Marcin Prokop szuka Boga

(fot quinn.anya / flickr.com)

We wczesnej młodości fascynowali mnie Indianie. Dzisiaj wiem już dlaczego. I o dziwo, nie wiąże się to z trylogią Krystyny i Alfreda Szklarskich "Złoto Gór Czarnych", ale z Marcinem Prokopem, który wcale nie przypomina Indianina, oraz z pewnym artykułem przeczytanym na portalu DEON.pl.

W książce "Bóg, kasa i rock'n'roll" Marcin Prokop w rozmowie z Szymonem Hołownią przyznaje, że byłby skłonny czcić Boga, gdyby ów mu się tylko pokazał. Bo ten znany prezenter telewizyjny za zespołem Kaliber 44 mógłby powtórzyć: "Dlaczego oczywistym dla mnie jest, że Ciebie nie ma? Bądź, a klęknę". Uważa, że w walczących ateistach jest pragnienie, by Go spotkać. Szkoda, że odpowiedź Hołowni "to otwórz oczy" przenosi tę nader interesującą dyskusję na kwestię języka, jakim posługują się wierzący (otwórz oczy, wypłyń na głębię, stań w prawdzie). Nie roszczę sobie pretensji, by udzielić lepszej odpowiedzi niż Hołownia, ani tym bardziej przekonać Prokopa, że nie może być dla niego oczywiste, że Boga nie ma. Wydaje mi się jednak, że warto nieco pomóc zastępcy dyrektora Religia.tv w udzieleniu odpowiedzi.

Obecność Boga nie jest taka oczywista dla wierzących. Wszak "Boga nikt nigdy nie widział" (J 1, 18), a i bł. Matka Teresa, i św. Teresa od Dzieciątka Jezus doświadczały Jego nieobecności, miały poczucie opuszczenia, nicości. Można powiedzieć, że czciły Boga, klękały przed nim, choć się im nie pokazywał. I zapewne niewiele pomogłoby im otwieranie oczu, bo te raczej miały otwarte. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że w gruncie rzeczy większość chrześcijan jest w podobnej sytuacji, a tylko niektórzy mają to "szczęście", że doznają przeżyć mistycznych i to tak "zwyczajnych" jak Joachim Badeni, który miewał wizje mistyczne przy obiedzie.

Być może i dla wierzących, i dla ateistów wspólne jest to, że bycie Boga mogą łatwo "przeoczyć", bo często jest to bycie milczące, nienarzucające się. Zastanawiam się, czy Bóg nie jest trochę podobny do kanadyjskich Indian Innu. Oto, co o tym plemieniu mówi misjonarz Piotr Dudek: "Dla nich nie czas jest najważniejszy, a obecność. Nieraz odwiedzają mnie na parafii dzieci. Wchodzą, pokręcą się po domu albo posiedzą piętnaście minut czy pół godziny, nic nie mówiąc. Potem tylko krótkie "Bye" i wychodzą… Nie ma żadnej rozmowy czy konkretnego celu wizyty. Istotna jest obecność drugiego człowieka. Zresztą Innu w ogóle raczej mało mówią. Swoje uczucia wyrażają poprzez gest lub spojrzenie. To ludzie ciszy i ducha".

DEON.PL POLECA

Może dla Boga też najważniejsza jest obecność. Tyle że obecność milcząca. Zresztą niekoniecznie musi to oznaczać brak rozmowy. Wszak i w naszych rozmowach zdarza się nam czasem razem pomilczeć. Niekiedy to ważniejsze niż wszystkie słowa.

Czy to obecność gorsza, bo nie taka, jakiej byśmy oczekiwali? Ale trzeba też zapytać, czy i o nas Jezus Chrystus nie mógłby powiedzieć: "Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników"" (Łk 7, 33-34)? Bóg prowadzący Izrael do Ziemi Obiecanej nam się nie podoba, bo się wtrąca w sprawy świata, a na dodatek jest okrutny i faworyzuje jeden naród, Bóg milczący i dający nam pole do działania też nam się nie podoba, bo to tak, jakby Go nie było.

Nie sposób jednak nie zapytać, dlaczego Bóg rozmawiający z Mojżeszem jak z przyjacielem twarzą w twarz (Wj 33, 11), stał się niczym Indianin Innu. Marcin Prokop zapewne odpowie, że jest dlatego, ponieważ świat coraz mniej Go potrzebuje, żeby wyjaśniać rzeczywistość, i dlatego jest On ze świata wypierany, przez co i nie mówi. Człowiek wierzący z kolei zapewne nie odpowie, że Bóg zobaczył, że jako wojownik się nie sprawdza, więc teraz postanowił pokazać się jako mistyk. Może jednak ta milcząca obecność Boga daje nam przedsmak tego, co nas czeka, gdy Bóg będzie wszystkim we wszystkich (1Kor 15, 28), gdy prócz miłości właściwie nic się nie ostanie. Być może miłość nie potrzebuje wielu słów i słupów ognia.

Czy więc nie jest tak, że nasz Bóg jak Indianin Innu przychodzi, by pobyć sobie z nami? Chrześcijanie wierzą, że dzieje się tak wtedy, gdy dwóch albo trzech zbiera się w Jego imię, zwłaszcza gdy łamią chleb i w ten sposób uczestniczą w uczcie ze Zmartwychwstałym. Może to źle, że nasza krzykliwość tę często milczącą obecność przesłania. Być może gdyby ważne było dla nas bycie, a nie czas, ta Boża obecność byłaby bardziej oczywista. Niewykluczone, że również dla Marcina Prokopa.

Wspomniany przez Szymona Hołownię postulat, by parafie w Polsce miały parafie partnerskie w innych krajach wydaje mi się całkiem trafiony. Zwłaszcza jeśli parafią zaprzyjaźnioną z parafią Marcina Prokopa byłaby parafia Indian Innu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Marcin Prokop szuka Boga
Komentarze (2)
M
MarKa
27 lutego 2012, 00:40
"Nie sposób jednak nie zapytać, dlaczego Bóg rozmawiający z Mojżeszem jak z przyjacielem twarzą w twarz (Wj 33, 11), stał się niczym Indianin Innu." Tylko że wtedy dla większości Izraelitów (o reszcie ludzkości nie wspominając) Bóg też był jak wspomniany Indianin. A "wybrani" żyli też w czasach bardziej nam współczesnych (św. Faustyna Kowalska chociażby), być może żyją i dzisiaj. "Wspomniany przez Szymona Hołownię postulat, by parafie w Polsce miały parafie partnerskie w innych krajach wydaje mi się całkiem trafiony. Zwłaszcza jeśli parafią zaprzyjaźnioną z parafią Marcina Prokopa byłaby parafia Indian Innu." Mnie też ten pomysł wydaje się trafiony, ale dla mojej parafii wolałabym inną... ;-)
J
ja
26 lutego 2012, 23:19
"Może jednak ta milcząca obecność Boga daje nam przedsmak tego, co nas czeka, gdy Bóg będzie wszystkim we wszystkich (1Kor 15, 28), gdy prócz miłości właściwie nic się nie ostanie. Być może miłość nie potrzebuje wielu słów i słupów ognia". Dziękuję