Ksiądz z kobietą w kinie
Miłość Michaela Hanekego, nagrodzona Złotą Palmą w Cannes, to arcydzieło, a jej twórca to - według wielu - najwybitniejszy współczesny reżyser filmowy na świecie. Haneke jest także znakomitym pisarzem i dramaturgiem. Mówi się o nim: "Bergman naszych czasów".
Filmy Ukryte czy Pianistka uznane zostały za ważne wydarzenia, dotykały przecież trudnych problemów egzystencjalnych i ubrane zostały w ciekawą artystycznie formę. A Biała wstążka, o której rozmawialiśmy tu jakiś czas temu, to film mistrzowski, dzieło spełnione, wyjątkowe we współczesnej kulturze - piorunujące w swojej wymowie, przedstawia bowiem rodzące się w człowieku zło, które w ostateczności może przybrać zbrodnicze formy.
Kobieta Haneke potrafi opowiadać o najmroczniejszych i najbardziej tajemniczych zakamarkach ludzkiej natury w sposób tak wiarygodny, że jego filmy budzą wręcz grozę. Miłość dowodzi, że z taką samą siłą potrafi mówić o tym, co w człowieku piękne, szlachetne i dobre. Ten film to historia sędziwych małżonków, których głęboka więź oznacza również wierne trwanie jednego przy drugim w degradującej fizycznie i intelektualnie chorobie, a w końcu też w umieraniu.
Ksiądz Niejeden stwierdzi, że Miłość to tytuł banalny. Ale czy można było inaczej ten film zatytułować? Wychodzimy z kina porażeni, ze ściśniętymi gardłami.
Kobieta I z pytaniem, jak być wobec cierpienia człowieka, kiedy nic już nie jest w stanie tego cierpienia uśmierzyć. Pewna osoba, która - towarzysząc w umieraniu komuś bardzo bliskiemu - stanęła wobec właśnie takiej sytuacji, opowiadała, że zaprzestała żarliwej modlitwy o to, żeby ów człowiek nie odchodził. Ale to była osoba wierząca, a co pozostaje tym, którzy w Boga nie wierzą?
Ksiądz Zapewne część z tych osób - powtarzam jedynie część - skłonna będzie zastanawiać się nad słusznością eutanazji. A i w przypadku filmu Hanekego zapewne pojawią się nieuprawnione interpretacje, jakoby wpisywał się on w europejską dyskusję o eutanazji, zresztą taki głos słyszałem od jednego z krytyków po pokazie prasowym Miłości. To kompletne nieporozumienie - Haneke swoim dziełem nie wpisuje się w żadną dyskusję publicystyczną ani ideową. W przejmujący sposób opowiada o ludzkim dramacie.
Oto paryskie mieszkanie, gustowne, staroświeckie i przestronne, mnóstwo półek z książkami, a najważniejszy mebel to fortepian, wciąż używany przez dwoje starych ludzi: Annę i Georges’a, nauczycieli muzyki. Mieszczańscy w sposobie bycia, konserwatywni i tolerancyjni, majętni - pieniądze nie stanowią dla nich problemu - są ludźmi wysokiej kultury; dramat wydarza się więc w statecznej rodzinie, w kochającym się małżeństwie.
W rolach Anny i Georges’a wspaniali: Emmanuelle Riva, pamiętana z filmu Hiroszima, moja miłość Alaina Resnaisa i Jean-Louis Trintignant, którego znamy z niezliczonych ról w filmach największych reżyserów, m.in. z Czerwonego Krzysztofa Kieślowskiego. Kiedyś zachwycali urodą młodości, u Hanekego zachwycają urodą starości. Tak - w ich przypadku - chyba możemy mówić o urodzie starości, mimo że jesteśmy świadkami okrucieństwa przemijania.
Kobieta Powiedziałabym raczej, że zachwycają pięknem, a nie urodą. To piękno oczywiście wynika również z ich dawnej zewnętrznej urody, ale przede wszystkich promieniuje z wnętrza. Rzeczywiście są piękni, jest to jednak trudne, czasem nawet bolesne piękno. Mamy przecież do czynienia z sędziwymi osobami - aktorzy wcielający się w małżonków przekroczyli już osiemdziesiątkę, w ich ciałach jest ta właściwa podeszłemu wiekowi kruchość i kanciastość. W tym wieku ciało stawia już zazwyczaj opór nawet w najprostszych czynnościach: nie pozwala przyspieszyć kroku, zwykłe schylenie się wymaga wysiłku i trwa dość długo, podobnie uniesienie chorej żony z łóżka czy fotela, żeby pomóc się jej przemieścić.
Role Anny i Georges’a wymagały od aktorów nie tylko kunsztu, ale i odwagi. Musieli przecież zagrać sytuacje, które są niebezpiecznie blisko ich własnego życia. Oczywiście bezwzględność choroby i nieodwołalność przemijania dotyczy każdego z nas, jednak w przypadku sędziwych Rivy i Trintignanta wydają się szczególnie dojmujące.
Ksiądz Anna i Georges przeżyli ze sobą całe życie, oboje są muzykami, poznajemy ich zresztą w filharmonii. Muzykiem jest także ich córka, Eva (Isabelle Huppert) i zięć. Eva mieszka w Londynie, a jej kontakt z rodzicami to przede wszystkim rozmowy telefoniczne i od czasu do czasu spotkania, krótkie, dość banalne rozmowy o niczym. Rodzice mają swoje życie ludzi starych, nakierowane na refleksję i wspomnienia, córka zaś wpadła w wir świata, którego wyznacznikiem jest brak czasu. Siedemdziesięciolatek Haneke mówił po pokazie filmu w Cannes: "Każdy musi się kiedyś skonfrontować z taką sytuacją. Odchodzą nasi dziadkowie, rodzice, czasem ktoś, z kim spędziliśmy wiele lat, czasem dziecko. […] Mając 30 lat, myśli się o narodzinach miłości, w moim wieku - o miłości, która odchodzi na zawsze".
Kobieta Ale w swoim najnowszym filmie Haneke opowiada o miłości, która nie odeszła, nie pokonały jej czas i rutyna codzienności - ona trwa, czasami bywa nieco zmęczona, ale Annę i Georges’a łączy autentyczna, głęboka więź. Haneke opisuje ją bez cienia sentymentalizmu, niczego nie upiększa - to bardzo ważne, dzięki temu wszystko, o czym opowiada, jest tak wiarygodne i poruszające. Artysta patrzy na swoich aktorów i bohaterów z czułością, w której nie ma cienia czułostkowości. To tak uważne, wręcz kontemplacyjne spojrzenie twórcy udziela się widzowi. Skromna i prosta w warstwie fabularnej historia, zachowująca jedność czasu, miejsca i akcji (niemal w całości dzieje się w mieszkaniu bohaterów), ma w sobie niezwykłą intensywność. Nie możemy oderwać wzroku od, zanurzonych w swoją codzienność, dwojga starych ludzi.
Ksiądz Oglądamy ich najprostsze czynności i gesty: przygotowywanie śniada -nia, zmywanie naczyń, zwyczajne rozmowy przy posiłku, czasami przerywane, bo okazało się, że solniczka jest pusta, więc trzeba dosypać soli, to znowu zepsuła się spłuczka w toalecie, potem znowu jakieś wspomnienia, narzekania na zięcia, lektura gazety. I tak codziennie - sennie, nostalgicznie, ale bez żadnych pretensji do świata. Rozmowy Georges’a i Anny są stonowane, wyważone, pełne kultury, a czasem też i humoru. I nagle atak choroby, który przewraca życie do góry nogami.
Kobieta Początkowo wydaje się, że małżonkowie sobie poradzą - niepełnosprawność żony wprawdzie utrudnia codzienne życie, stanowi jednak większy problem dla niej samej niż dla jej męża. Jest dla przyzwyczajonej do niezależności Anny trudnym ograniczeniem.
Georges jest bardzo oddany żonie, sposób, w jaki się o nią troszczy, najpierw pełen bezradności, a potem coraz większej - pełnej delikatności - pewności, budzą podziw i wzruszenie. Tyle w nim dyskretnej czułości, uwagi, cierpliwości i respektu dla potrzeby intymności żony. W ich życiu nadal jest miejsce na chwile szczęścia: elektryczny wózek, który pozwala Annie samej przemieszczać się po obszernym mieszkaniu, obojgu sprawia niemal dziecięcą radość.
Ksiądz W ich związku minął już czas wielkich uniesień, jednak jest w Miłości scena, kiedy Anna - już na wózku inwalidzkim - przerywa nagle obiad i prosi, żeby mąż przyniósł jej album z fotografiami. Oglądając zdjęcia z lat młodości, Anna mówi: "Piękne". "Co takiego?" - pyta Georges. "Życie, takie długie".
Kobieta Takie wzruszające sytuacje sąsiadują jednak z innymi, w których o wiele trudniej znaleźć tę jasną stronę, pomimo że Georges w naturalny sposób stara się o to. Ale trudno się też dziwić, że np. Anna, która nieświadomie zmoczyła się w nocy, czuje upokorzenie i gniew na samą siebie.
Ksiądz Przekraczamy kolejne granice dramatu - choroba Anny pogłębia się. Razem z Georges’em przechodzimy przez dalsze etapy paraliżu kobiety i jej nieustannie postępującej niedołężności. Georges coraz częściej nie potrafi sprostać tej sytuacji, obiecał jednak żonie, że nie odda jej do szpitala.
Kobieta Ale nie może sprostać głównie dlatego, że nie jest w stanie ulżyć po głębiającemu się cierpieniu Anny. Oczywiście, że Georges jest zmęczony - stan Anny pogarsza się, a żona dodatkowo coraz częściej nie chce z mężem współpracować, zachowuje się, jakby chciała przyspieszyć swoją śmierć. Georges jednak wiernie przy niej trwa, pielęgnuje ją z podziwu godną cierpliwością i empatią.
I znowu Haneke jest tu do bólu szczery: złamana chorobą Anna nie przypomina tej z pierwszych scen filmu - kobiety pełnej dyskretnej elegancji, wdzięku, prowadzącej profesjonalną rozmowę na temat techniki gry na fortepianie i słusznie komplementowanej przez męża. Choroba degraduje Annę fizycznie, chyba też intelektualnie - i Haneke to wszystko pokazuje. Nie epatuje cierpieniem, po prostu oddaje mu głos.
Ksiądz Chciałbym, żeby Miłość zobaczyło jak najwięcej młodych ludzi, którzy właśnie przysięgają sobie wierność, uczciwość i że pozostaną razem aż do śmierci. Nawet Eva, córka Anny i Georges’a - która przecież kocha rodziców - nie potrafi zrozumieć, dlaczego ojciec upiera się i nie chce umieścić matki w szpitalu. Przekonuje, że w dzisiejszych czasach muszą być jakieś środki, które pomogą w cierpieniu, przynajmniej częściowo.
Kobieta Eva wydaje się nie rozumieć, że najlepszym lekarstwem, jakie można zaaplikować Annie, jest czuła obecność bliskiej osoby. A może Eva po prostu nie chce dopuścić myśli, że matka umiera? Szpitalne procedury oznaczają walkę o życie, a to, co robi Georges, to towarzyszenie żonie w umieraniu. Na tym również polega niezwykłość bohatera Trintignanta - on nie żyje w złudzeniach, ma odwagę stawić czoła prawdzie, że Anna umiera. A i to nie wszystko - Georges cierpi z powodu odchodzenia żony i dręczącej ją choroby, ale jego ból schodzi na dalszy plan - w centrum uwagi znajduje się żona, bo to ona złamana jest chorobą, to ona umiera.
Ktoś ze znajomych opowiadał mi o pewnej niezwykłej lekarce z hospicjum, która w sytuacji, kiedy organizm terminalnie chorego pacjenta wyłącza swoje kolejne funkcje, a jego bliscy domagają się, żeby niejako na siłę zmuszać ten organizm do życia, ma zwyczaj delikatnie sugerować, aby bliscy skoncentrowali się teraz na samym chorym, żeby podarowali mu przede wszystkim swoją pełną miłości obecność. Nie wszyscy potrafią to usłyszeć, ale zdarzają się tacy, którzy przyjmują tę podpowiedź. To niezwykłe, że Georges nie potrzebuje takich podpowiedzi - on wie.
Ksiądz Georges wie, bo jest bardzo blisko Anny. Zachowują ze sobą kontakt do samego końca, także wtedy, gdy sparaliżowana Anna może już tylko z wielką trudnością skandować poszczególne sylaby słów - Georges dla uprzyjemnienia tego wyczerpującego żonę ćwiczenia skanduje z nią słowa piosenki o tańczących na moście w Avignon. Być może to ich ulubiona albo z jakichś powodów ważna dla obojga piosenka.
Kobieta Miłość opowiada o umieraniu i o trwaniu przy kochanym człowieku w jego odchodzeniu w śmierć. I o odwadze tego trwania. Wydaje się, że Anna chciałaby mężowi tego doświadczenia oszczędzić, w pewnym momencie usiłuje nawet wymóc na nim obietnicę, że pomoże jej umrzeć. On jednak chce troszczyć się o nią w chorobie do końca, być przy niej aż do śmierci - to dla niego oczywista konsekwencja ich wspólnego życia. I znowu twórca Miłości nie ułatwia sytuacji ani swoim bohaterom, ani nam widzom. Bez względu bowiem na to, jak byśmy się starali, nie wejdziemy przecież w ból drugiego człowieka. Ten ból nas rani, nie możemy jednak sprawić, że przecierpimy go w imieniu tego, który go doświadcza. O tym w Miłości również opowiedziano i pokazano, jak odwaga towarzyszenia kochanemu człowiekowi w umieraniu kruszeje pod wpływem cierpienia umierającego.
Dzieło Hanekego jest również mocnym dowodem na to, jak ważna w życiu człowieka jest sztuka i jak sztuka potrzebna jest teologii, być może są to nawet bliźniacze siostry. Nie zamierzam dowodzić, że Haneke podejmuje w swoim filmie treści teologiczne - nawet jeśli niektórzy je w nim odnajdą, to artysta zapewne ich tam nie umieścił. Uprawia on jednak sztukę na tak wysokim poziomie, tak bezkompromisowo poszukuje prawdy o człowieku, że najistotniejsze kwestie natury filozoficznej czy teologicznej pojawiają się w jego dziełach w sposób samoistny. Nie stanowią one jednak wykładni konkretnej doktryny religijnej czy kierunku filozofii. Istnieją w filmie Hanekego jako wartości stanowiące o istocie człowieczeństwa, z którymi bohaterowie muszą konfrontować się w swoim osobistym doświadczeniu.
U Hanekego kluczowe pytania natury etycznej wplecione zostają w pojedynczy ludzki los. Jego Miłość to śmiała propozycja wejścia w samo centrum miłości, czyli… w ranę. Bo "Prawdziwa miłość - jak mówi Wiesław Myśliwski w Traktacie o łuskaniu fasoli - jest raną. I tylko tak ją można odnaleźć w sobie, gdy czyjś ból boli człowieka jako jego ból". Może więc uprawniona jest nadzieja, że jeśli czyjś ból boli mnie tak jak tego, który cierpi, to staje się rodzajem mostu, prowadzącego nas do siebie nawzajem?
Ksiądz Dla mnie takim mostem w przypadku bohaterów Miłości - zresztą niejedynym - jest moment, kiedy Georges prowadzi do łazienki dotkniętą już częściowym paraliżem Annę, która powłóczy nogami, dosuwając jedną stopę do drugiej, milimetr po milimetrze. Ich uścisk wymuszony niepełnosprawnością kobiety to jedna z najpiękniejszych scen miłosnych w kinie.
Miłość / Amour - scen. i reż.: Michael Haneke, zdj.: Darius Khondji, scenografia: Jean-Vincent Puzos, montaż: Nadine Muse, Monika Willi, Francja/Niemcy/Austria 2012 r., 127 min., dystrybucja: Gutek Film.
Skomentuj artykuł