Polska wina narodowa
Ostatnimi czasy coraz częściej odzywają się głosy oskarżające Polaków o wywołanie II Wojny Światowej, o udział w holocauście, o organizowanie obozów zagłady. Głupota, niedouczenie, przypadek czy celowe działanie?
Nieważne. Istotne jest to, że słowa raz wypowiedziane pozostają w ludzkiej pamięci i w efekcie to my, Polacy, zaczynamy być postrzegani jako naród sprawców. Zwłaszcza, że nawet prezydent Komorowski w swoim zeszłorocznym wystąpieniu w Jedwabnem przyjął tę narrację i bił się w nasze, narodowe piersi, przepraszając za zbrodnie, których nigdy nie popełniliśmy.
Polacy rozpętali II Wojnę Światową
31 sierpnia 1939 roku o godzinie 20:00 siedmiu uzbrojonych napastników weszło do budynku nowej, gliwickiej radiostacji. Około kwadransa później w eter popłynęły słowa: "Uwaga, uwaga! Tu Gliwice! Radiostacja znajduje się w polskich rękach..." Komunikat został nadany po polsku, napastnicy mieli jednak tyle wspólnego z Polakami, co Adolf Hitler z dobroczynnością.
Rzekomi powstańcy byli po prostu przebranymi członkami SS pod dowództwem pochodzącego z Litwy Sturmbannfuhrera Alfreda Naujocksa. Mózgiem akcji był Reinhard Heydrich, który nakazał jej rozpoczęcie, nadając ustalone wcześniej hasło "Babcia umarła". Wcześniej na osobisty rozkaz samego Heinricha Himmlera wycofana została ochrona radiostacji, żeby napastnicy mieli ułatwione zadanie i "komfortowe warunki pracy".
Prowokacja gliwicka - jak historycy nazwali ten incydent - była jedną z całej serii akcji, mających usprawiedliwić planowaną napaść na Polskę, zrzucić winę na Polaków, których agresja doprowadziła do wybuchu wojny. Ten podstęp się udał.
Wojna dawno się skończyła, Niemcy zostali uznani za sprawców, zbrodniarze osądzeni i skazani, ale słowa puszczone w eter tuż przed wrześniowym kataklizmem brzmią do dziś.
W 2009 roku rosyjski historyk, pułkownik Siergiej Kowalow pisał na łamach oficjalnej witryny internetowej Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej, że winę za wybuch wojny ponosi Warszawa, bo nie chciała spełnić całkowicie uzasadnionych żądań strony niemieckiej.
W lutym 2011 roku Holender Alphonse Kruizinga zasztyletował w Tottenham młodego Polaka za to, że jego naród wywołał II Wojnę Światową.
W kwietniu tego roku zaś poczytny amerykański dziennik "The New York Times" opublikował artykuł, dotyczący Guntera Grassa, w którym znalazło się stwierdzenie: "Najsłynniejszą powieścią pana Grassa jest wydany w roku 1959 "Blaszany bębenek" - porywająca, alegoryczna eksploracja rozkwitu nazizmu w Niemczech i w Polsce".
To tylko kilka przykładów współczesnej narracji, sięgającej korzeniami pamiętnego lata 1939, zatruwających umysły coraz to nowych pokoleń ludzi, którzy traktują Polaków jako sprawców, tych, którzy poprzez swoje prowokacje rozpętali piekło i doprowadzili do zagłady całych narodów, a zwłaszcza narodu żydowskiego.
Polacy brali czynny udział w zagładzie Żydów
Wokół instytutu Yad Vashem rozciąga się ogród, a w nim Mur Honorowy, na którym wypisane są tysiące nazwisk ludzi, którzy podczas ostatniej wojny z narażeniem własnego życia ratowali Żydów przed zgotowaną im przez Niemców zagładą.
Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata - tak nazwali ich ocaleni i jest w tym tytule coś, co każe go traktować jak najwyższą godność, niemalże jak katolickie uznanie świętości.
Wśród tychże Sprawiedliwych najwięcej - 6266 - jest Polaków. Mimo iż to w Polsce (i nigdzie indziej) za pomoc Żydom groziły największe represje.
Tymczasem coraz częściej i coraz wyraźniej słychać głosy, że to my, Polacy, odpowiadamy za Shoah. Jan Tomasz Gross oficjalnie w swoich publikacjach oskarżył naród polski o masowy udział w Zagładzie i czerpanie z eksterminacji narodu żydowskiego korzyści.
W 2009 roku niemiecki (sic!) historyk Dieter Pohl napisał na łamach "Der Spiegel": "Hitler nie byłby w stanie przeprowadzić Zagłady, gdyby nie pomoc innych narodów. Pomocników i organizatorów Holocaustu wśród "nie-Niemców" było tyle samo, co Niemców i Austriaków razem wziętych. Co prawda około 125 tysięcy Polaków ratowało Żydów, ale był to mały procent ludności i w zasadzie nie ma większego znaczenia.".
Niedawno zaś amerykańska publicystka i dziennikarka Debbie Schlussel, pisząca na łamach tak znanych dzienników jak "New York Post" czy "The Wall Street Journal" wprost napisała, że dobrowolnie poddaliśmy się niemieckiej okupacji, braliśmy czynny udział w eksterminacji Żydów, chętnie i dobrowolnie współpracowaliśmy z SS i wykonywaliśmy bez szemrania rozkazy Hitlera.
To wszystko dzieje się przy cichym przyzwoleniu wielkich tego świata, dla których Polska jest tylko nieznaczącym nic krajem gdzieś w Europie. Krajem, który i tak za chwilę zniknie z mapy, wchłonięty przez struktury Unii Europejskiej.
Polish dead camps
Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą - głosił niemiecki minister propagandy. Mimo iż Tysiącletnia Rzesza przetrwała raptem lat kilkanaście jego słowa pozostają wciąż żywe, kłamstwo trwa i uderza w nasz kraj z coraz większą siłą.
I chociaż to my byliśmy pierwszą ofiarą hitlerowskich Niemiec, to dziś jesteśmy uważani za współsprawców, którzy wraz z nazistami (bo przecież nie Niemcami, którzy są narodem kulturalnym i uporządkowanym) zgotowali Europie i światu niewyobrażalną tragedię. A nasi włodarze zamiast twardo się temu przeciwstawiać ślą od czasu do czasu listy protestacyjne, które brzmią jak dziecko, które próbuje zwalić na psa winę za stłuczony wazon.
Skomentuj artykuł