To jest ponad nasze siły, żebyśmy się rozstali!

(fot. Bob Fornal/flickr.com)
Marta Wielek / "List" luty 2010

Wiele par, które zgłaszają się do duszpasterstw osób żyjących w związkach niesakramentalnych, dręczy podobny dylemat. Z jednej strony jest miłość, z której nie potrafią zrezygnować, bo jest dla nich pewnym dobrem - często największym, jakie ich w życiu spotkało - z drugiej pojawia się świadomość grzechu i poczucie odrzucenia przez Kościół. Ks. Krzysztof Bojan, który zajmuje się duszpasterstwem związków niesakramentalnych w Bielsku-Białej, uważa, że ból z powodu braku spowiedzi i Komunii św., jest dowodem na obecność Boga w ich życiu.

Często za ich wyborem kryje się historia krzywdy i cierpienia; są wśród nich osoby przez lata zdradzane, oszukiwane, a na koniec porzucone przez współmałżonków, ofiary młodzieńczego zauroczenia, które zbyt szybko zdecydowały się na ślub. Są też młodzi skojarzeni i skłonieni do ślubu przez zaprzyjaźnione rodziny, np. Agata, która jeszcze na studiach wyszła za Tomka, z którym znała się od dzieciństwa. Rozumieli się, lubili, ale brakowało „tego czegoś". Nikt inny jednak się nie pojawiał, a rodzice delikatnie naciskali na ślub, który miał być uwieńczeniem wieloletniej przyjaźni rodzin. Pobrali się, ale po dwóch latach Tomek zakochał się w innej kobiecie. Przy niej odnalazł to, czego od początku brakowało mu w związku z Agatą. Nie odszedł, ale nie umiał już żyć z Agatą. Oboje czuli, że ich ślub był pomyłką. Po kolejnych trzech latach wzięli rozwód. Żyją samotnie, ale trzydziestoletnią dzisiaj Agatę przeraża perspektywa spędzenia reszty życia w samotności. Jest bardzo religijna, ale trudno jej pogodzić się z tym, że nie wolno jej nikogo pokochać, że nigdy nie będzie miała własnych dzieci.

W duszpasterstwach par niesakramentalnych są też osoby, które dopiero niedawno, po kilkudziesięciu latach życia w cywilnym związku, zdały sobie sprawę z tego, jak ważna jest dla nich wiara i sakramenty. Są też świeżo nawróceni „niepraktykujący katolicy". Na stronie internetowej warszawskiego duszpasterstwa związków niesakramentalnych, prowadzonego przez pallotyna, ks. Jana Pałygę, można przeczytać świadectwo pewnej młodej kobiety. Iza, bo tak ma na imię, zawierając związek cywilny, nieszczególnie interesowała się Kościołem czy Bogiem. Pewnego dnia, będąc na spacerze z kilkuletnią córką, przechodziła obok kościoła. Drzwi były otwarte. Zainteresowane dziecko pociągnęło ją do środka, z ciekawością oglądało figury, obrazy i rzeźby. Tak dotarły przed główny ołtarz. „Wtedy coś we mnie drgnęło. Uklękłam, zrobiło mi się gorzko i smutno. Łzy napłynęły do oczu - opowiada Iza. - Tak rozpoczął się mój powrót do Boga. Zaczęłam częściej zaglądać do kościoła i pytać samą siebie: co się stało z moją wiarą? Jakże ona musiała być słaba, że stawiając jeden fałszywy krok, straciłam wszystko - odrzuciłam Boga. Potem nadszedł czas pierwszej Komunii św. mojej córki i wielki ból, że nie mogę razem z nią przyjąć Chrystusa. Tylko Bóg wie, co przeżywałam, gdy mówiłam jej, jak należy się spowiadać, jak przyjmować Komunię św.".

Do duszpasterstwa związków niesakramentalnych przychodzą pary z różnymi problemami, różnym stażem i nastawieniem. Obejmuje ono bowiem małżeństwa cywilne, które nie mają przeszkód do zawarcia ślubu kościelnego, osoby rozwiedzione i w separacji, które żyją samotnie, osoby żyjące w konkubinacie oraz małżonków rozwiedzionych po ślubie kościelnym, którzy zawarli drugie małżeństwo cywilne. Najliczniejszą grupę stanowiąc i ostatni.

DEON.PL POLECA


Wiele z tych osób jest rozżalonych na Kościół, który odmawia im dostępu do sakramentów. Dla większości z nich jest to równoznaczne z wyrzuceniem ich z Kościoła. Bardzo często stawiają pytanie: „Dlaczego mężczyzna, który regularnie zdradza swoją żonę albo ją bije, albo dręczy, może skorzystać ze spowiedzi i Komunii św., a my, będąc wiernymi i zgodnymi małżonkami, jesteśmy tego pozbawieni? Dlaczego tak surowo każe się nas za wybór, którego dokonaliśmy, będąc osobami niedojrzałymi?". W duszpasterstwie szukają odpowiedzi i wsparcia. Ks. Krzysztof Bojan opowiada: „Czasami przychodzi opuszczona żona i pyta: »To dla takich, którzy skrzywdzili i odeszli, jest miejsce w Kościele? Dlaczego nie zajmiecie się porzuconymi?«. Ale - dodaje ks. Krzysztof - osoby, które przychodzą do duszpasterstwa, stają się bardziej świadome kolei swoich losów i żałują popełnionego zła". Potwierdzają to też inni duszpasterze.

Bardzo częstym motywem zgłoszenia się do duszpasterstwa jest chęć uzyskania informacji na temat możliwości stwierdzenia nieważności pierwszego małżeństwa. Przychodzą, żeby skonsultować się z duszpasterzem, i najczęściej więcej się nie pojawiają. Są jednak tacy, którzy mimo poczucia beznadziejności swojego położenia, zostają.

Osoby, które zdecydują się spotkać z duszpasterzem, czeka zazwyczaj najpierw rozmowa na temat przyczyn rozpadu małżeństwa sakramentalnego. Większość duszpasterzy pomaga też zorientować się w możliwości uznania poprzedniego małżeństwa za nieważnie zawarte. Jeśli nie ma okoliczności, które by na to wskazywały, przedstawiają im stanowisko Kościoła wobec ich sytuacji i pokazują możliwe sposoby trwania w wierze mimo podjętych przez nich wyborów życiowych.

Na spotkaniach pary niesakramentalne ze zdumieniem odkrywają, że Kościół ich nie odrzucił, że nadal są jego częścią. Często mają za sobą przykre doświadczenia w kontaktach z księżmi, którzy dawali im do zrozumienia, że ich udział we Mszy św. jest bezcelowy lub odmawiali udziału w życiu parafialnym. W duszpasterstwie dowiadują się, że nie są całkowicie wyłączeni z życia sakramentalnego. Jak przekonuje ks. Bronisław Bozowski w książce „Tęsknota i głód": „(...) słowo non-sacramenta-biles (łac. niesakramentalni - przyp. MW) jest tylko w tym znaczeniu ścisłe, że ludzie ci nie mogą przyjmować nowych sakramentów. Jest to natomiast nieścisłe, jeżeli mówimy, że są w ogóle wyłączeni z życia sakramentalnego. Dlatego że poza Sakramentami Pokuty i Eucharystii ludzie tacy powinni żyć podstawowym sakramentem chrześcijaństwa - chrztem świętym, a nawet drugim sakramentem apostolstwa chrześcijańskiego - bierzmowaniem. (...) Ludzie ci rzeczywiście nie mogą w normalny sposób przyjmować Komunii św., ale mogą i powinni uczestniczyć w Eucharystii jako sacrificium - ofierze Mszy św. Oni w rozumieniu soborowym razem z kapłanem odprawiają Mszę św. i w tym znaczeniu są współofiamikami, może trochę o brudnych rękach, ale mogą nieść dar swojej pracy, dar chleba, cierpień, dar kielicha Pana Jezusa. Oprócz tego mogą nieść dary swoich dobrych uczynków i ofiar dla biednych". W duszpasterstwie też przekonują się, że mogą bez przeszkód angażować się w rozmaite ruchy i apostolaty kościelne. Z relacji duszpasterzy wynika, że robią to często z dużo większym zaangażowaniem niż pozostali parafianie.

Przychodzą, bo - jak opowiadał w jednym z wywiadów o. Jan Nepomucen Brzana, wieloletni duszpasterz niesakramentalnych - „ksiądz jest pierwszym, który się do nich uśmiechnął", bo czują, że ktoś próbuje ich zrozumieć, chce ich wysłuchać, bo spotykają ludzi w podobnej sytuacji, bo odkrywają, że Pan Bóg nadal się nimi interesuje...

Po rekolekcjach zorganizowanych przez krakowskiego duszpasterza związków niesakramentalnych jeden z uczestników, Tomasz, napisał: „Borykamy się z tym samym problemem, którego jesteśmy twórcami. Wiemy o naszej słabości, ułomności i wszelkiej niedoskonałości. Lecz jednocześnie nie zostaliśmy usunięci poza wspólnotę. Fakt - nie możemy w pełni korzystać z dobrodziejstw Mszy św. Możemy natomiast być ufni w miłosierdzie Boże. Zasłyszane jeszcze w dzieciństwie słowa »Jezu, ufam Tobie« teraz na nowo wracają i nabierają szczególnego znaczenia. Powoli, jakby z oporem, buduję własną świadomość tych słów". Jak mówi ks. Bojan, wielu z nich nie wyobraża już sobie życia bez duszpasterstwa, trwają w nim nawet wtedy, gdy ustaną przyczyny, dla których ich związek był uznany za niesakramentalny.

Jednym z warunków pełnego pojednania z Kościołem jest zaprzestanie współżycia seksualnego i o tym też mówi się w duszpasterstwie, ale delikatnie, bez nacisków. „Nie mogę powiedzieć, żebym dysponował mocnymi argumentami za białym małżeństwem. Ja mogę podpowiadać, podprowadzać, a tylko Duch Święty potrafi przekonać człowieka, że to jego droga. Tylko wtedy ta decyzja oparta na pragnieniu pójścia za Panem Bogiem będzie stała" - mówi ks. Krzysztof Bojan. W duszpasterstwie, którym się opiekuje, takie zobowiązanie podjęła połowa (15) małżeństw. To jednak wyjątek, bo decyduje się na to niewiele par.

Spór z Bogiem

Tym, którzy uważają, że te duszpasterstwa są swoistym pobłogosławieniem nowych związków, duszpasterze związków niesakramentalnych tłumaczą, że ich opieka nie oznacza zmiany stanowiska Kościoła wobec ludzi żyjących w ten sposób. „Osoby, które rozeszły się z małżonkiem i weszły w nowy związek, muszą być świadome odejścia od Boga, podjęcia decyzji niezgodnej z Jego wolą. Czują z tego powodu ogromny ból w sercu" - mówi ks. Bojan. Ten ból czasami jest podwójny, bo osoby te mają świadomość, że uniemożliwia się dostęp do sakramentu ukochanej osobie, która wiążąc się z kimś innym, nie musiałaby dokonywać takiego wyrzeczenia. Dzięki trwaniu w duszpasterstwie, zamiast odwracać się od Pana Boga, toczą z Nim spór, o którym pisał kiedyś ks. Józef Tischner: „Oni [małżonkowie niesakramentalni] pokazują [Bogu]: »zrozum, to jest ponad nasze siły, żebyśmy się rozstali«. A właściwie oni pokazują coś więcej: »to jest nasza miłość i ona jest dobra«. Dochodzi w ten sposób do sporu między miłością a Miłością. I to jest właściwy spór człowieka z Bogiem!".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To jest ponad nasze siły, żebyśmy się rozstali!
Komentarze (14)
T
Tomasz
4 marca 2013, 14:30
masakra grzech zawsze jst grzechem i niestety Bog powinien byc na pierwszym miejscu a co za tym idzie nalezy ZERWAC NIEPRAWE WIEZY !!! takie sa zalozenia postu w Pismie sw
R
RP
4 marca 2013, 00:02
A ja mysle, ze kontrolowanie zycie duchowego jednostki przez zakaz przystepowanie do sakramentow dla osob ktore maja drugiego partnera to swego rodzaju naduzycie wladzy ze strony KK. Pozostalismy powolani do milosci, a wymuszanie milosci przez lek i kary nie dziala i do niczego nie prowadzi. Wierze, ze tak na prawde liczy sie osobisty kontakt z Bogiem, i byloby cudnie, gdyby Kosciol nauczal jak to osiagnac i utrzymac. Bo wtedy zmienia sie serce czlowieka, rosnie w sile Bog w nim, i czlowiek samoistnie stroni od grzechu, lub gdy go popelni to latwiej o zadoscuczynienie. Mysle, ze taka postawa przeklada sie na piekne rodziny, malzenstwa, dzieci, spoleczenstwo. Natomiast karanie ludzi, ktorzy wyszli z patologicznego zwiazku i staraja sobie ulozyc zycie, przez odmowe udzialu w zyciu sakramentalnym, to poddawanie ich podwojnej wiktymizacji. Oczywiscie nie mowie tutaj o obronie niefrasobliwego rozwodzenia sie.
K
Kuba
3 marca 2013, 23:50
2 pary. pierwsza wziela tylko ślub cywilny, druga nie brala zadnego. Ci pierwsi są niesakramentalni, ci drudzy wystarczy, ze sie co pewien czas wyspowiadają. Tak kościól promuje heteroseksualne zwiazki partnerskie. ...szkoda, że nie ma w kościele odwaznego, który zacząlby na ten temat mówić, a nie za przeproszeniem wciskać kit. To, że Bóg i tak nas kocha to wiemy.
P2
po 20-stu latach
19 grudnia 2011, 00:43
Ja mam tylko pytanie do księdza opiekuna niesakramentalnych: co ksiądz zrobił dla ofiar tych ludzi? Dla porzuconych żon? Dla zdradzonych mężów? Dla dzieci, które zostały zastąpione "nowymi" dziećmi z nowych "małżeństw". Pytam: co ksiądz dla nas zrobił? Dla tych którzy się nie prosiliśmy o to cierpienie? I za chwilę oni też stają się niesakramentalni... Tak to widzę.. Po 20-stu latach (bo conajmniej tyle lat ma pierwsze duszpasterstwo dla niesakramentalnych): <a href="http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html">http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/md_duszp_skrzywdzonych.html</a>
:
:-(
4 października 2010, 08:31
 Ja mam tylko pytanie do księdza opiekuna niesakramentalnych:  co ksiądz zrobił dla ofiar tych ludzi? Dla porzuconych żon? Dla zdradzonych mężów? Dla dzieci, które zostały zastąpione "nowymi" dziećmi z nowych "małżeństw".  Pytam: co ksiądz dla nas zrobił?  Dla tych którzy się nie prosiliśmy o to cierpienie?  I za chwilę oni też stają się niesakramentalni... Tak to widzę..
WP
warto przeczytać
4 października 2010, 08:22
<a href="http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/252592,1,malzenstwa-rozwodnikow.read">http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/252592,1,malzenstwa-rozwodnikow.read</a>
O
opablo
3 marca 2010, 21:34
Dużo emocji można wyczuć z tych postów. Życzę wszystkim odnalezienia sensu tego co się dzieje w naszym życiu w Panu Bogu i sile jego wiernej miłości... Zastanawia mnie jednak pewien, w moich mniemaniu, problem a napewno nieścisłość związana z posługą księży. Wiemy, że sakrament małżeński wynikać ma z woli ludzi do zawarcia ze sobą nierozerwalnego związku na okres życia ziemskiego. Wola taka musi wynikać z życia "w prawdzie" a nie z "widzi mi się, bo...". (Nawiasem mówiąc, ciekawi mnie wciąż po części negatywny komentarz Św. Pawła na temat małżeństwa.) Problem, który widzę polega na niedoskonałości pośredniczenia przedstawicieli Kościoła Katolickiego w tzw. "sakramencie", który nim nie jest ze względu na brak życia "w prawdzie" narzeczonych. Nie chcę tu nikogo obwiniać, ale widzę ułomność systemu instytucji względem życia ludzi i ich świadomości, czy czystości serca, które ostatecznie jest najważniejsze dla Boga. Nie wiem, może jakieś bardziej ostre kryteria dopuszczania do sakramentu, poprzez sprawdzenie wiary? To wydaje się nie do pomyślenia, ale gdyby znaleźć skuteczną metodę, to byłoby więcej grzeszących (seks pozamałżeński) a mniej cierpiących "pół-katolików", gdzie ten ostatni epitet wcale nie powinien odejmować im nadziei co do miłosierdzia Boga. Pozdrawiam
Robert
3 marca 2010, 02:56
Wniosek z artykułu jest prosty - przestań wierzyć stań sie faryzeuszem...  "Oto można, oczywiście, porzucić dziewczynę, z którą się było, jeśli to nie była żona, nawet wtedy, gdy było to pierwsze zjednoczenie cielesne - grzech, ale "odpuszczalny"..." Ruch jest prosty - malzenstwo gdy jestes pewien i chce Ci sie to legalizowac przed Bogiem i wiesz ze chcesz byc tylko z ta osoba. Chrzest dziecka? Dorośnie samo sie ochrzci. To jest znajomosc i wykorzystanie prawa - tyle...
P
Pytając
2 marca 2010, 22:22
 Ja mam tylko pytanie do księdza opiekuna niesakramentalnych:  co ksiądz zrobił dla ofiar tych ludzi? Dla porzuconych żon? Dla zdradzonych mężów? Dla dzieci, które zostały zastąpione "nowymi" dziećmi z nowych "małżeństw".  Pytam: co ksiądz dla nas zrobił?  Dla tych którzy się nie prosiliśmy o to cierpienie? 
Jurek
2 marca 2010, 22:13
Wypowiadałem się juz na ten temat przy okazji innego artykułu. Więc napiszę tylko krótko: duszpasterstwa osób żyjących w zwiazkach niesakramentalnych powinny być nastawione pomoc w wyjściu z grzesznego związku i powrót do życia pełnią sakramentów w kosciele. Nie podejmuję się podawania rozwiązań w przypadku pojawienia się dzieci w nowym związku. Ale wiem, że znaczna ilość tych osób nie ma takich przeszkód i nie powinno się pomniejszać grzechu.
Piotr Ramza
2 marca 2010, 20:38
"Przez zatwardziałość serc Waszych Wam pozwolił, ale powiadam Wam: nie tak było na początku!" Jak ktoś ma jeszcze wątpliwości to polecam przeczytać to jeszcze raz i tak do skutku!
J
jb
2 marca 2010, 20:30
Moim zdaniem, problem tkwi w formalnym i powierzchownym rozumieniu sakramentów przez Kościół hierarchiczny. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego Eucharystia - Ofiara za grzeszników - jest zastrzeżona dla ludzi "idealnych", "czystych"; nie chodzi mi o jej udostępnianie każdemu, niezależnie od sytuacji, ale tym, którzy deklarują szczerą wolę pojednania, a nade wszystko wiarę. Podobnie nie mogę zrozumieć, dlaczego Pokuta wyzwala z różnych grzechów mimo zaistniałych skutków, których nie można już odwrócić, a w przypadku bądź lekkomyślnego podejścia do małżeństwa, bądź w przypadku podjęcia nowego związku i nowej Miłości - czy w innych podobnych sytuacjach - kościół hierarchiczny wzywa do nierealnego właściwie powrotu do punktu wyjścia... Nie chodzi przecież o uznanie małżeństwa za nieważne - a kościół to właśnie czasem podpowiada - ale uznanie własnego grzechu, po którym można przecież zacząć życie na nowo - choćby pod pewnymi warunkami (zgoda "byłego" partnera, obowiązek pamięci o nim i solidarności w możliwych troskach,opieka nad dziećmi...) NIe neguję wartości słów Jezusa o nierozerwalności małżeństwa, o stawaniu się jednym ciałem, ale w praktyce kościoła dostrzegam hipokryzję. Oto można, oczywiście, porzucić dziewczynę, z którą się było, jeśli to nie była żona, nawet wtedy, gdy było to pierwsze zjednoczenie cielesne - grzech, ale "odpuszczalny"... Czy ma to sens wobec Ewangelii? Czy z kolei proponowanie białych małżeństw parom "niesakramentalnym" nie czyni z bycia razem karykatury, sprowadzając wszystko do seksu? A śluby "wymuszone sytuacją", na które kościół, rzecz jasna, chętnie się godzi?... Wszystko to widziane razem przekonuje mnie, że coś jest nie tak...
P
Piotr
2 marca 2010, 19:25
Polecam barzo dobre weekendowe rekolekcje dla małżeństw cywilnych w powtórnych związkach po rozwodzie. Prowadzi je ruch Spotkania Małżeńskie. Więcej na stronie "http://www.spotkaniamalzenskie.pl/pl/malzenstwa_niesakramentalne". Najbliższy termin 12-14 marca 2010, Laski k. Warszawy.
B
boko
2 marca 2010, 18:42
 Tak to wygląda oficjalnie, wg zasad ustalonych przez ludzi a nie przez Jezusa. Jestem pewien, Jezus inaczej by patrzył na ludzi żyjących  w miłości, na szczęście Bóg to widzi i ocenia, ocena ludzka się zmienia i się jeszcze zmieni. Miłość była pierwsza niż Kościół. Proponuję również ważny tekst "Spowiedź, czyli przekonanie o grzechu i miłości" z tego działu RELIGIA