Jakie serce, takie słowa
Słowo może podtrzymać na duchu, ale może też zranić, może wywołać uśmiech na twarzy lub wycisnąć z oczu łzy, wprowadzić pokój lub zaognić spory. Słowo to potężna broń. Czy potrafię się nią posługiwać?
Gdy jedenastoletni Dominik Savio usłyszał przekleństwa miotane przez pewnego woźnicę, zadrżał. Potem w duszy przepraszał za nie Pana, wzbudzając akty strzeliste, a woźnicę poprosił, by więcej nie obrażał w ten sposób dobrego Boga. Rodzice Stanisława Kostki uprzedzali gości, by nie wymawiali złych słów w obecności syna, ponieważ na ich dźwięk mdleje. Przewrażliwieni młodzieńcy? Nie, bo zakochani w Bogu zawsze bronią Jego czci.
Na słowo Pana powstał świat i człowiek. Słowa były dobre, bo wyszły z Jego kochającego Serca. Ale przez grzech zaczęliśmy słuchać bardziej siebie niż Boga. Ucieczka przed Stwórcą, wzajemne oskarżenia Adama i Ewy w raju, pomieszanie języków budowniczych wieży Babel – to skutki potężnego skażenia i zniekształcenia sumienia przez pychę, brak ufności, egoizm. Uległo ono tak daleko idącej degradacji, że odbudowanie go stało się dla człowieka wręcz niemożliwe.
Bóg jednak nie zamilkł. Przemówił do ludzi najpiękniejszym Słowem – przemówił przez swojego Syna. Słowa Chrystusa leczyły choroby, podnosiły na duchu, odmieniały serca, budziły nadzieję, uwalniały od zła, wskrzeszały zmarłych, rozmnażały chleb, ocierały łzy, otwierały na Boga, przyciągały. Były balsamem dla zbolałych, poszukujących, wątpiących. Były pełne uroku, skuteczne, bo zawierały w sobie prawdę i miłość do ludzi. Miały cudowną moc, przemieniały, bo poprzedzała je modlitwa Jezusa wsłuchującego się w słowa Ojca. To Miłość dyktowała Mu słowa.
Święty Jakub w swoim Liście pisze m.in. o grzechach języka. Powiada, że kto nie grzeszy mową, całe ciało utrzyma w posłuszeństwie. Panowanie nad językiem porównuje do steru okrętu, który choć mały, kieruje całym statkiem. Oto język przechwala się, obmawia, plotkuje, rzuca oszczerstwa, rani serca, odbiera dobre imię bliźniemu, knuje intrygi, fałszywie przysięga, wypowiada kłamstwa, i choć jest małym członkiem, zdolny jest wzniecić płomień, który podpala wielki las. Przy jego pomocy wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. „Tak być nie może, bracia moi” – kończy apostoł (Jk 3, 10).
Jeśli nie potrafimy panować nad językiem, nasza pobożność pozbawiona jest podstaw. Jeden ze świętych spowiedników zadał plotkarce taką oto pokutę: zabić kurę, zedrzeć z niej pióra i rozsypać je po całym mieście, a potem pozbierać. „To niemożliwe” – krzyknęła. „Właśnie – odparł święty. – Tak jak niemożliwe jest pozbierać rozrzucone pióra, które porywa wiatr, tak trudno jest przywrócić dobre imię bliźniemu skrzywdzonemu złym słowem”.
Z każdego niepotrzebnego słowa będziemy zdawali sprawę. S. Faustynie Jezus podał trzy sposoby czynienia dobra: czyn, modlitwę i słowa, które mają być miłosierne, jak miłosierny jest dla nas wszystkich Bóg. „Dobry człowiek – mówi Pismo – z dobrego skarbca wydobywa dobro… bo z obfitości serca mówią jego usta” (Łk 6, 45).
Skomentuj artykuł