Kto czyta, jest czytany
Jak zwykle stale się mylę. Zaczynam się do tego przyzwyczajać. Na przykład sądziłem, że to ja czytam Pismo, ale to PISMO CZYTA MNIE. Przecina na pół, obnaża, pozbawia złudzeń. I dobrze mi tak!
Gdy czytam o wierze Abrahama, posłuszeństwie Józefa, odwadze Maryi, Daniela, spontaniczności Samarytanki, prostocie i szczerości setnika, odpowiedzi Lewiego na wezwanie Pana, szczerej skrusze nierządnicy, to widzę jakim jestem łajzą.
Gdy analizuję zawiść Sanhedrynu, nieufność kapłana Zachariasza, obłudę religijną pobożnych faryzeuszy, lękliwość Nikodema, koniunkturalizm rodziców niewidomego od urodzenia, uwikłanie Piłata, wściekłość tłumu z jego "ukrzyżuj!", zazdrości Kaina, pychę budowniczych wieży Babel, smutek bogatego młodzieńca, pychę i dumę Heroda, diabelskie dziecięctwo tych, którzy najgłośniej powoływali się na Abrahama, rywalizację wśród Apostołów, obietnice bez pokrycia Piotra, lęk i obrazę Jonasza, niewdzięczność uzdrowionych trędowatych, nierząd, bunt, zdradę i szukanie własnej chwały przez wielu innych, to czuję się jak w rodzinie....
Przyznam się, że to boli. A może boli urażone dobre mniemanie o sobie. Czyli podrażnione ego. A może, Tego, do którego należy moje ego?
Słowo Boże obnaża zło. Zło we mnie. Czas się nawrócić, czyli porzucić siebie, swoje ego. Czuję się kompletnie bezradny i bezsilny... Jezus mówi: Beze Mnie nic nie możecie uczynić... Wezwijcie Ducha Świętego....
Skomentuj artykuł