Między wiarą a niewiarą

Logo źródła: Być dla innych Redakcja „Być dla innych”

Co sprawiło, że przestałeś wierzyć, że zerwałeś z dominującym w polskiej tradycji katolicyzmem? Jak to się stało, że dzisiaj określasz się jako ateista lub agnostyk? Na czym polega to "nawrócenie się" na niewiarę?

Prezentujemy poniżej wypowiedzi czterech osób, które zdecydowały się wziąć udział w "prawdopodobnie pierwszych rekolekcjach dla niewierzących na facebooku" zorganizowanych przez jezuitów w 2011 roku.

Zainteresowanie tymi specyficznymi "rekolekcjami" wyraziło ponad 5 000 osób zarówno wierzących jak i niewierzących. Był to czas refleksji i dyskusji dla ludzi o różnych poglądach na wiarę i religię. Mile zaskoczyła nas otwartość uczestników, którzy bardziej niż zaciętej debaty oczekiwali szczerych wypowiedzi dotyczących osobistych doświadczeń i takimi doświadczeniami ze swojego życia chętnie się dzielili.

DEON.PL POLECA

MAREK CZEREPKOWSKI: Rozczarowanie kościołem instytucjonalnym i jego funkcjonariuszami jest niezwykle silnym bodźcem do myślenia: zaraz, zaraz, przecież to kościół miał być tym dobrym czymś. Skoro ludzie kościoła to jeszcze gorsza swołocz od wielu innych powszechnie nie lubianych ludzi - to dlaczego tak jest? Czy ja mam być tylko durną owieczką którą pasterze będą strzyc z pieniędzy? Na cholerę mi to?!

Potem nastąpił okres przyglądania się historii kościoła i okazuje się że tak było zawsze. Teraz cywilizacja wymusiła postęp. Nie ma w tym żadnej zasługi kościoła. Po przyjrzeniu się jego historii doszedłem do wniosku, że to wszystko opiera się na kłamstwie.

Jako myślący człowiek nie chcę mieć z tą organizacją nic wspólnego, dla mnie jest ona takim samym złem i fałszem jak bolszewizm. Moja chęć czynienia dobra nie wynika ze strachu przed jakimś okrutnym bożkiem ale bierze się z empatii i współczucia. Ten kto robi coś ze strachu przed piekłem jest w moich oczach człowiekiem którego złamano - tak jak na przesłuchaniach w alei Szucha czy na Łubiance.

KATARZYNA MISIUK: Rozczarowanie - WTF? Czyli że niby co? Wierzący prosi o rowerek (lub cokolwiek innego), później go nie dostaje i mówi sobie "Bóg nie spełnia życzeń, on nie istnieje". Wydaje mi się, że to bardzo często tak działa. Ludzie traktują Boga jak Świętego Mikołaja albo jakiś automat, do którego wrzuca się monetę i odbiera colę. Myślą, że on jest po to, by spełniać ich życzenia. Bo chyba nie rozumieją, o co w tym powinno chodzić. Klepią bez sensu słowa modlitwy, której nie rozumieją, a przecież tam wyraźnie jest napisane "bądź wola Twoja". Niestety, to chyba efekt marnej edukacji religijnej.

Rozczarowanie Kościołem to bardzo częsta przyczyna odchodzenia od wiary, gdyż pewne zjawiska w nim występujące rodzą frustracje. Jednak całkowite zanegowanie Boga to w tym wypadku pójście na skróty. Kogoś wierzącego razi na przykład występowanie pedofilii wśród księży, pazerność na pieniądze niektórych z nich, dość surowe poglądy Kościoła w wielu kwestiach, więc postanawia Boga odrzucić? Dla mnie to nielogiczne. Jest przecież tyle innych wyznań, poza katolickim. Sama miałam, być może jednak nie definitywnie zamknięty, protestancki epizod w życiu. U protestantów znalazłam to, czego brakowało mi u katolików. Odważyłam się zrobić ten krok i spróbować czegoś innego. Teraz doświadczam chwilowego stanu zawieszenia miedzy wiarą a niewiarą.

Odchodzeniu od wiary sprzyja także zmuszanie do praktyk religijnych. Sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że jeśli chce się wychować ateistę, należy udzielać mu surowych lekcji religii. Chodziłam do katolickiej szkoły, gdzie religia była obowiązkowa, mieliśmy szkolne msze a wszystkie uroczystości miały religijną oprawę. Wielu moich znajomych, którzy poszli tam z przekonania mówiło po jakimś czasie, że czują się do tej wiary i religii mniej przywiązani, niż wcześniej. Podobnie jest, tak mi się wydaje, w przypadku ludzi zmuszanych do praktykowania przez rodziców. Znam takie przypadki.

AGNOSTIC: Co sprawiało, że przestałem wierzyć? To, że przestałem już potrzebować religii. Dla mnie "porzucenie" religijnego paradygmatu wiąże się z tym, że nie potrzebuje już niczego/nikogo, kto odpowiadałby mi na pytania, na które nie udziela nam odpowiedzi filozofia [rozum]. A-religijność jest dla mnie kolejnym etapem w moim osobistym rozwoju.

Dla wielu, sytuacja istnienia pytań bez odpowiedzi powoduje ze czują wewnętrzny "dyskomfort" - w spotkaniu ze śmiercią, w pytaniu o sens istnienia itp. Zresztą gdyby do fenomenu religii podejść z punktu widzenia antropologicznego, to dojdziemy do wniosku, że istnieje w człowieku taka naturalne tendencja, że gdy staje wobec faktu którego nie rozumie/nie potrafi wyjaśnić, próbuje znaleźć wyjaśnienie "nadprzyrodzone" [nadnaturalne].

Spotkanie z kulturą wielonarodowościową i wieloreligijną w USA było dla mnie "doświadczeniem" które spowodowało, że spojrzałem na rzeczy trochę szerzej i zakwestionowałem to, w co wierzyłem. Gdy wierzyłem, wielokrotnie wobec braku odpowiedzi na nurtujące mnie pytania odwoływać się musiałem do interpretacji wydarzeń z przeszłości - wydarzeń, które nazwijmy to "skłaniały do wierzenia"; odwoływać się musiałem do owych "objawień" które łagodziły dyskomfort wynikający z braku odpowiedzi. Ponadto w katolicyzmie istnieją te "super-prawdy" które pomagają nam oszukać logikę i rozum. Gdy jednak spotkałem ludzi, którzy używali innych religii/doświadczeń/paradygmatów do tego, by "odpowiadać" na pytania bez odpowiedzi, doszedłem do wniosku, że te moje "objawienia", te wyjątkowe doświadczenia, które rodziły wiarę, zostały przeze mnie tak interpretowane, by utwierdzały mnie w przekonaniu, iż były to osobiste spotkania ze stwórca. Kluczem w tym całym "doświadczeniu" była INTERPRETACJA tego co się stało. Nie bez znaczenia, a nawet kluczowa była w moim życiu obecność obok nie ludzi, którym zależało na tym bym wierzył i którzy pomogli mi owe wydarzenia odpowiednio zinterpretować. Tak dokonała się "ewangelizacja" czyli odpowiednia interpretacja wydarzeń z tamtych dni. Fakt, który dla jednego może być początkiem wiary, dla innego może być jej końcem, lub może być w ogóle bez znaczenia. Wszystko zależy od interpretacji owego doświadczenia.

KATARZYNA SOBOCIŃSKA: Moje odejście od wiary spowodowane było rozczarowaniem, zwątpieniem, brakiem odpowiedzi na podstawowe pytania. Nagłe i niespodziewane odejście bliskiej osoby powodujące przerażającą samotność. Wrzucenie młodego człowieka ze świata swoistego "komfortu" i bezpieczeństwa w świat realistyczny, pełen wrogości, niezrozumienia i rachunków… Kogoś trzeba było uznać "winnym" za to co się wydarzyło w sytuacji, gdy nie było w zasadzie odpowiedzi na to najważniejsze pytanie. Wiadomo na kogo padło. Tak było prościej.

W moim przypadku nie było to spowodowane w bezpośredni czy pośredni sposób przez "urzędników" kościelnych. Jeśli można w jakikolwiek sposób kogoś "obwiniać" dodatkowo, choć daleka jestem w chwili obecnej od tego (minęło już tyle lat), to raczej szalę przeważyło zachowanie tych prawdziwych "katolików", co w niedzielę pędzą do kościoła by w poniedziałek rano iść do sądu i zaciekle walczyć o kawałek szafy czy inne "dobra".

Rzucanie oszczerstw przez tych którzy raczej powinni wspierać. Czasem trudno się pogodzić z faktami i wydarzeniami które nas zaskakują i wytrącają z równowagi. Gubi się gdzieś zaufanie i miłość po drodze.

Takie było moje doświadczenie. Tylko nie wiem jednego. Czy ja będąc dzieckiem wierzyłam? Bo wychowywanie się w rodzinie katolickiej to jeszcze o niczym nie świadczy. Albo moja wiara była zbyt mała, zbyt słaba? W każdym razie poddałam się. I co ciekawe… obalić każdą religię jest bardzo łatwo ale zrobić zwrot w drugą stronę… to już zdecydowanie trudniej. I tak zostałam agnostykiem. Nie odpowiem jednoznacznie na pytanie co spowodowało, że przestałam wierzyć. Nałożyło się zbyt wiele "elementów" na siebie...ot życie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Między wiarą a niewiarą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.