Mamo, nie wierzę Boga
Pewnej niedzieli moja nastoletnia córka oznajmiła mi, że nie pójdzie na Mszę św. Zapytałam o powód, chociaż spodziewałam się, jaką dostanę odpowiedź. I rzeczywiście usłyszałam: „Bo nie wierzę". Wtedy zadałam jej pytanie: „A skąd wiesz, że nie wierzysz?". To pytanie pozostaje nadal otwarte, a Ola pewnie długo będzie szukać na nie odpowiedzi. Póki co praktyki religijne zawiesiła „aż do odwołania". Gdy pojawiają się wątpliwości, wtedy szuka się potwierdzenia, że Bóg istnieje, nawet jeśli nie można już wierzyć w Niego swoją naiwną, dziecięcą, ufną wiarą.
Nie mogę zmusić Oli do wiary, tak jak nikogo nie można zmusić do miłości. Nie zmuszę jej do tego, by zapisała się do harcerstwa czy wstąpiła do jakiejś partii. Ola jest uczciwa. Uważa, że nie może modlić się wspólnie na Mszy św. z tymi, którzy oddają Bogu cześć.
Katecheza
Niech nie wierzy w Boga, jeżeli uważa, że Go nie ma, ale na lekcje religii będzie chodzić. Zauważyłam, że wątpiący bardzo interesują się religią i szukaniem racjonalnych argumentów dla swoich przekonań. Dlatego chcę, żeby Ola pomimo wszystko chodziła na katechezę, aby uczyła się konfrontować swoje poglądy z poglądami ludzi wierzących. Chcę, by poznawała doświadczenia religijne innych ludzi. Z religii oczywiście przynosi dwóje, ale przynajmniej słucha i myśli. Nie podoba się jej to, że nie pozwalam jej wypisać się z katechezy. Argumentuje niechęć do tych lekcji niskim poziomem prowadzonych zajęć - katechetka realizuje program, ale w ogóle nie porusza tematów, które są istotne dla doświadczenia wiary młodych, zbuntowanych przeciwko religii i Kościołowi ludzi. Dzieci są bystrymi obserwatorami życia. Nie znoszą rażącego braku konsekwencji osób dorosłych. Oczekują, że ksiądz, katecheta, mama, nauczyciel będą autorytetami, a ci niestety nimi nie są. Każdy więc na własną rękę szuka swojego mistrza. Nawet wtedy, gdy nigdy nie spotkają go w swoim życiu, to i tak zawsze będą jego obraz nosić w samym sobie. To, czego Ola nie dostaje na lekcji religii, musi dostać ode mnie. Ateiści i agnostycy podświadomie oczekują potwierdzenia obecności Boga w świecie, wręcz żądają, by dowodem na Jego istnienie byli obdarzeni charyzmą ludzie wierzący, świadkowie wiary. Dla Oli takim ideałem jest Jan Paweł II.
Wygodny ateizm
Świat nastolatka jest pełen sprzeczności i negacji. Pewne wartości ulegają dewaluacji, inne są idealizowane. Nie mogę się tym zbytnio przejmować, tak jak nie mogę przejmować się zbytnio chorobą, którą trzeba przejść. Mogę tylko obserwować i sprawdzać, czy ten patologiczny stan nie obejmuje zbyt wielu obszarów życia.
Bunt przeciwko Bogu może być także sprzeciwem wobec religii jako systemowi norm moralnych, które należy przyjąć i nimi żyć. Dlatego życie Ewangelią wydaje się zbyt trudne, gdy jeszcze nie doświadczyło się bliskiego spotkania z Jezusem. Ateizm bywa wygodną hipotezą, dzięki której sumienie zostaje zwolnione z obowiązku posłuszeństwa religijnym nakazom. Odrzucenie wiary staje się manifestacją własnej niezależności, wolności wyboru pewnych wartości i odrzucenia tego, co niewygodne, trudne. Zwłaszcza dotyczy to chrześcijańskiej etyki seksualnej.
Jedynym oparciem dla dorastającego dziecka jest wzajemna miłość rodziców oraz ich wspierająca miłość do dzieci. Jeżeli teraz jej zabraknie, jeżeli w tym momencie życia nie daje się pozytywnych wzorów, to bunt nastolatka może przybrać różne formy autode-strukcji. Nieszczęśliwy młody człowiek potrafi robić różne rzeczy, by ukarać rodziców za brak miłości. Wobec wierzących bywa niezwykle wymagający, oczekuje, by żyli tym, w co wierzą. Gdy widzi w ich postępowaniu jakieś kłamstwo, demonstracyjnie odrzuca wiarę i ich wartości, by w ten sposób zwrócić uwagę na swoje cierpienie.
Klęcznik papieża
Moje własne długoletnie doświadczenie agno-stycyzmu pozwala mi zachować pewną tolerancję, dzięki czemu dialog z córką jest możliwy bez wywierania na nią presji, by przyjęła moje wartości i poglądy.
Nie chciałabym, żeby Ola należała do jakiejś wspólnoty wbrew sobie. Przez kilka lat należała do „Krucjaty Maryjnej", zapisała się tam razem z koleżankami z klasy. Odeszła, gdy stwierdziła, że jest w tej wspólnocie zbyt duża rozbieżność między wypełnianiem kultu, a miłością bliźniego. Grupa zbierała się bardziej dla własnej satysfakcji niż jakiegoś Bożego działania. Nie starałam się przekonać jej, by została. Może dlatego, że rozumiem niechęć do takich form towarzyskich, pseudo-religijnych spotkań. Jednak większym powodem do zmartwienia byłoby to, gdyby Ola w tym momencie szukała jakiś alternatywnych form życia religijnego.
Starsza siostra Oli też jest ateistką. Gdy była dzieckiem, jakiś ksiądz przegonił ją w czasie modlitwy z klęcznika, bo okazało się, że kiedyś modlił się na nim... papież. Myślę, że Jan Paweł II nie miałby nic przeciwko temu, by jakieś dziecko korzystało z tego samego klęcznika.
Ludzie w różny sposób reagują, gdy mówię, że moje dzieci porzuciły wiarę. Zazwyczaj chcą obarczyć mnie odpowiedzialnością za ten rzeczy, wzbudzić we mnie poczucie winy. Ze stoickim spokojem tłumaczę, że szukanie Boga jest bardziej uczciwe niż bezmyślna, pozbawiona refleksji religijność. Teraz moje obie córki sympatyzują z buddyzmem uważając, że gdyby już miały wybrać jakąś religię, to zostałyby buddystkami, bo tam nie ma kultu Boga. Dla moich dzieci to niepojęte, że z imieniem Boga na ustach można okazywać innym wyższość i pogardę z powodu odmiennych przekonań.
Apostoł w suszarni
Bunt przeciwko Bogu wynika z buntu przeciwko rodzicom. Gdy nasze dzieci mówią o tym, jaki jest Bóg, wypowiadają się w sposób, który jest dokładnym odzwierciedleniem naszych rodzinnych relacji. Mam poczucie winy tylko z tego powodu, że sama nie jestem dobrą chrześcijanką i wzorem, który pociąga innych do Boga. Dlatego modlę się za tych, których stale zawodzę. Codziennie modlę się za moje dzieci i proszę Boga, by prowadził je swoimi drogami do Kościoła.
Kiedyś ksiądz chodzący po kolędzie pobiegł za moimi córkami do suszarni, gdzie się przed nim ukryły. Stukał do drzwi, namawiał je do wyjścia, aż wreszcie zrezygnował. Podobał mi się jego misyjny zapał, ale myślę, że modlitwa za tych, którzy wątpią, jest jedynym sposobem wyproszenia dla nich łaski wiary.
Mój stały spowiednik zapytany o to, co mam robić, gdy moje dzieci nie wierzą w Boga, odpowiedział: „Nic". Mam tylko się z nimi zaprzyjaźnić. Kochać i wymagać. Wtedy między nami będzie Bóg i Jego miłość, na którą pewnego dnia otworzą swoje serca.
Skomentuj artykuł