Dwa w jednym – rozmowa o diakonacie stałym

Dwa w jednym – rozmowa o diakonacie stałym
(fot. Catholic Church (England and Wales)/flickr.com)
KAI / psd

O diakonacie stałym, o tym, na czym polega, jaka jest istota tej posługi w Kościele i jak doszło do święceń mówi w rozmowie z KAI diakon stały Bogdan Sadowski, wieloletni redaktor programów katolickich TVP.

Bogdan Sadowski: Od dziecka ciągnęło mnie do ołtarza. Byłem lektorem, zaliczałem wszystkie stopnie ministrantury. Diakonat jest konsekwencją tej pasji, obecności Boga w liturgii. Byłoby naturalne gdybym został księdzem i był taki moment, gdy bardzo poważnie zastanawiałem się nad pójściem do seminarium, ale nie czułem powołania do bycia księdzem, wbrew opiniom cioci, mamy czy wujka, którzy uważali, że powinienem nim być. Z perspektywy czasu mam pewność, że dobrze rozeznałem moje świeckie powołanie – założyłem rodzinę, pracowałem w mediach.

Diakonat stały – choć prawo kanoniczne na to zezwalało, w Polsce było całkowitym novum. Czy trudno było przekonać przełożonych, że taka posługa ma sens?

DEON.PL POLECA

W Polsce nigdy nie było diakonatu stałego. W okresie, gdy za Mieszka I przyjmowaliśmy w X w. chrzest diakonat stały w Kościele zachodnim już zaniknął, nie było więc takiej praktyki także w naszym lokalnym Kościele. Urząd ten przywrócił Sobór Watykański II i dość szybko ta zmiana została wprowadzona w życie, ale w innych Kościołach lokalnych. U nas, w czasach PRL biskupi rozeznali, że nie ma takiej potrzeby. Była w tym także ostrożna mądrość ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego.

Jak się Pan dowiedział, że można zostać diakonem stałym?

Na studiach, a z wykształcenia jestem magistrem teologii z zakresu sztuki kościelnej. Skończyłem Akademię Teologii Katolickiej. Na zajęciach przerabialiśmy dokumenty Soboru i gdy dowiedziałem się, że jest taka posługa w Kościele bardzo mnie to zafascynowało. To jakby idealnie odpowiadało moim pragnieniom – być w świecie, a jednocześnie blisko ołtarza. Po śmierci kard. Wyszyńskiego napisałem do kard. Józefa Glempa w tej sprawie. Nawet nie wiem, czy ten list doszedł, przekazałem go nie pocztą, a przez prywatną osobę. Napisałem w nim, że wierzę, że w Polsce kiedyś będzie diakonat, nie wiem jak i kiedy, ale jeżeli, to bardzo bym pragnął... Taki młodzieńczy zryw. W archiwach się pewnie znajdzie.

Potem o tym zapomniałem, ale temat został podjęty na II Synodzie Plenarnym, w jego dokumentach był postulat o wprowadzenie diakonów stałych. W pewnej chwili księża biskupi uznali, że można ten urząd przywrócić.

Jak i kiedy przekonał Pan swojego biskupa do takiej decyzji?

Ksiądz Prymas Glemp nie był na początku przekonany o potrzebie udzielenia mi święceń. Prawo kanoniczne stawia jednoznaczne wymagania, procedury są jasno określone – diakonów stałych wyświęca się w sytuacji, gdy jest ważna potrzeba. Ks. Prymas sugerował żebym został nadzwyczajnym szafarzem Komunii św. Przez parę lat byłem więc szafarzem, a gdy kard. Glemp przeszedł na emeryturę poszedłem do nowego biskupa. Abp Kazimierz Nycz udzielił mi formalnej zgody na rozpoczęcie formacji. Wówczas też powstał ośrodek w Osieku w diecezji toruńskiej, gdzie kandydaci na diakonów jeździli na formację. Dołączyłem do grona kandydatów, było nas w pewnym momencie 12, niektórzy się wykruszyli, część pochodziła z diecezji, których biskupi nie widzieli potrzeby święcenia diakonów stałych.

Kiedy abp Nycz podjął taką decyzję, były też problemy natury kanonicznej – w diecezji nie było takiego stanu jak diakoni stali. Biskup musi wziąć pod uwagę opinię Rady Kapłańskiej. Część księży wykazywała rezerwę, choć moim zdaniem nie można mówić o niechęci czy niezrozumieniu z ich strony, a raczej o trudnościach w przecieraniu nowych szlaków.

Poparcie w archidiecezji nie było 100-procentowe, nie wszyscy księża byli o tym przekonani. Może pomogło to, że niektórzy księża mnie znali, choć mogło to działać także na moją niekorzyść.

Po specjalnym przygotowaniu teologicznym nadszedł dzień święceń. Jak wygląda ceremonia?

Diakon ślubuje posłuszeństwo biskupowi i jego prawowitym następcom, następuje gest nałożenia rąk, modlitwa konsekracyjna. Nakłada się dalmatykę, pomagał mi w tym pierwszy diakon stały w Polsce, Tomek Chmielewski z Torunia – piękny obrzęd, który pokazuje, że od tej chwili już jestem włączony do stanu duchownego i Eucharystia jest kontynuowana, a nowy diakon już posługuje.

Jakie są Pańskie obowiązki w parafii?

Nie mam w zasadzie stałych obowiązków. Mam obowiązek odprawiania liturgii godzin, czyli brewiarza, i to tylko jutrzni i nieszporów. Reszta zależy od decyzji proboszcza. Codziennie jestem na Mszy św., w trakcie której posługuję do Mszy. Mało kto wie, że historycznie to był obowiązek diakona właśnie i tylko wobec jego braku zastępowali go ministranci. To oni są nadzwyczajnymi pomocnikami przy sprawowaniu liturgii. Posługuję przy Mszale i kielichu, ale mam też prawo odczytywania Ewangelii. Wiele razy zdarzało się, że głosiłem kazania, udzielam Komunii św. – diakon jest jej zwyczajnym szafarzem.

W Wielki Czwartek, podczas Mszy św. Krzyżma w katedrze warszawskiej przewodził Pan procesji, w której niesiono pojemniki z olejami do poświęcenia.

To było wielkie przeżycie, gdy prezbiterzy gromadzą się wokół biskupa, jest to piękny znak jedności. Komentator, wyjaśniający co dzieje się w czasie liturgii zauważył, że w procesji idzie pierwszy diakon stały archidiecezji, zresztą jedyny w metropolii warszawskiej. To było wzruszające, widziałem wielką życzliwość w oczach księży.

Czy wszyscy księża są równie życzliwi, jak oni na to reagują? Uważają, że Pana posługa jest potrzebna, czy traktują Pana jako osobę, która nie wiedzieć czemu uparła się aby zostać diakonem?

Pewnie są i księża nastawieni sceptycznie. Jednak większość okazuje mi wielką życzliwość, otwartość, serdeczność.

Na świecie jest ponad 30 tys. diakonów, w Polsce jest 4. Czy oznacza to, że nie mamy problemów z powołaniami?

Tak, nie ma na razie nadzwyczajnej potrzeby „zatykania dziur” jak na Zachodzie, czy w krajach misyjnych, gdzie brakuje powołań. W Polsce kapłanów jest pod dostatkiem. Diakon nie jest więc tym, który ma „zaklejać dziury”, czyli zastępować nieobecnych księży. Kościół w Polsce charakteryzuje cierpliwość i powolne rozeznawanie potrzeb duszpasterskich. Wymóg pośpiechu to wpływ naszej cywilizacji, która wymaga natychmiastowego działania oraz jego skutków. Ja broniłbym Kościoła, wiem, że jego powolność jest w ostatecznym rozrachunku bardzo dobra.

A konkretnie, kilka lat temu Konferencja Episkopatu przyjęła Dyrektorium ustalające jak ma przebiegać przygotowanie diakonów stałych w Polsce. Zostało ono zatwierdzone przez Watykan ad experimentum, czyli na okres próbny 5 lat. Ten czas mija w tym roku, więc księża biskupi będą musieli jeszcze raz przemyśleć problem, powinien wypowiedzieć się także Watykan. Ale nie ma pośpiechu.

Jaką niepowtarzalną jakość wnosi ta posługa w Kościele?

Kodeks Prawa Kanonicznego wyraźnie podkreśla, że nie można wyświęcić diakona, jeśli nie ma potrzeby duszpasterskiej. Gdyby więc mój proboszcz uznał, że nie ma takiej potrzeby w parafii, to mimo tego, że ja bym chciał, i chciałby tego ks. Arcybiskup, nie można byłoby tego przeprowadzić. Jest to więc problem rozeznania autentycznej potrzeby duszpasterskiej.

Wynika tu sprawa roli świeckich w Kościele. Stosunek do diakonatu stałego jest z pewnością papierkiem lakmusowym pokazującym, jaki jest do nich stosunek. Diakon jest duchownym, choć ks. Arcybiskup mówił w czasie święceń, że jest to stanie między dwoma światami – duchownych i świeckich – i łączenie świeckiego życia z życiem duchownym. Jednak jest nas wciąż za mało i zbyt krótko posługujemy żebyśmy mogli robić jakieś podsumowania.

Jak zareagowali parafianie, gdy jeden z nich stanął po drugiej stronie ołtarza?

Od wielu lat posługuję w parafii, dlatego dla nikogo to nie było zaskoczeniem. Byli życzliwi. Są natomiast tacy, którzy nigdy nie podejdą do mnie żeby przyjąć Komunię św. Ja to rozumiem, każdy ma prawo myśleć po swojemu, oni wolą księdza.

Jak podsumuje Pan ten rok?

Jestem szczęśliwy. Trudno mi to opisać to szczęście precyzyjnie. Przez wiele lat chodziłem do chorych z Komunią św. jako nadzwyczajny szafarz, ale nie mogłem błogosławić. Teraz mam do tego prawo. A to jest coś pięknego, wielki dar, którego doświadczam i z którym mogę się dzielić. To wielkie słowa, ale nie można inaczej o tym mówić.

A co na to Pańska żona i synowie?

Zawsze mnie wspierali, także przez te lata, gdy starałem się te święcenia otrzymać. Rozmawialiśmy o tym, mam z ich strony wielką pomoc. A Krysia często mnie pyta, czy odmówiłem już brewiarz? Zwłaszcza gdy oglądam mecz przed telewizorem. Wówczas zdarza się, że spuszczam głowę i bardzo jej dziękuję za przypomnienie.

Jestem wdzięczny, że Kościół w Polsce podjął tę próbę. Uważam, że trzeba mieć wielką mądrość żeby coś takiego zrobić i tę powolność i ostrożność rozumiem, choć nie ukrywam, że dobrze by było gdyby w każdej diecezji było dwóch-trzech diakonów stałych i żebyśmy mieli możliwość dzielić się doświadczeniami, szukać dróg posługi.

Byłem kiedyś w pewnej parafii i po Mszy podszedł do mnie jeden z księży i powiedział, że „bardzo księdzu diakonowi dziękuje, gdyż widzę nareszcie, na czym polega godność Eucharystii, sprawowanej w różnych stopniach posługi”. Na razie obserwujemy, zastanawiamy się, rozeznajemy – jesteśmy na takim etapie w odniesieniu do posługi diakonów stałych, choć na koniec warto powtórzyć – początek już został zrobiony.

Bogdan Sadowski (1956), Absolwent ATK, pracował wiele lat w Telewizji Polskiej i w Telewizji Puls, obecnie z-ca dyr. ds. programowych Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Odznaczony krzyżem „Pro Ecclesia et Pontifice” decyzją Jana Pawła II (2003). Diakon stały Archidiecezji Warszawskiej (święcenia 2009). Żonaty, 2 synów (i 2 synowe).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dwa w jednym – rozmowa o diakonacie stałym
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.