Czas zacząć samodzielnie rozeznawać
Kiedy przychodzi czas samodzielnych poszukiwań własnej drogi stajemy często jak zamurowani, nie wiedząc gdzie iść. Zamiast sięgnąć do Pisma świętego i Nauki Kościoła słuchamy kolejnych opinii, szukamy autorytetów. Tak jest łatwiej – nie brać na siebie odpowiedzialności, nie myśleć, podążać za tłumem.
Pamiętam pewną rozmowę sprzed lat, która zostawiła we mnie bardzo mocny ślad na kolejne lata przeżywania wiary.
Miałam 16 lat. Moje nazwisko wisiało na liście osób przygotowujących się do bierzmowania. Poszłam do swojego katechety i powiedziałam mu, że nie chcę jeszcze bierzmowana, że dla mnie jest za wcześnie na ten sakrament. Widziałam jego konsternację, zaskoczenie. Po chwili ksiądz odpowiedział mi tylko: "nie rozumiem twojej decyzji, ale ją szanuję".
Dwa lata później wróciłam do niego z pytaniem, czy dopisze mnie do listy. Wikary uśmiechnął się tylko ze słowami: "już dawno na niej jesteś".
Wolność w podjęciu tamtej decyzji pokazała mi, że to ja rozeznaję, co jest dla mnie dobre na teraz i zbieram tego owoce. Z perspektywy czasu widzę, co mną wtedy kierowało (choć po części) i dziś bym zrobiła zupełnie inaczej, ale to doświadczenie kiełkowało we mnie przez lata.
Ostatnie miesiące zweryfikowały mocno moje patrzenie na wiele spraw związanych z Kościołem. Od formy przyjmowania Komunii począwszy (w jednej parafii zniechęca się do przyjmowania na dłoń, w sąsiedniej wręcz przeciwnie), po potyczki polityczne, snucie rozważań o tym i o tamtym, tworzenie podziałów na mniej i bardziej katolickich katolików. Szczerze? Ulewa mi się czasem, gdy zaglądam na katolickie strony pełne jadu i formułowania osądów jakoby ktoś posiadał jedyną poprawną opcję. Boli, bo rzucają się sobie do gardeł ci, których widać co niedzielę w kościele albo ci, którzy uznawani są za autorytety.
Pandemia wielu "zabrała" możliwość przeżywania swojej wiary we wspólnotach, przerwana została stała formacja. Zostały nasze parafie albo wędrówki w poszukiwaniu głębi, której wciąż tak bardzo brak.
Rozmawiam często z ludźmi rozdartymi podobnie jak ja – kogo słuchać? Kto ma rację? Gdzie szukać odpowiedzi na swoje pytania? Kiedy odpowiadam, że najlepiej w swojej codzienności i we własnym sumieniu, widzę często oczy przecierane ze zdumieniem.
Przyzwyczajeni jesteśmy trochę do tego, że w Kościele mówi się nam, co mamy robić.
Jak to? A ksiądz? Odpowiadam niezmiennie, że ksiądz to szafarz sakramentów, nie wyrocznia – co zresztą widać po potyczkach i braku jednomyślności wśród duchownych. Księdza mogę zapytać, gdzie znaleźć oficjalnie nauczanie Kościoła na dany temat, nie muszę jednak kierować się jego opinią.
Za wyjątek można uznać stałego spowiednika, kogoś, kto dobrze mnie zna. Warto szukać głębszych, dobrych relacji i weryfikować tam swoje dylematy. Przyzwyczajeni jesteśmy trochę do tego, że w Kościele mówi się nam, co mamy robić. Wszystko jest ok, do momentu, gdy pojawiają się różne opcje (jak choćby możliwość przyjmowania Komunii do ust bądź na dłonie) i powstaje problem. Co zrobić? Co jest lepsze? Gdzie jest prawda?
Kiedy przychodzi czas samodzielnych poszukiwań własnej drogi stajemy często jak zamurowani, nie wiedząc gdzie iść. Zamiast sięgnąć do Pisma świętego i Nauki Kościoła słuchamy kolejnych opinii, szukamy autorytetów. Tak jest łatwiej – nie brać na siebie odpowiedzialności, nie myśleć, podążać za tłumem.
Czy takiej postawy chce od nas Jezus? Czy nie czas zacząć samodzielnie myśleć, rozeznawać, patrzeć na owoce własnych wyborów (pozwalając sobie na szukanie po omacku i błądzenie)? Czy nie czas zacząć się wyłamywać i myśleć samodzielnie – w ramach przyjętego oficjalnie nauczania, poruszając się ciągle w dostępnych opcjach Kościoła? Życie w ciągłym rozeznaniu jest trudniejsze, ale zdecydowanie bardziej smakuje, zapewniam.
Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!
Skomentuj artykuł