W przyjaźni śmierć nie istnieje

Fot. Jakub Kołacz SJ

Myśl, która stanowi dla mnie spoiwo całej dzisiejszej liturgii słowa, to ta, że Jezus uważa nas za swoich przyjaciół. To naprawdę poważna sprawa. Może czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, nie dociera do nas, że to wielka rzecz mieć za swojego przyjaciela samego Syna Bożego. Chciałbym więc, na podstawie osobistych doświadczeń, podzielić się tym, jak rozumiem przyjaźń. Bo zdaje się, że to dobry trop, by zrozumieć, do jak bardzo bliskiej relacji zaprasza nas Jezus, mówiąc: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. […] Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 9.15).

Przyjaciel to ktoś, przy kim mogę być sobą w stu procentach, przy kim nie muszę ważyć słów i zastanawiać się, co powiedzieć, a co zostawić dla siebie. Owszem, są etapy dopuszczania przyjaciela do kolejnych intymnych części duszy, ale mówimy w tym momencie o przyjaźni głębokiej, która jest pewnym zjednoczeniem serc w miłości. Ze strony przyjaciela nie boję się osądu, oceny czy odtrącenia, stąd potrafię się przed nim otworzyć na oścież. Nazywamy to zaufaniem. Czuję się bezpiecznie, więc nie ukrywam już niczego, wylewam z siebie to, co we mnie najgorsze, i zarazem odkrywam, czasami z naprawdę wielkim zdumieniem, że nie zostałem odtrącony, lecz zaakceptowany. Przyjaźń zaskakuje – zazwyczaj pozytywnie, choć nieodłącznym elementem zacieśniania więzi jest też odkrywanie bolesnej prawdy o przyjacielu. W przyjaźni jednak górę bierze miłość i przebaczenie.

Odkrywamy to mocno w przyjaźni z Jezusem, kiedy oczekujemy potępienia, a doświadczamy miłosierdzia, w miejsce spodziewanego surowego zgromienia pojawia się przytulenie, a zamiast cierpkich i przeszywających na wskroś słów słyszymy wyznanie miłości. W Jezusie bowiem nie istnieje nic, co miałoby znamiona śmierci, co mogłoby ją człowiekowi przynieść: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu” (1 J 4, 9). Innymi słowy, ze strony Jezusa możemy spodziewać się tylko tego, co dobre – nie wbije nam gwoździa do trumny, lecz podniesie wieko, żebyśmy mogli powstać z martwych do nowego życia.

DEON.PL POLECA

Przyjaciel to ktoś, kto mnie interesuje. Chcę znać jego serce, jego myśli, jego historię – nie po to, żeby zaspokoić własną ciekawość, lecz żeby lepiej zrozumieć i jeszcze bardziej ukochać tę osobę. W przyjaźni dokonuje się poznawanie, czyli odkrywanie, kim jest ten drugi, i zachwyt wewnętrznym pięknem, które nie wynika z doskonałości, lecz z samego faktu istnienia. Stąd czasami mówimy przyjacielowi: „Dobrze, że jesteś”. Bo to nam naprawdę wystarczy. Przyjaciel to ktoś, z kim potrafię rozmawiać godzinami, ale to także osoba, z którą mogę na wspólny temat… pomilczeć.

I tutaj muszą pojawić się pytania o moją relację z Jezusem: Czy interesuję się Nim? Czy chcę Go poznawać coraz lepiej? Czy chcę Go zrozumieć? Czy dobrze mi z Nim? Czy pozwalam Bogu być sobą? To ostatnie pytanie może dziwić, ale jest bardzo uzasadnione. Do relacji z Bogiem podchodzimy bowiem często z jakimiś założeniami, które niejednokrotnie nijak się mają do rzeczywistości – Bóg okazuje się inny niż Go sobie wyobrażaliśmy. Widzimy to dzięki Jego Słowu, które niesie ze sobą konkretną treść, ale też jest mocą wciąż działającą w nas, w innych ludziach i w świecie. I właśnie poprzez to działanie widzimy, że Bóg jest inny niż myśleliśmy. Żyć w przyjaźni z Nim będzie więc oznaczało pozwolić Mu być sobą. Widzimy, jak pięknie odkryli to członkowie pierwszego Kościoła: „Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan” (Dz 10, 44-45).

Przyjaciel to też ktoś, kogo ja interesuję. Dzięki temu łatwo jest odróżnić przyjaźń od zwykłej znajomości. Przyjaciel będzie mnie słuchał i dopytywał, próbując coraz lepiej mnie zrozumieć i wejść w głębię. Wszystko to dokonuje się oczywiście w pełnej wolności – tego prawdziwy przyjaciel nigdy nie pogwałci, szanując moje granice, stawiając niekiedy własne i radując się wtedy, gdy miłość pozwoli je z czasem przesunąć, by być jeszcze bliżej siebie. Przyjaźń to decyzja i wybór. W relacji z Jezusem inicjatywa jest zawsze po Jego stronie: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował” (1 J 4, 10). Nasze wybranie Boga i decyzja o wejściu z Nim w przyjaźń jest zawsze odpowiedzią – odkryciem, że zaproszenie już zostało do nas skierowane.

Przyjaciel to ktoś, kogo chcę obdarowywać. Nie tylko materialnie, to też jest część przyjaźni, że dla przyjaciela nie żałuję niczego, ale w gruncie rzeczy jest to bardzo drugorzędne albo i nawet zupełnie nieistotne. Przyjacielowi chcę przede wszystkim dawać samego siebie – swój czas, swoje siły, swoją uwagę. I działa to oczywiście w obie strony. Kiedy z różnych względów to dawanie siebie nie jest możliwe w takim wymiarze, jakiego bym chciał, pojawia się tęsknota za obecnością przyjaciela. Łakniemy słów, spojrzeń i uśmiechów, bo odkrywamy w tym miłość, która wyraża się w prosty, ale docierający do serca i intelektu sposób.

Przyjaciel to również ktoś, kto daje mi siebie. Ewangelia jasno mówi: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Przyjaciel nie wylicza minut i nie wypomina spędzonych razem godzin, choć nie zawsze musiał być to piękny czas, niekiedy są to niezwykle trudne chwile. Przyjaciel obdarza życiem i łączącą się z nim nierozerwalnie radością. Kiedy czuję, że dzięki komuś dokonuje się we mnie zmartwychwstanie, to znaczy, że łączy nas przyjaźń. W przyjaźni śmierć, rozumiana jako obumarcie związane z grzechem pojawiającym się w relacji osób, jest zawsze na przegranej pozycji. Kiedy się ją odkrywa, to ona nigdy nie przeraża, choć ból z nią związany może być niewyobrażalny. W przyjaźni nie istnieje jednak coś takiego jak koniec – tam, gdzie doświadcza się śmierci, tam też rozpoczynają się poszukiwania życia.

Przyjaźń to relacja przynosząca piękne owoce, czasami bardzo zaskakujące. Odkrywać możemy to w przyjaźni z Jezusem, kiedy przez bliskość z Nim zaczynamy poznawać Jego wolę i logikę miłości, którą się kieruje. I to staje się stylem naszego życia. Zaczynamy patrzeć na świat inaczej, zmieniają się nasze pragnienia. Wówczas otwiera się w nas możliwość wypełnienia się słów Chrystusa: „Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15, 16). Żyjąc w przyjaźni z Jezusem, będziemy prosić o to, co będzie dla nas najlepsze. A tego Bóg nam nie poskąpi. Często też odkryjemy, że nie musimy już o nic prosić, bo wszystko już dostaliśmy. Otrzymaliśmy przecież bliskość, której nikt nas nie pozbawi. Otrzymaliśmy życie, które nie dało się przezwyciężyć śmierci. Otrzymaliśmy miłość, która otworzyła na całą szerokość drzwi do nieba.

Otrzymana i doświadczana miłość ze strony Boga ma być dla nas także siłą do tego, by kochać innych. W relacji z drugim człowiekiem będziemy dostrzegać, jak blisko jesteśmy z Jezusem bądź też jak mało jeszcze czujemy się Jego przyjaciółmi: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością” (1 J 4, 7-8).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W przyjaźni śmierć nie istnieje
Komentarze (1)
TB
~Tadeusz Borkowski
5 maja 2024, 09:55
Ten tekst to jak natchniona modlitwa.Trzeba go przeżyć i to parokrotnie.