna, wszyscy sąsiedzi i krewni uznali: to jest jego dziecko.

- Tak, to zamykało sprawę. Nikt nigdy do tego nie wracał. To my mamy taką mentalność. Tam było zupełnie inaczej. Co więcej, trzeba pamiętać, że dla Izraelity, który osiągnął dorosłość religijną, czyli miał dwanaście lat i zrobił Bar Micwę, oficjalnie ojcem stawał się Bóg. Czyli gdy dwunastoletni chłopak po Bar Micwie stał się dorosły, to jego tata liczył się w ten sposób, że to syn miał się o ojca troszczyć, a nie odwrotnie: i może też dlatego Jezus tak późno zaczął swoją działalność, że musiał się opiekować Józefem.

To mówi coś ciekawego o scenie w świątyni, kiedy dwunastoletni Jezus mówi rodzicom: byłem w tym, co należy do Ojca! Często myślimy, że to było wyjątkowe – to że Jezus miał już taką świadomość, że jego Ojcem jest sam Bóg. Czy dla każdego izraelskiego dwunastolatka to było wtedy coś oczywistego, że jego ojcem jest od teraz Bóg?

- Chyba tak. Żeby to dobrze zrozumieć: taki był, że tak powiem, ideał. Oczywiście w praktyce dzieciaki dalej się wychowywały z rodzicami aż do momentu zawarcia małżeństwa - dużo wcześniej niż u nas, bo to rodzice je żenili i cześć. Nie możemy na sto procent powiedzieć, czy tak było z Jezusem, bo mamy tylko te źródła, które są spisane i nie znamy na sto procent całej tej kultury, ducha religijności, klanowości. Mamy tylko pewne okruchy i na ich podstawie próbujemy złożyć całość.

A o Józefie wiemy skąd?

- Z pism, które są z naszego punktu widzenia mocno wiarygodne, czyli z tak zwanej tradycji jerozolimskiej. To opisy wydarzeń i wypowiedzi, które nie znalazły się w Ewangeliach, przekazane przez pierwszych chrześcijan pochodzących z tamtego rejonu. Za ich wiarygodnością przemawia między innymi to, że są bardzo zgodne na temat Józefa. Kwestie sporne mielibyśmy, gdyby jedni mówili, że Józef był młody, a „bracia Jezusa” to byli Jego krewni, a inni, że Józef był stary i miał już synów. Tymczasem wszędzie w pismach starochrześcijańskich mamy przekaz, że Józef był wdowcem. O tym, co się działo w czasie dzieciństwa Jezusa, wiemy z „Historii narodzin Maryi”. Jej najstarsza część, czyli pierwsze trzynaście rozdziałów mówią między innymi o Józefie i o tym, że był wdowcem i miał dzieci. To jest bardzo stara tradycja, sięgająca pierwszego wieku – tak jak Ewangelie: Apokalipsa jest już późniejsza. Ta historia mówi, że Józef, gdy zawarł małżeństwo z Maryją, był już starszy, czyli był zgodnie z Ewangelią sprawiedliwym - czterdziestolatkiem.

To z kolei nam burzy obraz Józefa nie znającego seksu i żyjącego we wstrzemięźliwości przez całe swoje życie – co jest trudnym ideałem zwłaszcza dla mężczyzn – bo mamy tu jednak mężczyznę, który miał udane pożycie małżeńskie i nie był go przez Boga zupełnie pozbawiony.

- Tu trzeba coś wytłumaczyć: w mentalności tamtego Izraela męskość była pojmowana zupełnie inaczej, nie wyłącznie przez seksualność, jak na to patrzymy w naszej europejskiej kulturze. Dla nich mężczyzna to był ktoś, kto miał rodzinę, dzieci, najlepiej paru synów, był odpowiedzialny za rodzinę, za żonę, potrafił w odniesieniu do siebie, do rodziny, do społeczeństwa mądrze podejmować decyzje, które były z ducha Bożego. Był sprawczy, decyzyjny, odpowiedzialny – to był chłop! I taki pewnie był święty Józef.

I ten Józef, który ma czterdziestkę, jest wdowcem i ma dzieci z pierwszego małżeństwa, jest sprawczy i odpowiedzialny, dostaje Maryję za żonę.

- O tym nam mówi „Historia narodzin Maryi”, do której ja bym miał zaufanie.

Dlaczego?

- Dlatego, że jeżeli jest jakieś pismo, które do nas dotarło po grecku i ten oryginał grecki jest z początku drugiego wieku, a do tego tekst powstał ewidentnie w środowisku palestyńskim, czyli oryginał musiał być napisany po aramejsku, trzeba liczyć, że od momentu napisania do momentu uzyskania takiej popularności, że ludzie postanowili go przetłumaczyć na grecki, musiało minąć ze dwadzieścia lat. Potem jeszcze z dziesięć na tłumaczenie i redagowanie – bo wtedy książki się tak nie rozchodziły jak dzisiaj (śmiech). Co więcej, autor zaznacza, ze spisał księgę w 50 roku naszej ery – i nie ma nic, co mogłoby temu przeczyć. Można więc przyjąć, że jest naprawdę stara. Do tego, gdyby była tam napisana nieprawda, to ci, którzy znali tę historię, bo mieszkali z Józefem po sąsiedzku, albo ich dzieci mogliby szybko udowodnić, że to bzdury, gdy opowieść zaczynała się rozchodzić.

Często do wszystkich tradycji i tekstów spoza Pisma Świętego podchodzi się bardzo podejrzliwie, zwłaszcza do tych, które się nazywa apokryfami, bo apokryf w powszechnym rozumieniu to jest średnio wiarygodna historia wymyślona długo po fakcie dla zaspokojenia ciekawości ludzi.

- No właśnie! A trzeba pamiętać, że apokryfami nazywamy też teksty, które nie weszły do kanonu Pisma Świętego, ale normalnie funkcjonowały w mentalności i świadomości chrześcijan i były czytane na liturgiach, jak Księga Henocha, Apokalipsa Eliasza, Didache czy Pasterz Hermasa. Mamy spisane świadectwa, że były czytane, wiemy też, że Kościół z różnych względów niektórych rzeczy do kanonu nie wziął.

Dlaczego?

- Po pierwsze dlatego, że niektóre teksty nie dotyczyły stricte zbawienia - więc „Historii narodzenia Maryi” nie wzięto do kanonu. Eucharystię zaczęto po jakimś czasie sprawować w sposób rzymski, tak, jak my dzisiaj, czyli nie robiło się agapy, nie było Eucharystii w trakcie uczty, jak to było w pierwszym wieku i jak to opisuje św. Paweł w liście do Koryntian. Didache też tak to opisuje, więc pewnie po to, by nie mącić ludziom w głowach, Didache też nie wzięto do kanonu. 

Kościół podchodził sceptycznie do tych bardzo starych tradycji, czyli historii pochodzących z czasów Jezusa.

- Ten bardzo mocny sceptycyzm został nam po pewnym kryzysie biblistyki, który miał miejsce na początku XX wieku. Kryzys spowodowali protestanccy bibliści niemieccy, którym zarzuca się, że pewne rzeczy przekabacali ze względu na antysemityzm, który już wtedy miał miejsce w Niemczech. Ci bibliści zrobili takie założenie, że Hebrajczyk Jezus historyczny bardzo, bardzo się różnił od Chrystusa wiary. Czyli że ta postać Chrystusa wiary, którego Kościół wyznaje, powstała po tym, jak Kościół stał się Kościołem narodów, co nastąpiło w drugim wieku. Założenie mówiło też, że tego, jaki był żyjący w I wieku Jezus, nie wiemy, bo ekipa apostołów i pierwszych uczniów z dobrą intencją zinterpretowała w pewien sposób to, co Jezus mówił i czego dokonywał i te rzeczy zostały spisane - ale nie w I wieku, tylko dopiero w II wieku. Takie były założenia tej niemieckiej szkoły, nazwanej Formgeschichte, bardzo sceptycznej wobec pism starochrześcijańskich łącznie z Ewangeliami. To był duży wstrząs dla całej biblistyki, bo te teorie wyglądały sensownie i tłumaczyły mnóstwo różnych rzeczy, których nie potrafiliśmy sobie wcześniej wyjaśnić. Od siebie dodam, że nie potrafiliśmy wyjaśnić, bośmy na wiele wieków zapomnieli całą tradycję hebrajską.

I nie mieliśmy punktu odniesienia.

- Nawet Miszny nie znaliśmy! Co więcej, jak się czyta opracowania na temat Talmudu z tamtej epoki, to one są bardzo tendencyjne. Nie odnoszą się w ogóle do tradycji hebrajskiej, tylko podkreślają, ze w Talmudzie są antychrześcijańskie kawałki, i to jeszcze robiąc taką wysublimowaną interpretację, z której nigdy nie korzystali sami rabini. Przykład: jest w Talmudzie Jeszu Ben Stada, bardzo negatywna postać. Te opracowania na temat Talmudu mówią, że to jest antychrześcijańskie, bo Jeszu Ben Stada to nasz Jezus. Ale ani w pismach rabinów w przeciągu kilkunastu wieków, ani nawet w tak antychrześcijańskiej, średniowiecznej żydowskiej beletrystyce jak Toledot Jeszu nigdzie nie jest użyty ten argument z Talmudu, który wydawałby się bardzo racjonalny i poważny. Sami Żydzi się nigdzie nie odnoszą do Jeszu Ben Stada, są przekonani, że to był jakiś inny gość, nie nasz Jezus. Ale ci, którzy opisywali kwestie, które są w Talmudzie antychrześcijańskie, właśnie to przypisali Żydom, nie zwracając uwagi na fakt, że Żydzi nie traktowali tego jak opowieści o Jezusie. Dlatego to, co się znajduje w chrześcijańskiej literaturze na ten temat przed XX wiekiem, jest dość tendencyjne i dość antysemickie. I co najważniejsze – w tej literaturze na temat Izraela z epoki Jezusa brakuje takich źródeł, jak choćby Targumy, Midrasze czy właśnie Talmud. One są w ogóle nieużywane, jakby uznano, że są do niczego nie potrzebne! Tak było aż do XX wieku.

Czyli gdy rozwinęła się Formgeschichte, bibliści nie mieli argumentów przeciwko jej teoriom, ponieważ nie mieli ich skąd wziąć, bo wcześniejsze źródła były nieznane i lekceważone?

- Dokładnie. Nie mieli z kim dyskutować. Nawet w Kościele katolickim doszło do tego, że zaczęto przyjmować fakt, że Ewangelie tak naprawdę zostały spisane w drugim wieku, że po grecku... Potem się zaczęło dziać, dzięki Bogu, bo Bóg wzbudził archeologów (śmiech). I archeolodzy wygrzebali jakiś taki kawałeczek, taki malutki, papirusu. Zachował się w grotach znad Morza Martwego. Jak zaczęli oglądać ten kawałeczek ze wszystkich możliwych stron, wyszło, że to może być tylko i wyłącznie fragment Ewangelii św. Mateusza. Tyle, że ten kawałeczek był z groty, która była zamknięta około 60 czy 70 roku -  co znaczyło, ze musiał być napisany wcześniej, w latach 50-tych. I tu się pojawiła pierwsza rysa na Formgeschichte, bo się okazało, że mamy kawałeczek z Ewangelii napisanej jeszcze w latach 50-tych I wieku. To już była sprawa poważna, więc zaczęło się dziać. Po zbadaniu tematu na nowo powstało wyjaśnienie, do dziś nas obowiązujące. Mówi, że wiele rzeczy w Ewangeliach jest spisanych w taki zwięzły sposób ze względu na redakcję. Zwój Ewangelii był bardzo drogi, a pierwszym wspólnotom zależało, żeby mieć taki zwój na własny użytek.

Więc następowała redakcja, by było krócej i taniej?

- Tak, dlatego Ewangelie są tak skondensowane. Wszystko, co było mniej istotne, pomijano. Krótko mówiąc, z przyczyn czysto praktycznych doprowadzono do tego, że Ewangelie zawierają samo „mięcho”, i to jeszcze tak poukładane, że historia nie zawsze jest przedstawiona chronologicznie, ale zbiera mowy Jezusa czy wydarzenia tak, żeby one były bardziej kompletne, pouzupełniane przez inne wypowiedzi.

To nie zaburza przekazu?

- Wręcz przeciwnie: tak w ogóle powstawało Pismo Święte. Weźmy na przykład Księgę Izajasza. W Biblii mamy jedną księgę, ale ona była uzupełniana rozmaitymi proroctwami przez trzysta lat. Dla Izraela to było normalne, że jak jest jakiś temat i pojawia się w tym temacie ważna wypowiedź, to ona nie jest wpisana chronologicznie z tyłu jako nowsza, tylko się ją dopisuje do poprzedniej. I tak samo było z Ewangeliami. Jedną ważną wypowiedź Jezusa na konkretny temat dopisywano do innej ważnej wypowiedzi Jezusa czy ważnego czynu Jezusa, żeby to było razem. To też było bardzo praktyczne: jak się czyta taką Ewangelię na Eucharystii, na którą w greckim świecie przychodzi dużo ludzi, którzy nie potrafią czytać i ich jedyny kontakt z Ewangelią to jest słuchanie jej na liturgiach, ważne jest, by słyszeli łatwiejszy do zapamiętania fragment jednotematyczny zamiast pięciu fragmentów różnotematycznych.

Kościół to wszystko powyjaśniał i w ten sposób, dzięki Bogu, to dzisiaj rozumiemy. A od czasu Soboru Watykańskiego II, jak już „te żydy” przestały być heretykami, potępieńcami i bogobójcami, bibliści zaczęli się coraz bardziej interesować tymi rzeczami, które były zapomniane przez całe wieki, ale niosą ze sobą bardzo dużo informacji na temat kultury obrzędowości i wiary Izraela z czasów Jezusa. Dzięki poznaniu tej tradycji hebrajskiej dziś już wiemy na pewno, że Jezus Ewangelii to Chrystus wiary, bo niemożliwe byłoby już nawet w II wieku wymyślić tak genialnego i błyskotliwego rabina-Mesjasza w pełni kompatybilnego z kulturą, obyczajami i religijnością Izraela z epoki sprzed zburzenia Świątyni w 70 roku. I ten kierunek biblistyki się wciąż rozwija, bo to jest coś, czego nam brakuje: tej wiedzy, czy na przykład wszyscy chłopacy w wieku Pana Jezusa po dwunastym roku życia uznawali, że są dorośli i mają nad sobą tylko ojcostwo Boga, czy nie. W źródłach, które mamy spisane, tego nie ma. Brakuje nam tego i te okruchy, które mamy, trzeba sklejać. To się udaje, a poza tym również archeologia idzie do przodu, ciągle coś nowego się odkrywa w Ziemi Świętej czy na Synaju. Idziemy z tym do przodu i za jakieś kilkadziesiąt lat będziemy dużo mądrzejsi.

---

Ks. Sławomir Abramowski – proboszcz parafii pw. św. Jana Pawła II na warszawskim Bemowie, lekarz po Warszawskiej Akademii Medycznej i doktor teologii biblijnej. Przez 12 lat pełnił posługę misyjną w Izraelu i Palestynie. Autor m.in. książki "12 historii Jezusie, które rzucają nowe światło na rozumienie Ewangelii"

 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Katarzyna Pytlarz

Święty Józef - patron naszych czasów

To już trzecia część bestsellerowej serii Cudów świętego Józefa. Słynna mistyczka Marta Robin uważała, że XXI wiek będzie należał do świętego Józefa. Ta książka jest tego bezsprzecznym dowodem. Zamieszczone...

Skomentuj artykuł

Święty Józef nie był młody, był wdowcem, miał już dzieci. Skąd to wiemy? [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.