Obazki z Syrii: Pierwszy raz w oku cyklonu

(fot. zz77 . flickr.com)
o. Zygmunt

Była godzina szósta po południu. Właśnie skończyliśmy maronicką Mszę św. z o. Alain i diakonem Alaa w zamkniętym, z powodu walk ulicznych, które toczyły się niedaleko, kościele.

Po Mszy zauważyliśmy, że strzałów jest coraz mniej. Postanowiłem zatem udać się do naszego domu, od którego oddalony byłem tylko 5 minut drogi. Dobrym znakiem wydawał się być również telefon, który zaczął na nowo działać. Niestety dodzwonić się do mojego domu nie mogłem, bo w tamtej części miasta telefony wciąż były głuche.

Udałem się w drogę razem z jednym młodym człowiekiem, Hassanem, który szedł również w tę co ja stronę. Księżą maronici żegnając mnie bardzo nalegali aby zawrócić z drogi, jeśli tylko pojawi się jakiekolwiek niebezpieczeństwo.

Na początku, zanim doszliśmy do ulicy Hamidije, mijaliśmy jeszcze tu i ówdzie małe grupki debatujących ze sobą mężczyzn. Dalej było już zupełnie pusto, a na asfalcie widoczne były ślady gąsiennic czołóg, które tędy musiały przejechać całkiem niedawno.

W pewnym momencie natknęliśmy się na trzech mężczyzn, stojących w bramie jednej z kamienic. Wyjaśniłem im, gdzie chcę dotrzeć, a oni chwycili się za głowę, gdyż tam właśnie toczyły się walki. Jak zwykle tu na wschodzie zaraz rozgorzała dyskusja, w jaki sposób można byłoby się tam dostać, koniec końców zwyciężyła opinia, że nie warto ryzykować.

Dla mnie było oczywiste, że trzeba iść za tym ostatnim stwierdzeniem, tym bardziej, że nie miałem pewności, iż po dotarciu do domu kogokolwiek w nim zastanę. Przypomniały mi się też w tym momencie wszystkie monity, które otrzymałem od rodziny i od przyjaciół z Polski, aby uważać na siebie i niepotrzebnie nie narażać się na niebezpieczeństwo.

Nie lubię odwrotów, ale tym razem uczyniłem takowy z całym przekonaniem. Młody człowiek, który mi towarzyszył też odczuł ulgę, gdyż on doszedł do celu, do którego zmierzał i nie musiał się martwić o to, co będzie ze mną. Zawróciłem zatem do kościoła maronickiego.

Po drodze przeżyłem jeszcze chwilę grozy, gdy natknąłem się na wojskowy samochód opancerzony ze strzelcem, mierzącym do mnie z ciężkiego karabinu maszynowego. Dobrze, że nie nacisnął spustu, gdy mnie zobaczył samego na pustej ulicy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Obazki z Syrii: Pierwszy raz w oku cyklonu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.