Kim są tradycjonaliści? - odp. o. Sarnackiemu

fot. Materiały nadesłane
Paweł Beyga / Materiały nadesłane

Nie bójmy się tradycji. Czy jest coś złego w poszukiwaniu stałego punktu odniesienia? Ważne, aby dla chrześcijanina zawsze tym punktem był Jezus Chrystus.

Od kilku dni na portalu Deon.pl można przeczytać artykuł o. Andrzeja Sarnackiego SJ. Tradycjonaliści - samozwańczy strażnicy Prawdy? - tytuł w formie zapytania. Sam tytuł jednak nie jest jednoznaczny, ponieważ nie wiadomo dokładnie kogo widzi autor w sformułowaniu "tradycjonaliści". Można przecież przez ten termin rozumieć Bractwo Kapłańskie Piusa X, sedewakantystów, sedeprywacjonistów a także zwykłych wiernych, którzy chodzą na starą mszę i nie są w żadnej mierze buntownikami czy szczególnie wyróżniającymi się członkami Kościoła. Jest to duże niedopowiedzenie, bo z treści artykułu o. Sarnackiego dalej nie wiadomo o kogo chodzi.

Chciałbym zatem podjąć krótką polemikę z tezami zawartymi we wspomnianym wyżej artykule. "Mentalność fundamentalistyczna poprzez swój dogmatyzm jest niezdolna do zrozumienia inaczej myślących, przypisując im od razu demoniczne poglądy i szafując prywatnymi ekskomunikami. Czy tak zwany tradycjonalizm jest jedną z takich mentalności?". Autor we wstępie próbuje chyba podać definicję tradycjonalizmu lub określić chociaż tło do późniejszego doprecyzowania tego zjawiska. Zastanawiające jest, że jezuita bardzo łatwo jednym pociągnięciem przypisuje tzw. tradycjonalizmowi mentalność fundamentalistyczną, nieokreślony dogmatyzm, a przecież w Kościele istnieje duża ilość dogmatów. Jednak nie wiadomo nadal czym jest dogmatyzm tradycjonalistów. Czytajmy zatem dalej. Następnie o Sarnacki wymienia m.in. ćwiczenia duchowe Ignacego z Loyoli.

Opisuje je takimi przymiotnikami jak duchowy autentyzm, oczyszczenie motywacji, lepsze poznanie Chrystusa, aby w kolejnym akapicie stwierdzić "I wszystkiego tego brakuje mi w argumentacji tradycjonalistów". Z dalszą częścią tego akapitu mogę się zgodzić, ale autor zdaje się, że upatruje powodów sympatii wobec starej liturgii jedynie w odpowiedzi na nadużycia dokonujące się na tzw. nowej mszy. "I liturgia zamierzona przez Sobór Watykański II ma głęboką teologię oraz prowadzi do tego samego, co poprzednia forma liturgii i ta pierwszych wieków chrześcijaństwa - do przeżywania śmierci i zmartwychwstania naszego Zbawiciela" - tutaj autor dokonał manipulacji. Nie istnieje coś takiego jak liturgia zamierzona przez ostatni sobór.

DEON.PL POLECA

Konstytucja o liturgii powstawała w sytuacji, gdy w kościołach była celebrowana stara msza i to dla niej ojcowie soborowi napisali wspomniany dokument Sacrosanctum Concilium. Vaticanum II nie przewidywało całkowitej przebudowy liturgii ani rewolucyjnych zmian w kulcie. Odwoływanie się do pierwszych wieków nie jest zbyt dobry argumentem. Zazwyczaj, gdy podaje się chęć powrotu do starożytności chrześcijańskiej zapomina się, że to właśnie starsza forma liturgii rzymskiej przechowała w sobie zwyczaje starożytne. Wystarczy chociażby spojrzeń na orientację modlitwy liturgicznej lub budowę mszy Requiem. "Dlaczego zatem tradycjonaliści negują soborowe zmiany? Tłumaczą to wiernością tradycji".

Odpowiedź jakiej udzielę może być zaskoczeniem i będzie ona inna od tej udzielonej przez o. Sarnackiego. To właśnie na starej mszy wierni modlą się po łacinie, umieją Pater noster. To tam wielkim pietyzmem otacza się organy piszczałkowe oraz chorał gregoriański. Wymieniać można wiele, ponieważ Konstytucja o liturgii dotyczy nie tylko zreformowanej mszy, ale także starszej formy i nikt z trzeźwo myślących nie powie, że ten dokument nas nie dotyczy. Niestety patrząc na praktykę codzienną można ze smutkiem stwierdzić, że o soborowych wskazaniach to zapomnieli ci, którzy tak bardzo się na ostatni sobór powołują. "Dla wielu jedynym wyjściem staje się wówczas poszukiwanie trwałych punktów odniesienia, głównie w tradycji, którą pojmują na sposób raz na zawsze określony, sztywny, niezmienny, niekwestionowany, dogmatyczny. Ciasnota intelektualna jest wtórna wobec lękowego poszukiwania bezpieczeństwa". I znowu wszyscy wrzuceni przez o. Sarnackiego do przysłowiowego jednego worka. Aż chce się zapytać z iloma osobami autor tekstu rozmawiał, z iloma się spotkał, ile razy uczciwie dyskutował. Bardzo łatwo jest bić na oślep.

Czy jest coś złego w poszukiwaniu stałego punktu odniesienia? Ważne, aby dla chrześcijanina zawsze tym punktem był Jezus Chrystus. Autor pisze o tradycji z małej litery, więc domniemam, że ma na myśli obrzędy, ich kształt. Jednak nie jest do końca tak, że stary mszał jest świętością, której nie należy zmieniać. Byłoby czymś nierozumnym widzieć liturgię jako coś ciągle statycznego, ponieważ z czasem i stary mszał powinien wzbogacić swoją ilość prefacji, wspomnień świętych, a być może bardziej otworzyć się na języki narodowe (chociażby w czytaniach). Jednak nie trudno mi zrozumieć strach wielu wiernych przywiązanych do starszych form liturgicznych przed jakąkolwiek ingerencją w starą liturgię. Tyle już było o te sprawy wojen, awantur i nieprzyjemności, z dnia na dzień zapanowała w Kościele atmosfera liturgicznej amnezji, gdzie to co było święte wczoraj stało się dzisiaj czymś niepożądanym. "Ten mechanizm obronny uaktywnia się zwłaszcza u ludzi z wysokim poziomem lęku i pesymizmu, widzących świat czy Kościół w świetle zagrożeń apokaliptycznych, preferujących ściśle określone struktury, u ludzi, którym bezwzględnie potrzebny jest bezwzględny autorytet i którzy widzą rzeczywistość w czarno-białych barwach dualizmu". Tutaj autor stara się nakreślić strukturę psychologiczną, prawie zdiagnozować problem. Wydaje się, że o. Sarnacki zapomniał o relatywizmie, przed którym ostrzegał Benedykt XVI. Chodzę od lat na starą mszę, ale wcale nie uważam, że Kościół się kończy.

Nie jestem także pesymistą, nie widzę wszystkiego w apokaliptycznych barwach. A raczej nie wyobrażam sobie końca świata jako wielkiego zniszczenia, ale jako spotkanie z kochającym Bogiem. Bardzo to odległe od wizji nakreślonej przez autora. Jezuita wymienia jednym tchem także konieczność bezwzględnego autorytetu. Dziwi mnie to, że o. Sarnacki dostrzega w tym problem. W świecie, który serwuje krótkotrwałe autorytety i wynosi na piedestały wątpliwe gwiazdy nie dziwi fakt, że wielu ludzi szuka autorytetu, który by powtórzyć za bł. Janem Pawłem II, ma imię oraz twarz Jezusa Chrystusa. "Można by zapytać: Jaki Kościół chcecie tworzyć osądzając papieża, systematycznie negując jego nauczanie, przypisując mu motywacje niegodne chrześcijanina? Jaki macie obraz Kościoła, jaką wiedzę i jaki mandat, określając, który papież został wybrany z natchnienia Ducha Świętego, a który nie?". I tutaj nie wiadomo o kogo chodzi. Czy wszystkie osoby uczęszczające na starą liturgię stworzyły wielki manifest, w którym osądzono papieża, zanegowano nauczanie? Z pytaniem o wiedzę religijną lub teologiczną byłbym bardziej ostrożny niż autor tekstu. Być może osoby związane ze starą mszą posiadają czasem wiedze nieuporządkowaną, ale na tle nawet niektórych absolwentów wydziałów teologicznych jest to wiedza większa albo sięgająca dalej niż teksty ostatniego soboru.

Ciekawym jest także, że jedynie środowisko Christianitas odpowiedziało w Roku Wiary na wezwanie Benedykta XVI do odczytywania tekstów Vaticanum II w świetle całego nauczania Kościoła ( także przedsoborowego nauczania). Kościół nigdy nie twierdził, że Duch Święty wybiera papieża, ale jedynie asystuje. "Zarówno progresiści, jak i tradycjonaliści, ponoszą ryzyko sprzeniewierzenia się Ewangelii. Pierwsi, bo bardziej przypominają celebrytów niż chrześcijan żyjących jakby byli nie z tego świata, drudzy, bo powtarzają iluzję powrotu do przeszłości, której nie rozumieją, a udając, że nią żyją, są znacznie bardziej, niż mogliby podejrzewać, zakładnikami swoich czasów". Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że wszyscy wierni mogą sprzeniewierzyć się zasadom Ewangelii. Jednak stwierdzenie, że tradycjonalizm jest iluzją powrotu do przeszłości oraz udawaniem życia w niej jest zwyczajnie kłamliwe. Naprawdę na starej mszy używa się mikrofonów, prądy, wierni przywiązani do mszy trydenckiej również używają tabletów, komputerów, jeżdżą samochodami. Jednak nie przeszkadza to w zachowywaniu tradycyjnej dyscypliny postnej, w śpiewaniu po łacinie i klękaniu do Komunii Świętej. Stara msza nie jest skansenem, a wierni kustoszami muzeum.

Niestety wielu chce zamknięcia za szkłem własnego liturgicznego dziedzictwa w obawie przed podważeniem osiągnięć własnej młodości. I tutaj rodzi się pytanie kto potrzebuje ciągłej walki i antagonizowania. Czy na wydziałach teologicznych wykłady z liturgiki nie wyglądają często jak przedstawianie dwóch alternatywnych Kosciołów - przedsoborowego i posoborowego? "Młodości brak jednak wiedzy i doświadczenia, dlatego tradycjonaliści będą im imponować swoją bezkompromisowością i militarnym językiem jedynych sprawiedliwych. Katolicyzm w jedności z głową Kościoła jest znacznie bardziej wymagający, bo nie sprowadza się do kilku prostych reguł i rytuału". Autor chyba próbuje zarysować prosty schemat: jak jesteś młody i niedoświadczony to uważaj, bo trafisz na tradycjonalistów, i będzie po Tobie.

Kolejne zdanie, które mówi o katolicyzmie z głową Kościoła to manipulacja, próba ukazania, że osoby chodzące na starą mszę odcinają się od jedności z Rzymem, z papieżem… sam już nie wiem. Chciałbym poinformować o. Sarnackiego, że znam wiele osób chodzących na starą mszę, które uznają władzę papieża. Może to zaskoczenie dla Ojca, a jednak tak jest. Pytam także, gdzie byli obrońcy papieża za pontyfikatu Benedykta XVI? Zamiast obrony Ojca słychać było chichoty ze starca w koronkach, skrzypcowych ornatach, odwróconego tyłem do wiernych. "Zamiast szukać luk w moim artykule, wskazywać na mylne użycie pojęć świadczące o całkowitej ignorancji autora, czy zamiast chować się za zbiorem żelaznych cytatów z ulubionych dokumentów, zróbcie coś, co jest wielowiekową tradycją Kościoła, zapoczątkowaną w okresie obrad Soboru Trydenckiego - odprawcie Ćwiczenia duchowe. To tylko 8 dni. Nic nie tracicie, a będziecie mogli głębiej ocenić ile warte są wasze przekonania i lepiej dostrzeżecie sens modlitwy Jezusa o jedność Kościoła, którą modlił się podczas Ostatniej Wieczerzy, tej historycznie pierwszej liturgii eucharystycznej". Nie szukam luk w tekście, mylnych pojęć, ale jedynie staram się podjąć dyskusję, polemikę z tezami wypowiadanymi z wielką pewnością przez o. Sarnackiego. Proszę zauważyć, że nie użyłem żadnego cytatu z dokumentu Kościoła, z pism świętych, papieży itp. Starałem się po prostu przedstawić własne argumenty, które wynikają nie tyle z przeczytanej literatury czy wielu godzin prywatnego studium, ale z doświadczenia, które podpowiada, że rzeczywistość jest inna i bardziej skomplikowana niż ta nakreślona w artykule.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kim są tradycjonaliści? - odp. o. Sarnackiemu
Komentarze (27)
K
Kasia
6 lipca 2016, 11:19
Niestety Pan Paweł podaje argumentację, która pasuje do mniejszości tradycjonalistów. Większość tych ludzi to kryptolefebryści, osłabiający aktualne nauczanie Kościoła, negujący autorytet Franciszka.Dobre jest dla nich to, co uświęcone wielowiekową tradycją. Wszystko co nowe jest bardzo podejrzane. Znam to środowisko dobrze. Biskup mojego miasta często woła na dywanik  miejscowego duszpasterza tradycji. To środowisko jest bardzo podejrzane. Dlatego nie chodzę już na mszę trydencką.
WO
W okopach
26 lutego 2014, 15:17
. Zob.: W okopach "tradycjonalizmu" [url]http://polski.blog.ru/210336163.html[/url] .
G
grzegorznieGrzegorz
27 stycznia 2014, 00:09
Pana Pawła Beygę zachęcam do częstego odwiedzania Deona  -   może Pan dodatnio wpłynąć na poziom toczących się tutaj dyskusji. Trzeba by jednak sięgnąć do dokumentów Soboru Trydenckiego, którego artykuły kończyły się zawołaniem:  niech  będzie potępiony. Treści już nie pamiętam tylko styl np. Kto nie uznaje Trójcy Świętej  niech będzie potępiony!  Kto nie czci Matki Bożej niech będzie potępiony.  Kto  podważa  zwierzchnictwo Papieża niech będzie potępiony. Przed wiekami takim wojowniczo-potępieńczym językiem posługiwano się w sposób naturalny. Niektórym mocniej  zakorzenionym  w tamtym duchu zostało do dziś. Jednakże napastliwość, hardość i wyniosłość  uwidaczniają brak wiary i wiedzy podstawowej -  ewangelicznej. Kocham Tradycję żywą, wzrastającą w miłości a nie tylko obrzędową. 
G
general
12 stycznia 2014, 21:46
Autor ma dobre intencje. Ale zachowuje się tak, jakby Sarnackiemu chodziło o podjęcie dyskusji. A jemu chodziło tylko o zwyzywanie tradziuchów, tudzież ich publiczne oczernienie. I zrobił to na poziomie pomówień brukowców (których wzorem jest chociażby szechterownia). ... ... ...
.
...
10 stycznia 2014, 11:51
Autor ma dobre intencje. Ale zachowuje się tak, jakby Sarnackiemu chodziło o podjęcie dyskusji. A jemu chodziło tylko o zwyzywanie tradziuchów, tudzież ich publiczne oczernienie. I zrobił to na poziomie pomówień brukowców (których wzorem jest chociażby szechterownia). ... ...
.
...
10 stycznia 2014, 02:17
Autor ma dobre intencje. Ale zachowuje się tak, jakby Sarnackiemu chodziło o podjęcie dyskusji. A jemu chodziło tylko o zwyzywanie tradziuchów, tudzież ich publiczne oczernienie. I zrobił to na poziomie pomówień brukowców (których wzorem jest chociażby szechterownia). ...
C
chrysorroas
9 stycznia 2014, 16:01
Autor ma dobre intencje. Ale zachowuje się tak, jakby Sarnackiemu chodziło o podjęcie dyskusji. A jemu chodziło tylko o zwyzywanie tradziuchów, tudzież ich publiczne oczernienie. I zrobił to na poziomie pomówień brukowców (których wzorem jest chociażby szechterownia).
9 stycznia 2014, 14:41
@Ela TO krytycy tradycji zaczęli ją uważać, za gorszą i nieadwekwatną.  NIe wiem jaka muzyka siębardziej Bogu podoba. To chodzi o to, zę organowe dźwięki ciągłe, długie, lepiej wyrażają niebiosa, pomagająbardziej w modlitwie. To chodzi o to, zęprzyjęliśmy pewne symbole i nie ma sensu ich ciągle zmieniać, tylko trzeba sięnauczyćje rozumieć i przeżywać, a to wymaga Ewahgelicznego zaparcia sięsamego siebie, metanoi, wysiłku. Bo jak będziemy ciągle cośnowego dodawać, osłabnie poczucie, zęMsza Święta to cośodwiecznego Odgórne formy dane przez poprzednie pokolenia mają budować to poczucie. To więc słabi ludzie ich potrzebują, a nie Pan Bóg. Zmienianie nieustanne form, środków wyrazu, prowadzi do chaosu, do braku komunikacji, osłabia poczucie wspólnoty z całym Ksćiołem i Kosmosem, do zagunbienia ich treści, inflacji znaczeń pisałem o tym tu: http://misjakultura.blogspot.com/2014/01/odwoac-niesuszna-krytyke-czy-forma-bya.html [color=#464545]http://misjakultura.blogspot.com/2014/01/odwoac-niesuszna-krytyke-czy-forma-bya.html Pozdrawiam:)[/color]
E
Ela
9 stycznia 2014, 13:53
co do formalnych rzeczy: skąd przekonanie,że Bogu bardziej podoba się muzyka organowa a nie gitarowa?, chorał a nie chór żeński? w psalmach grają na czym się da: harfy, liry "zgiełk radosny czynią" nawet "rzeki klaszczą w dłonie". Tradycja tradycją, ale stąd blisko już do zawłaszczenia "prawdy" i postawy o której autor pisał o. Sarnacki...
9 stycznia 2014, 13:40
Chodzi tylko o to, by odwołać niesłuszną krytyke: http://misjakultura.blogspot.com/2014/01/odwoac-niesuszna-krytyke-czy-forma-bya.html
AT
ada teqo
8 stycznia 2014, 21:22
Na Ostatniej Wieczerzy podczas której Jezus ustanowił Ofiarę Eucharystyczną apostołowie siedzieli wspólnie z Jezusem wokól stołu, modlili się w swoim narodowym języku,tak więc wzór do nasladowania jest. Nieustannie natomiast mamy się zastanawiać nad tym jak najpiękniej swoje codzienne życie wypełnić miłością czyli życiem w którym coraz mniej miłości siebie czyli naszego egoizmu a coraz więcej nie nas. Nie można  do rangi najwyższej podnosić tego co nie jest  najważniejsze w naszym ludzkm codziennym życiu które to powino być na różne sposoby ofiarą składaną Bogu w braterstwie, pokorze i uniżeniu wobec bliźnich tak jak czynił to Jezus gdyż drogą Kościoła jest człowiek. Kto kocha bardziej siebie aniżeli drugiego człowieka błądzi i nie kocha Boga.Głową Kościoła jest Bóg i dlatego Kościół jest niezniszczalny. TAK.
AT
ada teqo
8 stycznia 2014, 21:18
"(...) Co naprawdę kryje się na przykład za popularnym sloganem: "powrót do źródeł"? Racje przedstawione wpierw przez ekspertów o radykalnej orientacji, a potem nawet przez hierarchów i dostojników Kościoła, wydają się być dość spójne, a wynikają z określonej wizji liturgii. Jeje odnowa miałaby polegać z oczyszczaniu z naleciałości (takich jak "zbytni nacisk na aspekt ofiarny we Mszy") powstałych w epoce średniowiecznej i potrydenckiej a stanowiących wypaczenie idei zawartych w pierwotnym chrześcijaństwie. Recepta ta miałaby polegać na powrocie do form z czasów pierwotnego chrześcijaństwa, jako epoki najbliższej Apostołom i samemu Założycielowi, a tym samym gwarantujących największy stopień autentyzmu i wierności Ewangelii.",  "(...) Trzeba powiedzieć, że takie podejście świadczy o zupełnym niezrozumieniu istoty Kościoła. Należy bowiem zdawać sobie sprawę, że jest to nie tylko instytucja ludzka, gdzie możliwe są wszelkie wypaczenia w istotnych dziedzinach i zafałszowania ducha założycieli, ale także, i przede wszystkim, instytucja Boża, ciesząca się asystencją Ducha Świętego. Dlatego też w pewnych epokach można dopatrzeć się krótkotrwałych i niewielkich odchyleń spowodowanych przez niedoskonałość i małość ludzi, z których składa się struktura Kościoła, lecz generalnie, w dłuższej perspektywie nie może być mowy o błędzie lub deformacji. Liturgia przez stulecia wzrasatała organicznie w naturalnym procesie, aż do ustalenia jej formy za czasów Św. Grzegorza Wielkiego i ostatecznej kodyfikacji przez Św. Piusa V. Liturgiści, żądając powrotu do pierwotnych praktyk, zaprzeczając tej organicznej ewolucji nadzorowanej przez Namiestników Chrystusa i wyrażonej w dokumentach, podważają tym samym obecność Ducha Świętego. Implikacją tego założenia jest uznanie możliwości, że przez całe stulecia Bóg odmawiał gwarancji nieomylności w tak ważnej sferze, jak publiczny kult Mistycznego Ciała Chrystusa."
AT
ada teqo
8 stycznia 2014, 21:14
"(...) Taka właśnie wizja Mszy jako pamiątki, uczty bądź zgromadzenia wiernych modulowała świadomość tych, którzy w zaciszu gabinetów układali tekst nowego Ordo Missae. Nawet fakt, że wkrótce jawnie heretycka definicja została lekko skorygowana w następnym wydaniu Mszału tak, aby mogła być interpretowana również i na sposób katolicki, ["We Mszy albo Uczcie Pańskiej lud Boży gromadzi się pod przewodnictwem kapłana, który działa in persona Christi, w celu świętowania pamiątki Pańskiej lub ofiary eucharystycznej.", MR, ed. typ. 1970] niewiele zmienia, gdyż sam ryt, zakorzeniony bądź co bądź w tej koncepcji, pozostawiono nietknięty. Zgodie z regułą "lex orandi, lex credendi", protestanckie pojęcia znalazły swe odbicie w samym tekście modlitw i w ceremoniach nowego Ordo. Struktura Novus Ordo Missae Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na samą ogólną strkuturę Mszy, która uległa zmiaie poprzez przyjęcie protestanckiego podziału na liturgię Słowa i liturgię Eucharystyczna. Tradycyjnie Mszę dzielono na Mszę Katechumenów i Mszę Wiernych. Tradycja ta wywodzi się z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to do Ofiary dopuszczano jedynie ochrzczonych, a kandydaci proszący o Chrzest i przechodzący okres próbny zmuszani byli opuszczać kościół po czytanich, przed rozpoczęciem offertorium. Natomiast nowy porządek sugeruje, że owe dwie części liturgii mszalnej sytuują się na tym samym poziomie i mają jednakową wartość."
T
teqo
8 stycznia 2014, 21:12
Na Ostatniej Wieczerzy podczas której Jezus ustanowił Ofiarę Eucharystyczną apostołowie siedzieli wspólnie z Jezusem wokól stołu, modlili się w swoim narodowym języku,tak więc wzór do nasladowania jest. Nieustannie natomiast mamy się zastanawiać nad tym jak najpiękniej swoje codzienne życie wypełnić miłością czyli życiem w którym coraz mniej miłości siebie czyli naszego egoizmu a coraz więcej nie nas. Nie można  do rangi najwyższej podnosić tego co nie jest  najważniejsze w naszym ludzkm codziennym życiu które to powino być na różne sposoby ofiarą składaną Bogu w braterstwie, pokorze i uniżeniu wobec bliźnich tak jak czynił to Jezus gdyż drogą Kościoła jest człowiek. Kto kocha bardziej siebie aniżeli drugiego człowieka błądzi i nie kocha Boga.Głową Kościoła jest Bóg i dlatego Kościół jest niezniszczalny. "(...)Definicja Mszy wg Institutio Generalis z 1969 - [url]http://www.tradycja.koc.pl/art1.htm[/url] Na początek przytoczmy definicję Mszy Świętej zawartą w promulgowanym w 1969 "Institutio Generalis" czyli ogólnym wprowadzeniu do nowego Mszału, które jest czymś w rodzaju teologiczno-dogmatycznego wstępu. W paragrafie nr. 7 znajdujemy następującą formułę: "Uczta Pańska albo Msza jest synaksą, czyli świętym zgromadzeniem Ludu Bożego pod przewodnictwem kapłana w celu świętowania pamiątki Pańskiej. Dlatego też do takiego lokalnego zgromadzenia Kościoła świętego doskonale stosuje się obietnica Chrystusa: Gdzie dwaj lub trzej gromadzą się w imię moje tam ja jestem pośród nich (Mt 18,20)." Według tej definicji Msza nie jest niczym więcej, jak "Ucztą Pańską" - to właśnie określenie (Coena Dominica) wysunięte zostało na pierwszy plan, a tradycyjna nazwa (Missa) podana jest dopiero jako wariant."
Paweł Beyga
8 stycznia 2014, 18:37
Z tego co pamiętam to o. Sarnacki krytykował nie Tradycję, a „elementy fundamentalizmu”, które się w niej zalęgły – dzięki ludziom (z drugiej strony, któż nie ma wad) poszukującym obsesyjnie porządku w życiu. A szukają do tego stopnia, że dogmatyzują sobie rzeczywistość… Czyli nie miłość do liturgii a miłość do regułek. Ważny jest ukazanie całego procesu, który się krytykuje, i który dotyczy tylko pewnej grupy osób. No ale cóż, atak na Tradycję… Po co starać się zrozumieć skoro można od razu autora zmieszać z błotem. ... To niech o. Sarnacki napisze co chciał przekazać, bo ja z artykułu się nie dowiedziałem. Czy ja sobie dogmatyzuję rzeczywistość? I co to w ogóle znaczy?
Paweł Beyga
8 stycznia 2014, 18:34
no własnie panie Beyga, punktem jedynym odniesienia jest jezus a nie firanki... ... A gdzie ja napisałem, że firanki Panie Y (?). Swoją drogą ciekawe imię.
Paweł Beyga
8 stycznia 2014, 18:32
@ gość "Na Ostatniej Wieczerzy podczas której Jezus ustanowił Ofiarę Eucharystyczną apostołowie siedzieli wspólnie z Jezusem wokól stołu, modlili się w swoim narodowym języku,tak więc wzór do nasladowania jest. Nieustannie natomiast mamy się zastanawiać nad tym jak najpiękniej swoje codzienne życie wypełnić miłością czyli życiem w którym coraz mniej miłości siebie czyli naszego egoizmu a coraz więcej nie nas." A o uczcie paschalnej Pan słyszał? To raczej nie był piknik pod chmurką, ale uczta rytualna. Co do siedzenia wokół stołu to dlaczego przenosi Pan wyobrażenia współczesne w czasy Jezusa? Nie było w starożytnosci zwyczaju siedzenia wokół stołu. Trudno było siedzieć wokół stołu, który miał kształt podkowy. Chrystus i apostołowie prawdopodobnie siedzieli po jednej stronie stołu, druga była zarezerwowana w tamtym czasie dla służby. Byłoby nietaktem posadzenie kogoś po stronie dla służby. Co do języka codziennego to też nie tak jak Pan sugeruje. Np. w synagodze odczytywano święte teksty w innym języku niż posługiwano się w codzienności.
G
gość
8 stycznia 2014, 10:47
Na Ostatniej Wieczerzy podczas której Jezus ustanowił Ofiarę Eucharystyczną apostołowie siedzieli wspólnie z Jezusem wokól stołu, modlili się w swoim narodowym języku,tak więc wzór do nasladowania jest. Nieustannie natomiast mamy się zastanawiać nad tym jak najpiękniej swoje codzienne życie wypełnić miłością czyli życiem w którym coraz mniej miłości siebie czyli naszego egoizmu a coraz więcej nie nas. Nie można  do rangi najwyższej podnosić tego co nie jest  najważniejsze w naszym ludzkm codziennym życiu które to powino być na różne sposoby ofiarą składaną Bogu w braterstwie, pokorze i uniżeniu wobec bliźnich tak jak czynił to Jezus gdyż drogą Kościoła jest człowiek. Kto kocha bardziej siebie aniżeli drugiego człowieka błądzi i nie kocha Boga.Głową Kościoła jest Bóg i dlatego Kościół jest niezniszczalny.
7 stycznia 2014, 21:57
@Tomek Problem polega na tym, że współcześnie popularna praktyka liturgiczna  wyłoniła sięz niesłusznej krytyki "Mszy Trydenckiej", z niesłusznych założeń, mówiących, zę pewne znaki w niej sięprzeżyły. I te niesłuszne założenia trzeba wycofać
Y
Y
7 stycznia 2014, 19:56
no własnie panie Beyga, punktem jedynym odniesienia jest jezus a nie firanki...
T
tomek
7 stycznia 2014, 19:50
Każda Msza Św. dobrze przeżyta jest piekna. W czym jest halo? Ja wogole tego nie rozumie. Serce mi rośnie tak samo mocno na liturgii wspólnot charyzmatycznych, liturgii Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, także na mszy trydenckiej, jak i na każdej innej w każdym kościele. Żadnej nie uznał bym ani za gorsza ani lepsza. Choć oczywiscie rozumiem ze komus moze lepiej sie modlic na mszy z udzialem wspolnot charyzmatycznych, a innemu na mszy trydenckiej. Szanuje to, i naprawde Kościół jest przez to bogaty, piekny, powszechny (dla wszystkich).
B
br0da
7 stycznia 2014, 17:23
myśl Sarnackiego była tak splątana, że zapewne uznałby za fundamentalistę św. Ignacego Loyolę i gdyby tylko mógł, to wyrzuciłby go z zakonu jezuitów Gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem. A jak w wypowiedzi adwersarza nie można znaleźć czegoś odpowiedniego do obśmiania, to można sobie pogdybać co by tu mu zaimputować, żeby potem obśmiać. Tyle że coś takiego więcej musi o "gdybającymn" niż o jego adwersarzu.
7 stycznia 2014, 15:25
Z tego co pamiętam to o. Sarnacki krytykował nie Tradycję, a „elementy fundamentalizmu”, ... Problem polega na tym, że zarzuca się taki fundamentalizm tym, którzy go nie reprezentują. I wylewa sięw ten sposób dziecko z kąpielą" .To bardzo krzywdzące. I  Autorowi chodzi o to, by skrytykować niesłuszną krytykę.
7 stycznia 2014, 15:23
Niestety wielu członków kośćioła przyjęło postawę, antyrytualistyczną, ... Sam taki kiedyś byłem.  ... ...Ja też. Mi sięwydaje żę problem wynika teżz kilku bardzo szkodliwych procesów: Przegadania, zbytniego przywiązania do słowa, z obojętności na zewnętrzen formy materialne i znaki pozawerbalne, z nastawienia na nowość, zmianę, a nie na Wieczność, Trwałość, z z zapomnienia o potrzebie konstruowania z życia spójnej księgi wielozmysłowych znaków. Lekceważanie form materialnych sprawiło, ze przyjeliśmy formy "światowe" nie zauważając, że kodują niezgodne z naszą wiarą treści. A przez to słowa Ewangelii, o które tak dbaliśmy utraciły Ewangeliczne znaczenie. Bo Logos, to przede wszystkim sens. Najgorsze jest to, żę to przegadanie wtargnęło do praktyki liturgicznej. Próbuje pokazaćalternatywędla tego procesu tutaj: http://misjakultura.blogspot.com/2014/01/katolicki-styl-zycia.html
A
Autor
7 stycznia 2014, 14:45
Niestety wielu członków kośćioła przyjęło postawę, antyrytualistyczną, ... Sam taki kiedyś byłem. Problem wynika z braku edukacji współczesnego katolika co Kościół od wieków nazywał katechizacją. Mamy bardzo marny poziom zrozumienia współczesnej mszy, więc tradycyjna tym bardziej jawi się jako coś trudnego. Potrzeba wyciągnięcia rąk z jednej i drugiej strony dyskusji - byśmy jeden od drugiego uczyli się rozumieć tradycję.
C
Cogito
7 stycznia 2014, 14:33
Z tego co pamiętam to o. Sarnacki krytykował nie Tradycję, a „elementy fundamentalizmu”, które się w niej zalęgły – dzięki ludziom (z drugiej strony, któż nie ma wad) poszukującym obsesyjnie porządku w życiu. A szukają do tego stopnia, że dogmatyzują sobie rzeczywistość… Czyli nie miłość do liturgii a miłość do regułek. Ważny jest ukazanie całego procesu, który się krytykuje, i który dotyczy tylko pewnej grupy osób. No ale cóż, atak na Tradycję… Po co starać się zrozumieć skoro można od razu autora zmieszać z błotem.
7 stycznia 2014, 14:22
Świetny artykuł. Niestety wielu członków kośćioła przyjęło postawę, antyrytualistyczną, pomimo tego, iż postawa ta jest sprzeczna z katolicyzmem, z wiarą we wcielenie, z wiarą w wartość form materialnych z tego wynikającą. W końcu Msza Święta to Rytuał, spełnienie niespełnionych pragnień wyrażanych w innych rytuałach.  Orientacja ku wschodowi, wspólne zwrócenie się ku Bogu, jednoczy bardziej, bo z całym kosmosem, niż zamknięcie w kręgu: http://misjakultura.blogspot.com/2013/02/benedykt-xvi-o-liturgii.html Pozdrawiam +