6. Nie cudzołóż

(fot. petname / flickr.com)
www.marcin1985.blogspot.com

"Musimy spróbować, przecież jak nie dobierzemy się pod cielesnym względem, to będziemy męczyć się całe życie, a ja męczyć się nie chce". Człowiek stał się salonowym nowym samochodem. Przychodzę, próbuję, trochę zużyję i pójdę, bo muszę sprawdzić też inne modele.

Wkraczamy teraz na ogromne pole minowe. Jeden fałszywy krok i bum. Można umoralniać, grozić palcem czy straszyć piekłem, ale na osobie w wieku 40 lat lub mniej, nie zrobi to najmniejszego wrażenia. Jeśli ktoś z was łudzi się, że nakłoni osobę żyjącą w seksualnej wolności do wstrzemięźliwości przed ślubem to, powiedzmy sobie szczerze, szanse są porównywalne z wygraną Adamka z Kliczką. Nie będę nikogo umoralniał z jednego prostego powodu, każdy z nas ma swój rozum i wybiera, co jest dla niego dobre. Chce pokazać na przykładach, jak można osadzić to bardzo różnie interpretowane przykazanie w dzisiejszym świecie młodego człowieka. Zaczynamy.

Ktoś się myli

Dwa dni temu przeczytałem bardzo ciekawą historię. Młoda katoliczka na tydzień przed ślubem poszła do spowiedzi. Jak napisała, "pełna wiary i ufności" chciała wyznać wszystkie grzechy przed ślubem. Powiedziała księdzu, że spała ze swoim przyszłym mężem. Na co ksiądz zareagował pytaniem: - Co robiłaś?. - Spałam ze swoim przyszłym mężem - odpowiedziała. Ksiądz powtórzył pytanie i usłyszał po raz kolejny tę samą odpowiedź. Pouczył panią, że nie "spała ze swoim przyszłym mężem" tylko cudzołożyła ze swoim przyszłym mężem. Wybuchła kłótnia. Pani stwierdziła, że cudzołóstwo to "stosunek z cudzą żoną lub cudzym mężem". Przecież ona kochała się tylko z nim, bo go kocha, a zresztą i tak będą małżeństwem, tak więc nie rozumie, o co ksiądz się czepia.

Pani obraziła się na księdza, że nie chciał jej udzielić rozgrzeszenia i z wielkim fochem wyszła z konfesjonału. Poszła do innego kościoła, powiedziała innemu księdzu, w czasie spowiedzi szybko i mało zrozumiale, że cudzołożyła i otrzymała rozgrzeszenie. Cały wywód zakończyła stwierdzeniem, że po ślubie to ona już do kościoła nie będzie chodzić, bo księża są zacofani, nie rozumieją młodego pokolenia, a jak ktoś ją pyta, czy chodzi do kościoła, to odpowiada, że nie musi chodzić do kościoła, żeby być dobrym człowiekiem. Poza tym, w chwili chyba uniesienia, dodała, że praktykujący wierzący to pójdzie na niedzielną Mszę, poskłada ręce do modlitwy przez godzinę, a jak przychodzi poniedziałek, to chleje, bije żonę, klnie i wyżywa się na dzieciach.

Jak przeczytałem cały ten filozoficzny wywód, to pomyślałem, że jestem głupi, bo po co żyje w czystości przedślubnej ze swoją narzeczoną, jeśli nasze współżycie jest tylko kwestią czasu. Przed ślubem, po ślubie, co za różnica, przecież i tak będę z nią do końca życia. W tym właśnie momencie serce wali mocny prawym sierpowym i zwraca uwagę na słowa "do końca życia" . Jak mamy ze sobą być do końca życia, jeśli nie możemy wytrzymać kilku miesięcy, hamując nasz popęd seksualny ?

Maraton

Żadnym odkryciem nie będzie stwierdzenie, że życie to nie jest bieg na sto metrów. To jest maraton i to z przeszkodami. Ważne, jak do tego maratonu jesteśmy przygotowani. Czy potrafimy rozłożyć siły na cały bieg? Czy nastawiamy się na ciągły sprint? Czy po ślubie będę w stanie ofiarować coś swojej żonie? Czy mój arsenał nie jest już pusty? Pójść do łóżka jest łatwo. Czy tak samo łatwo jest się wspólnie modlić? Jeśli stanę do maratonu pod nazwą małżeństwo i będę chciał go przebiec sprintem, zmęczony w dodatku 8-letnią rozgrzewką mieszkania razem, to po jednym kilometrze zejdę z trasy, bo nie dam rady. Nie będę miał sił. Czy w trudnych momentach narzeczeństwa, kiedy pojawia się pożądanie, jesteś w stanie wziąć Pismo Święte i modlić się o siłę do wytrwania w czystości? Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że nie jest to łatwe, ale możliwe. To tak jak z nauką jazdy samochodem. Jeśli wciskam tylko gaz, to skończę na drzewie pod nazwą rozwód. Kościół uczy, gdzie w tym narzeczeńsko-małżeńskim samochodzie jest hamulec i jak go używać. Gaz jest ważny, ale nie bez powodu obok niego jest hamulec.

Ja muszę spróbować

Jak z taśmy można puszczać teksty młodych ludzi typu: "Musimy spróbować, przecież jak nie dobierzemy się pod cielesnym względem, to będziemy męczyć się całe życie, a ja męczyć się nie chce". Człowiek stał się salonowym nowym samochodem. Przychodzę, spróbuję, przejadę się trochę i pójdę, bo muszę przecież sprawdzić inne modele.

Przejechałem się drugim, trzecim, czwartym i piątym i już teraz wiem, który z nich najbardziej mi odpowiada. Przyznam szczerze, że pomysł jazdy próbnej jest niesamowicie trafionym marketingowym strzałem, ale w przypadku samochodów. Człowiek samochodem nie jest. Oprócz podwozia, nadwozia, silnika, elektryki i mózgu ma też serca i uczucia. Gdyby samochód mógł czuć, to jakby się czuł po fakcie, że nikt go nie chce, chociaż przejechało się nim już ze sto osób?

Pewien ksiądz uświadomił mi bardzo ważną rzecz, na którą wcześniej nie zwracałem uwagi. Mianowicie, jeśli próbowanie jest tak ważne, to jakbyś się czuł, gdyby twoją narzeczoną lub żonę wypróbowali wcześniej wszyscy twoi koledzy? Przecież oni też szukają i chcą próbować.

Każdy sam wybiera swoją życiową drogę i kieruje się w tę stronę, w którą chce. Ze swojego doświadczenia wiem jedno: to Bóg daje miłość. To on ją wymyślił i stworzył tak cudowną i poetyczną. Spójrzmy na św. Józefa ten to był kozak. Wiedząc o Maryi tylko dwie rzeczy: że jest brzemienna i to nie z nim, oraz, że grozi jej ukamienowanie za cudzołóstwo, zabiera ją i ucieka wojskom Heroda sprzed nosa uzbrojony jak Shrek tylko w osiołka, w dodatku niemowę. To jest poświęcenie i męstwo. Józef wiedział, że nie może przegrać najważniejszej rzeczy w swoim życiu - miłości. Z całego serca życzę wszystkim, aby nie przegrali w swoim życiu miłości. Z Bogiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

6. Nie cudzołóż
Komentarze (20)
M
M.
6 października 2014, 23:39
Rozumiem, że nie wszystkich przekonuje katolicka etyka seksualna, ale argument o dopasowaniu jest dla mnie rzeczywiście argumentem... no to, że ktoś totalnie nie jest gotowy do małżeństwa, ani nawet do poważnego związku. Bo czy można kogoś kochać i jednoczesnie czuć niezadowolenie z bliskości? Dopasowanie jest efektem miłości, a nie odwrotnie! Kwestia "wypróbowania" przypomina mi promocję sera w markecie. Niektórzy chętnie wzieliby po plasterku, choć wcale nie zamierzają kupować... 
M
Młody_Katolik
7 października 2014, 13:31
Drogi M, nie katolicka etyka seksualna, a prawo Boże stojące na straży naszego szczęścia. Jeżeli ono Cię nie przekonuje to.. Zaś argument o dopasowaniu w rzeczywistości żadnym argumentem nie jest. Każdy pasuje do każdego, a to czy ktoś kogoś fizycznie pociąga poznaje się od razu. Gdy zainteresowanie jest pozytywne po prostu kontynułuje się znajomość, poznając się wewnętrznie, zmierzając w stronę małżeństwa. Natomiast "dopasowanie" nie jest efektem "miłości" (Kyrie Elejson!). Miłość nie jest uczuciem, nie jest pociągiem fizycznym. Miłość to cnota, łasna, to chęć dobra dla drugiego człowieka. I właśnie wstrzemięźliwość, prawo do łoża po ślubie, po przysiędze na całe życie wynika z MIŁOŚCI.
A
AA
9 października 2014, 22:14
Prawo Boże? Słyszałeś, żeby Bóg zwrócił się kiedyś do Ciebie bezpośrednio? Powiedział Ci bezpośrednio "tak jestem i chcę od Ciebie to i to i jeszcze tamto"?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
9 października 2014, 22:23
Słyszałam. Bardzo wyrażnie. Odpowiedź na każde zadane pytanie.
A
AA
10 października 2014, 19:00
To może opowiesz o tym coś więcej?
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
11 października 2014, 16:00
Moje pytania mogą Cię nie interesować. Najlepiej spróbuj sam. Nawet jeśli nie wierzysz, że ON istnieje. Wtedy pierwszym pytaniem może być: Boże, Czy Ty naprawdę Jesteś? Jeśli Jesteś, proszę daj mi się usłyszeć. Odpowiedź na pewno będzie, jeśli szczerze jej pragniesz.
J
jack
11 października 2014, 17:16
Szczerze mówiąc, ja też słyszałem każdą Jego odpowiedź skierowaną do mnie, chociaż nie wszystkie odpowiedzi mi się podobały. Przez niektóre mam kupę wstydu przed samym sobą.
K
KOnrad
18 lutego 2012, 21:22
Złość piękności szkodzi. Nie denerwuj się a przeczytaj tekst jeszcze raz a zrozumiesz, że nie chodzi tylko o seks przed ślubem. Seks przed ślubem jest przykładem. Eh ale cóż wymagać, jeśli ponad połowa Polaków nie umie czytać ze zrozumieniem.
D
Drabiniasty
13 lutego 2012, 19:47
@ Autor Nie rozumiem wyrażenia "czystość przedślubna". Rozumiem, że chodzi o abstynencję seksualną? Tak przynajmniej wynika z treści. Czystość to coś dużo więcej niż brak cudzołóstwa. Wkurza mnie takie okrajanie nauki Chrystusa!
S
Szczudlasty
7 października 2014, 13:33
Czystość przedślubna to brak stosunków seksualnych przed ślubem, wynika ona z miłości. Natomiast na czystość składa się między innymi czystość seksualna. Nie rozgraniczasz pojęć.
K
Konrad
13 lutego 2012, 18:09
 1.Wchodząc w taki układ komunikuję coś innego. Jesteśmy razem, jest nam dobrze, zamieszkajmy ze sobą. Chcę być przy Tobie blisko, spędzać czas nie tylko na randkach, czy spotkaniach ale na co dzień. Jeżeli się nie uda-rozstaniemy się. Nie demonizujmy mieszkania razem. 2. Jędzowatość. Niech jej nie ukrywa. Chyba o to właśnie chodzi, nie? Pokazuję się taki/a, jaki/a jestem. 3.Co do ślubu. "(...) kobieta może naprawdę być sobą, zamiast koncentrować się na podtrzymywaniu fikcyjnego obrazu siebie" Skoro zainwestowała w fikcyjny obraz siebie to ma problem. Gdzie jest sens w żeniaczce, jak dopiero PO ślubie kobieta "może naprawdę być sobą", hm? I kto w takim układzie jest egoistą? :-) 4.Człowiek odpowiedzialny na równi stawia wyznania czynione prywatnie i w obecności świadków. Przekonanie, że obecność świadków wpływa na trwałość obietnicy jest iluzją. 5."Seks przed ślubem nie wymaga odpowiedzialności, decyduje raczej moment, pożądanie, instynkt, przypadek niż zdrowy rozsądek." Nie decyduje, jeżeli moment ten jest zaplanowany przez obie strony i obie czują się z tym komfortowo i bezpiecznie. Nie twierdzę, że nie da się tym skrzywdzić drugiego człowieka, ale uparte twierdzenie, że to zawsze krzywdzi moim zdaniem prawdą nie jest.
M
Młody_Katolik
7 października 2014, 13:40
Ad 1: Masz blade pojęcie o temacie, który poruszasz. Człowiek jest istotą seksualną. Poprzez mieszkanie razem narażasz siebie i kogoś na grzech - to lekkomyśloność i brak miłości do tej osoby. Poza tym brak miłości do innych i Boga bo siejesz zgorszenie tym faktem. Ad 2: Poznawanie się to także nauka wzajemnej miłości, ciągłej pracy nad sobą. Nie tyle ma się pokazywać jakim się jest ale robić wszystko by wszelkie wady wyeliminować i służyć przez to drugiej osobie, nie być dla niej ciężarem w życiu. Ad 3: lol, zjedź owoc, Bóg się myli, na pewno nie umrzesz - to mniej więcej odpowniek myślenia "jaki jest sens w żeniaczce". Ad 4: Tkwisz w iluzji. Człowiek jest skażony grzechem, upada. Czy lampę stawiasz na świeczniku by świeciła innym czy chowasz pod kocem? Ad 5: Znowu Bóg się myli? lol
A
Autor
10 lutego 2012, 07:14
Właśnie kobiecego zdania tutaj było trzeba :-)
Ś
ŚwiegotKa
9 lutego 2012, 23:19
Konrad, w Twoim myśleniu jest pewna pułapka. Wchodząc w taki układ komunikuje się drugiej osobie: "Sprawdzę sobie ciebie, ale jak znajdę fajniejszą, to cię zostawię". To nie miłość, to egoizm i nie odpowiedzialność, tylko właśnie brak jakiejkolwiek odpowiedzialności. Jest dość oczywiste, że dziewczyna, której zależy na chłopaku, zrobi wszystko, żeby nie znalazł fajniejszej, a swoją jędzowatość (każda kobieta jest czasem jędzą, podobnie jak każdy mężczyzna jest czasem chamem) będzie ukrywała tak długo, jak jej się uda. Niekoniecznie z intencją oszukania drugiej osoby. Każdy lubi pokazać się z lepszej strony, nikt zaś nie lubi być porzucany. Tylko jak długo można się tak oszukiwać? W końcu ktoś wybuchnie. I zacznie się szukanie fajniejszej/ fajniejszego. Dla kobiety, nawet niekoniecznie wierzącej, ślub ma ogromną wagę, bo jest publiczną deklaracją miłości złożoną jej przez mężczyznę. To daje wielkie poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że kobieta może naprawdę być sobą, zamiast koncentrować się na podtrzymywaniu fikcyjnego obrazu siebie. Może też w pełni zaufać mężczyźnie, bo dostała wyraźny sygnał, że zamierza on wytrwać przy niej całe życie. Seks przed ślubem nie wymaga odpowiedzialności, decyduje raczej moment, pożądanie, instynkt, przypadek niż zdrowy rozsądek. A materia jest na tyle istotna, że pozostawianie wszystkiego przypadkowi jest po prostu głupotą. Zbyt łatwo skrzywdzić siebie i drugiego człowieka. 
A
Autor
6 lutego 2012, 15:55
Zacznę od końca :-) Jeśli jestem zaręczony z kimś i oboje wspólżyliśmy przed poznaniem siebie z innymi osobami ale ustalilismy, że chcemy być już tylko ze sobą i z nikim innym, to możemy ustalić niewspólżycie przed ślubem- to może być ofiara ze swojej seksualności. Jeśli nie jestem w stanie tego zrobić, to trzeba sobie odpowiedzieć, czy będę w stanie być przy mojej malżonce przy , jak to nazwaleś drobnych sprawach, które nie do końca akceptuje. Milość polega na dialogu a nie idealizowaniu swoich pragnień. To tylko i wylącznie moje poglądy, które nie każdy musi rozumieć i akceptować. Co do odpowiedzialności, to zależy co przez nią rozumiesz. Ja przez postanowienie nie spania ze swoją przyszlą żoną rozumiem odpowiedzialność, ponieważ wymagala ona poświęcenia. Co ty rozumiesz przez odpowiedzialność, to jest twoja sprawa. Ze swojego przykladu moge tylko powiedzieć, że odlożenie wspólżycia na czas po ślubie jest fantastyczną decyzją i podjąlbym ją jeszcze raz bez wachania. Kiedyś wychodzilem z tego samego zalożenia co ty. Trzeba towar sprawdzić i dopasowac się pod każdym względem, wtedy nie wierzylem w Boga i od kościola bylem bardzo daleko. Od kiedy nawrócilem się patrze na te sprawy zupelnie inaczej. Nie chce nikogo krytykować za to, że wspólżyje przed slubem. Pokazuję tylko, że można inaczej i jest to wspaniale.
K
Konrad
6 lutego 2012, 15:14
Właśnie o drobne sprawy, składające się na codzienność mi chodzi. Mogę być w kimś zakochany, a mieszkając z tą osobą dowiaduję się jaka jest na co dzień. I tu okazuje się, czy ta słodka królewna jest słodką królewną tylko na randkach, a w obliczu zwyczajnych spraw zamienia się w upierdliwą jędzę. W seksie przed ślubem nie widzę nic złego. To moim zdaniem kwestia odpowiedzialności ludzi, którzy się go podejmują. A jeśli ktoś współżył przed ślubem z poprzednim partnerem, partnerką. Jak wówczas widzisz zagadnienie ofiarowania i kształtowania swojej seksualności?
A
Autor
5 lutego 2012, 13:26
Argument z ośmioletną rogrzewką nie musi nikogo przekonywać. Nie chodzi w nim bynajmniej o ból głowy jak ktoś przychodzi z pracy, a już napewno nie o ból zęba. Chodzi o seks przed ślubem. Jeśli ktoś myśli, że mieszkając razem przed ślubem, kładąc się do jednego łóżka zachowa czystość, to najwyraźniej oszukuje sam siebie i pościelowego towarzysza. Pożądanie jest niesamowitą siłą, którą trzeba rozsądnie zarządzać. Zakładając, że para zamieszka razem przed ślubem i okaże się, że jak przyszłego męża boli ząb, to jest nieznośny. Co wtedy? Zostawi go z powodu zęba? No dajcie spokój. Miłość to nie jest jakaś paranoja. Albo kocham całym sobą albo nie kocham wcale. Przykład: Konrad jeśli twoja dziewczyna lub narzeczona zamieszka z tobą i zauważy że dłubiesz w nosie i przez to zostawi Cię. Pójdzie do innego, zamieszka z nim a on będzie puszczał głośne bąki i też go zostawi. Pójdzie do następnego i okaże się żę też coś nie pasuje. I następny. Nie chce tutaj nikogo obrażać, to jest tylko przykład. Jeśli kogoś kocham to jestem w stanie ofiarować mu całego siebie. Jestem w stanie ofiarować swoją seksualność i kształtować ją od początku, uczyć się jej i rozwijać przez całe wspólne życie.
K
kate
5 lutego 2012, 08:25
Problem ze współżyciem seksualnym deklarowanych katolików jest, ale chyba nie w takim aspekcie jak jest pokazywany w artykule. Moim zdaniem to było problemem około 10 lat temu. Teraz deklarowani katolicy współżyją przed ślubem często, a w czasie małżeństwa z roku na rok coraz rzadziej: a) bo musi się jakoś różnić stan narzeczeński od małżeńskiego, więc jak dokazywali przed to po posucha (mam kilka znajomych eksmażłeństw z tym problemem) b) zdecydowanie zmieniło się życie i nie ma w nim czasu na erotykę: dzieci, praca, walka o byt "odziera" z pożądania c) małżeństwo nie jest wartością samą w sobie, żeby się o nie zabijać: spełnia funkcje czysto utylitarne społecznie, a życie uczuciowe i erotyka mogą być w nim, ale już niekoniecznie. Jeżeli mogę gdzieś indziej je spełniać, to tak robię, bo wartością podstawową  jest moje dobre samopoczucie, a z tym w małżeństwie krucho. Raczej małżeństw będzie coraz mniej, zaś wolnych związków więcej, bo zdaniem wielu ludzi małżeństwo nie spełnia ich oczekiwań w zakresie życia uczuciowego i erotycznego. Upowszechnienie się takiej mentalności wraz z wzrostem hedonistycznego patrzenia na człowieka skutkuje zmianami społecznymi, na które Kościół nie ma niestety przygotowanej racjonalnej odpowiedzi. I to jest jego błędem! Jeden o. Knotz jaskółki nie czyni!
K
Konrad
5 lutego 2012, 00:06
Argument o zmęczeniu rozgrzewką ośmioletniego mieszkania razem mnie nie przekonuje. Wspólne mieszkanie przed ślubem to dobry sposób, by sprawdzić jak druga osoba zachowuje się w codziennych sprawach. Jak przejawia się jej zachowanie, gdy wraca zmęczona z pracy, gdy jest chora, gdy boli ją ząb, głowa... Gdzie tu zmęczenie, hm?
M
miłość
4 lutego 2012, 23:52
warto czekać