"Nie jest skandalem, gdy kleryk ma skłonności homoseksualne"
"Skandalem może być niewłaściwa reakcja przełożonych (...) znam podobne przypadki z innych diecezji. Jeżeli jednak wiernie dochowują czystości, pozostają Chrystusowymi kapłanami." - mówi abp Wojciech Polak.
***
Marek Zając: Przez lata naturalnym rezerwuarem powołań w Polsce były tradycyjne i pobożne rodziny, głównie wiejskie. Dziś przybywa kleryków z miast, z domów religijnie obojętnych, z rodzin rozbitych. Jaki ma to wpływ na kształcenie seminaryjne?
Abp Wojciech Polak: Ogromny. To przedmiot wielu debat zarówno w gronie wychowawców, jak też rektorów i biskupów. Okazało się na przykład, że na samym początku wychowania seminaryjnego musimy dziś wyrównywać poziom, bo kandydaci dysponują różną wiedzą religijną. Ale na tym nie koniec: obecnie kleryków trzeba wręcz ewangelizować, głosić im kerygmat, co przed laty było nie do pomyślenia.
To kwestia selekcji?
No właśnie, tu dotykamy sedna. Oczywiście kandydaci przechodzą screening psychologiczny, już nawet za moich czasów wypełniało się testy. Jednak naszym celem nie powinno być wyłącznie skrupulatne odsiewanie wszelkich przypadków, które wykraczają poza tradycyjny wzorzec. Musimy rozwinąć odpowiedni program wychowawczy — i to zarówno w seminarium, jak i poza nim. Jednym z dobrych przykładów są kursy dla dorosłych dzieci alkoholików (DDA), prowadzone w Wielkopolsce przez Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, nie tylko dla księży i zakonnic, ale już także dla kleryków. Oczywiście nikt niczego nie narzuca, tylko proponuje. Zdarza się, że po dwóch, trzech latach przychodzą wdzięczni klerycy i mówią, że udało się im coś ważnego prze pracować. Dzięki kursom stali się lepszymi, dojrzalszymi ludźmi. A to znaczy, że w przyszłości będą też lepszymi, dojrzalszymi księżmi.
Mimo skrupulatnych testów i tak nie unikniemy sytuacji, gdy kandydat doskonale się zakamufluje.
Zawsze mamy do czynienia z żywą naturą ludzką. Ludzie przy gotowujący się do kapłaństwa nie są wyjęci z procesu rozwojowego. Czasem problemy pojawiają się już w trakcie formacji, czasem wychodzą na powierzchnię dopiero po latach w para i nie jest skandalem, gdy w seminarium okaże się, że kleryk ma skłonności homoseksualne. Skandalem może być niewłaściwa reakcja przełożonych.
Benedykt XVI de facto zakazał przyjmowania mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych do seminarium.
Kościół stawia sprawę jasno: do przyjęcia święceń kapłańskich wymagana jest jednoznacznie męska tożsamość. Kropka. Dlatego pytanie o skłonności homoseksualne kleryka trzeba rozpatrywać pod kątem diagnozy, jak głęboko są ugruntowane, czy istnieje możliwość ich przepracowania. Jaka jest szansa na — nie chciał bym powiedzieć, że na uzdrowienie — ale na osiągnięcie dojrzałości i przeżywanie jednoznacznie męskiej tożsamości.
Rozumiem ostrożność papieża Benedykta, a jednocześnie znam dobrych księży, którzy mają skłonności homoseksualne, ale żyją w czystości.
Może pana zaskoczę: jako biskup nie umiałbym u siebie w diecezji wskazać takich kapłanów. Żaden ksiądz do mnie nie przy szedł i nie powiedział: "Jestem homoseksualistą". Oczywiście nie twierdzę, że ich nie ma. Zwłaszcza że znam podobne przypadki z innych diecezji. Jeżeli jednak wiernie dochowują czystości, pozostają Chrystusowymi kapłanami.
Kiedy powtarzamy, że Kościół jest wspólnotą słabych i grzesznych ludzi, niektórzy wzruszają ramionami, że to tylko puste słowa, frazesy, fałszywa pokora. Tymczasem niemal każdego dnia stykam się wśród księży ze zwyczajnymi ludzkimi sprawami. Jako biskup rozstrzygam różne dylematy, czasem długo szukam rozwiązania. Biorę odpowiedzialność za dalsze życie konkretnego człowieka.
I za jego zbawienie?
Na szczęście zbawia miłosierny Bóg, ale człowiek może bliźnim drogę do Boga znacznie wydłużyć i utrudnić.
W Kowalewie, w diecezji kaliskiej, ulokowano dom dla księży alkoholików, gdzie nie tak dawno uczestniczyłem w sympozjum z udziałem specjalistów, duchownych i świeckich. Postulowaliśmy, żeby powstało vademecum, które pozwoliłoby biskupowi czy przełożonemu zakonnemu dostrzec symptomy choroby alkoholowej i posłać kapłana na terapię. Ale od razu pojawiło się pytanie: a jeżeli okaże się, że alkoholikiem jest kleryk, bo już zdarzają się takie przypadki? Ma opuścić seminarium tylko na czas terapii, a potem może wrócić i przyjąć święcenia? A może udzielić pomocy, ale usunąć z seminarium? Co by pan zrobił?
Nie wiem. Cieszę się, że nie jestem biskupem ani rektorem. Zresztą niektórzy oburzają się też, że z reguły do seminariów nie przyjmuje się osób chorych i niepełnosprawnych. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nieludzką dyskryminacją. Ale patrząc zdroworozsądkowo, kapłaństwo to służba, z którą wiążą się określone wymagania. Ksiądz ma być dla innych, zamiast samemu liczyć na opiekę.
Do seminarium gnieźnieńskiego kardynał Glemp przyjął niewidomego. Spodziewano się, że w przyszłości będzie duszpasterzem cierpiących na ślepotę. Został kapłanem i okazało się, że jego praca z niewidomymi była porażką, nie znosił tego. Opuścił diecezję i związał się z Koinonią Jan Chrzciciel, czyli wspólnotą, która zajmuje się nową ewangelizacją.
Inny przykład: obecność w seminarium jąkającego się chłopaka. Pracuje z logopedą, ale nie ma gwarancji, że to pomoże. A przecież ksiądz musi odprawiać mszę, głosić kazania, spowiadać.
Z życia wzięte historie, które przytacza Ksiądz Prymas, otwierają oczy na fakt, że Kościół jest zanurzony w prozę życia.
To jedna z najważniejszych rzeczy dla każdego, kto chce wierzyć na serio: zobaczyć Kościół instytucjonalny jako konkretną rzeczywistość; z blaskami i cieniami, dobrem i złem, świętością i grzechem. Jako wspólnotę, która musi normalnie funkcjonować. Żeby to działało, biskup ma prawo i obowiązek wydawać ostateczne oceny i decyzje.
Naturalnie powinien się konsultować, pytać doradców i ekspertów, ale koniec końców rozstrzygnięcia biorę na własne sumienie. Jednym dekretem mogę człowieka skrzywdzić na całe życie; do śmierci będzie sądził, że zablokowałem jego drogę do kapłaństwa. Biskup nieraz stoi przed dramatycznym wyborem: pragnienia konkretnego człowieka a dobro wspólnoty.
Zresztą tych trudnych sytuacji przybywa, bo faktycznie wiele zmienia się w naszych obyczajach i mentalności. Jasne, że narkomana nie przyjmiemy do seminarium, ale nie wykluczam, że w szkole niektórzy klerycy mogli mieć kontakt np. z marihuaną. Za moich czasów nawet nie wiedzieliśmy, jak to wygląda.
A papierosy?
Miałem wstręt z dzieciństwa. Ojciec palił, ale po zawale rzucił i od trzydziestu lat nie miał papierosa w ustach. Klasa w liceum w większości paliła, pokusa była duża. Raz próbowałem, ale nie...
Alkohol?
W tamtych czasach w ogóle. Może byłem na uboczu życia towarzyskiego, bo dojeżdżałem do szkoły. Ale opowiem inną historię. Po latach spotkaliśmy się na szkolnym jubileuszu. Byłem już księdzem, koledzy przyszli z żonami i partnerkami. Nie wiedziałem, że będzie poczęstunek i przyjechałem samochodem, więc nie mogłem tknąć nawet kieliszka wina. Tańczyłem z koleżankami, dużo rozmawialiśmy, a po północy zaczął się... konfesjonał.
To znaczy?
Ludzie się otwierają. Mówią o rozterkach, kłopotach, czasem chcą się wyspowiadać. Dlatego klerykom mówię: "Widzicie, jak się trzeźwość opłaca". Zawsze trzeba być na posterunku.
Ale nie są mi obojętni; nie mają zniknąć z naszego Kościoła, z mojego życia i bisku piego posługiwania. Nawet jeżeli ksiądz sam prosił o przeniesienie do stanu świeckiego, a teraz przeżywa trudności i prosi o wsparcie — staram się, na ile to możliwe, pomagać.
Zdarzały mi się inne trudne sprawy, jak wspomniany już alkoholizm. Czasem ksiądz zaprzecza, wypiera, bagatelizuje. To prawdziwy dramat. Nie jestem naiwnym utopistą, ale księży cierpiących na chorobę alkoholową nie chcę do końca życia odsyłać na boczny tor. Jeżeli podejmują terapię i trzeźwieją, zdaniem specjalistów dobrze rokując — po dłuższym rozeznaniu staram się im zaufać i posyłam na parafię. Ryzykuję nowy skandal, ale Bóg mnie posłał nie po to, żebym odbierał grzesznikom drugą szansę.
(...)
W rozmowie z kapłanami podkreślam: "Niech ksiądz pamięta: jeżeli stanie się coś złego, ma ksiądz od razu się do mnie zgłosić, jeszcze tego samego albo następnego dnia. I proszę szczerze powiedzieć: upadłem. Jeżeli natomiast będę musiał księdza szukać, wypytywać ludzi, wzywać — nie będzie dobrze". Ksiądz podpisuje też dokument, że w razie powrotu do picia zostanie odwołany z parafii. Te sprawy trzeba stawiać jasno; człowiek musi wiedzieć, na jakich zasadach dostaje szansę.
Pytanie, czy zrozumieją to wierni. Niektórzy oburzali się, gdy biskup Piotr Jarecki pod wpływem alkoholu uderzył sa mochodem w latarnię. Tymczasem biskup niczego nie ukrywał, stanął przed sądem, na długo zniknął z życia publicznego — i dopiero po dłuższym czasie wrócił do obowiązków warszawskiego sufragana. Niestety, dla siebie zawsze pragniemy miłosierdzia, dla innych — sprawiedliwości.
Rozumiem, że świeccy chcą mieć wspaniałych, świętych kapła nów i biskupów. I mają prawo od nas wymagać, a my mamy dążyć do ideału. Ale czasem zapomina się, że również duchowny musi się nawracać. Popełnia grzechy, chodzi do spowiedzi, chce dostać nową szansę na lepsze życie. Czasem nie ma wyjścia; trzeba np. suspendować, czyli zakazać pełnienia czynności kapłańskich. Są też drastyczne przestępstwa, jak pedofilia, gdy fałszywe rozumienie miłosierdzia i dobra Kościoła nieraz prowadziło do cierpienia nowych ofiar. Ale w wielu innych przypadkach księdza można próbować ocalić.
A jeżeli ksiądz, który popadł w alkoholizm, odmawia terapii?
To oznacza suspensę. Ale powtarzam: wcale nie kończy sprawy. Nie zwalnia mnie jako biskupa z odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wymierzanie kar kościelnych ma sens, o ile mogą one prowadzić do uleczenia. Celem nie może być zniszczenie człowieka, chociaż czasem naprawdę można poczuć się bezradnym i oszukanym.
Pewien ksiądz odmawiał terapii, był urlopowany, zaginął. Po słałem innego księdza, by nawiązał z nim kontakt. Pisałem listy, groziłem suspensą — proszę pamiętać, że muszę też dochować określonych prawem procedur. Nie odpowiadał. Ale po dwóch miesiącach przyszedł do mnie, stanął w drzwiach i powiedział: "Leszek alkoholik". Zdębiałem. Pokazał dokumenty z terapii, którą odbył, bo tak go przycisnęło. Powiedziałem, że znajdę dla niego grupę wsparcia.
Innym razem przyszedł pijany ksiądz. Długo się opierał, rozmowa trwała ponad godzinę, ale wreszcie wziął dekret na leczenie. Wiadomo, często w takich sytuacjach włącza się mechanizm wyparcia, zakłamania. Jeszcze kilka dni mnie kiwał, że ma ważne sprawy do załatwienia, ale wreszcie poszedł na terapię. Powtarzam: życie ludzkie to nie matematyka. Nigdy nie wiadomo, jak człowiek się zachowa.
***
Fragment pochodzi z książki "Kościół Katoludzki. Rozmowy o życiu z Ewangelią". Możecie ją kupić w księgarni Wydawnictwa WAM - 25% zniżki z kodem PRYMAS.
***
Zapraszamy na spotkanie z Księdzem Arcybiskupem Wojciechem Polakiem w sobotę 14 kwietnia 2018 r. o godz. 11:30 w Warszawie (Arkady Kubickiego na Zamku Królewskim). Spotkanie odbędzie się na stoisku Wydawnictwa WAM (nr 21) w ramach Targów Wydawców Katolickich.
Wojciech Polak (ur. 1964) - arcybiskup metropolita gnieźnieński, prymas Polski. Doktor teologii moralnej. Były członek Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących. Koordynował prace nad przesłaniem pojednania do narodów polskiego i rosyjskiego oraz polskiego i ukraińskiego
Marek Zając (ur. 1979) - niezależny publicysta, były dziennikarz, konsultant ds. mediów. Sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej przy Premierze RP
Skomentuj artykuł