Czekanie na Betty

Logo źródła: Dziennik Polski Majka Lisińska-Kozioł / "Dziennik Polski"

Niektórzy mówią, że samochód daje niezależność. Im nowszy i im jest lepszej klasy, tym więcej trzeba za tę niezależność zapłacić. Kamili Przygodzie samochód nie jest potrzebny, ale niezależność jak najbardziej. Może ją kupić za 40 tysięcy złotych. Jej swoboda ma na imię Betty. To pies rasy labrador retriever, przewodnik niewidomego.

Nie myślała wtedy, że za tą prosta drogą, którą podążała przez życie czai się niebezpieczny zakręt. Skończyła przecież dopiero 24 lata i chciała jeszcze tyle zobaczyć. Dlatego nawet, gdy odkleiła jej się siatkówka nie wpadła w panikę. Operacje oczu miały dać poprawę.

- Nie dały. Nieodwracalnie straciłam wzrok. Zostało mi tylko poczucie światła - opowiada Kamila. - Byłam zdruzgotana, bo wszystkie moje życiowe plany i marzenia legły w gruzach. Przez dwa tygodnie w ogóle nie wstawałam z łóżka. Uznałam, że życie się dla mnie skończyło. Bo, co można robić, gdy się nie widzi; tylko siedzieć lub leżeć.

DEON.PL POLECA

To był trudny czas. Powoli jednak, dzień po dniu zaczęła poznawać ten swój nowy i obcy świat. Próbowała gotować, robić zakupy, myć się i ubierać, czyli w miarę normalnie żyć. Gdy znalazła pracę w Warszawie nie zastanawiała się długo i wyruszyła w swoją pierwszą podróż w nieznane.

Biała laska była jej nieodłączną towarzyszką i pomocnicą w oswajaniu przestrzeni. No i Kamila uczyła się pytać. Jakoś dawała sobie radę. Przez osiem lat była w stolicy telemarketerką.

- Warszawski Dworzec Centralny znam jak własną kieszeń. Wszędzie trafię, wszystko znajdę. Dziś oswoiłam też inne miejsca, ale wciąż przecież przestrzeń wokół mnie bywa zagadkowa, czasami niebezpieczna.

***

Ludzie widzący postrzegają świat przez swój pryzmat. To, że są kolory, światła jest dla nich tak naturalne jak oddychanie. - A ja te światła i kolory mogę sobie jedynie wyobrazić. Wam, widzącym, słowa pomagają orientować się w przestrzeni. Dla mnie one nic nie znaczą. Ostatnio wsiadłam do autobusu i jakaś pani pociągnęła mnie za rękaw. - Tam jest wolne miejsce, niech pani siada. - Tam, to znaczy gdzie?

W życiu Kamili wciąż zdarzają się też sytuacje dziwne.

- Przepuszczałam wsiadających do pociągu, żeby uniknąć tłumu i nagle poczułam, że jakiś człowiek bierze moją stopę w dłonie i stawia ją na stopniu wagonu a potem lekko popycha mnie do środka. Bez słowa. Nie wiem, kto to był, ale mi pomógł.

Jej biała laska nie ma serca i nie współczuje. Dlatego nie zawsze wystarcza, aby niewidomej zapewnić komfort i bezpieczeństwo. Owszem, pozwala znaleźć miejsce na chodniku, ale człowiek to nie tylko stopy.

- Niedawno w centrum Krakowa uderzyłam głową w wystający parapet okna na niskim parterze. Innym razem przebijałam się przez tłum w Rynku Głównym. Machnęłam laską w lewo, zrobiłam krok i zanim machnęłam nią w prawo z impetem wpadłam na słup. Myślałam, że złamałam nos. Łzy z bezsilności płynęły mi po twarzy, a obok mnie stali ludzie, dopytując się, czy nic mi nie jest.

Byłam oszołomiona, obolała, rozżalona i wściekła. Na siebie, na tę białą laskę, na wszystkich.

***

Dziś świeci słońce. Kamila chyba czuje je na twarzy. Dlatego mówi, że już oswoiła ten zupełnie nowy dla siebie świat. Przestała nawet pytać: - dlaczego ja. Bo nikt przecież nie zna na to pytanie sensownej odpowiedzi.

- Czasami jednak, gdy mam gorszy dzień, denerwują mnie krzaki, z których nie mogę wyplątać laski, złoszczę się na szczeliny chodnikach. W takie dni uświadamiam sobie, że moje życie już nie będzie takie jak kiedyś.

Przypominają mi o tym sklepy, do których nie mogę po prostu wpaść, żeby pooglądać ciuchy i wybrać jakiś sweter. I przystanek, z którego odjeżdża właśnie autobus, a ja nie mogę do niego podbiec.

- I droga do piekarni, która zajmowała mi dziesięć minut, a szybkie zakupy pół godzinki. Dziś te czynności trwają i trwają - dodaje Kamila.

***

Osoba niewidoma do perfekcji opanowuje sztukę koncentracji. Trzeba przecież uważać na słupki zagradzające kierowcom wjazd na chodnik, bo zderzenie z nimi jest bardzo bolesne. A w hipermarkecie omijać piramidy towarów, żeby ich nie potrącić. No i te krzaki, kałuże, krawężniki...

Ten, kto widzi, po prostu idzie. Może jednocześnie odbierać SMS-y, spacerując przegląda gazetę, rozmawia przez komórkę, ogląda wystawy... Udowodniono, że zmysł wzroku dostarcza nam ponad 90 procent informacji. Człowiek widzący poznaje świat szybko, choć pobieżnie.

- A ja - mówi Kamila - uczę się go raczej wolno, sukcesywnie i warstwowo. Nawet w urzędzie, muszę prosić o wskazanie drzwi z właściwym numerem, bo prawie nigdzie pod zwykłą cyfrą nie ma tej brajlowskiej. No i staram się zrozumieć intencje tego pana, który na moje pytanie: - Gdzie jest dom z numerem 73 odpowiedział: - A widzi pani te niebieskie światła? - Nie widzę - odpowiadam. - No, to właśnie tam, niech pani idzie...

***

To, że Kamila straciła wzrok w wieku 24 lat jest czasami jej atutem, a czasami wadą.

- Mam wyobraźnię przestrzenną; to znaczy, gdy ktoś tłumaczy mi, że blok stoi między drzewami - mogę sobie uzmysłowić, jak to może wyglądać. Pamiętam kształty i kolory. Ale za to nie mam perfekcyjnej orientacji w przestrzeni, która często jest dana osobom niewidomym od urodzenia. One lepiej wykorzystują słuch i inne zmysły. I nie wiedzą, co straciły wraz ze wzrokiem. Ja to wiem. Straciłam wolność.

Choć odkąd poznała Jacka jest jej lepiej. We wspólnym mieszkaniu, w jednym z bloków na nowohuckim osiedlu wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Jacek od kilku lat ma swojego psa przewodnika. Ciemno biszkoptowy labrador nie odstępuje pana na krok, choć w tej chwili nie pracuje - jest w zwykłej obroży.

Pies przewodnik w pracy ma uprząż ze sztywnym pałąkiem. Niewidomy chwyta pałąk i zdaje się na psie oczy.

- Badik, choć pokażemy pani, jaki jesteś mądry - woła Jacek. - Buddy - szorki (to w żargonie treserskim uprząż - przyp. MLK) - i pies już jest przy nim.
- Buddy, dostaw się - a pies staje przy lewej nodze Jacka i czeka, aż pan założy mu uprząż i pozapina skórzane paski.
- Buddy, naprzód drzwi... i już są przy drzwiach.

To jedna z kilkudziesięciu komend, które bezbłędnie wykonuje Jackowy pies. Jest wytresowany, ma sześć lat i pracuje jako przewodnik od czterech, ale wciąż musi się rozwijać.

- Mój Buddy stale uczy się czegoś nowego, po to, by sprostać wymaganiom, które niesie życie.

***

Bo pies przewodnik, nie może skakać na ludzi, nie może pognać za kotem i musi być obojętny na wdzięki nawet najładniejszej suczki. Pies przewodnik nie może zejść z krawężnika na jezdnię bez komendy swojego pana, musi rozumieć, co znaczy: - Buddy, schody dół, a co - schody góra. Co kryje się pod słowem "szybciej", a co oznacza - "naprzód" lub - "w prawo".

O takim psie jak Buddy od lat marzy Kamila.

- Uniknęłabym wielu siniaków, bo dobrze wyszkolony pies przewodnik omija zaparkowane na chodniku samochody, kosze na śmieci, słupy, kałuże, szlabany, wyrwy w chodnikach, a także wszystkie przeszkody napowietrzne, jak wystające parapety, gałęzie, znaki drogowe, rusztowania.

Pies przewodnik pomaga w odnajdywaniu przystanków autobusowych, przejścia dla pieszych, wolnych miejsc siedzących w środkach komunikacji miejskiej, drzwi. Dzięki psu przewodnikowi mogłabym poruszać się bezpiecznie po nieznanych trasach i samodzielnie docierać do miejsc, w których nigdy nie byłam.

***

Pies przewodnik ma jeszcze tę zaletę, że poprawia odbiór niewidomego w społeczeństwie.

- Często na ulicy podchodzą do mnie obce osoby i pytają: - Pani tak od urodzenia nie widzi? Taka młoda, a taka nieszczęśliwa... A nad Jackiem nikt się nie lituje. Bo w tym ich duecie najważniejszy jest Buddy; taki fajny i taki mądry. Jak jego pan.

Kamila też by tak chciała, a jej marzenie jest o krok od spełnienia. W Brnie czeka na nią zdrowy, nieobciążony genetycznie i wyszkolony labrador o imieniu Betty. Jest psem wielkomiejskim, którego nie peszy uliczny zgiełk, który nie boi się pisku opon i klaksonów.

- Gdy pojechaliśmy do Brna wybrać psa przyprowadzono nam trzy suczki. Z Betty od razu przypadłyśmy sobie do serca. Bo widzi pani, nie każdy pies, nawet szkolony - pasuje do każdego człowieka. Tu też ma znaczenie "chemia", tak jak między ludźmi.

A potem treserzy z Brna przyjechali do Krakowa. Chcieli zobaczyć w jakich warunkach pies ewentualnie zamieszka. Chcieli też lepiej poznać Kamilę. Gdy zapadła decyzja: pasują do siebie - zaczęło się zbieranie pieniędzy.

Żeby pomóc niewidomej Polce, treserzy z Brna skontaktowali się ze swoimi sponsorami i przekazali na rzecz Kamili ponad 9 tysięcy złotych. - Pomogła mi też wspólnota kościelna, włożyliśmy w to przedsięwzięcie wszystkie swoje oszczędności. Jednak gdy fundacja, dzięki której mogę zbierać pieniądze, udostępniła mi wykaz wpłat na konto - gdzie uzbierało się ponad tysiąc złotych - byłam po prostu wzruszona. Ktoś podarował mi 50 złotych, ktoś 100 złotych, ale były też wpłaty po pięć i po dwa złote. Ten ktoś, i tamten ktoś czegoś sobie odmówili, żebym mogła spełnić swoje marzenie. Ludzie są dobrzy. Ja to po prostu wiem, bo doświadczam tego codziennie.

Wszystkim z serca dziękuję i proszę: pomóżcie mi zrobić ten ostatni krok do Betty.

Betty kosztuje czterdzieści tysięcy. - Dużo - mówię.

- Dużo - kiwa głową Kamila. - Ale taki pies to dla mnie życie lepsze, pełniejsze. To mniej strachu, to wiara, że nawet ktoś taki jak ja może mieć marzenia.

Źródło: Czekanie na Betty

PS. Wszystkie niewykorzystane pieniądze zostaną przekazane przez Fundację innym potrzebującym.

Pieniądze można wpłacać na konto:

"Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego"
Poniżej podaję numer rachunku bankowego FIRR:
Volkswagen Bank
77213000042001025599530005
darowizna celowa na zakup psa przewodnika - Kamila Przygoda

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czekanie na Betty
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.