W drodze powrotnej do Boga
„Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami». Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom». A gdy szli, zostali oczyszczeni” (Łk 17,12-14). Wśród dziesięciu uzdrowionych z trądu był jeden obcokrajowiec, Samarytanin. Ci uważani byli przez Żydów, i z wzajemnością, za wrogów. Czymś, co jednak połączyło tych dziesięciu, była choroba. Dla niej nie ma ani różnic etnicznych, ani podziałów społecznych, a tym bardziej religijnych. Choroba wszystkich traktuje na równi.
Liturgia Słowa nie mówi nam jednak dzisiaj o chorobie, lecz o wdzięczności wobec Boga za nowe życie otrzymane w wyniku cudu uzdrowienia. Wydaje się, że w takim przypadku wdzięczność jest czymś oczywistym, ale nie zawsze tak się dzieje, jak pokazuje nam jasno odczytywany dziś fragment Ewangelii wg św. Łukasza. Jezus, do którego trędowatych przyprowadziły choroba oraz towarzyszące jej cierpienie fizyczne i psychiczne, każe im iść i pokazać się kapłanom. Uzdrowienie wymaga bowiem przebycia pewnej drogi. Zostają oczyszczeni, kiedy szli.
Każde uzdrowienie ciała, którego dokonuje Jezus na kartach Ewangelii, prowadzi człowieka przede wszystkim do uzdrowienia duszy poprzez nawrócenie. Jeden z trędowatych, Samarytanin, widząc, że został uzdrowiony, zawraca i jako jedyny z dziesięciu przychodzi do Jezusa po raz drugi – tym razem już jako oczyszczony i pełen wdzięczności: „Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec” (Łk 17,18). Nie ma on „swoich” kapłanów, nie ma „swojego” oficjalnego kultu. Nie ma świątyni, do której mógłby pójść, ponieważ jego świątynia, na górze Garizim, została zniszczona przez Hebrajczyków. Wraca jednak do prawdziwej Świątyni Boga, przez którą został uzdrowiony. Wiara pozwoliła mu dostrzec w Jezusie Boga Żywego i Uzdrawiającego.
Wraca także i Syryjczyk Naaman, bohater dzisiejszego pierwszego czytania. Wraca do proroka Elizeusza, którym Bóg posłużył się, uzdrawiając go. Wraca, żeby wychwalić Boga, którego odnalazł dzięki oczyszczającemu działaniu łaski: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem. A teraz zechciej przyjąć dar wdzięczności od twego sługi” (2 Krl 5,15). I my, którzy tak często przez sakramentalne działanie Kościoła doświadczamy uzdrowienia, mamy być nieustannie w drodze powrotnej do Boga. Każdego dnia zawracajmy więc z dróg, które wybraliśmy sobie sami, by znów znaleźć się przy Tym, o którym św. Paweł pisze do biskupa Tymoteusza: „Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida. On według Ewangelii mojej powstał z martwych” (2 Tm 2,8).
Droga powrotna do Boga ma być drogą wdzięczności. Czasami wdzięczność źle nam się kojarzy – z jakimiś niezdrowymi układami. Ktoś wobec kogoś ma za coś dług wdzięczności, bo skorzystał z czyjejś pomocy czy też przysługi. Był zbyt słaby, żeby samemu sobie poradzić, potrzebował drugiej osoby, która teraz oczekuje wdzięczności. Bóg nie chce nas wiązać ze sobą w ten sposób. Wdzięczności wobec Niego nie mamy rozumieć jako oznaki słabości. Wdzięczność okazywana Bogu za Jego dzieła nie ma nas upokorzyć, lecz ośmielić i przybliżyć do Niego, ponieważ Jego miłość jest bezinteresowna. Wdzięczność rodzi się tam, gdzie człowiek widzi, że sam nie dałby sobie rady, ale doświadczył pomocnej dłoni Stwórcy. Pełna wiary i zaufania Bogu wdzięczność daje też człowiekowi niesamowitą siłę, by nawet w wielkich trudnościach nie przestawać świadczyć o zbawieniu w Chrystusie: „Dla niej [Ewangelii] znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca; ale słowo Boże nie uległo skrępowaniu” (2 Tm 2,9).
Dzisiejsza liturgia Słowa mówi nam również o zyskiwaniu nowego życia dzięki uzdrawiającemu działaniu Boga, co jest bezpośrednią przyczyną wdzięczności ze strony człowieka. „Wódz syryjski Naaman, który był trędowaty, zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa proroka Elizeusza, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony” (2 Krl 5,14). Dla Naamana nie był to powrót do stanu sprzed choroby, ale zyskał nowe życie – i to dosłownie, co widać gołym okiem po jego wyglądzie! Męskie ciało żołnierza stało się na powrót młode, „jak ciało małego dziecka” – niedoświadczone życiem i pracą, nienoszące na sobie śladów stoczonych przez lata walk. Nie tylko został oczyszczony z trądu, ale Bóg w tym cudzie uzdrowienia pokazał mu, że teraz naprawdę zaczyna się dla niego nowe życie, w którym to Jahwe będzie dla Naamana Panem. Stąd to tak jednoznaczne stwierdzenie, które pada z ust Syryjczyka: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem” (2 Krl 5,15). Człowiek ten przekonuje się do Boga wtedy, gdy – już prawie umierając – odzyskuje życie.
Św. Paweł stwierdza: „Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy” (2 Tm 2,11). Chrześcijaństwo jest religią nieustannego umierania i zmartwychwstawania. Trzeba nam stracić życie, by zyskać nowe i to wiele razy lepsze. Co to oznacza? Mamy oddać Chrystusowi to, co w nas jest przeciw Niemu. Mamy umrzeć dla grzechu, wyrzekając się go za każdym razem, kiedy ulegniemy pokusie. Można umrzeć nie z Chrystusem, czyli pogrążyć się w beznadziei z przeświadczeniem, że jestem zbyt słaby, by powstać z moich grzechów. Ale wtedy nie zyskuje się życia. Umrzeć z Chrystusem oznacza przyjść ze swoją chorobą do Niego i oddać się w Jego ręce.
Rozdzierające jest to wołanie trędowatych: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami” (Łk 17,13). Ulituj się, czyli zabierz to, co jest trudne, co nas przerasta, z czym sami nie potrafimy sobie poradzić, a przede wszystkim zwróć na nas uwagę! Ulituj się, czyli okaż miłosierdzie, ściągnij z nas ciężar, daj ulgę! Czy kiedykolwiek w swoim życiu prosiłem Boga o to, żeby się nade mną ulitował? Co to była za sytuacja? Czy nie zastanawiałem się, dlaczego Bóg nie zawsze się lituje, czyli nie zawsze ściąga z człowieka przygniatający go ciężar? Nie tylko dobre, ale także złe wydarzenia mogą stać się dla człowieka okazją do umocnienia relacji z Bogiem – ważna jest perspektywa, z jakiej się na nie patrzy. Wiara może sprawić, że zaczniemy patrzeć na życie z perspektywy Królestwa Bożego, a to zmienia całą postać rzeczy.
Skomentuj artykuł