Leszek - rzecz o Kołakowskim

Leszek - rzecz o Kołakowskim
Logo źródła: Znak Charles Taylor / "Znak"

Ujawnienie kruchości dogmatycznych odpowiedzi oferowanych przez naukę, religię, metafizykę nie było – nie mogło być – unieważnieniem tych kwestii. Takie było niewygodne stanowisko Leszka, które wypracowywał w serii uderzających obrazów.

Pierwszy raz spotkałem Leszka Kołakowskiego w All Souls College w Oksfordzie. Było to w późnych latach 50.; znalazłem się tam jako członek-stypendysta (Examination Fellow), on zaś dzięki „odwilży” roku 1956 mógł podróżować na Zachód, po raz pierwszy po odtajaniu lodów stalinizmu.

Uznawano go wtedy za jednego z czołowych teoretyków odnowionego, humanistycznego marksizmu, z którym wielu ludzi wiązało nadzieję na wewnętrzną rewolucję w społeczeństwach komunistycznych – miała ona przynieść więcej wolności, a nawet więcej demokracji. Muszę przyznać, że właśnie z tego powodu Leszek był dosłownie rozrywany przez lwią część lewicowych środowisk na Zachodzie.

Ale nadzieje się nie spełniły. Ideał bardziej humanistycznego socjalizmu został zmiażdżony w roku 1956, a potem w 1968; sam Leszek intelektualnie ewoluował, stając się surowym krytykiem marksizmu i pisząc jedną z najważniejszych książek o jego rozwoju, wewnętrznych podziałach i – jak to ujmował – poważnych niedostatkach.

DEON.PL POLECA

Kiedy spoglądamy na ewolucję jego poglądów, uderza nas niezwykła intelektualna integralność Kołakowskiego. Ani groźby ze strony komunistycznego aparatu, ani perspektywy poklasku ze strony zachodniej lewicy nie potrafiły nawet o centymetr odchylić go od obranego kursu. Jako młodzieniec zaangażował się w prawdziwie katastrofalny projekt polityczny, który początkowo wspierał, a potem czuł się zobowiązany – wobec siebie, swego kraju i swego świata – zrozumieć, jak i dlaczego okazał się on tak fatalny w skutkach. Nic nie mogło sprowadzić go z tej drogi.

Ale wyróżniał go jeszcze inny przymiot, który nie zawsze towarzyszy niezachwianej integralności, czyli jego cudowne ironiczne poczucie humoru; ironia, która często była autoironią. Przypomina mi się jego powiedzenie: „To prawda, że byłem niemal wszechwiedny (jednak niezupełnie), gdy miałem lat dwadzieścia, ale – jak ci wiadomo – z wiekiem ludzie głupieją, tak więc mając lat dwadzieścia osiem, byłem już mniej wszechwiedzący i proces ten postępuje po dziś dzień” .

To właśnie te przymioty wraz z jeszcze innym, o którym wspomnę niebawem, składały się na niebywały autorytet moralny, którym Leszek cieszył się w Polsce. Nie jest wcale regułą, że ludzie tworzący otwartą opozycję wobec rządów komunistycznych pozostawali ważnymi postaciami dla wyzwolonych społeczeństw, które wyłaniały po ich upadku. Pomyślmy o Sołżenicynie, a nawet w jakimś stopniu o Havlu w dzisiejszej Republice Czeskiej. Lecz szacunek, a nawet niemal cześć dla Leszka Kołakowskiego, pozostały w Polsce niezmącone. Wciąż przyciągał ludzi, aż do momentu śmierci, która przyszła przed kilkoma miesiącami.

Wynikało to w znacznym stopniu z jego odwagi i integralności, które pokazał w najtrudniejszym czasie. Ale wiązało się także z jego głęboką znajomością i zrozumieniem polskiej myśli oraz europejskiej macierzy, w łonie której się rozwinęła i którą przekształcała, zawsze na swój niepowtarzalny sposób.

Leszek był jednym z najważniejszych myślicieli, którzy wytyczyli nową drogę dla wolnej Polski. Jeśliby za siłę napędową polskich zmagań o wolność od upiorów komunizmu uznać pewien rodzaj nacjonalizmu przesyconego katolicyzmem, owocem tej wolności był po prostu powrót do przedwojennej przeszłości.

Tryumf nowej Polski – niestety wciąż naznaczony kruchością – polega na tym, że zaczęła się ona uwalniać od jałowych i destruktywnych cech dawnego nacjonalizmu, od szowinizmu, antysemityzmu i klerykalizmu. Polska potrafiła na przykład ustanowić nowy rodzaj relacji ze wschodnimi sąsiadami. Wizję, która uczyniła ten zwrot możliwym, miała garstka myślicieli; byli wśród nich Czesław Miłosz, redaktorzy paryskiej „Kultury” i oczywiście Jan Paweł II. Lecz wiodącą, wyjątkową postacią w tej szczególnej konstelacji był Leszek Kołakowski.

Leszek nie był jednak tylko polskim myślicielem; był także filozofem, który wpływał na świat. Czy możemy spróbować uchwycić, na czym ten wpływ polegał? Składało się nań wiele różnych czynników: na pewno wnikliwość jego studiów nad myślą europejską i chrześcijańską, bez wątpienia jego kpiarski, ironiczny styl myślenia. Lecz chciałbym dodać coś jeszcze, co sięga samego jądra jego wyjątkowości.

Większość współczesnych dzieł naukowych i intelektualnych usiłuje zredukować poczucie zakłopotania, a nawet tajemniczości, które naiwnie żywimy, zastanawiając się nad ewolucją życia ludzkiego, rozwojem ludzkiego rozumu i historią ludzkiej myśli. Tubalne głosy perorują z niezachwianą pewnością na temat tych kwestii – w imię nauki, Objawienia lub pewnych a priori przyjętych zasad moralnych. W zgiełku tych pokrzykiwań czasem trudno dosłyszeć głos, który wskazuje, jak mało wciąż z tego pojmujemy i w jak znacznym stopniu wielkie kwestie pozostają nadal nie tylko nierozstrzygnięte, ale i głęboko zagadkowe.

O tym właśnie Leszek Kołakowski nie przestawał nam przypominać, czasem półżartem, lecz zawsze z pełną klarownością. Oto ktoś, kogo wczesne studia odbywały się w sąsiedztwie dwóch tradycji, których mocną stroną było zaprzeczanie tajemnicy: marksizmu i polskiej odmiany pozytywizmu. Wyzwolił się od nich, ale nie po to, by – jak wielu eks-marksistów – pospiesznie popaść w jakiś analogiczny, choć przeciwstawny dogmatyzm.

Ale nie zamknął się też w wyzwolonym od zobowiązań agnostycyzmie. Wręcz przeciwnie, musimy pojmować drogę Leszka w kategoriach marksistowsko- leninowskich, przeciwko którym się buntował. Dla niego ideologia ta u swych marksistowskich korzeni była na wskroś prometejska. Podawała w wątpliwość lub ignorowała zasadnicze ograniczenia istot ludzkich. Do tych ograniczeń, którym duch prometejski skłonny był zaprzeczać, Leszek zaliczał naszą potrzebę rozeznania Dobra, Prawdy i sensu, jako wartości niezależnych od naszych osobistych wyborów. Uważał, że bez nich życie ludzkie, a zwłaszcza codzienne życie kultury, byłoby niemożliwe.

Zatem ujawnienie kruchości dogmatycznych odpowiedzi oferowanych przez naukę, religię, metafizykę nie było – nie mogło być – unieważnieniem tych kwestii. Takie było niewygodne – ktoś mógłby powiedzieć: aporetyczne – stanowisko Leszka, które wypracowywał w serii uderzających obrazów.

Lekcja, którą wyciągnął z naszego straszliwego dwudziestowiecznego doświadczenia państwowego marksizmu, uczy, że istotna walka polega na tym, by ożywiać te kwestie, nadawać im kontury w codziennym życiu, zmagając się z wszelkimi prokrustowymi zapędami, by je rozwiązać i wygładzić.

Dlatego właśnie my wszyscy – Polacy, Europejczycy, mieszkańcy innych kontynentów – jesteśmy jego wielkimi dłużnikami. On wciąż żyje pośród nas i bezustannie pobudza naszą dozgonną wdzięczność.

Tłum. Łukasz Tischner

CHARLES TAYLOR - filozof, em. profesor w McGill University w Montrealu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Leszek - rzecz o Kołakowskim
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.