Asteriks i Obeliks polskiej medycyny
"Jest rok 50 przed narodzeniem Chrystusa. Cała Galia podbita jest przez Rzymian… Cała? Nie! Jest taka osada, gdzie nieugięci Gallowie wciąż jeszcze stawiają opór najeźdźcy."
Parę dni temu, podczas przeglądania Internetu przypomniałem sobie ten tekst i znalazłem dla niego nowe zastosowanie…
W Internecie pojawiła się bowiem, wywołując wielkie zamieszanie wśród wielkiej ilości naszych rodaków, tzw. "Deklaracja wiary" lekarzy i studentów medycyny. Skąd to zamieszanie? Otóż 3000 lekarzy i studentów postanowiło publicznie przyznać, że w swojej pracy, oprócz nauk medycznych i etyki lekarskiej, kierują się także swoją wiarą w Boga i płynącą z tej wiary moralnością. Niby nic dziwnego w dzisiejszym, tak otwartym i tolerancyjnym świecie, a jednak…
Od razu pojawiły się głosy mówiące o niekompetencji i zacofaniu lekarzy podpisanych pod deklaracją, o bezprawności takiej deklaracji, a nawet o konieczności odebrania im prawa wykonywania zawodu. Ludzie prześcigają się w obrażaniu wierzących lekarzy i oskarżaniu ich o leczenie wodą święconą i "zdrowaśkami". Nienawiści i oskarżeniom wydaje się nie być końca… Skąd taka reakcja?
Śledząc wiele dyskusji i wypowiedzi osób oburzonych takim pomysłem, stwierdzam, że wcale nie chodzi o wiarę lekarzy, o ich moralność, czy zasady jakimi się kierują, bo dyskutanci sami przyznają że lekarz może wierzyć w co chce. Chodzi o strach. O strach, że lekarze nie zechcą robić tego, co pacjent każe. O strach, że lekarz przestanie być tylko "usługodawcą" spełniającym życzenia klienta i zacznie mieć swoje zdanie, które może nie być zgodne z życzeniami pacjenta. A przecież to "klient ma zawsze rację".
A wystarczyłoby trochę pokory i czytania ze zrozumieniem, żeby zobaczyć, że lekarze nie deklarują walki z pacjentami, zaprzestania studiów i skupienia się na "szamańskich praktykach", ale zapewniają o tym, że będą robić wszystko co w ich mocy, żeby jak najlepiej służyć tym, którzy do nich przychodzą i dadzą z siebie wszystko by ratować zagrożone życie.
Niestety, walka z wierzącymi lekarzami dopiero się zaczyna i wygląda na to, że nie skończy się za szybko. Przynajmniej dopóki są na tym świecie ludzie, dla których ważniejsza będzie własna wygoda i własne potrzeby, a lekarz nie będzie dla nich autorytetem w sprawie ich zdrowia, ale kimś od "wypisywania" recept. Patrząc na sytuację lekarzy, którzy odważyli się na taki krok, znalazłem nowe zastosowanie dla wspomnianego na początku tekstu.
Parafrazując: "Jest rok 2014 po narodzeniu Chrystusa. Cały świat, w imię tolerancji, doświadcza wolności… Cały? Nie! Jest takie miejsce, gdzie "niereformowalni" wierzący lekarze wciąż jeszcze stawiają opór tolerancji tkwiąc w mrokach średniowiecza." Osobiście mam nadzieję, że Gallów z komiksu i lekarzy połączy jedna cecha - że będą niezwyciężeni!
Skomentuj artykuł