Piękna wystawa a w sklepie bałagan

Logo źródła: Tryby Magdalena Guziak-Nowak i Marcin Nowak

Panie Boże, widzisz, jaki jestem w tej chwili. Przyjmij mnie takiego, choć nie jestem dziełem sztuki, ale zaledwie kiczowatym obrazem. Ty, Panie, wiesz, że nawet na takim kiczu etycznym można coś dobrego wyhodować. Rozmowa o generalnych wiosenno-wielkanocnych porządkach z benedyktynem o. Leonem Knabitem.

o. Leon Knabit: Duchowi spadkobiercy św. Tomasza z Akwinu mówili: Że dusza nieśmiertelna, stąd wniosek jasny płynie, należy dbać o ciało, dusza i tak nie zginie. Tomistę do tym większej troski o ciało zmusza, świadomość, że bez ciała bardzo nieszczęsna dusza.

Natomiast ja po ponad 50 latach w habicie czuję równowagę między jednym a drugim. Mówimy "módl się i pracuj". I warto zwrócić uwagę, że jedno z drugim mocno się wiąże. Można na przykład pracować w kościele, być odpowiedzialnym za sprzęty kościelne, ale i za wszystkie inne sprzęty klasztorne, które należy traktować jak poświęcone sprzęty ołtarza. Benedykta nazywają mistrzem umiaru. Nie przesadzał ani w dogadzaniu ciału, ani w umartwianiu się - żeby słabi mogli wytrzymać, a silni się wykazać

Najlepszą troską o ducha jest modlitwa. Mówił o tym pięknie prymas Wyszyński, jeszcze zanim trafił do więzienia w Komańczy. Opracowywał Śluby Narodu Jasnogórskiego i uznał, że podstawą jest, aby cały nasz naród trwał w stanie łaski, a każdy Polak w swoim indywidualnym życiu na najwyższym miejscu postawił Eucharystię, by była ona uprzywilejowana. Szukamy dziś jakiś nowych form dbania o duszę, a tu wystarczy wrócić do tego, co już było. Zdrowy, chrześcijański rozsądek mówi, że stan łaski to życie prawdziwe, pełne. Więc gdy coś "zmajstrujemy", trzeba po prostu wracać na dobrą drogę.

A ciało? Najważniejsza jest równowaga między ilością wypoczynku i czasem pracy. niedobrze jest być ciągle na urlopie i żyć w myśl zasady: "Co będziesz dzisiaj robił?" "Wypoczywał." "Ale wczoraj robiłeś to samo." "Tak, tylko jeszcze nie skończyłem." Zbytnie oszczędzanie się prowadzi do rozleniwienia i skutki tego są opłakane. Albo ktoś ma skłonności do przeraźliwego tycia, albo jak to się mówi, haruje jak głupi i "flaczeje" z przepracowania.

Bo post jest pomyślany jako oczyszczenie całego organizmu - zarówno ciała jak i ducha. Tego aspektu cielesnego nie powinno się za bardzo gloryfikować. Jak to mówi Jezus, Pismo Święte i doświadczenie, można doskonale pościć, a mimo to być łobuzem płci męskiej, żeńskiej czy nijakiej i kierować się zasadą "Ja ci, cholero, pokażę i nie popuszczę!"

Post dla ciała oczyszcza organizm. Ja przez 11 lat jadłem tylko takie podstawowe rzeczy jak kasza gryczana, ryby, pszenica, mleko, bez mięsa, kawy, słodyczy i czuję się dzięki temu fizycznie oczyszczony. Ale gdyby oczyszczanie ciała działo się bez oczyszczania duszy, to byłoby jakimś fałszem. Piękna wystawa a w sklepie bałagan.

A dlaczego warto wyspowiadać się właśnie teraz? Kościół chce, aby każdy miał udział w święcie zmartwychwstania, które jest najpiękniejszym zwycięstwem życia nad śmiercią. By tak było, należy przynajmniej raz w roku zrobić ze sobą gruntowny porządek. Oczywiście, doświadczenie uczy, że im częściej ściera się kurze, nawet wtedy kiedy ich nie ma, to zawsze jest czysto. Natomiast jeśli ścieramy je rzadko, raz w tygodniu, to czysto w domu jest tylko przez jeden dzień, a w pozostałe sześć brudno. Sam się tego uczę i na dostępnych mi terenach, które już nie są zawalone śmieciami, codziennie ścieram kurze.

Tak, choć do odkurzania udostępniam niewielką część mojej celi. W większości jest ona zawalona różnymi papierami. Pod papierami nie odkurzam (śmiech). Staram się jednak umniejszać przestrzeń papierom i zwiększać tym samym przestrzeń, którą z satysfakcją można posprzątać. Przyjemniej się pracuje, kiedy drukarka nie jest pokryta tak wielką warstwą kurzu, że nie da się jej zdmuchnąć.

Bałagan w celi czy mieszkaniu to świadectwo o tym, że mamy bałagan w duszy. Choć zdarzało się, że wielcy tego świata mieli wokół siebie chaos, bo na tak przyziemne sprawy jak sprzątanie nie wystarczało im czasu. Przykładem może być i opowieść wspomnianego już prymasa Wyszyńskiego o pierwszym miejscu swego internowania, klasztorze w Rywałdzie, gdzie w celi "na podłodze sterta książek przykrytych papierem. Podłoga brudna, po kątach pełno »kotów«. Wygląd typowej celi zakonnej, gdzie gospodarzy człowiek zajęty ważniejszymi sprawami." (Zapiski więzienne, s.17).

Przede wszystkim zauważyć okres Wielkiego Postu. Mnichom i księżom jest łatwo, bo zmienia się liturgia, kolor szat, pieśni itd. Człowiekowi, który tylko wsadza nas do kościoła i nawet nie widzi ołtarza, trudniej te znaki dostrzec. W Wielkim Poście trzeba więcej przepraszać Pana Boga, częściej chodzić do kościoła, mniej jeść, odnowić relacje z ludźmi, uporządkować je, nawet jeśli nie mamy na to ochoty, jeśli nam honor nie pozwala. Gdy ktoś jest zacięty, to zawsze mu mówię, że w święta honor i duma nie cierpią, że wtedy można przepraszać bez szkody dla nich.

Sam widziałem kiedyś, jak moja mamusia i sąsiadka były na siebie nastroszone. Po rezurekcji uściskały się, popłakały i od tej pory było dobrze. Była też w Tyńcu taka pani Agnieszka, która, zapytana kiedyś, dokąd idzie, powiedziała, że do takiej jednej kobiety, bo jej coś mówiła i chce sprawdzić, czy się nie pogniewała: "Wprawdzie ja starsza, ale niech młoda wie, jak się takie rzeczy załatwia." Co za klasa!

Dokładnie.

Nauczyciel, choć sam nie jest wszechwiedzący, ma prawo zapytać i dać ocenę. Policjant, choć sam również nie jest doskonały, może wlepić mandat. Natomiast ksiądz ma pewną władzę duchową.

Są dwa elementy tego sakramentu: teologiczny - jeśli szczerze wyznam grzechy i za nie przeproszę, to Pan Bóg mnie na pewno rozgrzeszy, oraz psychologiczny - gdy kapłan porozmawia, coś wytłumaczy, podpowie. Ten drugi element może być dla spowiadającego się mniej lub bardziej satysfakcjonujący. Ale nie on jest tu najważniejszy. Kruczki i chwyty psychologiczne mogą się przydać, ale najważniejsza jest łaska.

Pewien stary marynarz umierał i żałował za wszystko, oprócz uciech w portach z panienkami. Przecież to była cała okrasa jego życia! Był przerażony, bo już widział czyhającego na niego diabła z widłami, no ale tych grzechów po prostu nie umiał żałować. Ksiądz go zapytał: "A czy przynajmniej żałujesz, że nie żałujesz?" "Tak, tego to akurat bardzo żałuję!"

Panu Bogu trzeba w takiej sytuacji powiedzieć: widzisz, jaki jestem w tej chwili i przyjmij mnie takiego, choć nie jestem dziełem sztuki, ale zaledwie kiczowatym obrazem. Ty, Panie, wiesz, że nawet na takim kiczu etycznym można coś dobrego wyhodować. Jeśli jednak absolutnie nie czujemy żadnej skruchy, powinniśmy odłożyć spowiedź, oczywiście nie na wieczność. Kiedyś odmówiłem rozgrzeszenia pewnemu panu. Żachnął się, ale powiedział że przyjdzie za rok. Obiecałem się za niego modlić, aby go do tego czasu samochód nie przejechał. Przeżył ten rok, zmienił, co miał zmienić, przyjechał i ze wzruszeniem go rozgrzeszyłem.

Na ciężar grzechu na pewno wpływają okoliczności. Można zjeść mięso w piątek z premedytacją, bez powodu lub zwyczajnie się zagapić. Oczywiście, są czyny i zachowania obiektywnie złe, zawsze, w każdej sytuacji. Jednak do grzechu trzeba podchodzić jak lekarz do chorego, który nigdy nie choruje tak jak uczą podręczniki, ale robi to po swojemu.

Inaczej jest, jeśli ukradnę paręset złotych bogaczowi, który nawet tego nie zauważy, a staruszkowi, co ma 720 zł emerytury. Podobnie ze wszystkim innymi przewinieniami na przykład nieczystością. Można sobie pomyśleć o ładnej dziewczynie czy chłopaku, oblizać się i tyle, a można też pójść na całość. Różnica jest oczywista!

Normalnie, prosto z mostu, szczerze. A żeby tych grzechów nie popełniać, to należy pamiętać, czym jest miłość. Kochać to chcieć dla tej drugiej osoby dobrze, chcieć jej największego szczęścia, czyli zbawienia.
Para nie będąca małżeństwem uprawiała seks. I on wracając zaraz w nocy do domu motocyklem, zginął w wypadku. Ona poszła do spowiedzi, oczyściła swoje serce, ale już na zawsze myślała, że to z jej winy ukochany zmarł w grzechu ciężkim. A dziecko i tak się urodziło.

Warto też pamiętać, że sama pokusa nie jest grzechem. Jest wyrazem potrzeby seksualnej człowieka, który ma się rozmnażać. Mnichom nie wypada się mnożyć, więc powinni się dzielić: czasem, modlitwą, pomocą. Gdy ktoś ani się nie mnoży, ani nie dzieli, to jest pasożytem (śmiech).

Gdy idziemy do kogoś obcego, musimy wszystko opowiadać od Adama i Ewy. Z kapłanem znajomym jest łatwiej, bo zna nasze życie, sytuację. Może być to jednak problematyczne dla tego księdza, bo po czasie może on po prostu zapomnieć, czy o danej sprawie wie ze spotkania przy herbacie czy ze spowiedzi. Spowiadałem kiedyś dziewczynę, z którą później byłem razem na jakimś obozie. Historię, którą opowiedziała mi w konfesjonale, powtórzyła potem przy ognisku. Spojrzała przy tym na mnie i zapytała: "Ojciec o tym wie, prawda?" Ja najpierw zgłupiałem, bo nie pamiętałem dokładnie, w jakich okolicznościach o tym usłyszałem, a potem się zarzekałem, że pierwsze słyszę.

Czasem w konfesjonale płacze się razem z ludźmi. I nie jest łatwo o tych ludzkich problemach zapomnieć…

To taki punkt oparcia. Ksiądz bierze na siebie część odpowiedzialności za człowieka, dla którego jest duchowym kierownikiem, wskazuje mu drogę. Jednak zadaniem kapłana nie jest sterowanie życiem człowieka i podejmowanie za niego decyzji (kiedyś do mnicha zadzwoniła pani, powiedziała, że ma temperaturę 36,8 i nie wie, czy może do niego przyjechać; i prosiła, żeby ten trudny problem jej rozwiązał…). To raczej życzliwe towarzyszenie.

To już jest pycha. Pan Jezus ci darował, a ty sam sobie nie możesz sobie darować? Pomyśl trochę!!!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Piękna wystawa a w sklepie bałagan
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.