Cisza w edukacji

(fot. Phil Roeder / flickr.com / CC BY 2.0)
Agata Gołąbek

Cisza na lekcji, wicher wieje. Kto się odezwie, ten będzie cielę…?

"Jak pani wytrzymuje w tym hałasie? Za moich czasów w szkole nie było tak głośno…" - takie opinie zdarzało mi się słyszeć od babć moich uczniów, które trafiły akurat na długą przerwę. Ich córki wyrażają takie sądy już dużo rzadziej, a wśród samych dzieci na palcach jednej ręki policzyć mogę te, które przed hałasem uciekają lub nie chcą w nim uczestniczyć, podczas przerwy np. czytając książkę. Czy coś się w polskiej szkole zmieniło, czy może tylko przyzwyczailiśmy się do tego, że dzisiejszy świat jest bardziej hałaśliwy? Czy mamy jako nauczyciele prawo używać w szkole dziecięcej rymowanki o ciszy na morzu, by uciszać naszych uczniów? Czy jeden z bardziej pożądanych towarów w polskiej szkole - cisza - przynosi korzyść uczniowi, czy tylko nauczycielowi? I wreszcie - dlaczego uczeń wybiera ciszę?

Bo to nie wypada

DEON.PL POLECA

Niektórzy tłumaczą, że na przerwie musi być głośniej, bo przecież na lekcji jest absolutna cisza i kiedyś trzeba to odreagować. Przyznam szczerze, że jako nauczyciel języka obcego byłabym bardzo zdziwiona i wręcz zaniepokojona faktem zaistnienia takowej ciszy. W pracy doświadczam jej jedynie podczas sprawdzianów, a i tu nie mogę powiedzieć o żadnym "absolucie", słysząc kilka pytań o poszczególne polecenia, kilka upewnień i kolejne kilka westchnień, pomrukiwań i okrzyków typu "O nie, tego nie pamiętam" i - dla równowagi - "Aaaaa, już wiem!". Wtedy przypominam sobie, że ten sprawdzian piszą mali ludzie z wielkimi umysłami, w których jeszcze nie wszystkie przegródki pamięci są zapełnione, jeszcze sporo jest miejsca na różnorakie doświadczenia i pełno w nich pytań, wątpliwości i zadziwień. To tylko my, dorośli, boimy się głośno wyrażać to, co pomyśli nasza głowa. Daleko nie szukając, przytaczam dzisiejsze spostrzeżenie z ulicy Świdnickiej we Wrocławiu, którą, przerobionym na wojskową modłę kabrioletem, jechał dumny właściciel. Widok niecodzienny, zaskakujący; na jego widok jeden rowerzysta prawie skręcił sobie kark, a kilkoro ludzi na przystanku tramwajowym szeroko otwarło oczy. I… nic więcej. Żadnych słów uznania, żadnych okrzyków podziwu; pan pojechał dalej, nie mając pojęcia, jakie wrażenie wywarł na przechodniach. To takie dla nas typowe - tak często nie wyrażamy głośno swoich uczuć i myśli, bo nie wypada, bo to taka drobnostka, że nie warto, bo nam się nie chce. A uczniom w szkole podstawowej jeszcze się chce dziwić, zachwycać, ale i obruszać się pełnym głosem. Może jeszcze zbyt rzadko słyszeli zewsząd, że "dzieci i ryby…", że "cicho, bo przyjdzie Zdzicho…", że "cisza na morzu…"

Bo mogę się mylić

W odróżnieniu od głośnego wyrażania myśli, ciszę w szkole trudniej zinterpretować. Dla niektórych nauczycieli jest towarem najbardziej na lekcji pożądanym, bo wydaje im się, że sprzyja przyswajaniu wiedzy. Co jednak dzieje się w umyśle ucznia, gdy zaciekawia go to, co właśnie poznał? Czy ktoś odważy się stwierdzić, że dziecko cieszy się w duchu ze zdobytej wiedzy i nie pokazuje tego na zewnątrz w chyba najłatwiejszy dla siebie sposób - mówiąc? Jeśli więc mówi na temat, to nie wolno go uciszyć, odbierając radość z nowego doświadczenia. Jeśli zaś nie mówi wcale - to może i wcale nie zrozumiało, nie usłyszało, nie połączyło faktów? Bo przecież, cytując dr. M. Dąbrowskiego, "uczeń nie uczy się (…) z kartki papieru, uczy się (…) mówiąc, wyjaśniając, pytając, przekonując, podejmując próby i je weryfikując". Stokroć bardziej wolę żywiołową reakcję na jakieś zdanie moje lub z podręcznika (choćby miało to być niezbyt mądre skojarzenie), niż nieodgadnioną, nieruchomą buzię dziesięciolatka, który właśnie usłyszał o okrągłym stole króla Artura. Dlaczego nie ciekawi go, czemu ten stół nie był kwadratowy, jak w szkolnej stołówce? Z jakiego powodu nie pyta, czy Artur to przypadkiem nie polskie imię? Czemu nie chichocze, że zna jednego Artura z równoległej klasy, który jest tak rachityczny, że na pewno nie wyciągnąłby ze skały żadnego miecza? A może wstydzi się powiedzieć głośno, że chyba taki król Artur występował w jego ulubionym serialu "Uczeń Merlina "? Bo co będzie, jeśli się myli, albo pani nie spodoba się, że na lekcji angielskiego mówi o filmach…?

Bo pani nie zrozumie

Rodzajów ciszy na lekcji może być oczywiście kilka i nie wszystkie nauczyciel powinien przyjmować z niepokojem. Czym innym jest cisza ucznia zasłuchanego w opowieść nauczyciela, a czym innym cisza wynikająca z braku umiejętności odpowiedzi. Co jednak ma myśleć anglista, który w czasie czytania jakiegoś życiowego tekstu (bo trzeba przyznać, że podręczniki do nauki języka angielskiego coraz częściej oparte są na tematach dopasowanych do zmieniających się w zatrważającym tempie realiów życia młodego człowieka) nie słyszy żadnej reakcji? Czy można uwierzyć, że nikomu nic się nie skojarzyło z grą komputerową, z popularnym internetowym memem czy anglojęzyczną piosenką? Obecnie nie istnieje chyba ani jedno słowo z tych kilku tysięcy skategoryzowanych jako najczęściej używane w języku angielskim, które nie zabrzmiałoby w przynajmniej jednej piosence popularnej w ostatnim roku! Jak uwierzyć, że ani jeden uczeń z przeciętnej dwudziestokilkuosobowej klasy nie słyszał tej piosenki i nie zapamiętał może nie znaczenia, ale choćby brzmienia tego słowa? Należy się raczej zastanowić, dlaczego żaden z nich o tym głośno nie mówi. Może to nie wina uczniów, a nauczycieli postrzeganych jako "nieżyciowych" ramoli starej daty? Pani od angielskiego na pewno nie ma Internetu, nie słucha popu, nie korzysta z portali społecznościowych i nie ogląda śmiesznych obrazków - więc i tak nie zrozumie. Ile to razy na swojej lekcji dowiedziałam się czegoś nowego od swoich uczniów,

ile dziwnych piosenek wysłuchałam i nieśmiesznych obrazków obejrzałam z ich polecenia! Nie żałuję, bo mam cichą (a w kontekście tego tekstu nawet głośną) nadzieję, że oni obejrzeli kilka stron internetowych, które ja im poleciłam. Mam nawet na to dowód, bo przy ostatnim sprawdzaniu zeszytów ćwiczeń, w kilku z nich zauważyłam przy tym samym temacie angielski tytuł animacji, która skojarzyła mi się z omawianym zagadnieniem.

Bo to wbrew zasadom

Cisza jest mało twórcza. Jeśli nawet w ciszy zrodzi się zalążek jakiejś idei, to umrze śmiercią naturalną niewypowiedziany i nieskonfrontowany z innymi pomysłami. Może dlatego tak głośno jest na lekcjach plastyki i techniki, na które czasem wchodzę? Na pewno dlatego taki gwar panuje podczas pracy w grupach na jakimkolwiek przedmiocie i w czasie godziny wychowawczej. Należy oczywiście odróżnić kreatywny gwar od zwykłego hałasu, kiedy to każdy mówi co chce i kiedy chce, nikogo tym nie ubogacając i samemu sobie nie przynosząc korzyści. W "twórczym hałasie" nie ma miejsca na prywatne rozmowy, bezcelowe komentowanie czy zupełnie niezwiązane z tematem wtrącenia (które zresztą często mają na celu jedynie rozbawienie reszty klasy). Wydawało mi się, że jest to spostrzeżenie w miarę popularne, jednak po wpisaniu w wyszukiwarkę internetową sformułowania "cisza na lekcji" uzyskujemy głównie strony poświęcone utrzymaniu dyscypliny oraz odnośnik do opisu techniki "lekcja ciszy" w metodzie Montessori. W pierwszym przypadku gwar i hałas postrzegane są zaledwie jako brak posłuszeństwa, podczas gdy w drugim cisza jest okazją do budowania własnej wartości i absolutnie nie jest używana jako metoda powstrzymania chaosu na lekcji. Nadal pokutuje przeświadczenie, że uczeń, który odzywa się podczas lekcji (a najczęściej w sytuacjach omawianych wcześniej zdziwień spowodowanych nowym doświadczeniem jest to odzywanie się bez podniesienia ręki czy pytania o pozwolenie), jest postrzegany jako ktoś, kto zaburza proces edukacji. Ile razy widziałam w zeszytach moich uczniów uwagi od nauczycieli, ganiących ich za odezwanie się bez pytania, podczas gdy rozemocjonowane dziecko chciało koniecznie coś wyjaśnić, pochwalić się wiedzą, o coś zapytać - teraz, natychmiast, póki jeszcze nie zapomniało, o czym pomyślało! Ile rozmów z tymi dziećmi przeprowadziłam, by dojść do wniosku, że rzeczywiście to one miały rację, a nauczyciel nie chciał ich wysłuchać. I - niestety - z ilu rozmów z tymi nauczycielami wyszłam z poczuciem porażki, słysząc "Może masz rację, ale on mi przerwał, więc złamał zasady." Nie chcę w szkole takich zasad, które zabraniają małemu odkrywcy wyrazić swoje zdanie. Wolę szkołę, z której wyjdą odważni ludzie, którzy nie boją się odzywać, którzy są bogaci w różne talenty, a nie tylko w dyscyplinę poprawnego zachowywania się na lekcjach.

Bo nie mam wyboru

Na koniec wyobraźmy sobie ucznia, który wraca do domu po sześciu godzinach lekcyjnych. Zapewne przynajmniej jedną z nich był przedmiot artystyczny lub WF, na których na szczęście w wielu szkołach można bez problemu wypowiedzieć własną opinię, odezwać się lub nawet krzyknąć. Sama prowadziłam kiedyś zastępstwo z plastyki, w trakcie którego jeden z uczniów z bezbrzeżnym zdumieniem zawołał, że pani przedstawiona na portrecie w podręczniku jako przykład kubizmu wygląda zupełnie jak jego ciocia. Szybko okazało się jednak, że nie z powodu nieproporcjonalnych części twarzy, ale kolorów makijażu i mieliśmy świetną okazję porozmawiać o tym, że może przedstawiciel gatunku - Picasso - otaczał się właśnie takimi "ciociami", a tak w ogóle to on sam mógłby być młodszym bratem Pawlaka z filmu "Sami swoi". W podręczniku Picasso był tylko wymieniony z nazwiska, ale dzięki tamtej cioci spędziliśmy kilka chwil na szukaniu w Internecie portretu malarza i być może któraś z tych dygresji przyczyniła się do zapamiętania nazwy kierunku malarskiego czy nawet zachęciła do obejrzenia klasyki polskiego filmu.

Po tej niemałej dygresji powróćmy do naszego wspomnianego ucznia. Pozostałe cztery lub pięć godzin lekcyjnych w jego planie to te godziny, na których wybór jest prosty - lepiej wcale się nie odezwać, niż dostać uwagę za niesubordynację. Czy więcej zapamiętał ten nieszczęsny uciszany uczeń z lekcji historii, na której kolega wykrzyknął radośnie, że wczoraj z tatą oglądał kabaretowy występ T-Raperów znad Wisły i ich piosenkę "Mieszko, Mieszko, mój koleżko", czy z przyrody, na której niestety nikt nie zdążył powiadomić wszystkich, że w Internecie jest świetna animacja, pokazująca skalę mikrobów i komórek ludzkiego ciała wobec ogromu Wszechświata? Polska szkoła ma ambicję stać się szkołą multimedialną i interaktywną. W tych dziedzinach jednak często to nasi uczniowie przodują wiedzą i umiejętnościami; warto zatem skorzystać z ich odkryć i skojarzeń, nawet jeśli przez to sami będziemy musieli poświęcić kilka minut, by obejrzeć to, czym pasjonują się młodzi ludzie.

Oby uczeń, który nie podniósł ręki przed swoją wypowiedzią, nie był oceniany jako niegrzeczny tylko dlatego, że tak spieszył się ze swoim odkryciem, że zapomniał o panującej w szkole zasadzie. Niech wychodzi z lekcji z poczuciem, że oto coś odkrył; że może nie miał racji, ale powiedział głośno swoje spostrzeżenie i ktoś zdołał wyprowadzić go z błędu. Niech widzi, że to, czego doświadczył wcześniej, w jakiś magiczny sposób łączy się z tym, czego uczy się dzisiaj. Niech wie, że ma prawo włączyć się czynnie w proces własnej nauki. I niech wie także, że nikt go za to nie upomni w szkole, w której cisza jest chwilowym zatrzymaniem się, pochyleniem się nad tajemnicą, a nie celem samym w sobie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Cisza w edukacji
Komentarze (1)
P
piotr
19 września 2014, 12:05
Nooo?!