"Nie nadaję się do niczego", "jestem beznadziejna"... Tak mówi do ciebie Wewnętrzny Krytyk

(fot. unsplash.com)
strefapolcienia.blog.deon.pl

Ile razy zwątpiłaś w swoje kompetencje albo wygląd? Ile razy dostałeś w twarz sam od siebie? Ale tak porządnie, jakby Ci Gołota posłał solidnego sierpowego? Jak ci dziś na imię? Nieudacznik, niezdara, brzydula, gruba, kujon, tępak, słabeusz, idiota?

Czytasz ogłoszenie o pracę, analizujesz wymagania. Niby wszystkie spełniasz, ale pojawia się w Twojej głowie Twój własny głos: „daj spokój, z czym do ludzi, przecież i tak sobie nie poradzisz”.

Umówiłaś się ze świetnym facetem, stoisz przed lustrem wybierając sukienkę i przy każdej mówisz sobie, że wyglądasz beznadziejnie. Tu za mało, tam za dużo, włosy nie takie, żadna fryzura nie pasuje. W ogóle jesteś jakaś taka niezgrabna. A tyłek? Oooo rany, o nim to już lepiej nie mówić. Uczcijmy go minutą ciszy. Poza tym: po co ty idziesz na to spotkanie? Żaden fajny facet przecież nie będzie chciał być z takim kimś, jak ty. Przestań sobie wyobrażać niestworzone rzeczy. I tak skończysz sama.

Postanowiłaś przełamać rutynę w kuchni. Znalazłaś fenomenalny przepis w Internecie. Dietetycznie, smacznie i zdrowo, coś a’la Lewandowska skrzyżowana z Gessler. Zrobiłaś zakupy, spędziłaś w kuchni dwie godziny. Patrzysz na efekt swojej pracy, smakujesz i orientujesz się, że jeden ze składników radośnie i szyderczo śmieje ci się prosto w twarz, leżąc na kuchennym blacie. Oczywiście, zapomniałaś go dodać. Jesteś beznadziejną kucharką, nie nadajesz się na żonę, bo przecież zawsze coś musisz zawalić. Zostań już lepiej przy tych pięciu sprawdzonych daniach, bo jeszcze kogoś otrujesz…

DEON.PL POLECA

Sama siebie/sam siebie okładasz. Wewnętrznie. Wbijasz sobie nóż w plecy, torturujesz się i znajdujesz wszystkie możliwe niedociągnięcia i słabości, wyolbrzymiając je do granic możliwości. Jak ci dziś na imię? Nieudacznik, niezdara, brzydula, gruba, kujon, tępak, słabeusz, idiota? Jak ci na imię?

Ale czy zastanowiłaś/eś się kiedykolwiek, kto do Ciebie mówi w tych sytuacjach? Wydaje się oczywiste – to moje myśli, więc mówię ja. Nic bardziej mylnego.

Ten parszywy gnojek, który siedzi w Twojej głowie i nieustannie sączy Ci jad do serca to Wewnętrzny Krytyk. Ten paskud niczym pijawka wysysa z Ciebie całą energię, Twoje poczucie własnej wartości sprowadza do poziomu Rowu Mariańskiego a Twoje pomysły kwituje jednym zdaniem: „Nie dasz rady”. Chowa głęboko Twoje talenty i zakopuje Twoje zalety. Zabija Cię dzień po dniu – powoli i skutecznie zabija Twojego ducha, Twoją wolę zmian i uśmierca Twoją radość.

Sama siebie/sam siebie okładasz. Wewnętrznie. Wbijasz sobie nóż w plecy, torturujesz się i znajdujesz wszystkie możliwe niedociągnięcia i słabości, wyolbrzymiając je do granic możliwości. Jak ci dziś na imię? Nieudacznik, niezdara, brzydula, gruba, kujon, tępak, słabeusz, idiota? Jak ci na imię?

Skąd on się wziął?

Myślę, że każdy człowiek ma w swojej głowie takiego krytyka, ale chyba najbardziej rozrośnięty i solidnie nakarmiony znajduje się w głowach Dorosłych Dzieci z rodzin alkoholowych i dysfunkcyjnych. Jako dzieci szczególnie byliśmy narażeni na przemoc, zarówno psychiczną, jak i fizyczną, czy seksualną. Byliśmy obrażani, deprecjonowani, a nasze uczucia i potrzeby nie miały znaczenia dla osób, które najbardziej kochaliśmy. To ze strony rodziców oczekiwaliśmy przyjęcia i akceptacji, wzmacniania naszej wartości. Otrzymaliśmy coś przeciwnego – strach, odrzucenie, emocjonalne opuszczenie. Być może z ust własnej matki lub ojca usłyszeliśmy bolesne słowa: do niczego się nie nadajesz, przez ciebie piję, jesteś słaby, nic w życiu nie osiągniesz. Te słowa utkwiły w nas jak bolesne zadry. Może nie usłyszałeś z ust rodzica żadnej pochwały, mimo że jako bohater rodzinny przynosiłeś najlepsze stopnie a cały wolny czas poświęcałeś na pomoc w domu. Może przez to, że byłaś niewidzialnym dzieckiem, dowiedziałaś się, że jesteś taką głupią mimozą, która nigdy w życiu sobie nie poradzi. Ty zaś, który byłeś kozłem ofiarnym, nieraz pewnie się nasłuchałeś, że wszystkie nieszczęścia są przez ciebie, że jesteś winny całemu złu. Maskotko – ty wiecznie niepoważna i głupiutka istotko – przecież w życiu nie można wiecznie robić z siebie błazna.

Role wrastają w człowieka. Ale słowa i postawy przekazane przez rodziców wrzynają się w duszę jeszcze głębiej. Tak mocno, że wierzymy w nie i przyjmujemy za swoje, choć naszymi nie są. Jak często zostaliśmy zaprogramowani, by myśleć o sobie jak najgorzej, choć jesteśmy naprawdę wspaniałymi, zdolnymi, cudownymi i empatycznymi ludźmi! Te kłamstwa wrosły w nas i przedstawiają nam fałszywy obraz samego siebie. Wewnętrzny Krytyk to wielogłos, to polifonia zdań, które usłyszeliśmy od różnych osób lub twierdzeń, które sami wywnioskowaliśmy na podstawie postaw, które przekazali nam inni (np. mój świętej pamięci ojciec wymagał ode mnie, żebym zawsze była najlepsza, więc przez całe życie każda drobna porażka powodowała, że uważałam się za nic nie wartą, beznadziejną osobę i bałam się panicznie nowych wyzwań z lęku, że sobie nie poradzę; co ciekawe, to, co wpoił mi mój tata, było moim Wewnętrznym Krytykiem jeszcze osiemnaście lat po jego śmierci!). Często jest to także skutek braku, którego doświadczyliśmy. Dziewczynka bez afirmacji ojca w okresie dorastania z dużym prawdopodobieństwem wyrośnie na nieakceptującą siebie kobietę, zaś chłopiec bez tego samego na mężczyznę wątpiącego w swoją sprawczość i siłę.

Na Wewnętrznego Krytyka składają się nie tylko rodzice. Są w tym gronie także rówieśnicy, nauczyciele, dalsza rodzina i wiele innych, ale to poniżenie i podcięcie skrzydeł przez rodziców tkwi w głowie najgłębiej i najmocniej, ponieważ w dzieciństwie to oni właśnie powinni być dla dziecka ostoją i wsparciem.

Ten parszywy gnojek, który siedzi w Twojej głowie i nieustannie sączy Ci jad do serca to Wewnętrzny Krytyk. Ten paskud niczym pijawka wysysa z Ciebie całą energię, Twoje poczucie własnej wartości sprowadza do poziomu Rowu Mariańskiego a Twoje pomysły kwituje jednym zdaniem: „Nie dasz rady”.

Jak nie słuchać Wewnętrznego Krytyka?

Na szczęście Wewnętrznego Krytyka można wygonić, pozbyć się jego trującego jadu i zacząć żyć w prawdzie o sobie samym. To, co on mówi, jest kłamstwem. Droga do odkrycia siebie w prawdzie wymaga zidentyfikowania go i rozbrojenia. Czas najwyższy pogonić parszywca.

Dziś chcę Ci pokazać pierwszy krok – rozpoznanie wroga. Chcę zaproponować Ci pierwsze ćwiczenie, które jednocześnie będzie wstępem do kolejnego kroku.

Znajdź chwilę dla siebie. Ważne, żeby to było w ciszy i spokoju. Weź kartkę papieru. Podziel ją na trzy kolumny. W pierwszej zapisz negatywne myśli, które najczęściej pojawiają się w Twojej głowie w stosunku do samego siebie. Następnie, zdanie po zdaniu, zastanów się, kto i kiedy powiedział coś takiego w stosunku do Ciebie. Rób to ćwiczenie tak długo, aż znajdziesz źródła wypowiedzi wszystkich zapisanych zdań. Jeśli to konieczne, pochodź z tym nawet kilka dni. Obserwuj w tym czasie swoje myśli. Jeśli pojawią się jakieś nowe, dopisz je do listy. Jeśli trudno Ci przypomnieć sobie, kto wypowiedział dane zdanie, to zastanów się, z jakiego przekonania może ono wynikać. To przekonanie też nie wzięło się znikąd. Kto Ci je wpoił? Kto Cię go nauczył? A może czegoś Ci zabrakło i dlatego tak o sobie myślisz? Kto powinien był Ci to dać?

* * *

Tekst pochodzi z bloga strefapolcienia.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie nadaję się do niczego", "jestem beznadziejna"... Tak mówi do ciebie Wewnętrzny Krytyk
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.