Kim są tradycjonaliści? - odp. o. Sarnackiemu

Kim są tradycjonaliści? - odp. o. Sarnackiemu
fot. Materiały nadesłane
Paweł Beyga / Materiały nadesłane

Nie bójmy się tradycji. Czy jest coś złego w poszukiwaniu stałego punktu odniesienia? Ważne, aby dla chrześcijanina zawsze tym punktem był Jezus Chrystus.

Od kilku dni na portalu Deon.pl można przeczytać artykuł o. Andrzeja Sarnackiego SJ. Tradycjonaliści - samozwańczy strażnicy Prawdy? - tytuł w formie zapytania. Sam tytuł jednak nie jest jednoznaczny, ponieważ nie wiadomo dokładnie kogo widzi autor w sformułowaniu "tradycjonaliści". Można przecież przez ten termin rozumieć Bractwo Kapłańskie Piusa X, sedewakantystów, sedeprywacjonistów a także zwykłych wiernych, którzy chodzą na starą mszę i nie są w żadnej mierze buntownikami czy szczególnie wyróżniającymi się członkami Kościoła. Jest to duże niedopowiedzenie, bo z treści artykułu o. Sarnackiego dalej nie wiadomo o kogo chodzi.

Chciałbym zatem podjąć krótką polemikę z tezami zawartymi we wspomnianym wyżej artykule. "Mentalność fundamentalistyczna poprzez swój dogmatyzm jest niezdolna do zrozumienia inaczej myślących, przypisując im od razu demoniczne poglądy i szafując prywatnymi ekskomunikami. Czy tak zwany tradycjonalizm jest jedną z takich mentalności?". Autor we wstępie próbuje chyba podać definicję tradycjonalizmu lub określić chociaż tło do późniejszego doprecyzowania tego zjawiska. Zastanawiające jest, że jezuita bardzo łatwo jednym pociągnięciem przypisuje tzw. tradycjonalizmowi mentalność fundamentalistyczną, nieokreślony dogmatyzm, a przecież w Kościele istnieje duża ilość dogmatów. Jednak nie wiadomo nadal czym jest dogmatyzm tradycjonalistów. Czytajmy zatem dalej. Następnie o Sarnacki wymienia m.in. ćwiczenia duchowe Ignacego z Loyoli.

DEON.PL POLECA

Opisuje je takimi przymiotnikami jak duchowy autentyzm, oczyszczenie motywacji, lepsze poznanie Chrystusa, aby w kolejnym akapicie stwierdzić "I wszystkiego tego brakuje mi w argumentacji tradycjonalistów". Z dalszą częścią tego akapitu mogę się zgodzić, ale autor zdaje się, że upatruje powodów sympatii wobec starej liturgii jedynie w odpowiedzi na nadużycia dokonujące się na tzw. nowej mszy. "I liturgia zamierzona przez Sobór Watykański II ma głęboką teologię oraz prowadzi do tego samego, co poprzednia forma liturgii i ta pierwszych wieków chrześcijaństwa - do przeżywania śmierci i zmartwychwstania naszego Zbawiciela" - tutaj autor dokonał manipulacji. Nie istnieje coś takiego jak liturgia zamierzona przez ostatni sobór.

Konstytucja o liturgii powstawała w sytuacji, gdy w kościołach była celebrowana stara msza i to dla niej ojcowie soborowi napisali wspomniany dokument Sacrosanctum Concilium. Vaticanum II nie przewidywało całkowitej przebudowy liturgii ani rewolucyjnych zmian w kulcie. Odwoływanie się do pierwszych wieków nie jest zbyt dobry argumentem. Zazwyczaj, gdy podaje się chęć powrotu do starożytności chrześcijańskiej zapomina się, że to właśnie starsza forma liturgii rzymskiej przechowała w sobie zwyczaje starożytne. Wystarczy chociażby spojrzeń na orientację modlitwy liturgicznej lub budowę mszy Requiem. "Dlaczego zatem tradycjonaliści negują soborowe zmiany? Tłumaczą to wiernością tradycji".

Odpowiedź jakiej udzielę może być zaskoczeniem i będzie ona inna od tej udzielonej przez o. Sarnackiego. To właśnie na starej mszy wierni modlą się po łacinie, umieją Pater noster. To tam wielkim pietyzmem otacza się organy piszczałkowe oraz chorał gregoriański. Wymieniać można wiele, ponieważ Konstytucja o liturgii dotyczy nie tylko zreformowanej mszy, ale także starszej formy i nikt z trzeźwo myślących nie powie, że ten dokument nas nie dotyczy. Niestety patrząc na praktykę codzienną można ze smutkiem stwierdzić, że o soborowych wskazaniach to zapomnieli ci, którzy tak bardzo się na ostatni sobór powołują. "Dla wielu jedynym wyjściem staje się wówczas poszukiwanie trwałych punktów odniesienia, głównie w tradycji, którą pojmują na sposób raz na zawsze określony, sztywny, niezmienny, niekwestionowany, dogmatyczny. Ciasnota intelektualna jest wtórna wobec lękowego poszukiwania bezpieczeństwa". I znowu wszyscy wrzuceni przez o. Sarnackiego do przysłowiowego jednego worka. Aż chce się zapytać z iloma osobami autor tekstu rozmawiał, z iloma się spotkał, ile razy uczciwie dyskutował. Bardzo łatwo jest bić na oślep.

Czy jest coś złego w poszukiwaniu stałego punktu odniesienia? Ważne, aby dla chrześcijanina zawsze tym punktem był Jezus Chrystus. Autor pisze o tradycji z małej litery, więc domniemam, że ma na myśli obrzędy, ich kształt. Jednak nie jest do końca tak, że stary mszał jest świętością, której nie należy zmieniać. Byłoby czymś nierozumnym widzieć liturgię jako coś ciągle statycznego, ponieważ z czasem i stary mszał powinien wzbogacić swoją ilość prefacji, wspomnień świętych, a być może bardziej otworzyć się na języki narodowe (chociażby w czytaniach). Jednak nie trudno mi zrozumieć strach wielu wiernych przywiązanych do starszych form liturgicznych przed jakąkolwiek ingerencją w starą liturgię. Tyle już było o te sprawy wojen, awantur i nieprzyjemności, z dnia na dzień zapanowała w Kościele atmosfera liturgicznej amnezji, gdzie to co było święte wczoraj stało się dzisiaj czymś niepożądanym. "Ten mechanizm obronny uaktywnia się zwłaszcza u ludzi z wysokim poziomem lęku i pesymizmu, widzących świat czy Kościół w świetle zagrożeń apokaliptycznych, preferujących ściśle określone struktury, u ludzi, którym bezwzględnie potrzebny jest bezwzględny autorytet i którzy widzą rzeczywistość w czarno-białych barwach dualizmu". Tutaj autor stara się nakreślić strukturę psychologiczną, prawie zdiagnozować problem. Wydaje się, że o. Sarnacki zapomniał o relatywizmie, przed którym ostrzegał Benedykt XVI. Chodzę od lat na starą mszę, ale wcale nie uważam, że Kościół się kończy.

Nie jestem także pesymistą,  nie widzę wszystkiego w apokaliptycznych barwach. A raczej nie wyobrażam sobie końca świata jako wielkiego zniszczenia, ale jako spotkanie z kochającym Bogiem. Bardzo to odległe od wizji nakreślonej przez autora. Jezuita wymienia jednym tchem także konieczność bezwzględnego autorytetu. Dziwi mnie to, że o. Sarnacki dostrzega w tym problem. W świecie, który serwuje krótkotrwałe autorytety i wynosi na piedestały wątpliwe gwiazdy nie dziwi fakt, że wielu ludzi szuka autorytetu, który by powtórzyć za bł. Janem Pawłem II, ma imię oraz twarz Jezusa Chrystusa. "Można by zapytać: Jaki Kościół chcecie tworzyć osądzając papieża, systematycznie negując jego nauczanie, przypisując mu motywacje niegodne chrześcijanina? Jaki macie obraz Kościoła, jaką wiedzę i jaki mandat, określając, który papież został wybrany z natchnienia Ducha Świętego, a który nie?". I tutaj nie wiadomo o kogo chodzi. Czy wszystkie osoby uczęszczające na starą liturgię stworzyły wielki manifest, w którym osądzono papieża, zanegowano nauczanie? Z pytaniem o wiedzę religijną lub teologiczną byłbym bardziej ostrożny niż autor tekstu. Być może osoby związane ze starą mszą posiadają czasem wiedze nieuporządkowaną, ale na tle nawet niektórych absolwentów wydziałów teologicznych jest to wiedza większa albo sięgająca dalej niż teksty ostatniego soboru.

Ciekawym jest także, że jedynie środowisko Christianitas odpowiedziało w Roku Wiary na wezwanie Benedykta XVI do odczytywania tekstów Vaticanum II w świetle całego nauczania Kościoła ( także przedsoborowego nauczania). Kościół nigdy nie twierdził, że Duch Święty wybiera papieża, ale jedynie asystuje. "Zarówno progresiści, jak i tradycjonaliści, ponoszą ryzyko sprzeniewierzenia się Ewangelii. Pierwsi, bo bardziej przypominają celebrytów niż chrześcijan żyjących jakby byli nie z tego świata, drudzy, bo powtarzają iluzję powrotu do przeszłości, której nie rozumieją, a udając, że nią żyją, są znacznie bardziej, niż mogliby podejrzewać, zakładnikami swoich czasów". Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że wszyscy wierni mogą sprzeniewierzyć się zasadom Ewangelii. Jednak stwierdzenie, że tradycjonalizm jest iluzją powrotu do przeszłości oraz udawaniem życia w niej jest zwyczajnie kłamliwe. Naprawdę na starej mszy używa się mikrofonów, prądy, wierni przywiązani do mszy trydenckiej również używają tabletów, komputerów, jeżdżą samochodami. Jednak nie przeszkadza to w zachowywaniu tradycyjnej dyscypliny postnej, w śpiewaniu po łacinie i klękaniu do Komunii Świętej. Stara msza nie jest skansenem, a wierni kustoszami muzeum.

Niestety wielu chce zamknięcia za szkłem własnego liturgicznego dziedzictwa w obawie przed podważeniem osiągnięć własnej młodości. I tutaj rodzi się pytanie kto potrzebuje ciągłej walki i antagonizowania. Czy na wydziałach teologicznych wykłady z liturgiki nie wyglądają często jak przedstawianie dwóch alternatywnych Kosciołów - przedsoborowego i posoborowego? "Młodości brak jednak wiedzy i doświadczenia, dlatego tradycjonaliści będą im imponować swoją bezkompromisowością i militarnym językiem jedynych sprawiedliwych. Katolicyzm w jedności z głową Kościoła jest znacznie bardziej wymagający, bo nie sprowadza się do kilku prostych reguł i rytuału". Autor chyba próbuje zarysować prosty schemat: jak jesteś młody i niedoświadczony to uważaj, bo trafisz na tradycjonalistów, i będzie po Tobie.

Kolejne zdanie, które mówi o katolicyzmie z głową Kościoła to manipulacja, próba ukazania, że osoby chodzące na starą mszę odcinają się od jedności z Rzymem, z papieżem… sam już nie wiem. Chciałbym poinformować o. Sarnackiego, że znam wiele osób chodzących na starą mszę, które uznają władzę papieża. Może to zaskoczenie dla Ojca, a jednak tak jest. Pytam także, gdzie byli obrońcy papieża za pontyfikatu Benedykta XVI? Zamiast obrony Ojca słychać było chichoty ze starca w koronkach, skrzypcowych ornatach, odwróconego tyłem do wiernych. "Zamiast szukać luk w moim artykule, wskazywać na mylne użycie pojęć świadczące o całkowitej ignorancji autora, czy zamiast chować się za zbiorem żelaznych cytatów z ulubionych dokumentów, zróbcie coś, co jest wielowiekową tradycją Kościoła, zapoczątkowaną w okresie obrad Soboru Trydenckiego - odprawcie Ćwiczenia duchowe. To tylko 8 dni. Nic nie tracicie, a będziecie mogli głębiej ocenić ile warte są wasze przekonania i lepiej dostrzeżecie sens modlitwy Jezusa o jedność Kościoła, którą modlił się podczas Ostatniej Wieczerzy, tej historycznie pierwszej liturgii eucharystycznej". Nie szukam luk w tekście, mylnych pojęć, ale jedynie staram się podjąć dyskusję, polemikę z tezami wypowiadanymi z wielką pewnością przez o. Sarnackiego. Proszę zauważyć, że nie użyłem żadnego cytatu z dokumentu Kościoła, z pism świętych, papieży itp. Starałem się po prostu przedstawić własne argumenty, które wynikają nie tyle z przeczytanej literatury czy wielu godzin prywatnego studium, ale z doświadczenia, które podpowiada, że rzeczywistość jest inna i bardziej skomplikowana niż ta nakreślona w artykule.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kim są tradycjonaliści? - odp. o. Sarnackiemu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.