Jakiś czas temu przeczytałam stwierdzenie, które pracowało we mnie długo. Na ile możemy wymagać dostępności i zrozumienia od drugiego człowieka? Wtedy, gdy jest nam ciężko i źle, jak bardzo liczymy na przyjaciół? Załóżmy optymistycznie, że mamy wokół siebie ludzi oddanych, kochających, takich, na których możemy liczyć. Jednak oni nadal są „tylko” ludźmi: ze swoimi sprawami, zranieniami, ograniczonymi możliwościami czy empatią, która nie zawsze zaspokoi wszystkie nasze głody. Kiedy samotność i niezrozumienie doskwierają kolejny raz – są święci. Tak, to te słowa zatrzymały mnie gwałtownie i z impetem, bo wywróciły do góry nogami moje patrzenie na tych, którzy są już w niebie. Czy do nich mogę zwrócić się o wsparcie o każdej porze dnia i nocy? Owszem. Czy mogę ich prosić, by byli blisko w ważnych dla mnie chwilach? Jak najbardziej… Trzeba by tylko lekko przereformować swoje katolickie myślenie.
Jakiś czas temu przeczytałam stwierdzenie, które pracowało we mnie długo. Na ile możemy wymagać dostępności i zrozumienia od drugiego człowieka? Wtedy, gdy jest nam ciężko i źle, jak bardzo liczymy na przyjaciół? Załóżmy optymistycznie, że mamy wokół siebie ludzi oddanych, kochających, takich, na których możemy liczyć. Jednak oni nadal są „tylko” ludźmi: ze swoimi sprawami, zranieniami, ograniczonymi możliwościami czy empatią, która nie zawsze zaspokoi wszystkie nasze głody. Kiedy samotność i niezrozumienie doskwierają kolejny raz – są święci. Tak, to te słowa zatrzymały mnie gwałtownie i z impetem, bo wywróciły do góry nogami moje patrzenie na tych, którzy są już w niebie. Czy do nich mogę zwrócić się o wsparcie o każdej porze dnia i nocy? Owszem. Czy mogę ich prosić, by byli blisko w ważnych dla mnie chwilach? Jak najbardziej… Trzeba by tylko lekko przereformować swoje katolickie myślenie.
Powróciły coroczne problemy, przepychanki i dyskusje. Czy katolikowi wolno obchodzić halloween? Czy to prawda z tymi opętaniami, zniewoleniami i czy słuszne jest straszenie piekłem? Przyznaję, mam dość niestandardowe podejście do tego tematu i jestem trochę jak walec, bo w tych pytaniach w samych sobie widzę bardzo wiele sprzeczności…
Powróciły coroczne problemy, przepychanki i dyskusje. Czy katolikowi wolno obchodzić halloween? Czy to prawda z tymi opętaniami, zniewoleniami i czy słuszne jest straszenie piekłem? Przyznaję, mam dość niestandardowe podejście do tego tematu i jestem trochę jak walec, bo w tych pytaniach w samych sobie widzę bardzo wiele sprzeczności…
W ubiegłą niedzielę, 15 października, obchodzono Międzynarodowy Dzień Dziecka Utraconego. Social media zalały się zdjęciami porcelanowych aniołków. Choć sama nie doświadczyłam straty dziecka, ten dzień był dla mnie z wielu względów trudny.
W ubiegłą niedzielę, 15 października, obchodzono Międzynarodowy Dzień Dziecka Utraconego. Social media zalały się zdjęciami porcelanowych aniołków. Choć sama nie doświadczyłam straty dziecka, ten dzień był dla mnie z wielu względów trudny.
Kurs przedmałżeński w parafii, spotkałam się z narzeczonymi by rozmawiać z nimi o komunikacji, konfliktach i kryzysach. Na początku pojawiło się w mojej głowie pytanie, które zadałam im głośno: "Czy macie w swoim otoczeniu jakieś małżeństwo, które uważacie za wzór? Takie, z którego chcielibyście brać przykład? Takie, do którego moglibyście zwrócić się o pomoc, gdyby coś złego działo się w waszym związku? To, które trwa ze sobą, a nie obok siebie, pomimo mijających lat i kolejnych przeciwności?". Na sali panowała głęboka cisza.
Kurs przedmałżeński w parafii, spotkałam się z narzeczonymi by rozmawiać z nimi o komunikacji, konfliktach i kryzysach. Na początku pojawiło się w mojej głowie pytanie, które zadałam im głośno: "Czy macie w swoim otoczeniu jakieś małżeństwo, które uważacie za wzór? Takie, z którego chcielibyście brać przykład? Takie, do którego moglibyście zwrócić się o pomoc, gdyby coś złego działo się w waszym związku? To, które trwa ze sobą, a nie obok siebie, pomimo mijających lat i kolejnych przeciwności?". Na sali panowała głęboka cisza.
Gdy dziesięć lat temu po raz pierwszy zostałam matką, oczywistym było dla mnie to, że poproszę Kościół o chrzest, że będziemy chodzić na niedzielną mszę, modlić się, a z czasem dzieci przyjmą kolejne sakramenty. Nie miałam wątpliwości, że to dobra i słuszna decyzja, skoro relacja z Bogiem jest dla mnie ważna, a Kościół Katolicki jest skarbem. Nadal tych wątpliwości nie mam, choć coraz bardziej zwyczajnie - jako matka - martwię się o moje dzieci, małych katolików.
Gdy dziesięć lat temu po raz pierwszy zostałam matką, oczywistym było dla mnie to, że poproszę Kościół o chrzest, że będziemy chodzić na niedzielną mszę, modlić się, a z czasem dzieci przyjmą kolejne sakramenty. Nie miałam wątpliwości, że to dobra i słuszna decyzja, skoro relacja z Bogiem jest dla mnie ważna, a Kościół Katolicki jest skarbem. Nadal tych wątpliwości nie mam, choć coraz bardziej zwyczajnie - jako matka - martwię się o moje dzieci, małych katolików.
Zbliża się październik, czas w którym Kościół zaprasza szczególnie do modlitwy różańcowej. Uśmiecham się, widząc oczami wyobraźni skrzywione miny tych, którzy różaniec kojarzą wyłącznie z paniami w wieku emerytalnym, które "zakłócają" ciszę w kaplicach i świątyniach.
Zbliża się październik, czas w którym Kościół zaprasza szczególnie do modlitwy różańcowej. Uśmiecham się, widząc oczami wyobraźni skrzywione miny tych, którzy różaniec kojarzą wyłącznie z paniami w wieku emerytalnym, które "zakłócają" ciszę w kaplicach i świątyniach.
Kolejne rozmowy z narzeczonymi oraz małżonkami za mną. Uwielbiam takie spotkania, w których dwoje kochających się ludzi, gdzieś po drodze skonfliktowanych i nierozumiejących siebie i drugiego, szukają wsparcia. Do tego trzeba mieć siłę i ogromną miłość, choć często wydaje się nam, że jest odwrotnie - nie kocham i jestem słaby, skoro muszę szukać dla nas pomocy. Życie jednak pokazuje coś odwrotnego - obojętność jest największym wrogiem miłości, nie walka o relacje.
Kolejne rozmowy z narzeczonymi oraz małżonkami za mną. Uwielbiam takie spotkania, w których dwoje kochających się ludzi, gdzieś po drodze skonfliktowanych i nierozumiejących siebie i drugiego, szukają wsparcia. Do tego trzeba mieć siłę i ogromną miłość, choć często wydaje się nam, że jest odwrotnie - nie kocham i jestem słaby, skoro muszę szukać dla nas pomocy. Życie jednak pokazuje coś odwrotnego - obojętność jest największym wrogiem miłości, nie walka o relacje.
Znam bardzo wielu ludzi, którzy uważają się za osoby wierzące, ale niepraktykujące i niezwiązane z żadnym kościołem. Nie mam z tym problemu, nie czuję potrzeby narzucania innym, że moje spojrzenie jest tym jedynym słusznym (choć noszę w sobie przekonanie, że Kościół Katolicki to jedyna słuszna droga…). Nie mam w sobie przymusu by zmuszać innych do życia takiego, jakie sama prowadzę. Wierzę, że ważne jest tutaj coś innego. Od słowa, ważniejsze jest świadectwo własnego życia. Od jakiegoś czasu jednak pojawia się we mnie pewien problem, bunt, niezgoda, wewnętrzne rozdarcie.
Znam bardzo wielu ludzi, którzy uważają się za osoby wierzące, ale niepraktykujące i niezwiązane z żadnym kościołem. Nie mam z tym problemu, nie czuję potrzeby narzucania innym, że moje spojrzenie jest tym jedynym słusznym (choć noszę w sobie przekonanie, że Kościół Katolicki to jedyna słuszna droga…). Nie mam w sobie przymusu by zmuszać innych do życia takiego, jakie sama prowadzę. Wierzę, że ważne jest tutaj coś innego. Od słowa, ważniejsze jest świadectwo własnego życia. Od jakiegoś czasu jednak pojawia się we mnie pewien problem, bunt, niezgoda, wewnętrzne rozdarcie.
Zaczął się nowy rok szkolny. Słyszę pierwsze trudne wizje codzienności - opisy tego, że jest za mało nauczycieli i terapeutów, za to zbyt dużo roszczeniowych rodziców i dzieci, które żyją w przekonaniu, że są pępkiem świata. Gdzieś po drodze zgubiła się radość, którą sama odczuwałam jako dziecko, gdy wracałam we wrześniu do szkoły. Zachwyt tym, że mogę spotkać się ze znajomymi, rozwijać, poznawać świat, wąchać nowe książki (to mi zostało do dziś…).
Zaczął się nowy rok szkolny. Słyszę pierwsze trudne wizje codzienności - opisy tego, że jest za mało nauczycieli i terapeutów, za to zbyt dużo roszczeniowych rodziców i dzieci, które żyją w przekonaniu, że są pępkiem świata. Gdzieś po drodze zgubiła się radość, którą sama odczuwałam jako dziecko, gdy wracałam we wrześniu do szkoły. Zachwyt tym, że mogę spotkać się ze znajomymi, rozwijać, poznawać świat, wąchać nowe książki (to mi zostało do dziś…).
„Mamo, chciałbym zostać ministrantem” – usłyszałam podczas białego tygodnia od jednego z chłopców, na co jego matka rzuciła krótkim „nie ma mowy, masz angielski, treningi i szkołę. Nie będziesz się po kościołach włóczył”. Zabolało. Okrutnie. Widzę ten ból niezrozumienia i głód u dzieci. Mam wokół siebie takie, które stoją same w pierwszy piątek miesiąca w kolejce do konfesjonału. Widzę małego ministranta, z którego matka śmieje się, że się zrobił z niego „świętoszek”. Rodzice, pierwsi nauczyciele wiary...
„Mamo, chciałbym zostać ministrantem” – usłyszałam podczas białego tygodnia od jednego z chłopców, na co jego matka rzuciła krótkim „nie ma mowy, masz angielski, treningi i szkołę. Nie będziesz się po kościołach włóczył”. Zabolało. Okrutnie. Widzę ten ból niezrozumienia i głód u dzieci. Mam wokół siebie takie, które stoją same w pierwszy piątek miesiąca w kolejce do konfesjonału. Widzę małego ministranta, z którego matka śmieje się, że się zrobił z niego „świętoszek”. Rodzice, pierwsi nauczyciele wiary...
Na jednych z rekolekcji ignacjańskich usłyszałam bardzo celne zdanie, które mimo upływu lat pracuje we mnie do dziś. „Z czym walczysz, z tym się wiążesz”. Walczymy o przetrwanie, a tym samym przestajemy żyć. Myślimy o tym, jak to za dwa tygodnie będzie nam łatwiej ogarnąć nasz domowy chaos, a zapominamy, że ten rozgardiasz to też jest życie, które może dać nam spokój i spełnienie. I to, jak ten czas przeżyjemy, zależy między innymi od naszego nastawienia.
Na jednych z rekolekcji ignacjańskich usłyszałam bardzo celne zdanie, które mimo upływu lat pracuje we mnie do dziś. „Z czym walczysz, z tym się wiążesz”. Walczymy o przetrwanie, a tym samym przestajemy żyć. Myślimy o tym, jak to za dwa tygodnie będzie nam łatwiej ogarnąć nasz domowy chaos, a zapominamy, że ten rozgardiasz to też jest życie, które może dać nam spokój i spełnienie. I to, jak ten czas przeżyjemy, zależy między innymi od naszego nastawienia.
My, dorośli, często szukamy w swoich parafiach cudowności: kazań idealnie wpisujących się w nasz tok myślenia czy przeżywania, spowiedników przenikliwych i głębokich niczym święty ojciec Pio czy organisty z głosem anioła. Gubimy w tym radość, skupiając się na tym, czego nie mamy, albo tylko na tym, że ktoś nas kiedyś zawiódł, zranił, obraził. Tymczasem gdzieś obok Jezus stawia nam ludzi, wydarzenia, sytuacje, które mogą prowadzić do głębszej relacji z Nim. Tylko czy nasze uprzedzenia nam tego nie zasłonią?
My, dorośli, często szukamy w swoich parafiach cudowności: kazań idealnie wpisujących się w nasz tok myślenia czy przeżywania, spowiedników przenikliwych i głębokich niczym święty ojciec Pio czy organisty z głosem anioła. Gubimy w tym radość, skupiając się na tym, czego nie mamy, albo tylko na tym, że ktoś nas kiedyś zawiódł, zranił, obraził. Tymczasem gdzieś obok Jezus stawia nam ludzi, wydarzenia, sytuacje, które mogą prowadzić do głębszej relacji z Nim. Tylko czy nasze uprzedzenia nam tego nie zasłonią?
Sezon ślubny jest w pełni, choć związków sakramentalnych zawiera się w Polsce coraz mniej, a rozwodów mamy bardzo wiele. Usłyszałam ostatnio bardzo krzywdzące zdanie, wypowiedziane przez starszą kobietę: bo tym młodym to się w głowach przewraca. Myślą tylko o sobie, moda na rozwody tylko. Kiedyś ludzie mieli zasady, teraz to sama patologia i brak Boga. Przyznaję, że słysząc takie słowa, zupełnie wyłącza mi się empatia, więc odgryzłam się tylko słowami, że ktoś tę patologię tak wychował… Cóż. Rozmowa się na tym skończyła. Z fochem.
Sezon ślubny jest w pełni, choć związków sakramentalnych zawiera się w Polsce coraz mniej, a rozwodów mamy bardzo wiele. Usłyszałam ostatnio bardzo krzywdzące zdanie, wypowiedziane przez starszą kobietę: bo tym młodym to się w głowach przewraca. Myślą tylko o sobie, moda na rozwody tylko. Kiedyś ludzie mieli zasady, teraz to sama patologia i brak Boga. Przyznaję, że słysząc takie słowa, zupełnie wyłącza mi się empatia, więc odgryzłam się tylko słowami, że ktoś tę patologię tak wychował… Cóż. Rozmowa się na tym skończyła. Z fochem.
Kilka dni temu usłyszałam bardzo ciekawe pytanie. Jak poczuć Boga? Co zrobić by relacja z Nim rzeczywiście była głęboką więzią, a nie praktykowaniem znanych dobrze obrzędów, może i z dobrą intencją, ale bez wiary? Czy wiara jest łaską, która dana jest tylko niektórym? Co człowiek może zrobić by głęboko uwierzyć? I poczuć przy okazji, że Bóg jest, kocha, troszczy się, że jest dobry.
Kilka dni temu usłyszałam bardzo ciekawe pytanie. Jak poczuć Boga? Co zrobić by relacja z Nim rzeczywiście była głęboką więzią, a nie praktykowaniem znanych dobrze obrzędów, może i z dobrą intencją, ale bez wiary? Czy wiara jest łaską, która dana jest tylko niektórym? Co człowiek może zrobić by głęboko uwierzyć? I poczuć przy okazji, że Bóg jest, kocha, troszczy się, że jest dobry.
Deon.pl
Wielkimi krokami zbliża się sierpień, miesiąc trzeźwości. Można uznać, że to bez sensu. Nie pić w wakacje, gdy małe piwko przy grillu aż prosi się o schłodzenie i konsumpcję. Gdy długie wieczory aż wołają do posiedzenia przy ognisku, jeziorku czy ze szklaneczką jakiegoś trunku na balkonie, co kto może i lubi. A Kościół właśnie teraz mówi, że ważna jest trzeźwość. Znowu nieludzko, bez sensu, zupełnie z czapy. Czy aby na pewno?
Wielkimi krokami zbliża się sierpień, miesiąc trzeźwości. Można uznać, że to bez sensu. Nie pić w wakacje, gdy małe piwko przy grillu aż prosi się o schłodzenie i konsumpcję. Gdy długie wieczory aż wołają do posiedzenia przy ognisku, jeziorku czy ze szklaneczką jakiegoś trunku na balkonie, co kto może i lubi. A Kościół właśnie teraz mówi, że ważna jest trzeźwość. Znowu nieludzko, bez sensu, zupełnie z czapy. Czy aby na pewno?
Mamy prawie półmetek wakacji. Instagram zasypują relacje i zdjęcia z wyjazdów. Ostatnio widząc relację koleżanki, zapytałam wprost: czy ty tam odpoczęłaś? W przypływie szczerości wylało się trochę smutnej opowieści.
Mamy prawie półmetek wakacji. Instagram zasypują relacje i zdjęcia z wyjazdów. Ostatnio widząc relację koleżanki, zapytałam wprost: czy ty tam odpoczęłaś? W przypływie szczerości wylało się trochę smutnej opowieści.
Uwielbiam czytać książki i robię to nałogowo. Z pasji też je recenzuję oraz pokazuję w social mediach i widzę, że coraz częściej zarówno ja, jak i ci, którzy kochają literaturę, wpadamy w pewną pułapkę.
Uwielbiam czytać książki i robię to nałogowo. Z pasji też je recenzuję oraz pokazuję w social mediach i widzę, że coraz częściej zarówno ja, jak i ci, którzy kochają literaturę, wpadamy w pewną pułapkę.
Przeczytałam ostatnio komentarz, który mnie zszokował: „wredne bachory przechodzą mi pod oknem, gdy idą do parku”. Powiedziała to pani, która notorycznie przechadza się tą samą trasą z pieskiem. Jej piesek może, a dziecko nie? Coś, do czego dorośli uśmiechali się jeszcze trzydzieści lat temu, dziś jest powodem do przeganiania i straszenia policją.
Przeczytałam ostatnio komentarz, który mnie zszokował: „wredne bachory przechodzą mi pod oknem, gdy idą do parku”. Powiedziała to pani, która notorycznie przechadza się tą samą trasą z pieskiem. Jej piesek może, a dziecko nie? Coś, do czego dorośli uśmiechali się jeszcze trzydzieści lat temu, dziś jest powodem do przeganiania i straszenia policją.
Początek lata i czas wakacji to dla jednych radość i perspektywa głębszego odpoczynku, a dla drugich czas pustki, samotności i wewnętrznego zagubienia. I choć wydawać mogłoby się to śmieszne, wielu z nas odpoczywać nie potrafi, a co za tym idzie, nie jesteśmy w stanie nauczyć tego dzieci.
Początek lata i czas wakacji to dla jednych radość i perspektywa głębszego odpoczynku, a dla drugich czas pustki, samotności i wewnętrznego zagubienia. I choć wydawać mogłoby się to śmieszne, wielu z nas odpoczywać nie potrafi, a co za tym idzie, nie jesteśmy w stanie nauczyć tego dzieci.
Kilka dni temu napisałam na Facebooku o wyjeździe mojego męża na drugi koniec Polski. Rekolekcje ignacjańskie w milczeniu i - za moją namową - samotne wędrówki po górach. To, co zadziało się w komentarzach i prywatnych wiadomościach, było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Do tego stopnia, że porównać mogę to tylko do wpisów dotyczących przyjmowania Komunii świętej na dłoń. Taki ogień!
Kilka dni temu napisałam na Facebooku o wyjeździe mojego męża na drugi koniec Polski. Rekolekcje ignacjańskie w milczeniu i - za moją namową - samotne wędrówki po górach. To, co zadziało się w komentarzach i prywatnych wiadomościach, było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Do tego stopnia, że porównać mogę to tylko do wpisów dotyczących przyjmowania Komunii świętej na dłoń. Taki ogień!
{{ article.published_at }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.source.name }}
{{ article.source_text }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}