Jak zmienić własną parafię? Mam dwa niezbędne pomysły

Jak zmienić własną parafię? Mam dwa niezbędne pomysły
(fot. shutterstcok.com)
Logo źródła: Blogi niebodlagrzesznikow.blog.deon.pl

Z mojego bywania w parafialnym kościele wynoszę doświadczenie braku życia. Zaryzykuję ocenę, że spotykam się tam z brakiem wiary, po prostu.

Ludzie przychodzą, siadają w ławkach - miejsca jest sporo, spokojnie wystarcza dla każdego, kto chce usiąść.

Potem słuchają kazania o tym, jak powinien wyglądać dobry związek małżeński, o tym, że ludzie dzisiaj pobierają się późno albo wcale; najpierw chcą zdobyć awans zawodowy, mieszkanie itp., a o małżeństwie zamierzają pomyśleć dopiero wtedy, jak już będą mieli to wszystko.

DEON.PL POLECA

A to przecież powinno być odwrotnie - zamożność, awanse zawodowe, mieszkanie i inne dobra powinno się gromadzić wspólnie, będąc małżonkami - słychać z ambony. Średnia wieku osób słuchających tego kazania sięga sześćdziesiątki. Kaznodzieja orientuje się w pewnym momencie, że trafia kulą w płot, więc co drugie zdanie dodaje: wy to już wiecie. Ale kazania nie zmienia, brnie dalej.

Do kogo to mówi? Kogo te słowa mają zbudować, wzmocnić w wierze? Trudno stwierdzić. Ale jeszcze bardziej smutne jest to, że prawdopodobnie niewielu z obecnych na tej mszy świętej postawiłoby podobne pytania. Przyszli… w sumie nie wiem, dlaczego.

Opowiem o dwóch momentach, kiedy doświadczyłam przejawów życia w moim parafialnym kościele. Jeden z nich wydarzył się już parę lat temu.

"To pani czytała? Bardzo mi się podobało"

Przed wieczorną niedzielną mszą świętą wyszedł ksiądz i zwrócił się do obecnych z pytaniem, czy ktoś by przeczytał czytania. Wtedy w parafii bywałam bardzo rzadko, więc uznałam, że miejscowi mają pierwszeństwo. Poza jedną dziewczyną, nikt się jednak nie zgłosił. Podniosłam się więc i podeszłam do tej dziewczyny i księdza, który nas instruował, które czytanie czytamy, gdzie się mamy ukłonić itd.

Potem ona przeczytała pierwsze czytanie, a ja drugie. I podczas tego mojego czytania wydarzyła się rzecz niesamowita - z ambonki widziałam, jak ludzie w kościele się budzą. Naprawdę, zapanowało poruszenie. Chyba po raz pierwszy od nie wiem jak dawna, naprawdę usłyszeli słowa Pisma czytane w liturgii. Przepraszam, ale miałam skojarzenie z pewną sceną z drugiej części Władcy Pierścieni.

W tej scenie król Rohanu Theoden siedzi na swoim tronie pogrążony w letargu, niemal uśpiony, przygnieciony przez depresję, lęki i bezsilność. Nagle pojawia się Gandalf Biały, który budzi go z tego letargu i król w jednej chwili odzyskuje siły, podnosi się z tronu i staje na czele swojego ludu, by poprowadzić go na wojnę przeciwko Sauronowi. Podobne przebudzenie zapanowało wtedy w kościele. Po mszy, kiedy już wychodziliśmy z kościoła, podeszła do mnie dziewczynka, miała może ze 13 lat i powiedziała: to pani czytała? Bardzo mi się podobało.

Nadmienię, że nie czytałam, stojąc na głowie, nie klaskałam przy tym uszami, ani nie śpiewałam operowym sopranem. Czytałam po prostu tekst ze zrozumieniem. I spoglądałam od czasu do czasu na tych, dla których czytałam. To wszystko. Naprawdę, tak niewiele czasem trzeba.

Żywy człowiek spotkał w kościele żywego człowieka

Druga sytuacja zdarzyła się niedawno, w tym samym parafialnym kościele. Znak pokoju przekazuje się tu najczęściej poprzez skinienie głową z bezpiecznej odległości, najlepiej w niecałkiem określonym kierunku. Jeśli już wyciągniesz do kogoś rękę, to napotkasz zwiędnięty nadgarstek i wzrok odwrócony gdzieś w bok, żeby - broń Boże! - nie spojrzeć mi w twarz.

Otóż zdarzyło się ostatnio, że w ławce przede mną siedział mężczyzna, w wieku raczej rzadko widywanym w moim parafialnym kościele, bo po 30-stce. Do tego przystojniak. Na znak pokoju odkiwnął głową na kiwnięcia sąsiadów, a potem odwrócił się za siebie i napotkał mnie. A ja wyciągnęłam do niego rękę i uśmiechnęłam się, mówiąc: pokój z tobą. Jakbyście widzieli tę radość na jego twarzy! Żywy człowiek spotkał w kościele żywego człowieka! Taka radość!

Uśmiechnijmy się do siebie

Ostatnio kolega mówił mi, że przeprowadza taki eksperyment - uśmiecha się do ludzi na ulicy. I był szczerze uradowany, że to działa - ludzie odwzajemniają jego uśmiech. Ja też to robię, od dawna. I też mam takie doświadczenie, że to działa. Czasem nawet jest zabawnie, bo odnoszę wrażenie, że ktoś oduśmiechuje się do mnie i jednocześnie szuka nerwowo w głowie: skąd ja ją znam?

Że to niewiele wywołać uśmiech na twarzy drugiego człowieka? Wybudzić choć na chwilę z letargu?

Może i niewiele. Mnie wystarcza. Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili.

Tekst pochodzi z bloga niebodlagrzesznikow.blog.deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Katarzyna Olubińska

Kogo spotkasz w wielkim mieście?

Była jedną z wielu młodych, ambitnych dziewczyn, które zjeżdżają z całej Polski do Warszawy, aby spełnić swoje marzenia. Konsekwentnie realizowała plan na idealne życie. Praca kilkanaście godzin na dobę, perfekcja...

Skomentuj artykuł

Jak zmienić własną parafię? Mam dwa niezbędne pomysły
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.