Europejski apel w sprawie Telewizji Trwam
Podczas publicznego wysłuchania w Brukseli dyskutowano o zagrożeniach dla wolności słowa w naszym kraju. Dzięki temu sprawa Telewizji Trwam stała się europejskim papierkiem lakmusowym demokracji w Polsce.
Sprawa Telewizji Trwam trafiła do Brukseli, gdy zostały już wyczerpane wszystkie formy protestu w Polsce. W wypełnionej po brzegi sali Parlamentu Europejskiego deputowani, unijni urzędnicy oraz zagraniczni dziennikarze poznali historię dyskryminacji jedynej katolickiej telewizji w Polsce. - Jako obywatel Unii Europejskiej dostrzegam wielką wartość Telewizji Trwam. Jest ona bowiem przykładem różnorodności europejskiej kultury i religii. Dlatego też popieram starania o koncesję na multipleksie dla tej telewizji - mówił dr Stefan Meetschen, niemiecki korespondent m.in. dziennika "Die Tagespost".
Na forum Unii
W tym samym czasie, gdy w gmachu Parlamentu Europejskiego dyskutowano nt. zagrożeń dla wolności słowa w Polsce, 100 m dalej, na placu Luksemburskim, demonstrowało ok. pół tysiąca osób. Okazało się, że sprawa Telewizji Trwam połączyła polską prawicę. Wśród demonstrujących przeważali politycy PiS, a na debacie w PE - politycy Solidarnej Polski. Tym razem ugrupowania zabiegające o przychylność podobnego elektoratu wyborców pojednała polska racja stanu. - Dziękuję wszystkim, którzy zrealizowali to przedsięwzięcie, zarówno politykom z Solidarnej Polski, jak i z Prawa i Sprawiedliwości - mówił w Brukseli o. Tadeusz Rydzyk, dyrektor Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Podczas debaty na salę wniesiono kilkadziesiąt pudeł z podpisami przeciwko dyskryminacji Telewizji Trwam. Ten spektakularny gest pokazał europejskiej opinii publicznej skalę problemu, z którym od wielu lat zmagamy się w Polsce. Skoro w naszym kraju ponad 2,2 mln podpisów nie zrobiło na Przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wystarczającego wrażenia, to przywieziono je do Brukseli, gdzie cała sprawa trafi na biurko unijnego Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Wraz z wejściem w życie traktatu lizbońskiego Polacy otrzymali niejako dodatkowe obywatelstwo UE, a więc wszystkie nasze problemy rozstrzygane są zarówno w Polsce, jak i na płaszczyźnie europejskiej. Decyzja KRRiT nie jest więc tylko polskim problemem, bo dotyczy podstawowych wartości Unii. Kwestie wolności słowa, myśli, sumienia, pluralizmu mediów są bowiem zapisane w traktacie i w karcie praw podstawowych - powiedział "Niedzieli" prof. Mirosław Piotrowski, eurodeputowany z frakcji Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. To on wspólnie z Solidarną Polską zainicjował debatę w PE. - Wolelibyśmy, aby taka dyskusja nie musiała się w tym miejscu toczyć. Niestety, dzisiejsza władza w Polsce spowodowała, że mamy bardzo poważny konflikt, w który bezpośrednio zaangażowały się już miliony obywateli - podkreślił Zbigniew Ziobro z SP.
O wsparcie przynależnych nam praw zaapelowała również Elżbieta Kruk z PiS. - Komisja Europejska wielokrotnie wzywała państwa członkowskie do ochrony pluralizmu medialnego, który może istnieć tylko wówczas, gdy stosowane są równe i jasne kryteria przyznawania praw do nadawania programu. Jednak wobec Telewizji Trwam takich kryteriów nie zastosowano - podkreśliła była szefowa KRRiT.
"Matrix" po polsku
Zagrożenie dla wolności słowa w Polsce widać nie tylko z perspektywy politycznej, ale przede wszystkim dostrzega je środowisko dziennikarskie. Dlatego też obok eurodeputowanych i posłów z polskiego parlamentu nie mogło zabraknąć głosu publicystów, którzy często na własnej skórze doświadczyli patologii medialnej w naszym kraju. - W ostatnich latach mamy w Polsce do czynienia z natężeniem praktyki łamania wolności słowa i dyskryminowaniem tych dziennikarzy, którzy starają się wypełnić swoje kontrolne obowiązki wobec władzy. Dzieje się tak, odkąd partia rządząca, korzystając z politycznych skutków katastrofy smoleńskiej, przejęła kontrolę nad wszystkimi urzędami i instytucjami w Polsce - podkreśliła Anita Gargas z "Gazety Polskiej". W 2010 r., po zrealizowaniu kilku reportaży telewizyjnych dotyczących katastrofy smoleńskiej, jej program został zdjęty z anteny TVP, a ona straciła pracę.
Red. Rafał Ziemkiewicz przyjechał do Brukseli specjalnie po to, aby bronić podstawowych zasad. - Mamy bowiem do czynienia z budową fikcyjnej rzeczywistości, tworzeniem swoistego matriksa. Władza chce zapewnić monopol przekazu tylko tym mediom, które ją wspierają - powiedział "Niedzieli" Ziemkiewicz. - Pluralizm medialny jest więc fikcją. Tylko pozornie ludzie mają wybór 20 kanałów telewizyjnych. Jednak zupełnie bez znaczenia jest to, który z nich wybiorą, bo i tak zostanie im podany taki sam przekaz informacji.
Eksperci od rynku medialnego w Polsce uczestniczący w wysłuchaniu publicznym podkreślali, że KRRiT nie wypełnia swoich konstytucyjnych obowiązków. - Choć obecność Telewizji Trwam na multipleksie nie zrównoważy polskiej sceny medialnej, to jednak mogłaby pełnić "higieniczną" rolę w polskiej demokracji. Obecnie jest ona bowiem jedyną telewizją, która patrzy na ręce władzy - tłumaczył red. Bronisław Wildstein. Publicysta przypomniał również, że obecny polski Sejm specjalnie zmienił ustawę o KRRiT. Dzięki temu udało się wymienić skład jej członków, którzy zachowują się teraz jak lojalni funkcjonariusze władzy.
Przejaw chrystianofobii
Osoby demonstrujące na placu Luksemburskim w tym czasie, gdy trwała debata w gmachu PE, trzymały transparenty z hasłami, które odnoszą się do najważniejszych unijnych ideałów. Domagano się medialnej wolności, tolerancji i pluralizmu. - Ponieważ w Polsce wszystkie możliwe instancje zostały już wyczerpane, to może europejska opinia publiczna, Parlament Europejski, który jest szczególnie wyczulony na wolność mediów, będzie w tej sprawie zainteresowany i być może ten nacisk pomoże, by Telewizja Trwam była w Polsce powszechnie dostępna - powiedział Adam Hofman, poseł PiS.
Również dyrektor Telewizji Trwam o. Tadeusz Rydzyk wiele mówił o tym, że dyskryminacja jedynej katolickiej stacji jest rażącym przejawem nietolerancji. - Mamy przyjaciół ateistów, Żydów i muzułmanów. Nie musimy się z nimi we wszystkim zgadzać, ale potrafimy z nimi rozmawiać - przekonywał w Brukseli. Jego zdaniem, kuriozalny proces przyznawania koncesji na cyfrową telewizję naziemną pokazuje, że mamy do czynienia z prawdziwą chrystianofobią. Jednak o tej fobii prawie nikt na forum UE głośno nie mówi. - Przypomina mi się historia, kiedy minister ds. wyznań Kąkol mówił: - Nie pozwolimy Kościołowi wyjść z zakrystii, nie pozwolimy, by miał wpływ na młodzież. Czy po zmianach ustrojowych w Polsce coś się zmieniło, czy nadal obowiązuje nas ten sam żelbeton? - retorycznie pytał o. Tadeusz Rydzyk.
Podczas debaty w PE obecni byli też eurodeputowani z rządzącej PO oraz Marek Siwiec z SLD, który w 1994 r. był członkiem KRRiT. - Cieszę się, że Pan tu dziś z nami jest. Pan wie, jak było z Radiem Maryja, kiedy to dostaliśmy koncesję mimo różnych ugrupowań reprezentowanych w KRRiT - wspominał o. Rydzyk. Okazuje się, że tak źle z pluralizmem medialnym nie było nawet wtedy, gdy w latach 90. u władzy były partie postkomunistyczne.
Swojego zdziwienia takim obrotem spraw wielokrotnie nie krył nawet były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Kilka godzin po debacie w PE, ku zdumieniu Moniki Olejnik, powiedział, że gdyby miał władzę, to ojcowie redemptoryści dostaliby koncesję. - Choć osobiście Telewizji Trwam nie oglądam, to jednak w pluralistycznym światopoglądowo społeczeństwie powinno być dla niej miejsce - oświadczył Kwaśniewski w TVN24.
Co dalej?
Oficjalnym powodem odmowy przyznania koncesji Telewizji Trwam miała być słaba sytuacja finansowa. Specjaliści z Fundacji Lux Veritatis po raz kolejny udowodnili, że to twierdzenie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a odmowa jest związana jedynie z celowym działaniem KRRiT. Fundacja we wszystkich parametrach ekonomicznych przebijała swoich konkurentów, którzy dostali koncesje. Ogromna dysproporcja była pod względem zasobów finansowych, majątku trwałego, liczby zatrudnionych pracowników oraz dorobku medialnego. - Analiza finansowa innych stacji, które dostały miejsce na multipleksie, jest porażająca - powiedziała Lidia Kochanowicz, dyrektor finansowy Fundacji Lux Veritatis. - Podczas badania nadawców KRRiT wzięła aż 99 wskaźników ekonomicznych. Jednak zastosowała wybiórczo różne parametry do różnych podmiotów. Nie ma żadnego wspólnego mianownika, a więc nie można twierdzić, że wszyscy mieli takie same szanse - podkreśla Kochanowicz.
KRRiT nie powiedziała nawet, co dla niej oznacza "wiarygodność finansowa" i nie wskazała, w jaki sposób bada ową sytuację ekonomiczną wnioskodawców. Przyznała koncesje według własnego widzimisię. - Dlatego też w dalszym ciągu będziemy domagać się swoich praw w sądzie - powiedział mec. Benedykt Fiutowski, który reprezentuje Fundację przed sądem administracyjnym. Dyrektor Kochanowicz natomiast powiedziała "Niedzieli", że Telewizja Trwam będzie starać się o koncesję w kolejnym konkursie. Jaką tym razem będzie miała szansę? - Mam nadzieję, że KRRiT dostała dobrą lekcję. Nie spodziewała się, że tak dokładnie przebadamy jej decyzje pod kątem prawnym i ekonomicznym. Dlatego też wydaje mi się, że w kolejnym konkursie będą wreszcie obowiązywały jasne zasady - mówi Lidia Kochanowicz.
Oprócz zabiegów samej Fundacji również politycy zapowiadają kontynuację walki o Telewizję Trwam. Na przykład PiS powołał w Polsce specjalny Zespół Parlamentarny ds. Wolności Słowa. Sprawa będzie miała też dalszy bieg na forum europejskim. - Liczymy, że uda się tę sprawę umieścić na agendzie PE w Strasburgu dotyczącej wolności słowa i praw obywatelskich - zapowiada deputowany Mirosław Piotrowski.
Skomentuj artykuł