Z realizmem o Rosji
Z Leonidem Ostrowskim, rosyjskim historykiem polskiego pochodzenia, rozmawia Józef Augustyn SJ
Niedawno jechałem pociągiem przez Powołże. To również bardzo biedny region. Nawet z okna wagonu widać było, jak bardzo nędzne są tam osiedla, jak skromnie żyją ludzie, zwłaszcza zimą. Podobnie wygląda na przykład obwód jarosławski na północ od Moskwy, gdzie mieszka moja ciotka. Opowiadała, że po wojnie panował tam straszny głód. Ludzie wykopywali zamarznięte ziemniaki i razem z ziemią podgrzewali je na patelni jak placki. Kiedy jedli te sznotiki, piach zgrzytał im między zębami.
Teraz oczywiście jest zdecydowanie lepiej, ale i tak głęboka Rosja jest biedna. Zwykły człowiek żyje tu samym chlebem. Obecny system władzy wywodzi się z tradycji wielkomocarstwowej, dlatego w Rosji tak naprawdę w dalszym ciągu nic się nie zmienia. Tymczasem - by kraj mógł się rozwijać - potrzebne są zasadnicze reformy państwowe, społeczne i ekonomiczne. Ale nie ma wśród Rosjan odpowiednich sił, brakuje ducha przemian. Nasza klasa średnia jest bardzo słaba.
W Rosji najbardziej wpływowymi ludźmi są zamożni oligarchowie związani z państwową biurokracją. Zgodnie z teorią azjatyckiego sposobu produkcji przynależność do warstwy biurokratycznej to warunek bogacenia się. Taki ustrój społeczny panował na przykład w starożytnym Egipcie, Asyrii czy Chinach. Milovan Djilas, jugosłowiański polityk i pisarz polityczny, w książce Nowa klasa podkreślał, że bycie biurokratą oznacza przynależność do klasy rządzącej. I właśnie także w Rosji ową "nową klasą" jest biurokracja.
Aparat rządzącej biurokracji pozwala na działalność biznesową, pod warunkiem że przedsiębiorca podzieli się w jakiś sposób swoimi zyskami. To jest konieczne. Jeśli jakiś biznes się nie udaje, to znaczy, że inwestor pewnie "nie podzielił się" z właściwymi organami. Prowadzący interesy muszą się z nimi "dzielić". Ma to jednak społeczne konsekwencje. Badania socjologiczne dowodzą wprost, że Rosjanie nie mają zaufania po pierwsze do władz, po drugie do organów straży pożarnej, które wydają zgodę na uruchomienie działalności gospodarczej, i po trzecie do urzędów podatkowych.
By to zmienić, muszą zostać wprowadzone prawdziwe zmiany, reformy, a te w Rosji są tylko powierzchowne. Na głębsze przeobrażenia poradzieckiego, utrwalonego już w jakiś sposób systemu potrzeba czasu. W całej historii Rosji jedynym przypadkiem przeprowadzenia zasadniczych zmian gospodarczych i społecznych były reformy Aleksandra II w XIX wieku. Miała wówczas miejsce reforma uwłaszczeniowa na wsi, zniesiono pańszczyznę, wprowadzono nowe ustawodawstwo dotyczące władzy sądowniczej, administracji, wojskowości, szkolnictwa wszystkich szczebli, handlu i przemysłu.
Nie podzielam sympatii imperialnych Aleksandra Sołżenicyna, z którymi zdradzał się po powrocie do Rosji, ale uważam, że ma całkowitą rację, wskazując na potrzebę samorządu we współczesnej Rosji. Moim zdaniem, choć tę opinię podzielają również inni historycy, późna carska Rosja Mikołaja II była bardziej wolna niż Rosja bolszewików. Nawet carat przy całym swoim militaryzmie i kontroli społecznej dopuszczał pewne swobody obywatelskie: wolny rynek, samorząd terytorialny - dumę miejską i ziemstwo, w pewnym zakresie także wolność słowa. Pod kontrolą państwa pozostawała Cerkiew, ale obywatelom wolno było wyznawać i praktykować wiarę. Bolszewicy natomiast i rządzone przez nich społeczeństwo zrobili ogromny krok w tył - od wolności do niewolnictwa rodem niemalże ze starożytnego Egiptu.
Po pierestrojce Gorbaczowa, także za Jelcyna zaszło kilka pozytywnych zmian - upadło imperium, kraje satelickie Rosji radzieckiej odzyskały niepodległość, pojawiła się częściowa wolność słowa.
Czegóż on dokonał? Zaczął zakręcać i zawracać.
Jest takie rosyjskie przysłowie: "Miej nadzieję w Bogu, ale sam nie pokpij sprawy". Nie bądź bierny. W samym społeczeństwie musi narodzić się inicjatywa i nowe zaangażowanie, których teraz nie ma. Obecnie ludziom jest wszystko jedno. Wierzą w byle co. Jakież były na przykład ostatnie wybory do lokalnego samorządu?! Kiedy w Nowosybirsku jeden z kandydatów - biznesmen - porozwieszał swoje plakaty wyborcze, ludzie, nie przebierając w słowach, negatywnie to komentowali, a jednak okazało się, że wygrał.
Zapewne. Do władz nie trafiają ludzie z rzeczywistego wyboru. Nie ma wśród wyborczych zwycięzców lekarzy, nauczycieli, robotników... Jest tylko grupa urzędników i biznesmenów. Kto ma pieniądze, ma władzę. Nie ma prawdziwej walki wyborczej, zarówno na szczeblu ogólnopaństwowym, jak i lokalnym. Wybierają za nas. W proteście przeciw takiej sytuacji sam nie uczestniczę w wyborach, podobnie jak wiele osób z mojego środowiska.
Rzeczywiście za komuny był przymus uczestniczenia w wyborach. W młodości zasiadałem w komisji wyborczej. Frekwencja musiała wynosić 99 procent. Wieczorem braliśmy więc wszystkie niewykorzystane karty do głosowania i wrzucaliśmy je hurtem prosto do urny. Nie będę się wypierał. Brałem w tym udział. Ale ten system nie umarł. Obecna władza nawiązuje do dawnego sposobu sprawowania rządów, może nie w pełni, ale jednak ma to miejsce.
Powyżej 50 procent, ale jak jest naprawdę, tego się zapewne nie dowiemy. Wielu obywateli nie ufa temu, co mówią władze. Panuje też ogólne przekonanie, że tak naprawdę nic nie zależy od zwykłych ludzi. To bardzo zła tendencja.
Rzeczywiście ostatnio wśród nich zachodzą pewne zmiany na lepsze. Nie buntują się przeciw systemowi, ale przynajmniej są mniej cyniczni. Chcę wierzyć, że to zapowiedź czegoś nowego.
Oczywiście widzą w zdobywaniu wiedzy nowe perspektywy, jednak wielu z nich uczy się tylko dlatego, że każą im rodzice. W Rosji edukacja to trudny temat. W dalszym ciągu obowiązuje generalna zasada: młodzież udaje, że się uczy, a my udajemy, że ją uczymy. Takie mam wrażenie, choć są też młodzi, którzy poważnie traktują swoje studia i przyszłość.
Niestety, nie jest to takie proste, jakby się wydawało. Weźmy na przykład produkcje Nikity Michałkowa, reżysera między innymi głośnego filmu Spaleni słońcem. Tak naprawdę Michałkow pracuje na zamówienie państwa. Jest więc twórcą kultury niejako półoficjalnej, na którą środki wykłada państwo. W Rosji dopuszczalna jest zatem swoboda jedynie w zakresie doboru środków artystycznego wyrazu.
Tak, i to nie tylko cenzurze urzędowej, ale i autocenzurze samego twórcy.
Możliwe, że w przyszłości nastąpią jakieś zmiany na lepsze. Już teraz je widać, są one jednak zbyt małe w porównaniu z potrzebami i wyzwaniami poradzieckich czasów. Mam nadzieję, że średnia klasa będzie się rozwijać. Kiedy to nastąpi? Trudno powiedzieć.
To prawda. Jednak moim zdaniem to wyraz pychy i bardzo mi się to nie podoba. Niedawno pracowałem w moskiewskich archiwach niedaleko cerkwi Spasitielia. Kiedy ją zobaczyłem, pomyślałem: skoro tak się stało, że staliniści ją wyburzyli, to może wystarczyłoby ustawić w tym miejscu na pamiątkę jakieś proste krzyże czy skromną kaplicę. Ta zrekonstruowana cerkiew jest imponująca, ale według mnie brakuje w niej czegoś najbardziej istotnego, czegoś pochodzącego z głębi. Powstała przecież za wielkie pieniądze państwa w wyniku porozumienia Cerkwi z władzami, a nie z pragnienia i woli wierzącego ludu.
Tak na marginesie, Moskwa to osobny temat. Rosja jest ogromnym krajem, a jej stolica to państwo w państwie. Właściwie jest jak ośmiornica wysysająca krew całego narodu.
Potężny aparat państwowy - tak carski, jak i komunistyczny - od zawsze inwigilował Cerkiew, aż do jej całkowitego podporządkowania. Proces ten zaczął się jeszcze na początku XVII wieku za cara Aleksego I Michajłowicza, a za Piotra I podporządkowanie to stało się już faktem dokonanym. Taki utrwalony stan rzeczy zastali bolszewicy i tylko dokończyli dzieła spustoszenia. Zaczęli prześladować Cerkiew w sposób totalny, burząc świątynie, mordując kapłanów i niszcząc ponad 90 procent dóbr kultury Cerkwi. Cerkiew prawosławna została niemal doszczętnie zniszczona, a ci, którzy uniknęli śmierci, z reguły przechodzili na służbę aparatu państwowego do tego stopnia, że wielu kapłanów zostawało po prostu agentami KGB. Żadna to dzisiaj tajemnica.
Newralgiczną sprawą dla Cerkwi jest jej autonomia względem państwa oraz posiadanie moralnego autorytetu w społeczeństwie. W Rosji ludzie wierzą, że Cerkiew prawosławna odradza się do życia. Rzeczywiście widać pewne odrodzenie religijne, jakiś powrót do wiary. Jednak znowu nie jest on na miarę potrzeb duchowych i moralnych rosyjskiego narodu.
Dlaczego tak się dzieje? Z pewnością to spuścizna minionego okresu. Rany zadane Cerkwi były zbyt głębokie. Poza tym dla chrześcijaństwa na całym świecie zapanowały dziś czasy przełomu. Ze względu na komunizm dla nas są one o wiele trudniejsze. Wydaje mi się, że w społeczeństwie rosyjskim bardzo powoli, zbyt powoli, rodzi się wiara. Tragiczny los ojca Aleksandra Mienia może świadczyć nawet o oporze wobec religii. Ojciec Mień należał do wielkich świadków Chrystusa, pragnął autentycznych przemian w Cerkwi i społeczeństwie. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach we wrześniu 1990 roku.
Przykładem komunistycznej eksterminacji narodu, Cerkwi i kultury może być stosunek do Kozaków. To specyficzna społeczność, która miała swoje zwyczaje, demokratyczne tradycje, a więc była dla Rosji nietypowa. Kozacy mawiali nawet o sobie: "My nie Rosjanie, my Kozacy!". Niedawno czytałem powieść komunistycznego pisarza Michaiła Szołochowa Nad Donem, której bohaterami są właśnie Kozacy. Szołochow przytacza taki epizod: nad Donem trwa wojna z lat 1918-1920. Do pewnej chaty "białych" Kozaków przychodzą czerwonoarmiści - Kozacy "czerwoni". Przysiadają się do stołu, przy którym gospodarze jedzą właśnie obiad. Przybysze od razu zabierają się do jadła, na co gospodarz pyta: "Cóż to, riebiata? Czy nie żegnacie się już przed jedzeniem?".
Komuniści, a zwłaszcza staliniści eksterminowali Kozaków. Tak zwane rozkozaczanie to było mordowanie nie tylko pojedynczych osób, ale zagłada całej grupy społecznej. Prawdę powiedziawszy, już car Piotr I przeprowadzał rozkozaczanie. Warto przy tym zaznaczyć, że państwo rosyjskie z jednej strony wykorzystywało Kozaków dla własnych interesów, a z drugiej starało się zdławić ich ducha i dążenia do wolności. Kozaczyzna zawsze była nieprzychylna Rosji. Mam dla Kozaków wiele sympatii, być może ze względu na ich umiłowanie wolności, w czym przypominają Polaków. Bolszewicy podzielili Kozaków na "białych" i "czerwonych" i kazali im między sobą walczyć. W ten sposób chcieli ich zniszczyć.
Chlebem powszednim. Ma rodzinę na utrzymaniu, więc żyje po to, by zdobyć chleb dla swoich dzieci.
Obecna ekipa rządząca cofa się właśnie w tę stronę. To dla niej bardzo wygodne, by zwykły człowiek nie interesował się polityką czy sprawami obywatelskimi, tylko problemami codziennego bytowania, by nie powiedzieć przeżycia. Wówczas rządzący mogą sobie spokojnie układać własne układanki.
Jest jeszcze jedno przekleństwo Rosji - ropa naftowa oraz nadzwyczajne zyski, jakie przynosi. To pozwala utrzymywać dotychczasowe status quo państwa. Polska i inne kraje postkomunistyczne nie miały takich dochodów, musiały więc reformować swój ustrój. Oczywiście ekonomiści twierdzą, że sam proces wydobycia ropy także wymaga wielkich środków. Na to nakłada się bardzo ważny element destrukcyjny - wszechobecna korupcja, na wszystkich szczeblach państwowości. Jakiś czas temu w Moskwie jeden z pracowników federalnego urzędu do spraw rybołówstwa został przyłapany przez służby specjalne na przyjmowaniu łapówki. Uciekając samochodem, wyrzucił trefną gotówkę przez okno. Cała ulica została usłana dolarami. To taki symboliczny obrazek.
Tylko że takie poczucie sprawia, że władze zamykają naród na Europę i resztę świata. Świadczy o tym chociażby cały system biurokratycznej kontroli ruchu turystycznego. Wśród wielu Rosjan wyraźne są tendencje do ksenofobii i nacjonalizmu. To szczególnie widać w stosunku do ludności Kaukazu, Azji Średniej, Europy Zachodniej czy Amerykanów. Zwłaszcza wobec tych ostatnich bardzo widoczna jest niechęć Rosjan. W naszej telewizji często występuje satyryk nazwiskiem Zadorn, którego popisowy skecz zawiera stereotypowy przekaz: Amerykanin to kompletny tępak, a Rosjanin to ktoś błyskotliwy i obrotny.
Oczywiście, ale poczucie, że wszędzie pełno naszych wrogów to ważny i ciągle aktualny aspekt psychologiczny, także dziś. Każdy kraj ma swoich nieprzyjaciół i jakieś zagrożenia z zewnątrz, ale ksenofobia skutkuje ślepotą, która nie pozwala dostrzec realnych niebezpieczeństw i walczyć z nimi. Takim zagrożeniem w Rosji jest na przykład terroryzm. Co jakiś czas słyszymy przecież o zamachach. Rosja nie wyzbyła się swoich obaw i groźne może być dla niej to, że nie potrafi rozeznać, gdzie są jej potencjalni sprzymierzeńcy, a gdzie wrogowie.
Rosja tak naprawdę nie ma przyjaciół i tkwi w złudnym przekonaniu, że za wszelką cenę musi być samowystarczalna. Putin właśnie na tym buduje swoją politykę. W chwili obecnej Rosja cierpi na "upływ krwi", ma zbyt mało sił żywotnych. Przyglądając się jej historii, można zauważyć, jak bardzo jest osłabiona i niezdolna do odgrywania takiej roli, jaką mogłaby odgrywać. Niestety, wpływ Rosji w świecie maleje, a i liczebność narodu z roku na rok się zmniejsza. Gdyby nie napływ imigrantów, to kraj zacząłby się wyludniać. Rosja wymiera - to realne zagrożenie. Rosjanie niestety często sami siebie zabijają, chociażby przez alkohol, rozwody czy aborcję.
Prawdziwym bogactwem, które trzeba chronić, jest nie ropa naftowa, ale rodzina. Rodzina wszędzie na świecie przeżywa kryzys, także w Stanach Zjednoczonych czy Europie, ale w Rosji ten kryzys jest szczególnie ciężki. Wydaje mi się, że wiąże się on z zanikiem pewnego typu obyczajowości i kultury, także religijnej, które sprzyjają rodzinie. Na przykład umiera rosyjska wieś. Wiele wsi zniknęło bez śladu z powierzchni ziemi. A przecież kultura miejska ma zupełnie inny charakter i inne priorytety.
Rosja była kiedyś imperium, ogromną potęgą i to właśnie na tym opiera się narodowy etos. Mocarstwo to jednak w bólach umarło. Rewolucja bolszewicka, komunizm, represje i druga wojna światowa zadały mu śmiertelne ciosy. Pod władzą Lenina i komunistów Rosja na jakiś czas się dźwignęła, ale było to tylko powstanie nowego imperializmu, za cenę przelania morza krwi. Zwycięstwo nad Hitlerem dokonało się kosztem zdziesiątkowania rosyjskiej wsi. Proszę sobie wyobrazić, że w każdej bez wyjątku wsi był pobór rekruta. Rosja naprawdę się wówczas wykrwawiła. W czasie wojny z Niemcami zginęło dwadzieścia milionów Rosjan. To było pyrrusowe zwycięstwo.
Często myślę o przeszłości Rosji i Niemiec. Oba kraje mają przecież wiele wspólnych cech: przeszłość naznaczoną totalitaryzmem, nacjonalizmem, terrorem, zniszczeniami spowodowanymi wojną. Jakże różna jest jednak ich sytuacja wewnętrzna. Niemcy po obaleniu systemu totalitarnego przez ostatnie pięćdziesiąt lat były rządzone przez partie liberalno-demokratyczne, dokonała się transformacja społeczeństwa, także wskutek dość konsekwentnej lustracji. Jak widać, Niemcy się odradzają.
Natomiast w Rosji nie było żadnej lustracji. Największym problemem jest brak rozliczenia z siedemdziesięcioletnim okresem komunizmu. Pomniki Lenina są jeszcze w całej Rosji, a zbrodniczy Stalin nadal ma rzesze swoich wielbicieli. W Rosji więc niewiele się zmienia. Prof. Jurij Afanasjew, historyk, twierdzi, że Rosja jest na wpół żywa. Podzielam całkowicie jego pogląd. Tymczasem wielu Rosjan z uporem wmawia sobie, że Rosja była, jest i będzie potęgą.
Rzeczywiście, po cóż odchodzić od tego, co otrzymaliśmy od rodziców? Tego się nie da ukryć i ja nie chcę tego robić. Z pewnością moje pochodzenie, wychowanie i koleje życia odgrywają tu pewną rolę, nie zaprzeczę. Jednak mam głęboki szacunek dla rosyjskiego narodu, dla ludzi prostych, szczególnie dla tych, którzy cierpieli. Wielu "współpracowało" nie dla korzyści, ale by po prostu przeżyć. Były jednak także miliony tych, którzy oparli się systemowi, jak Władimir Bukowski czy Andriej Sacharow. Dla tego ostatniego charakterystyczne jest tak zwane zapadniczestwo. Uważał on, że Rosja powinna zbliżać się cywilizacyjnie przede wszystkim do zachodu Europy. W pełni podzielam te poglądy, podobnie jak niektóre opinie Aleksandra Sołżenicyna, o czym już wspomniałem.
Mojej oceny społeczeństwa rosyjskiego nie określiłbym jako pesymistyczna, ale jako realistyczna. Żywię nadzieję, że w Rosji nastąpią demokratyczne przemiany. Nie mam jednak złudzeń, że dokonają się one szybko.
Tłumaczyła Anna Wesołowska
Skomentuj artykuł