Koszmary minionego lata
Czystka o znamionach
Ludobójstwa Polaków na Wołyniu nie było. Tak przynajmniej orzekli posłowie Sejmu RP.
Okazało się, że wyrżnięcie dziesiątków tysięcy ludzi - osada po osadzie, rodzina po rodzinie - to nie było ludobójstwo. Że najdziksze tortury, wbijanie gwoździ w czaszkę, piłowanie i rozrąbywanie ciał, palenie żywcem, krzyżowanie dzieci na ścianach domów - że to wcale nie ludobójstwo. Że sto kilkadziesiąt tysięcy trupów Polaków i uczciwych Ukraińców, "lacka krow po kolina", o której śpiewali radośnie bandyci UPA - że to nie ludobójstwo.
Tego lata polskojęzyczni politycy nazwali zbrodnię elegancko, układnie, "niekonfrontacyjnie". Ich zdaniem na Wołyniu wydarzyła się tylko "czystka etniczna o znamionach ludobójstwa". Tak, tylko czystka.
Ojcowie i synowie
Wśród tych eleganckich i układnych panów posłów był również syn "żołnierza" UPA, oskarżonego o udział w zbrodniach wojennych, w tym spalenia wsi Wiązownica (gdzie zamordowano 91 Polaków, w tym wiele kobiet i dzieci).
Rozpętała się burza, bo wynikałoby z tego, że syn bandyty orzekał i decydował w Sejmie, czy należy uczcić ofiary bandytów. Sam pan poseł potwierdził upowską przeszłość swego rodziciela, choć zaprzeczył jego udziałowi w eksterminacji Wiązownicy (ponoć jego ojciec "działał" w innym powiecie). Przy okazji wyznał, że jest dumny ze swego tatusia. Zapewne wyborcy pana posła są z niego równie dumni.
Wyobraziłem sobie podobną dyskusję na temat Zagłady Żydów. Co napisałaby "Gazeta Wyborcza", gdyby syn funkcjonariusza Gestapo głosował w Sejmie przeciw uznaniu Holokaustu za ludobójstwo?
Opór przeciw polskiej agresji
Na tym nie koniec. Organizatorzy i uczestnicy rekonstrukcji historycznej w Radymnie, mającej upamiętnić rzeź wołyńską, spotkali się z ostrymi atakami w mediach. Wcale nie w mediach ukraińskich, ale w polskich (!). Mrowie mediotów usilnie starało się przykryć natrętnym pustosłowiem zmasakrowane zwłoki polskich Kresowian, a równocześnie rzucało gromy na ludzi, którzy dzisiaj nie chcą zapomnieć o zbrodni.
Efekty już widać. Oto ukraińska rada okręgu wołyńskiego potępiła ostro nawet tak złagodzoną uchwałę polskiego Parlamentu (jako rzekomo "antyukraińską" i "szowinistyczną"), pochwaliła zaś "aktywne działania Ukraińców" na Wołyniu w 1943 roku i ich "opór przeciw agresji". Z kolei we Lwowie zażądano usunięcia "symboli polskiej okupacji wojskowej", a konkretnie Szczerbca upamiętniającego poległe Orlęta Lwowskie.
Czy ktoś jest zdziwiony? Czy gadające głowy w Sejmie i mediach naprawdę wierzyły, że dobierając ostrożne słówka zdołają ugłaskać pogrobowców rezunów? Czy ktokolwiek spodziewał się szacunku za postawę o znamionach kundlizmu?
Posłanki Grodzkiej troska o dzieci
Parlamentarzyści nie mieli ochoty zająć się należycie ofiarami Rzezi Wołyńskiej, bowiem ich głowy zaprzątały sprawy dla nich ważniejsze.
Oto posłanka płci obojga Anna Grodzka z Ruchu Palikota przygotowała projekt ustawy, w myśl której 13-latkowie będą mogli dokonywać wyboru swojej płci. Tak, to nie jest ponury żart; według pomysłu Grodzkiej już 13-letnie dziecko, dopiero przeżywające okres dojrzewania, miałoby decydować, czy chce zostać kobietą czy mężczyzną.
Powiem tyle - bardzo współczuję osobie nazywającej się dzisiaj Anna Grodzka z powodu jej problemów. Natomiast nie mam tyle zrozumienia dla tych jej 19.451 wyborców, którzy sprawili, że osobisty dramat Anny Grodzkiej staje się problemem ogółu.
"Szakal" i inni
W gmachu Sejmu wystawę o Rzezi Wołyńskiej upchnięto gdzieś na boku, za to w wyjątkowo eksponowanym miejscu, bo w holu głównym, stanęła wystawa przedstawiająca… pary pederastów. Najwidoczniej polskich parlamentarzystów rozpierała potrzeba obcowania z tymi obrazkami.
Posłowie chcieli zapewne poczuć się światowcami, wolnymi od pruderyjnej zaściankowości; takimi jak słynny wenezuelski terrorysta Iljicz Ramirez Sanchez, znany bardziej pod pseudonimami "Carlos" i "Szakal". Osobnik ten odsiaduje we Francji karę dożywotniego więzienia (udowodniono mu zamordowanie 24 osób, on sam przechwala się zabiciem w zamachach dwóch tysięcy ludzi). Niedawno "Szakal" zdobył znowu rozgłos, albowiem w więzieniu był świadkiem homoseksualnego "ślubu" dwóch osadzonych tam zboczeńców. W roli szczęśliwych nowożeńców wystąpił wtedy niejaki Alfredo Stranieri (seryjny zabójca skazany za zamordowanie czterech osób), którego miłością życia okazał się kumpel spod celi Gaiffe Germain (skazany za morderstwo i poćwiartowanie ciała ofiary). Przyznajmy, że ci "światowcy" bardzo do siebie pasują.
Demokracja w natarciu
Z wydarzeń w wielkim świecie odnotujmy zaangażowanie na rzecz krzewienia demokracji okazywane przez prezydenta USA Baracka Obamę, który otwarcie przyznał się, że kazał dostarczyć broń syryjskim rebeliantom zmagającym się z tamtejszą dyktaturą.
Skuteczność bojowa buntowników od razu wzrosła - najpierw oderżnęli głowę pojmanemu misjonarzowi francuskiemu, potem zaś uprowadzili polskiego fotoreportera. Wcześniej Obama zapowiadał dokonanie interwencji zbrojnej w Syrii w wypadku użycia tam gazów bojowych; potem jednak wycofał się z tego pomysłu, kiedy gazów użyli… umiłowani przez niego przeciwnicy dyktatury.
Ramiona olbrzymów
330 lat temu, w niedzielę 12 września 1683 r. pod Wiedniem rozegrała się bitwa, która zadecydowała o losach naszego kontynentu. Przez cały dzień wojska chrześcijańskie - polskie, cesarskie i niemieckie - przełamywały opór zastępów muzułmanów. Na wzgórzu Kahlenberg łopotała wielka czerwona chorągiew z białym krzyżem - sygnał dla wyczerpanych obrońców Wiednia, że odsiecz nadeszła.
Miało się już ku godzinie siedemnastej, gdy naczelny wódz chrześcijan, król Jan III Sobieski dał rozkaz do szarży. Rozległ się grzmot bębnów i dwadzieścia tysięcy jeźdźców spłynęło ze wzgórz Lasu Wiedeńskiego w stronę pohańców. Opuścili kopie "w pół ucha końskiego" i ruszyli, najpierw wolno, potem przyspieszając.
Biła się wtedy również piechota i artyleria, od wielu godzin. Ale przecież wszyscy zamarli, kiedy ruszyła ta szarża, kiedy osiemdziesiąt tysięcy kopyt załomotało w ziemię. Wszyscy, nasi i Turczyni, wbili wzrok w galopujących jeźdźców.
Wielki wezyr turecki Kara Mustafa pchnął przeciw nim swą najlepszą jazdę, ciężkozbrojnych spahisów - a chrześcijanie zdruzgotali ich jednym uderzeniem. Potem złamali szyki piechoty janczarskiej, przeszli przez nią jak przez dym. Rozerwali szyk wojsk osmańskich niczym rycerska kopia trzymana w pewnym ręku. Zaś ostrzem tej kopii była polska husaria, jakieś trzy tysiące zakutych w stal jeźdźców, strasznych jak lwy i tygrysy, których skórami ozdabiali swe pancerze.
Wiedeń był ocalony. Islam rozpoczął odwrót na wschód. Tak tworzy się historię.
Żołnierze króla Jana wiedzieli o co przelewają krew. Wszak rzekł im przed bitwą: "Walczymy za naszą ojczyznę i za chrześcijaństwo, walczymy nie za cesarza, lecz za Boga".
***
Może warto przypomnieć te czyny i te słowa współczesnym polskim politykom o zajęczych sercach i szczurzych sumieniach, których cele i działania wyznaczają słowa: "kadencja", "słupki sondaży" oraz "wysokość diety". Czy uczestnicy wiekopomnej odsieczy wiedeńskiej bali by się dzisiaj nazwać po imieniu ludobójstwo wołyńskie?
Andrzej Solak
www.krzyzowiec.prv.pl
Skomentuj artykuł