Rosyjska gra
Podczas gdy cały świat obserwował tzw. konwój humanitarny, zastanawiając się, co też wiozą na Ukrainę przemalowane na biało wojskowe ciężarówki, Moskwa przegrupowywała żołnierzy, wysyłając na pomoc donieckim separatystom czołgi i ciężki sprzęt wojskowy. Władimir Putin po raz kolejny zagrał Zachodowi na nosie.
Gdy w Mińsku Catherine Ashton wysłuchiwała zapewnień o dobrej woli ze strony miłującego pokój rosyjskiego prezydenta, jego "zielone ludziki" walczyły na terytorium obcego państwa. NATO potwierdza, że 28 sierpnia, czyli dwa dni po mińskim szczycie, na Ukrainie przebywało ponad tysiąc rosyjskich wojskowych i że już wcześniej rozmieszczono tam rosyjskie ciężkie działa samobieżne.
Coraz groźniej
W rezultacie, wsparcie Kremla wstrzymało ukraińską operację antyterrorystyczną. Uzbrojeni w ciężki sprzęt i wspomagani przez "bratnią armię" separatyści zajęli przygraniczny Nowoazowsk - ważne miasto między Rosją a zaanektowanym przez nią Krymem, znajdujące się 40 km od strategicznego portu Mariupol nad Morzem Azowskim. Jednocześnie zostały okrążone jednostki w rejonie Iłowajska, na południe od Doniecka. W momencie gdy pisałam ten tekst, trwały walki - Moskwa właśnie wyrąbuje sobie korytarz mający połączyć Półwysep Krymski z resztą Federacji Rosyjskiej. Putin oczywiście wszystkiemu konsekwentnie zaprzecza. Żadnych rosyjskich wojsk na Ukrainie nie ma, to tylko ochotnicy w tak oryginalny sposób spędzający swój urlop, żadnych dostaw sprzętu nie było. Satelitarne zdjęcia i inne dowody - jak stwierdził rzecznik prasowy rosyjskiego MON - "nie mają nic wspólnego z rzeczywistością". Jednym słowem, jak w nieśmiertelnym Misiu, gdy szatniarz odpowiada klientowi: "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobisz ?", czyli przekładając na obecną sytuację: "Noworosja łącząca Krym z Federacją i tak powstanie i co nam zrobicie?". Właśnie, co?
Tylko apele
W czwartek władze w Kijowie zaapelowały do demokratycznego świata o podjęcie konkretnych, efektywnych działań. Ukraińska Rada Bezpieczeństwa Narodowego zwróciła się do Stanów Zjednoczonych o nadanie Ukrainie statusu głównego sojusznika spoza NATO, co pozwoliłoby Waszyngtonowi dozbroić ukraińską armię. Jednak reakcja Zachodu była taka jak zawsze. Barack Obama wykluczył działania zbrojne, za to obiecał mobilizować międzynarodową opinię i zastanowić się nad kolejnymi sankcjami, a Unia na sobotnim szczycie postanowiła zastanowić się nad kolejnymi sankcjami (miejmy nadzieję, że nie uzna iż wystarczają dla Kremla karą będzie wybranie polskiego premiera na przewodniczącego Rady Europejskiej).
Były doradca Putina Andriej Iłłarionow twierdzi, że rosyjskiego prezydenta może powstrzymać tylko akcja zbrojna. Problem w tym, że Zachód z góry stanowczo ją wyklucza. Także dlatego, że Rosja ma broń jądrową. Dlaczego jednak świat zachodni nie chce dozbroić ukraińskiej armii, wysłać swoich doradców?
Niestety, ten brak reakcji oznacza przyzwolenie na dalszą eskalację konfliktu, tuż przy granicach Unii Europejskiej. Bo Putin zatrzymać się nie może.
Między Zachodem a Rosją
Władimir Putin w przeciwieństwie do demokratycznych polityków gra o wszystko. Oni mogą tylko przegrać kolejne wybory. On pozwalając zwyciężyć prodemokratycznym siłom na Ukrainie ryzykuje przewrót w Rosji. Rewolucję, która zniesie obecne do cna skorumpowane elity. Stąd determinacja kremlowskich władz. Krym powoli przestaje na Rosjan działać, ostatnie badania wskazują, że poparcie dla prezydenta zaczyna spadać. Ciągle jeszcze wynosi ponad 80 proc., ale sytuacja ekonomiczna kraju będzie się pogarszała. Wówczas konieczne będą kolejne zdobycze. Ideałem byłoby zmuszenie Kijowa do zawrócenia z prozachodniego kursu, a jeżeli to się nie uda, przynajmniej oderwanie od Ukrainy tzw. Noworosji, czyli południowo-wschodniego terytorium. Czy ten plan się powiedzie, zależy od reakcji demokratycznego świata. A ta nie wygląda najlepiej. Można odnieść wrażenie, że zarówno Niemcy, jak i Francja odetchnęłyby z ulgą, gdyby Petro Poroszenko uległ jednak perswazji Putina i zamiast ratyfikować Umowę Stowarzyszeniową z UE, podpisał układ o wejściu Ukrainy do Unii Celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu.
Wrażenie to utwierdzają jeszcze wypowiedzi czołowych europejskich polityków po słynnym szczycie w Mińsku oraz niemieckie protesty przeciwko rozmieszczeniu w Polsce i krajach bałtyckich wojsk NATO (które drażniłyby niepotrzebnie Rosję). Bardzo dużo zależy teraz od postawy Stanów Zjednoczonych, pytanie tylko, czy mający problemy z Syrią i Irakiem laureat Pokojowej Nagrody Nobla zechce dodatkowo umierać za Kijów i Europę Środkową? Pewną odpowiedź powinien dać nadchodzący szczyt NATO. Na razie jednak analogie z sytuacją z lat 1938-1939 nasuwają się coraz bardziej natrętnie. W końcu wtedy agresorom też chodziło "tylko" o korytarz.
Tuż przed wyborami
Tymczasem na Ukrainie rozpoczęła się kampania wyborcza przed zapowiedzianymi na 26 października przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. To nie jest dobry moment, ale wybory są konieczne. Jak napisał jeden z ukraińskich ekspertów: "Na Ukrainie zagrożone jest teraz niemal wszystko, czego potrzebuje sprawnie funkcjonujące państwo". Wewnętrznie kraj jest głęboko podzielony, zewnętrznie zagrożony. Pogłębia się kryzys ekonomiczny, a przed Ukraińcami zima z perspektywą wstrzymania przez Gazprom dostaw paliwa. W tej bardzo skomplikowanej sytuacji prozachodnie siły nie mogą liczyć na poparcie parlamentarnej większości. Gros w obecnej Radzie Najwyższej stanowią bowiem ludzie związani jeszcze niedawno z Wiktorem Janukowyczem, czyli odpowiedzialni za obecny kryzys. O bezsilności ukraińskiego rządu świadczą dwie dymisje, do których doszło niedawno w Kijowie.
W lipcu ze stanowiska zrezygnował sekretarz Rady Bezpieczeństwa, legendarny komendant kijowskiego euromajdanu Andrij Parubij. W sierpniu odeszła szefowa Narodowej Rady do Walki z Korupcją Tetiana Czornowoł, znana dziennikarka, która jako pierwsza zajęła się nagłaśnianiem nadużyć prezydenta Janukowycza, za co została dotkliwie pobita przez "nieznanych sprawców". Jej nominacja była dla Ukraińców gwarancją, że skończył się stary skorumpowany system, jej odejście, podobnie jak rezygnacja znanego z uczciwości Parubija, to dowód na bezradność obecnej ekipy. Ważne dla państwa projekty reform blokowane są przez antydemokratycznych i skorumpowanych posłów. Oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że przyspieszone wybory to zmienią, dają jednak nadzieję. Niestety, w obecnej sytuacji nie wiadomo, czy październikowe parlamentarne wybory w ogóle się odbędą. Uniemożliwienie prozachodnim politykom dojścia do władzy może zresztą być także jednym z celów rosyjskiego prezydenta.
Analogie z sytuacją z lat 1938-1939 nasuwają się coraz bardziej natrętnie. W końcu wtedy agresorom też chodziło "tylko" o korytarz...
Skomentuj artykuł