Wybrałam życie

Dorota Mazur / Wzrastanie

Od dawna przysłuchuję się debacie na temat obrony życia. I od zawsze brakowało mi w niej głosu kobiet, które wybrały życie. Takich, które w często bardzo dramatycznych okolicznościach dowiedziały się, że są w ciąży. Stanęły przed wyborem. I mimo, że niektóre z nich rozważały aborcję, powiedziały swojemu dziecku TAK - opowiada Brygida Grysiak.

Dorota Mazur: W swojej najnowszej książce "Wybrałam życie" podejmuje Pani temat obrony życia poczętego. Dlaczego powiedziała Pani "nie" dla aborcji?

Brygida Grysiak: Od dawna przysłuchuję się debacie na temat obrony życia. I od zawsze brakowało mi w niej głosu kobiet, które wybrały życie. Takich, które w często bardzo dramatycznych okolicznościach dowiedziały się, że są w ciąży. Stanęły przed wyborem. I mimo, że niektóre z nich rozważały aborcję, powiedziały swojemu dziecku TAK. Postanowiłam oddać im głos. Zapytać, dlaczego tak zdecydowały i czy dzisiaj nie żałują.

To były bardzo trudne rozmowy. Dla moich bohaterek. I dla mnie. Zwłaszcza rozmowa z Jolą, której córeczka już nie żyje. Urodziła się bardzo chora. Jola wiedziała, że tak będzie. A mimo to - razem z mężem - zdecydowali, że pozwolą jej żyć. Żyła prawie rok i miesiąc. Bardzo trudne były rozmowy z Zofią, Izą i Małgorzatą. One oddały swoje dzieci do adopcji. Kiedy opowiadały o rozstaniu, płakały. Przeżywały ten wybór raz jeszcze.

Dokumentację zaczęłam w maju zeszłego roku. I ten etap był chyba najtrudniejszy. Najpierw szukałam matek, które zostawiły dziecko w "oknie życia". Okazało się, że z tych, które znalazłam, na rozmowę zgodziła się tylko jedna. Szukałam dalej. W domach samotnej matki, ośrodkach adopcyjnych… Jolę znalazłam przez warszawskie hospicjum. Podczas pracy nad tą książką spotkałam wielu wspaniałych ludzi. Ale zdarzało się, że zamykano przede mną drzwi. Książka ukazała się tuż przed Dniem Matki. Bo to książka o matkach, które nazwałam "wszechmogącymi". Matkach, które z miłości do dziecka są w stanie pokonać każdą przeszkodę, znieść każdy ból i upokorzenie. Choć ich historie są bardzo różne, to wszystkie mają ten sam mianownik. Każda z moich bohaterek wybrała życie. Życie dziecka. Dziś mówią, że nie żałują. Są szczęśliwe.

Nie, bo ja z nikim nie walczę. Poza tym ta książka nie jest przeciwko komuś, tylko o kimś. Konkretnie, o matkach, które wybrały życie. Choć niektóre z nich rozważały aborcję, a niektóre nawet próbowały usunąć ciążę.

To był zawsze strach. Przed tym, że ktoś wyrzuci z mieszkania, że nie będzie co jeść, że sobie nie poradzą, że życie się zmieni, że partner, który bije, będzie bił jeszcze mocniej. Strach, który jest zawsze najgorszym doradcą. Dziś się nie boją. Dziś wiedzą, ile znaczą. I ile mogą.

Nie każda z moich bohaterek rozważała aborcję. Anna nie musiała wybierać. Bardzo chciała mieć dziecko. Nie wiedzieli z mężem, że Cela urodzi się chora. Jej historia jest swoistą pochwałą życia z dzieckiem z zespołem Downa. Ku pokrzepieniu serc matek, które wahają się, co zrobić, kiedy słyszą, że ich dziecko urodzi się chore. Weronika ani przez chwilę nie rozważała aborcji, choć ciąży nie planowali. W jej historii nie ma dramatyzmu. Jest za to dużo radości. Chwila strachu i łzy, a potem już małżeństwo i kolejny synek. W jej opowieści mogłaby się przejrzeć niejedna dziewczyna, która u progu kariery dowiaduje się, że będzie mamą. To nie koniec świata. To też znak. Nic nie dzieje się bez powodu. Tak mówią też pozostałe bohaterki, choć nie wszystkie są katoliczkami. Daria wzięła środki wczesnoporonne. Nie zadziałały. Uznała, że tak miało być. Urodziła śliczną córkę. Agnieszce zabrakło dwustu złotych na nielegalny zabieg. Była zrozpaczona. Dziś mówi, że tak miało być. Zofia mówi, że nie mogła tego zrobić, bo nie umiałaby potem spojrzeć sobie w oczy. Dlatego urodziła Kasię i oddała ją do adopcji. To wspaniałe kobiety. Każda z nich.

One muszą wiedzieć, że nie są same. I że nie zostaną same, kiedy dziecko przyjdzie na świat. Czasami wystarczy rozmowa, czasami potrzebna jest bardzo konkretna, materialna pomoc. Matka ma w sobie dużo siły, ale nawet tym najsilniejszym trzeba czasami pomóc zobaczyć, ile znaczą i ile potrafią. Żeby uwierzyły, że dadzą radę. Bo - z pomocą - dadzą radę na pewno. A jeśli bardzo nie chcą tego dziecka i są do tego przekonane, może warto bardzo delikatnie zasugerować, że na ich dziecko być może ktoś gdzieś już czeka. Ktoś, kto je pokocha. I da nowy dom. Kobieta przed takim wyborem musi wiedzieć, że od jej decyzji zależy życie drugiego człowieka. Nawet jeśli uważa, że nie nosi w sobie człowieka, a "coś", co nim dopiero się stanie. Jeśli dokona aborcji, to "coś" nie stanie się człowiekiem na pewno. Nie dostanie szansy. Życie się skończy. To koniec.

Z niektórymi bohaterkami mam stały kontakt. Krystyna, która oddała Anię do okna życia, odzyskała ją. Dziś rodzina jest w komplecie. Żyje skromnie, ale razem. I w miłości.

Jest ich coraz więcej. I dobrze. Bo to ostatnia szansa dla matek, które z jakiegoś powodu chcą pozostać anonimowe. Chwała im za to, że nie zabijają swoich dzieci i nie wyrzucają ich na śmietnik. Że kładą je w oknie, które dla tych dziewczynek i chłopców jest oknem na świat, na nowe życie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wybrałam życie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.