Gdy czytam te doniesienia, to szlak mnie trafia, a mógłbym to nazwać jeszcze gorzej. To, co teraz napisze, będzie trochę przesadzone, ale nasuwa mi się takie oto stwierdzenie: do 1989 roku byliśmy satelitą Moskwy, jej kolonią. Pieniądze, żywność, węgiel szło całymi wagonami do ZSSR, a w Polsce ludzie przymierali głodem, w sklepach były kolejki, na półkach sklepowych ocet i wprowadzono zakupy na kartki.
Obecnie rząd, walcząc z kryzysem, podwyższa podatki (np. VAT), tnie ulgi, zamraża płace w budżetówce, podwyższa cenę akcyzy na paliwo o 0,20 gr. na litrze (cena benzyny pewnie dzięki temu łatwiej i szybciej przekroczy magiczne 6 zł. Jak to schłodzi polską gospodarkę, nie chce nawet pisać), majstruje się z naszymi pieniędzmi przekazanymi do OFE, ale stać nas na to, by przekazać Brukseli i krajom Eurolandu miliardy EURO. Czy my powoli nie stajemy się taką dojną krową Brukseli, jak kiedyś byliśmy Moskwy?
W imię czego mamy pomagać bogatszym i bardziej rozwiniętym gospodarkom Europy? Na pewno nie w imię solidarności, bo tu solidarność jest niezwykle skrzywiona i polega na żerowaniu na słabszych, biedniejszych, naiwnych i tak jak w wypadku Polski zakompleksionych krajach, po to by chronić własne interesy tych bogatych.
Ratowanie strefy EURO to nic innego jak ratowanie interesów Niemiec i Francji. To dbanie by hegemonia tych krajów nie została zakłócona i by ich firmy nadal nie miały sobie równych w Europie. Nie dajmy się oszukać. Bruksela tak nie rozczula się nad stanem np. greckiej gospodarki, ta cała pomoc jest tylko po to by ratować niemieckie i francuskie banki i interesy tych krajów.
Twórcy Unii Europejskiej, pewnie po ostatnim szczycie przewracają się w grobie, a na pewno tam na drugim Świecie są bardzo smutni. Z ich bowiem zamysłu, gospodarczej współpracy polegającej na partnerstwie i solidarności pozostała tylko karykatura. Cynizm, i dbanie o interesy silniejszych kosztem słabszych.
Skomentuj artykuł