Święta z testamentu bł. Jana Pawła II
Kolejne nasze spotkanie ze św. Gianną pozwoli nam przywołać na pamięć jej rodzinę. Najpierw tę, w której wyrosła, a następnie tę, którą tworzyła wraz z ukochanym Piotrem.
Kiedy rodzice św. Gianny Beretty Molli zawierali sakrament małżeństwa, matka otrzymała od swojej przyjaciółki nietypową kartkę. Otóż z beczki wyglądało dziesięć dziecięcych główek. Ojciec Gianny zapytał swoją małżonkę, czy to nie za dużo, wówczas matka odpowiedziała głosem bardzo zdecydowanym: - Przyjmę każde, a nawet więcej, jeśli Pan Bóg mnie nimi obdarzy. Można zapytać, czy dzisiaj małżonkowie mają tyle wiary i szacunku do każdego poczętego dziecka. Historia tej rodziny pokazuje, że Bóg przewidział w niej aż trzynaścioro dzieci. Jedno z nich już zostało ogłoszone świętym, w "kolejce" czeka starszy brat Gianny o. Albert - proces beatyfikacyjny już się rozpoczął. Był wspaniałym lekarzem o kilku specjalnościach, a także misjonarzem w ubogiej Brazylii. Rzadkością w historii Kościoła są takie rodziny, które wydają tak wspaniałych świętych lekarzy.
Otwarta na macierzyństwo
Gianna też chciała mieć dużo świętych dzieci, które by służyły Panu Bogu. Kiedy znalazła się w sytuacji utraty dwójki dzieci przez poronienie samoistne, bardzo cierpiała z tego powodu. Wiedząc, że to sam Bóg jest dawcą życia, prosiła najbliższych, by modlili się o to, aby Pan obdarzył ją kolejnym dzieckiem.
Jest piękne lato 1961 r., Gianna przebywa w swojej posiadłości w Courmayeur niedaleko Mont Blanc w Alpach. Stwierdza, że kolejny raz została matką. Jest bardzo szczęśliwa, ale radość trwa krótko, bowiem na początku 3. miesiąca ciąży stwierdzono u niej guza macicy. Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, jaki to wyrok, a dla niej sprawa była znacznie trudniejsza. Zdawała sobie sprawę, co medycyna może jej zaproponować. Jednak jako uczciwy lekarz, a przede wszystkim prawdziwa matka, ani na moment nie miała wątpliwości, co ma robić w takiej sytuacji. Oczywiście, wybiera życie dziecka.
Klimat świętości
W domu rodzinnym Berettów dzieci były otoczone wielkim szacunkiem i troską. Rytm dnia rozpoczynał się o godz. 5.30, kiedy to ojciec Świętej wychodził na Mszę św. Matka w tym czasie przygotowywała dla niego posiłek na cały dzień. Potem było budzenie dzieci. Te, które chciały, wędrowały razem z mamą na Mszę św. Żyjące jeszcze rodzeństwo św. Gianny tak wspomina ten okres: "Każde z nas nie wyobrażało sobie, by nie towarzyszyć mamie. Rodzice uczyli nas, jak modlić się do Pana Jezusa własnymi słowami". Jak ważne okazało się to w dorosłym życiu, wspomina s. Virginia - siostra Gianny: "Kiedy wstąpiłam do klasztoru, obserwowałam moje współsiostry, które miały wiele problemów z adoracją Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Widziałam, jak się męczyły, a dla mnie ten czas nigdy się nie dłużył". Wspomina jeszcze, że wieczorami w domu rodzinnym, w oczekiwaniu na wspólny posiłek, słuchali Chopina, a także odmawiali wspólnie modlitwę różańcową.
Św. Gianna też pragnęła, aby jej rodzina stała się "małym Wieczernikiem", w którym Jezus zawsze będzie na pierwszym miejscu i będzie czuwał nad wszystkimi ich wyborami i uczuciami. Każde ze swoich dzieci zaraz po urodzeniu oddawała w opiekę Matce Bożej Dobrej Rady. Wiedziała, że sama może napotykać trudności, a Maryja jest najwspanialszą Matką i pomoże jej wychować dzieci. Ufała Niepokalanej bezgranicznie, uważała, że skoro sam Bóg zaufał Maryi, oddając w Jej ręce Jedynego Syna, to Ona ich nie opuści. Kontynuowała wraz z mężem modlitwę różańcową. W wolnych chwilach starała się choć na chwilę wejść do kościoła, by adorować Pana Jezusa. W wychowywaniu dzieci kierowała się szacunkiem i wielką miłością.
Zapytałam jej syna: - Pierluigi, kiedyś w Chicago, kiedy byliśmy razem na uroczystości wprowadzenia relikwii twojej świętej Mamy, opowiedziałeś mi wzruszające swoje przeżycie. Czy dzisiaj, kiedy będziemy obchodzić 50. rocznicę śmierci twojej Mamy, możesz nam powtórzyć tę historię z ostatniego pożegnania z Mamą?
Święta we wspomnieniach syna
- Wiele razy pytano mnie - opowiada - co pamiętam o mojej Mamie z tych kilku lat, kiedy cieszyłem się tym, że była ze mną. Kiedy umarła, miałem trochę więcej niż 5 lat, ale w moim umyśle wycisnęły się niektóre wydarzenia z przeżytego z nią życia. Wiele razy podejmowałem wysiłek zagłębiania się w pamięci. Jest we mnie żywy obraz, kiedy towarzyszyłem Mamie, siedząc w samochodzie obok niej, gdy udawała się z wizytą do chorych. Pamiętam to ze względu na przejeżdżający pociąg, wówczas zatrzymywaliśmy się przy przejeździe kolejowym, a Mama uczyła mnie liczyć wagony pociągu, który przejeżdżał przed nami. Inne wspomnienie to obraz, kiedy biegliśmy przez łąki w górach podczas deszczu. I kiedy przybiegliśmy do domu, wycierała mi całkowicie zmoczone włosy. Pamiętam też, jak uczyła mnie jeździć na nartach w górach. Jej pasja i cierpliwość były wyjątkowe.
Jednak najbardziej pozostało w mojej pamięci jej ostatnie ze mną pożegnanie. Byliśmy oboje w korytarzu, obok drzwi pokoju jadalnego. Pamiętam, że ucałowała mnie w policzki kilka razy w sposób całkowicie inny niż to zwykle czyniła. Zdałem sobie sprawę, że było to pozdrowienie szczególne, ale też nie rozumiałem, dlaczego tak się zachowała. Po kilku dniach, kiedy zobaczyłem ją w naszym domu już zmarłą - zrozumiałem. To było jej ostatnie pożegnanie, z pewnością rozdarcie z powodu rozstania ze mną było tak wielkie, że chciała prawie zabrać ze sobą kawałek moich policzków, tak jakby wiedziała, że to ostatni fizyczny kontakt ze mną. Od tamtej chwili nie zobaczyłem jej żywej. Wprawdzie byłem w klinice w Monza, kiedy jeszcze żyła, ale, niestety, zabroniono mi widzenia się z nią. Potem zobaczyłem Mamę ponownie w naszym domu, kiedy już nie żyła. Dotknąłem jej dłoni - zimno tego dotyku od tamtej chwili jest dla mnie przewodnikiem w licznych wydarzeniach - nigdy go nie zapomnę...
Uśmiechaj się do Boga
To wzruszające do łez świadectwo uświadamia nam, z jak wielkim cierpieniem musiała się zmagać św. Gianna. Była ukochaną świętą bł. Jana Pawła II, której przykład chciał ofiarować wszystkim wiernym, by nie wahali się bronić życia swojego dziecka. Jej heroizm i poświęcenie jest doceniane przez wielu. Mąż Świętej tak wspomina: "Radością napełnia mnie fakt, kiedy otrzymuję mnóstwo listów z podziękowaniem za wstawiennictwo przed Bogiem mojej Żony".
Zakończę słowami hymnu o uśmiechu, który ułożyła Święta: "Uśmiechaj się do Boga, od którego otrzymujesz wszelkie dobro (...). Uśmiechaj się do wszystkich, których Pan Jezus stawia przy tobie w ciągu dnia. Świat szuka radości, lecz nie znajduje jej, bo pozostaje daleko od Boga. My, rozumiejąc, że radość pochodzi od Jezusa, niesiemy radość z Jezusem w sercu. On będzie siłą, która nam pomoże".
Skomentuj artykuł