Królowanie Skazańca
Czy współczesny człowiek wie więcej o Chrystusie niż ten żyjący 200 czy 500 lat temu? Komu łatwiej zaakceptować prawdę o Królu wszechświata, dla którego krzyż jest tronem, a Jego pierwszym aktem łaski − zbawienie łotra: tym, którzy stali pod krzyżem, czy nam, ludziom XXI wieku?
Opat prymas benedyktynów o. Notker Wolf poinformował niedawno w wywiadzie dla austriackiej gazety "Passauer Neuen Presse", że oto ostatecznie zakończył się czas papieskiego dworu, a tym, który konsekwentnie odcina się od tej struktury, jest papież Franciszek, akcentujący ubóstwo Chrystusa. Takiej opinii można by w zasadzie przyklasnąć, gdyby nie fakt zestawienia jej z pontyfikatem Benedykta XVI, wieńczącym − zdaniem opata Wolfa − "erę baroku" w Kościele. Trudno nie zauważyć lekko negatywnego wydźwięku wypowiedzi opata Wolfa wobec posługi papieża seniora, jednak przytaczam ją w nieco innym kontekście. Posługując się metaforą niemieckiego benedyktyna, można by wysunąć fałszywą tezę o dworskiej strukturze Kościoła i pokusie królowania hierarchii kościelnej nad innymi. Skoro jest dwór, to jest i władza. Tymczasem królestwo Boże, ogłoszone przez Chrystusa, jest zaprzeczeniem zasad, którymi kierują się ziemscy władcy, podobnie jak przejawy królewskości Jezusa. Obce jest Mu pragnienie władzy, a ludziom często wydaje się, że bez władzy będą nikim. W rzeczywistości jednak w tym pragnieniu ukryte jest szukanie swego.
Moc w niemocy
Nie, nie miał korony, bogatych strojów, willi z basenem ani zastępu sług. Nie zabiegał o ziemskie luksusy, życie w blaskach fleszy, rzesze poddanych, uwielbienie tłumu. Nie głosił populistycznych haseł, nie składał obietnic bez pokrycia, nie szedł "z duchem czasu". Nie mówił o sobie, że jest królem. Jezus Chrystus. Kiedy Piłat zapytał Go wprost: "A więc jesteś królem?", Jezus opowiedział: "Ty mówisz, że jestem królem" (J 18, 37 - przekład Biblii Tysiąclecia jest w tym miejscu nieprecyzyjny). Gdy lud po cudzie rozmnożenia chleba chciał obwołać Go królem − uciekł. Pozwolił obwołać się królem dopiero podczas uroczystego wjazdu do Jerozolimy. Królewskość Jezusa nie ma nic wspólnego z tym, z czym zazwyczaj ją utożsamiamy.
Wypisana w trzech językach na drzewie krzyża, mieści w sobie głębię tajemnicy: Jezus jest Królem, a krzyż jest Jego tronem, choć taki obraz wymyka się ludzkim wyobrażeniom o wszechmocnym Bogu. Po ludzku patrząc, Jezus jest bezsilny, a Jego krzyż nie niesie ze sobą żadnych rozwiązań. Nie widać tutaj żadnego triumfalizmu, lecz przegraną. Dlatego ci, co stali pod krzyżem: członkowie Wysokiej Rady, żołnierze i łotr, który wisiał na krzyżu obok Jezusa, urągali Mu, oczekując od Mesjasza gestu potwierdzającego Jego władzę i wszechmoc. Tymczasem On milczy. Staje się słaby, by z człowiekiem dzielić jego słabość, utożsamiając się z niewolnikiem, a nawet z przestępcą. Tylko ten, którego tradycja nazywa Dobrym Łotrem, zobaczył w Nim Króla. "W Jezusie ukazuje się człowiek jako taki. W Nim ukazuje się udręczenie wszystkich zbitych i sponiewieranych. (…) Jezusa nikt nie może pozbawić Jego wewnętrznej godności. Jest w Nim obecny ukryty Bóg" − pisał Benedykt XVI. Wydając siebie na ofiarę przebłagalną, Jezus staje się Królem wszechświata.
W definicję panowania wpisana jest władza, Jezus natomiast za istotę swego panowania uważa dawanie świadectwa prawdzie. Nie ma za sobą legionów ani sług. Nie prowadzi walki o władzę. Zostaje ukrzyżowany, jednak właśnie w tej niemocy ma moc. Jezus pozostał przybity do krzyża, dopóki nie skonał, i tak musi trwać w świadomości Kościoła, ale właśnie w cierpiącym Jezusie można poznać prawdziwego Boga.
Pokora Boga
Tym, co może zaskakiwać w obrazie ukrzyżowanego Boga, jest Jego pokora. Ewangelia pokory zapisana jest w całym ziemskim życiu Syna Bożego, który często dawał wyraz pokornego pełnienia woli Ojca (Mt 26, 42), uniżenia (Flp 2, 8), przyjęcia ludzkiego losu we wszystkich wymiarach. Chrześcijanie z pokorą mają pewien problem, bowiem w potocznym rozumieniu tego słowa niesłusznie jest ona utożsamiana z potulnym uleganiem innym oraz apatią wobec życiowych przeciwieństw.
Takie rozumienie cnoty pokory, nie do przyjęcia we współczesnym świecie nastawionym na sukces i przebojowość, zawdzięczamy średniowiecznej ascetyce. Tymczasem dobrze pojmowana pokora nie ma nic wspólnego z fałszywymi kompromisami, tchórzostwem czy małodusznością, z obrazem przysłowiowego chłopca do bicia, stojącego w rogu i czekającego na kolejny raz.
Słowo "pokora" pochodzi od łac. humus, co oznacza ziemię. Być pokornym to twardo stąpać po ziemi, przyjmować prawdę o sobie i świecie i nie uciekać przed rzeczywistością. Dostrzegać swoje ograniczenia i uznać przed Bogiem swoją znikomość.
"Pokora pomaga nam wziąć na siebie ciężary innych" − napisał niedawno na Twitterze papież Franciszek. Przyoblec się w pokorę to widzieć drugiego człowieka, wyjść mu naprzeciw w bezinteresownym geście miłości i otwarcia się na drugiego. Ojciec Święty nawiązał do tej prawdy podczas jednej z Mszy św. sprawowanej w Domu św. Marty. "Bóg potrzebuje uznania przez człowieka swej małości, by zakomunikować mu swą miłość" − podkreślił papież i przypomniał, że więcej miłości jest w dawaniu aniżeli w braniu, w działaniu aniżeli w mówieniu.
W ten sposób może wzrastać królestwo Boże, o którym mówił Chrystus. Mamy być jego zaczynem w świecie. W jaki sposób można to uczynić? Wystarczy sięgnąć do przypowieści, by zrozumieć jego sens i istotę, czyli dawanie świadectwa prawdzie. Alegorią, która wielokrotnie powtarza się w nich, jest coś małego, ukrytego gdzieś głęboko. Królestwo Boże jest jak ziarnko gorczycy, odrobina zakwasu chlebowego, skarb ukryty w roli.
To wszystko tylko pozornie nie mieści w sobie żadnego potencjału. Bo przecież z ziarna gorczycy może wyrosnąć potężne drzewo, odrobina zakwasu może zakwasić trzy miary mąki, a wartość odnalezionego skarbu może przekroczy najśmielsze oczekiwania znalazcy.
Królestwo Boże to nie sprawa zaszczytów i pozorów, ale − jak pisze św. Paweł − "to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym" (Rz 14, 17).
Czy współczesny człowiek wie więcej o Chrystusie niż ten żyjący 200 czy 500 lat temu? Komu łatwiej zaakceptować prawdę o Królu wszechświata, dla którego krzyż jest tronem, a pierwszym aktem łaski - zbawienie łotra: tym, którzy stali pod krzyżem, czy nam, ludziom XXI w., przekonanym o samowystarczalności i własnej wszechmocy? Staliśmy się ekspertami od wiary, choć w rzeczywistości wciąż trudno przychodzi nam przekładać ją na praktykę życia.
Jezus uczył, że choć królestwo Boże nie pochodzi z tego świata, to jest możliwe tutaj, na ziemi. Królestwo Boże jest obecne pośród nas wtedy, gdy człowiek staje się podobnym do Boga, naśladuje Go, gdy staje się wolnym na przekór interesom świata i jego władzom, gdy w swoim postępowaniu kieruje się miłością, prawdą i odpowiedzialnością. Rzeczą wiary jest bowiem świadectwo, nie przymus. Kiedy nie jestem biernym obserwatorem rzeczywistości, ale też obsesyjnie nie walczę o własne zdanie, urągając przy tym innym, nie zabiegam o zajmowanie pierwszego miejsca, kiedy słucham i wypełniam słowa Jezusa. Kiedy jestem wierny i staram się pomnażać dobro. Kiedy moja miłość nie ogranicza się tylko do mnie samego, kiedy nie tracę z horyzontu oczu bliźniego − wtedy w ziemskim krajobrazie urzeczywistniam królestwo Boże.
Wydając siebie na ofiarę przebłagalną, Jezus staje się Królem Wszechświata. (…)
Nie ma za sobą legionów ani sług. Nie prowadzi walki o władzę. Zostaje ukrzyżowany, jednak właśnie w tej niemocy ma moc.
Skomentuj artykuł