Premier puszcza oko do gejów?
– Jestem gotowy do dyskusji o związkach partnerskich – mówi premier Tusk, odnosząc się do projektu ustawy SLD. – To afirmacja homoseksualizmu – komentuje lider PIS Jarosław Kaczyński. – Nigdy tego nie zaakceptuję – stwierdza Jarosław Gowin, kolega klubowy premiera.
Burzę wywołało niespodziewane oświadczenie Donalda Tuska podczas konferencji we Włocławku. Premier powiedział m.in., że „sprawę związków partnerskich można wziąć na tapetę jako jeden z pierwszych projektów w przyszłej kadencji”. Chodzi o projekt SLD powstały przy współpracy z działaczami Kampanii przeciw Homofonii. Zakłada on możliwość zawierania związków partnerskich przez osoby tej samej płci, prawo do wspólnoty majątkowej, wspólnego opodatkowania, ale i dziedziczenie w wypadku śmierci partnera.
Według projektu taki związek zawierany byłby notarialnie, a potem zgłaszany do urzędu stanu cywilnego. O jego końcu decydowałby zgon któregoś z partnerów lub wspólne oświadczenie o rozwiązaniu umowy o zawarciu związku. W razie jednostronnej woli zakończenia związku, umowa w sprawie jego zawarcia traciłaby ważność po upływnie pół roku od dnia złożenia oświadczenia. Według projektu, do którego oko puszcza premier, partner może odmówić zeznań przeciwko osobie, z którą jest w związku, ma prawo ją pochować, ale i starać się o rentę po zmarłym. Mógłby też m.in. w pierwszej kolejności dziedziczyć po nim majątek, a nawet starać się o przejęcie po nim umowy najmu mieszkania.
– Każdy z nas ma prawo zadecydować, kto będzie posiadał wiedzę o naszym stanie zdrowia lub zdecyduje o tym, jak i gdzie zostaniemy pochowani. Nie zawsze jest tak, że to właśnie z rodziną mamy najlepsze układy. Mamy prawo przekazać swój majątek osobie, którą darzymy zaufaniem, z którą wiąże nas uczucie – broni projektu wiceprzewodnicząca klubu PO Małgorzata Kidawa-Błońska na łamach „Rzeczpospolitej”. Kompletnie nie zgadza się z nią drugi wiceprzewodniczący klubu PO Jarosław Gowin: – W tym całym projekcie nie chodzi naprawdę o dobro konkretnych ludzi, tylko o przeprowadzenie rewolucji obyczajowej, odejście od tradycyjnej moralności – mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, dodając, że na pewno „za taką ustawą ręki nie podniesie”, bo „wprowadza ona tylnymi drzwiami małżeństwa homoseksualne”. W podobnym tonie wypowiada się szef PiS Jarosław Kaczyński, uważając, że ta legalizacja to afirmacja homoseksualizmu. – Nie ma żadnych społecznych przesłanek, żeby tego rodzaju orientacje były afirmowane przez państwo – stwierdza stanowczo.
Co zatem chciał osiągnąć Donald Tusk, uchylając furtkę dla legalizacji związków partnerskich? Pozyskać część elektoratu SLD przed zbliżającymi się wielkimi krokami wyborami? A może przeprowadzić lewacką rewolucję obyczajową? Bez względu na intencje trudno dziś traktować premiera jako prawicowego polityka kierującego się zasadami chrześcijańskimi, a jego ugrupowanie – mimo obecności Gowina – za konserwatywno-liberalne.
Z Markiem Jurkiem, prezesem Prawicy Rzeczpospolitej, byłym marszałkiem Sejmu, o projekcie związków partnerskich.
Premier Donald Tusk mówi, że po wyborach jest gotowy przyjąć rozwiązania postulowane przez zwolenników związków partnerskich. To wyborcza gra najważniejszego człowieka w Platformie czy ostry skręt na lewo i to do tego obyczajowy?
– W warunkach poważnego kryzysu demograficznego, który obok aspektów ekonomicznych ma wymiar również moralny, premier mówi o rosnącej akceptacji dla związków nieformalnych, a nawet homoseksualizmu, jako o postępie społecznym. To kolejna manifestacja nieodpowiedzialności premiera Tuska. Parę lat temu zapowiedział, że w tym roku Polska nie będzie już miała waluty narodowej. Na szczęście tamto mu się nie powiodło.
Czy związki partnerskie to nie zakamuflowana legalizacja małżeństw homoseksualnych?
– To już kolejny krok w tym kierunku. Był przecież wyrok Trybunału Strasburskiego w sprawie szczecińskiej przeciwko Polsce, w której uznano, że pary homoseksualne należy traktować tak jak konkubinaty, jak formę rodziny, w zakresie uprawnień do zajmowanych mieszkań komunalnych po zmarłym. PO wprowadziła do Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego, mimo że prof. Rzepliński – „w imię praw człowieka” – domagał się udzielania homoseksualistom „ślubów” w warszawskich ambasadach państw, które mają tego rodzaju ustawodawstwo. Była też niedawno ustawa o prawie prywatnym międzynarodowym i odrzucenie poprawki wykluczającej uznawanie tzw. małżeństw homoseksualnych zawartych za granicą. Poprawkę odrzucono głosami PO i SLD, mimo że trzydziestu paru posłów PO głosowało w obronie małżeństwa. Wygraną większości lewicowo-liberalnej ułatwiła nieobecność dużej części kierownictwa PiS na głosowaniu.
Włodzimierz Czarzasty, szef Stowarzyszenia Ordynacka, chwaląc gotowość premiera w sprawie związków partnerskich, stwierdził, że deklaracja Tuska to wyraz tendencji do tego, by odejść od konserwatywnej wizji rodziny, i uregulowanie tego, co ma już miejsce: wzrostu urodzeń pozamałżeńskich i rozwodów.
– Rodzina jest wspólnotą prawa naturalnego. Nie jest to kwestia wymyślonej wizji. Jeżeli w małżeństwach coraz mniejszą wagę przywiązywać się będzie do wierności, to znaczy, że należy zmienić etykę? To kryzys, a nie inna wizja. Co możemy jednak zrobić, by go przełamać? W wielu sprawach, jak choćby kryzys demograficzny, państwo może wpływać w sposób pośredni (na przykład przez ochronę podatkową rodziny wychowującej dzieci). W przypadku najbardziej osobistej etyki państwo nie powinno przede wszystkim szkodzić. Warto zadać sobie pytanie: czy ustawy proponujące legalizację związków konkubinackich będą wzmacniać rodzinę czy wręcz osłabiać? Gdy bł. Jan Paweł II w Irlandii zabierał głos w sprawie debaty rozwodowej, mówił, że prawo dopuszczające rozbicie rodziny samo w sobie osłabia małżeństwa w kryzysie, proponuje poddanie się trudnościom.
Jakie skutki może mieć ewentualne zatwierdzenie projektu zgłoszonego przez SLD?
– Chodzi tak naprawdę o wyzwania rzucone podstawom ładu społecznego. Budowanie zupełnie innej Polski. Odpowiedzią na konsolidację opinii liberalnej (akcja SLD, głosy liderów PO – premiera Tuska, przewodniczącej Kidawy-Błońskiej, ministra Boniego, nawet wypowiedź Jadwigi Staniszkis, będącej czołowym autorytetem intelektualnym PiS, która w tej sprawie powoływała się na liberalizm prezydenta Lecha Kaczyńskiego) powinna być konsolidacja opinii chrześcijańskiej. Tu w jednym froncie powinny stanąć PiS, PSL i mniejszość o poglądach katolickich w PO. Potrzebny jest mocny apel do odpowiedzialności i koalicja sumień. Zamiast tego mamy jednak kolejne komisje śledcze i walki partyjne. Tymczasem stawką jest wybór cywilizacyjny, który rozstrzygnie, w jakim świecie będą żyły nasze dzieci i wnuki. Najwyższa pora, by opinia katolicka w życiu publicznym odzyskała samodzielność i przywróciła właściwą hierarchię zadań w ocenie spraw społecznych.
Skomentuj artykuł