Być może ksiądz w twojej parafii potrzebuje modlitwy bardziej niż myślisz
Polskim kapłanom można wiele zarzucić, to prawda. Można też korzystać z posługi "tych fajnych" i nigdy im za to nie podziękować, wychodząc z założenia, że to ich praca i już.
Ostatnio wiele we mnie różnych myśli dotyczących kapłaństwa. Wiele mówi się o kryzysie powołań, o tym, że księża chowają się na plebaniach-twierdzach i pracują jak urzędnicy, a nie pasterze. Zgadza się, tak jest, ale nie zawsze.
Przez ostatnie trzy i pół roku czerpałam z duchowości pewnego kapłana. Był, kiedy zmagałam się z trudami drugiej ciąży, ochrzcił mojego syna w bardzo uroczysty sposób. Był, gdy przeżywałam żałobę. Zawsze gotowy, by służyć sakramentami, zawsze dostępny.
To, co i w jaki sposób do mnie mówił sprawiło, że mogłam na nowo odkrywać siebie i Boga. Czy mu kiedyś za to podziękowałam? Nie… Nie mówiłam mu nigdy, jak ważne było to konkretne zdanie, które od niego usłyszałam i jak bardzo potrzebowałam je teraz usłyszeć. Wczoraj, w rozmowie z przyjaciółką, zdałam sobie sprawę, że otrzymałam bardzo wiele, ale dziękowałam rzadko.
Często się za niego modliłam, ale nigdy mu o tym nie powiedziałam. Dopiero ostatnio, przez przypadek, powiedziałam o tej modlitwie. Widziałam jego radość i to była dla mnie inspiracja, by zrobić coś więcej. By się odwdzięczyć. Zdecydowałam, że tym razem to jego chcę objąć duchową adopcją kapłanów. Mówię "tym razem", bo modlę się w ten sposób od kilku lat - co roku za innego księdza.
Gdy go ostatnio spotkałam, dziękował mi za ten dar. Dla mnie to jest jednak bardziej forma podziękowania, sympatii, powiedzenia: dziękuję za wszystko, chcę ci dać coś od siebie, a mam tylko tyle.
Polskim kapłanom można wiele zarzucić, to prawda. Można też korzystać z posługi "tych fajnych" i nigdy im za to nie podziękować, wychodząc z założenia, że to ich praca i już.
W ubiegłą niedzielę usłyszałam kazanie, które wbiło mnie w ziemię. Było tak bardzo o mnie i do mnie! Nie miałam odwagi podejść do księdza, do zakrystii zaraz po mszy i mu podziękować - widziałam tego kapłana pierwszy raz i zwyczajnie mój ludzki lęk i wstyd zwyciężyły. Moje sumienie nie dawało mi jednak spokoju. Znalazłam tego kapłana na Facebooku i napisałam, jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, co powiedział.
Miałam w sobie dużo ludzkich oporów i obaw, by to zrobić. Co on sobie pomyśli? Co jeśli uzna, że czegoś od niego chcę albo jestem jakaś dziwna? Jak się zachowam, gdy przyjdzie do mnie na kolędę albo będzie katechetą mojego syna? Tych myśli była masa. Były jednak niczym wobec słów, które wypowiedział z ambony. Wdzięczność wygrała.
Był to dla mnie impuls i pole do rachunku sumienia. Jak często dziękuję?
Nie chodzi o to, by teraz latać do każdego księdza, który powie coś mądrego albo o to, by wychwalać ich nad niebiosa. Kapłan jest jednak takim samym człowiekiem jak ja! On tak samo jak ja ma w sobie potrzebę bycia docenionym i potrzebnym. A skąd ma wiedzieć, że jest potrzebny, skoro nikt nie daje mu tego do zrozumienia? Skąd ma wiedzieć, że jest dla mnie ważny, skoro mu tego nie mówię?
Dziś widziałam jak jeden z kapłanów posługiwał w konfesjonale. Kolejka była długa. Spodziewałam się "puk puk" co minutę. On się jednak nie spieszył. Spowiadał bardzo spokojnie, słuchał długo. Wyszedł, by rozdać Komunię i wrócił do konfesjonału. Urzekło mnie to. Tak, zdarza się to w zwykłych, małych parafiach. Zdarza się to częściej, ale my tego nie widzimy.
Co jednak jeśli mieszkasz w małej miejscowości i w twojej parafii pracuje buc? Tak, buc - konserwa zamknięta na ludzi, otwarta na to, co dalekie od patrzenia na sacrum.
Módl się za niego. Przestań być biorcą, zostań dawcą. Trudne? Bardzo! Nikt jednak nie mówił, że chrześcijaństwo to przestrzeń dla bylejakości i nic nie robienia. Być może on potrzebuje twojej modlitwy bardziej niż myślisz.
Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł