„Wolę umrzeć niż zgrzeszyć” – nie przepraszamy za św. Dominika Savio
„Dialogi w połowie drogi” – odcinek 20. Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ rozmawiają o burzliwej dyskusji dotyczącej słów św. Dominika Savio, zamieszczonych w podręczniku do religii dla klasy III: „wolę umrzeć niż zgrzeszyć”. Nie roztrząsając prowokujących oskarżeń i komentarzy, przypominają, że choć Chrystus umiera na krzyżu, to istotą chrześcijaństwa nie jest śmierć, ale życie. Nie lekceważąc zagrożeń, nie można się zgodzić na wyrywanie z kontekstu i karykaturalne przedstawianie chrześcijańskich i ludzkich ideałów. Ponadto, o jakości człowieczeństwa świadczy gotowość do przekraczania siebie i wierności wartościom wyższym niż ja sam, niż moje życie.
Ten tydzień przyniósł wiele spraw, ale jedna z nich nas rzeczywiście zbulwersowała. Rozgorzała dość głośna – choć nie wiem, czy nie jest to kolejna ‘sprawa szeroko komentowana w wąskich kręgach’ – dyskusja wokół podręcznika do religii dla trzecioklasistów wydanego przez Wydawnictwo WAM. Chodzi o jedno zdanie, które wzbudziło bardzo duże kontrowersje. „Wolę umrzeć niż zgrzeszyć”. To są słowa przypisywane świętemu Dominikowi Savio, dziecięcemu, chłopięcemu świętemu, który zmarł w wieku 15 lat. Tam zresztą było kilka myśli, które on zanotował, ale burza rozgorzała wokół tego jednego zdania: „wolę umrzeć niż zgrzeszyć”. Kilkanaście różnych organizacji, w tym takie, które przeciwdziałają samobójstwom, apelowało do Wydawnictwa o usunięcie tego zdania z podręcznika, a niezawodna w takich sytuacjach Gazeta Wyborcza zwróciła się o komentarz do Episkopatu, a także do Wydawnictwa WAM.
Burza medialna wokół słów św. Dominika Savio
I wczoraj, w poniedziałek pojawiła się odpowiedź Wydawnictwa. Zareagował też Episkopat. Słowa Episkopatu były krótkie, od Koordynatora Biura Programowania Katechezy przy Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski. On odpowiedział, że „zarzuty stawiane autorom podręcznika nie są uzasadnione i stanowią nadinterpretację”. Natomiast Wydawnictwo zadeklarowało, że ta lekcja w przyszłych wydaniach będzie gruntownie przeredagowana. Jednocześnie podkreślono, że Kościół nigdy nie namawiał do samobójstwa, a wręcz przeciwnie, zawsze propagował życie i w tym duchu są tworzone podręczniki. Ale jeśli wzbudziło to tyle niepokoju, to ta lekcja zostanie gruntownie przepracowana.
Patrząc na tę medialną burzę można z przekąsem powiedzieć, że „po raz kolejny chrześcijaństwo oświadczyło, że tak nasz Bóg umiera na krzyżu, ale my do tego nie zachęcamy”. ‘Zameldowali się’ wszyscy ‘komentatorzy’. Po oświadczeniu Wydawnictwa i Episkopatu, pojawiła się ‘niezawodna’ Gazeta Wyborcza, a po drodze był również niezawodny redaktor Tomasz Terlikowski i inni.
Można by dodać, że w całej tej sytuacji chyba powinien czuć się zagrożony Stanisław Sojka, bo w swojej piosence pisał i śpiewał: „na miły Bóg życie nie tylko po to jest, by brać… I aby żyć siebie samego trzeba dać”. I tutaj, jeżeli ‘dziecię’ wrażliwe jakieś, pomyśli, że być może to jest zachęta do oddania życia, do dania życia, do odebrania sobie życia, to co wtedy?
Oczywiście, nie damy się wpisać w grono tych, którzy lekceważą problemy psychiczne młodych ludzi. To jest olbrzymia kwestia, ale następuje coś rzeczywiście paranoicznego, kiedy ktoś w takich słowach, rzeczywiście wyrwanych z kontekstu, buduje takie koszmarne narracje, że oto to miałoby zachęcać do czegokolwiek, tak miałoby być to zrozumiane.
Przytoczony cytat z Sojki właśnie ma to ukazać, bo rzeczywiście nie lekceważymy sprawy samobójstw wśród dzieci, ale wszystko można sprowadzić do absurdu. Wszystko można tak przedstawić, że to się będzie wydawało, że chrześcijaństwo to jest jakaś straszna religia, a święty Dominik Savio i jego śmierć naturalna w wieku 15 lat to cud. Brakuje w tym wszystkim takiego zdrowego rozsądku, a o Soyce wspomniałem również dlatego, że przecież te słowa, tak jak Dominika Savio, przedstawiają to, co w chrześcijaństwie, a nawet w człowieczeństwie jest najistotniejsze.
Czyli, że tylko człowiek potrafi przekroczyć samego siebie, a żeby to mógł zrobić i w ten sposób żyć pełnią życia, to musi mieć wartość, dla której warto żyć, dla której warto życie oddać. Na tym polega człowieczeństwo, że mamy wartość, dla której jesteśmy gotowi oddać życie. Jeżeli to zabierzemy z chrześcijaństwa, z człowieczeństwa, to zostaną nam ciepłe bambosze i kanapa, o której papież Franciszek mówi w kategoriach negatywnych.
Nie oczekujemy od Gazety Wyborczej, że będzie bronić chrześcijaństwa, że będzie apologetą chrześcijaństwa, ale oczekujemy pewnej uczciwości w przedstawianiu faktów. Uczciwości to moglibyśmy oczekiwać, a nawet wymagać, bo rzeczywiście każde zdanie, każdy fragment można tak karykaturalnie przedstawić i wyolbrzymiając jakieś treści, które jak mniemam licznym czytelnikom tegoż katechizmu do głowy nie przyszły przez dziesięciolecia.
Rodzina Ulmów, heroizm i świętość, czy...?
Przy okazji również ucierpiała po raz drugi, pośmiertnie, rodzina Ulmów, bo zarzucono rodzicom, że nikt się nie pytał ani najmłodszego dziecka tego nienarodzonego jeszcze czy pozostałych dzieci, czy chcą zostać męczennikami, tylko zadecydowali za nich rodzice. Rzeczywiście pojawiały się takie głosy, które bohaterstwo Ulmów brały w cudzysłów i właśnie twierdzono, że to przecież ich decyzja, a nie dzieci. A to przecież nie była ich decyzja na śmierć. To była decyzja na życie! I to nie tylko własne życie, ale tych Żydów, których ukrywali. Otóż to, bo „żeby żyć siebie samego trzeba dać”. To skrajnie pokrętna i nieuczciwa logika, która wciska decyzję tych ludzi w takie ramy: oto zdecydowali się umrzeć i pociągnęli za sobą swoje dzieci. I co tu chwalebnego i pięknego, podczas gdy tutaj chodziło o życie.
Co to za bohaterstwo, możemy powiedzieć, ratownika górniczego, który zginął wyciągając ciała zmarłych górników, bo oni już i tak zmarli, a on sam zginął i zostawił dzieci. Skazał dzieci na bycie sierotami. Tak, to byśmy odebrali sens najbardziej heroicznym, najbardziej chwalebnym czynom.
Dodajmy jeszcze, że heroizmu – co powtarza się zawsze jak mantrę – od nikogo wymagać nie można, bo to są rzeczywiście postawy, które budzą najwyższy szacunek. I dla większości z nas często nie są dostępne poprzez naszą słabość, kruchość, strach itp. Ale kiedy będziemy mieli taką percepcję rzeczywistości, że zaczniemy heroiczne czyny sprowadzać do jakiejś patologii i umiłowania śmierci, co jest absolutnym odwróceniem porządku, to zniknie nam horyzont. Jeśli zatracimy horyzont heroizmu, świętości no to co nam pozostanie? Nie lekceważymy żadnych zagrożeń, ale też rzeczywistość, w której właśnie karykaturalnie przedstawiamy zdania, treści, postawy, czyny, które niosą ze sobą zupełnie inny ładunek, to nie jest coś, na co możemy się godzić.
W Ewangelii, w Piśmie świętym możemy znaleźć całą masę rzeczy, które, jeśli wyrwać z kontekstu, to trzeba bić na alarm. Ale niestety, to jest jedna z tych rzeczy, które zabijają istotę, a czepiają się jakiegoś drobiazgu po to, żeby wszystko wywrócić do góry nogami. To nie jest dyskusja, która cokolwiek wyjaśni.
Po ignacjańsku trzeba by powiedzieć, że to nie jest z ducha dobrego. I dlatego współczuję Wydawnictwu, współczuję Dominikowi Savio, choć on tam teraz z uśmiechem na to wszystko patrzy. Ale to wszystko minie, to wszystko minie. Jak mówił Sienkiewicz: tak minął Neron i tak samo minie Gazeta Wyborcza, i inni.
Pozostanie ten, który wzywał nas do tego, że jeśli ktoś chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z Mego powodu, ten je zachowa. Nasz Bóg umarł na krzyżu, ale przecież w chrześcijaństwie nie chodzi o śmierć, w chrześcijaństwie chodzi o życie, które, żeby było pełne to musi być dane innym, oddane innym. I dlatego tylko męczeństwo jest pociągające. Tylko ono, bo męczeństwo to jest świadectwo. I dlatego, jeżeli by to zabrać chrześcijaństwu, to nic nie zostanie.
Skomentuj artykuł