Nowe opium dla ludu

Logo źródła: Przewodnik Katolicki Łukasz Kaźmierczak / Przewodnik Katolicki

Z ks. prof. Pawłem Bortkiewiczem TChr, etykiem, kierownikiem Zakładu Katolickiej Nauki Społecznej WT UAM rozmawia Łukasz Kaźmierczak

Łukasz Kaźmierczak: Musi mnie Ksiądz Profesor tak straszyć?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Ja straszyć? Ale czym?

Zdaniem: "gender jest gorsze i groźniejsze niż marksizm"…

Niestety, zmartwię pana, ponieważ podtrzymuję to zdanie w całej rozciągłości. Ono wymaga oczywiście szerszego komentarza. Zacznijmy od tego, że istnieją pewne problemy ze zdefiniowaniem samego pojęcia "gender" dlatego, że dla niektórych jest ono filozofią, kierunkiem studiów, dla innych pewnym prądem kulturalnym albo prądem naukowym, a moim zdaniem, i nie tylko moim, jest to przede wszystkim ideologia. Ideologia, która wyrasta w sposób bardzo prosty i bardzo klarowny z marksizmu.

A marksizm jak wiadomo to walka klas.

Tymczasem gender postuluje walkę płci, idąc za zdaniem Engelsa, który mówił, że pierwszą, prapierwotną formą ucisku jest forma ucisku kobiety przez mężczyznę. Dlatego też postulował odrzucenie klasycznego modelu rodziny. I to zapomniane przez lata zdanie Engelsa zostało dzisiaj odkurzone i wraca właśnie w formie gender. Przy czym gender działa w sposób bardziej wyrafinowany, z większym - bo globalnym - przełożeniem politycznym. I dlatego też jest o wiele bardziej niebezpieczne.

I nie przychodzi do nas na bagnetach cuchnących samogonem czerwonoarmistów, tylko jest takie ładne, europejskie i postępowe.

Tak, gender jest ładniej opakowane. I podobnie jak klasyczny marksizm, posługuje się bardzo szczytnymi hasłami. Marksizm odwoływał się przecież do sprawiedliwości społecznej, równości, wyzwolenia człowieka uciskanego, natomiast gender ma na sztandarach wypisaną walkę z dyskryminacją, nietolerancją, ksenofobią, postuluje równość i pełną realizację praw człowieka. Tylko że to są hasła, które - tak jak w przypadku klasycznego marksizmu - są hasłami zupełnie wypaczonymi, mają kompletnie odwrotny sens. I tak jak marksizm wbrew swoim założeniom stał się w swoim czasie najbardziej radykalnym opium dla ludu, tak dzisiaj taką nową formą marihuany dla ludu jest właśnie gender.

Na dodatek "gender" to bardzo rozciągliwe pojęcie.

Owa absurdalna ideologia wychodzi z bardzo specyficznego określenia płci. Samo słowo "gender" oznacza w języku angielskim teoretycznie płeć, ale płeć w znaczeniu kulturowym i społecznym, które przeciwstawiane jest innemu angielskiemu słowu "sex", definiującemu płeć w sensie biologicznym. Ideologia gender twierdzi, że nie ma znaku równości między tymi dwoma wymiarami płci.

Przecież to absurd.

Tymczasem genderyści uważają, że bardziej istotna jest właśnie płeć kulturowa, która jest kształtowana przez kulturę, historię i społeczeństwo. A na skutek tego kształtowania, zdaniem zwolenników gender, wytworzyły się pewne formy dyskryminacji, które trzeba dzisiaj instytucjonalnie po prostu znieść. To wszystko brzmi z pozoru dość niewinnie, tylko że za tymi zdaniami kryją się bardziej konkretne "diagnozy" gender.

"Diagnozy" gender? Już się boję.

Genderyści przekonują, że winę za istniejące dzisiaj przypadki dyskryminacji, nietolerancji, przemocy w rodzinie ponosi przede wszystkim tradycyjnie i zarazem religijnie ukształtowany model rodziny. Wniosek z tego jest bardzo prosty: mianowicie współczesne instytucje, współczesne mechanizmy polityczne powinny dążyć do zmiany tego modelu, powinny go przynajmniej zdegradować, wprowadzając inne, alternatywne modele, które będą modelami bardziej nowoczesnymi, bardziej równościowymi. 

Aha, na przykład dwóch uśmiechniętych "tatusiów" opiekujących się uroczym bobasem.

To właśnie jeden z takich nowych, proponowanych modeli. Głównym obiektem walki gender stała się bowiem  tradycyjna rodzina, oparta na związku małżeńskim kobiety i mężczyzny. I w ślad za tym dochodzi do rzeczy horrendalnych, tradycyjnie rozumiane małżeństwo zostaje poddane radykalnej krytyce. Podam przykład: w najnowszych wydaniach słownika oksfordzkiego albo Encyklopedii Larousse’a - a więc renomowanych dotąd wydawnictw światowych - małżeństwo ma być zredefiniowane. Już nie jako związek kobiety i mężczyzny, ale dowolny związek partnerski.

Zatem gender to takie biologiczno-społeczne "róbta, co chceta"?

Rzeczywiście, gender promuje specyficznie rozumianą wolność w duchu "róbta, co chceta", a więc w istocie odbiera człowiekowi wolność i niszczy go. To jest nurt na wskroś destrukcyjny, choć z pozoru może się niektórym osobom wydawać bardzo atrakcyjny, o czym świadczy duże zainteresowanie tym ruchem w postaci choćby studenckich kół naukowych czy studiów gender, które wyrastają jak grzyby po deszczu na wszystkich wyższych uczelniach w Polsce.

Do czego to wszystko prowadzi?

Wprost do ideologicznego totalitaryzmu. Cały katalog takich przykładów zawarty jest w znakomitej książce Gabriele Kuby Globalna rewolucja seksualna. To jest książka, której drugie wydanie ukazało się niedawno i polecam ją wszystkim jako lekturę bezwzględnie konieczną. Chciałbym przytoczyć jeden z takich przykładów, który mnie osobiście ogromnie poruszył. Otóż w 2009 r. na międzynarodowy kongres Akademii Psychoterapii i Duszpasterstwa w niemieckim Marburgu zaproszono dwoje prelegentów - lekarkę, doktor Christl Vonholdt oraz Marcusa Hofmanna, szefa jednej z organizacji społecznych pomagającej osobom cierpiącym z powodu swojego homoseksualizmu. Ich wystąpienia były zwalczane wszelkimi sposobami przez związek lesbijek i gejów w Niemczech. Żeby kongres mógł się odbyć, trzeba było zaangażować tysiąc policjantów, którzy musieli ochraniać uczestników spotkania przed tysiącem demonstrantów. I wśród tych demonstrantów były transparenty, na których można było przeczytać takie słowa: "Jesteśmy tu, aby ranić wasze uczucia religijne", "Bóg jest lesbijką", "Wolność dla wszystkich perwersyjnych" czy - przepraszam za określenie, ale cytuję dosłownie - "Pieprz swego bliźniego jak siebie samego".

Porażające.

To jest właśnie przykład działań genderowych - jeden z naprawdę bardzo wielu. My musimy mieć świadomość, że ta walka jest naprawdę bezpardonowa, że jest to walka, w którą zaangażowany jest ogromny potencjał nienawiści ze strony genderystów czy ludzi spod znaku "tęczowej flagi". To są bardzo często działania, które mają znamiona przestępcze według normalnych zasad i które godzą w elementarne normy życia społecznego, a jednak są tolerowane i chronione w naszym chorym, schizofrenicznym świecie.

Kiedy powinna nam się zacząć zapalać w głowie ostrzegawcza lampka?

Nasza wrażliwość musi być ukierunkowana przede wszystkim na dwie sprawy: po pierwsze, nie możemy się absolutnie godzić na degradację pojęcia małżeństwa. A więc tam, gdzie słyszymy o tzw. małżeństwach homoseksualnych, o małżeństwach partnerskich i projektach ustaw dotyczących tego rodzaju działań, musimy mieć wyczuloną świadomość, że jest to działanie ideologiczne, działanie niezgodne z prawdą i niezgodne z racjonalnością oraz biologicznością człowieka. Drugą rzeczą natomiast jest kwestia edukacji seksualnej w szkole.

No właśnie, zwolennicy gender nawet nie ukrywają, że chcą zdobyć umysły naszych dzieci.

Bój rzeczywiście nie toczy się o moje czy pańskie poglądy, ale przede wszystkim o najmłodsze pokolenie, poczynając już od wieku przedszkolnego. Współczesne państwa próbują narzucić absurdalny, niszczący, wrogi człowiekowi model edukacji seksualnej i wychowania. Przejmując kompetencje rodziców, naruszają podstawową zasadę życia społecznego - zasadę pomocniczości.

W Niemczech dzieci nawet już w okresie przedszkolnym czy wczesnoszkolnym edukowane są na temat organów płciowych, prezerwatyw, niechcianej ciąży itp. A wszystko po to, aby zmienić właśnie ów kulturowy, tradycyjny model płciowości i małżeństwa. Na te sprawy musimy być niezwykle czujni i wszelkie tego typu inicjatywy rządowe czy pozarządowe, ale wspierane przez rząd, powinny spotykać się z naszym radykalnym protestem. Rodzice nie mogą zapominać o tym, że to na nich ciąży pierwszy, podstawowy obowiązek wychowania swojego dziecka.

A genderyści oferują wygodę, mówiąc: "zajmiemy się twoim dzieckiem"…

I dlatego musimy mieć do zaoferowania konkretne modele wychowawcze, podjąć na nowo ogromną batalię o edukację seksualną w kościele, na katechezie, na uczelniach, w przestrzeni publicznej - po prostu robić to, co robią nasi przeciwnicy ideologiczni, ukazując jednak prawdziwą wizję płciowości człowieka, jego seksualności i promując jednocześnie godność kobiety i mężczyzny zawartą w nauce katolickiej.

Czyli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądem.

Niestety, to jest konieczne, ponieważ stajemy się dziś społeczeństwem "ludzi płaskiej Ziemi" i coraz trudniej nam jest naprawdę uwierzyć, że ona jest okrągła i że faktycznie się kręci.

To jest wyzwanie dla nas wszystkich, abyśmy myśleli, w jaki sposób zorganizować w sposób instytucjonalny i strukturalny promocję prawdy, bo niestety dzisiaj prawda nie jest w cenie. Naszym zadaniem jest przywrócić wartość prawdy i uczynić ją na powrót wartością chcianą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nowe opium dla ludu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.