Zabawy w igranie ze śmiercią

Zabawy w igranie ze śmiercią
(fot. FatMandy/flickr.com)
Logo źródła: Sygnały troski Beata Krasoń / "Sygnały troski" lipiec-sierpień 2010

Igranie ze śmiercią – już sam zwrot jest dosyć przerażający. Gdy słyszymy, że komuś zagraża śmierć, że ktoś jest na granicy życia i śmierci, to taka wiadomość budzi w nas żal, smutek. Może więc zastanawiać fakt, że część ludzi dobrowolnie i wielokrotnie stwarza sytuacje, w których zagraża im śmierć, i nazywa to zabawą albo sportem – sportem ekstremalnym.

O tym, czy nazwiemy sport ekstremalnym, decyduje w dużej mierze stopień ryzyka utraty życia w trakcie uprawiania go. Zwykły zjazd na nartach trudno nazwać sportem ekstremalnym, ale jeśli jest to zjazd z grani, na którą można się dostać tylko śmigłowcem (bo nie ma innej drogi), z którego trzeba wyskoczyć – będzie to już zjazd ekstremalny. Można jeszcze połączyć wspinaczkę zimową i wędrówkę na nartach ze zjazdem narciarskim w terenie górskim, koniecznie o znacznym stopniu nachylenia i dużych niebezpieczeństwach obiektywnych, i mamy skialpinizm, a jeśli zrobimy to samo bez wspinaczki – skituring.

Sporty ekstremalne są bardzo różne. Można je uprawiać praktycznie wszędzie – w powietrzu, na ziemi i w wodzie. Niektórzy ludzie pokonują dzikie rzeki i wodospady (canyoning), spływają z nurtem rzeki na niewielkiej plastikowej desce z niesamowitą prędkością (hydrospeed) lub bezpieczniej: na falach przy brzegu (skimboarding). Inni skaczą w dół, i to nie tylko na bungee, ale z mostów i wodospadów (base jumping – nazwa pochodzi od pierwszych liter słów: building – budynek, antenna – antena, span – przęsło, Earth – Ziemia), z wieżowców (dream jumping), lub dla odmiany do góry, czyli pozwalają się wystrzelić nawet na 45 metrów w górę!

Do uzyskania mocnych wrażeń ludzie wykorzystują też wiatr. I zamiast spokojnie żeglować, pływają na desce windsurfingowej przy czterometrowych falach lub na małej deseczce przypięci do olbrzymiego latawca (kitesurfing), a jak nie ma w pobliżu wody, to zawsze jeszcze zostaje buggykiting, który polega na „żeglowaniu” po lądzie lub piachu przy pomocy wózka i przyczepionego do niego latawca pełniącego rolę żagla. Jeszcze inni nurkują z rekinami, latają rozpędzonymi poduszkowcami lub staczają się ze zbocza z coraz większą prędkością w kuli wypełnionej powietrzem (zorbing).

Do uprawiania wszystkich tego rodzaju sportów są potrzebne spore środki finansowe. Ale są też sporty, które nie wymagają nakładu żadnych środków finansowych, a są pociągające (zajmują się nimi głównie młodzi ludzie). Taką ekstremalną aktywnością jest parkour. Polega on na pokonywaniu przeszkód miejskich stojących na drodze w jak najprostszy sposób. Przeszkód, czyli murków, schodów, balustrad oraz budynków. Wejście na kilkanaście schodków dwoma skokami, przeskakiwanie z dachu na dach to właśnie elementy parkouru. Jest on bardzo niebezpieczny. Wszystkie sporty ekstremalne wymagają sporej sprawności fizycznej, ale parkour wymaga bardzo dużej sprawności i umiejętności równych kaskaderskim, aby się nie zabić lub nie ulec trwałej kontuzji. Tu bezpieczeństwo i to, czy się przeżyje, nie zależą od sprzętu, tylko od wytrenowania ciała.

Co powoduje, że ludzie zamieniają odprężające sporty na sytuacje grozy, że rezygnują z relaksu na rzecz maksymalnego stresu?

Zazwyczaj sporty ekstremalne budzą instynktowny lęk odpowiedzialny za ratowanie życia w niebezpiecznych sytuacjach. W każdej sytuacji, którą organizm zinterpretuje jako zagrażającą jego istnieniu, wydziela się adrenalina – hormon, który przygotowuje organizm do walki lub ucieczki. Oznakami wzrostu adrenaliny są rozszerzone źrenice, szybsze bicie serca i wzrost ciśnienia krwi. Niektóre osoby taką reakcję organizmu uważają za pożądaną i pozytywną, więc starają się ją specjalnie i jak najczęściej wywoływać. Adrenalina daje wyraźnego „kopa”, który z czasem zaczyna być postrzegany jako doznanie niezbędne do normalnego życia. Ryzykowanie życia staje się normalnością.

Adrenalina może być jednk niebezpieczna nawet w niewielkiej ilości (w dużej zawsze jest). Jak w przypadku każdej niebezpiecznej substancji, organizm ludzki próbuje jakoś sobie radzić. Reaguje na nią słabiej, jakby uodparniał się na działanie adrenaliny. Jeśli skaczemy na bungee po raz dwudziesty, to wiemy, jak to jest, i nie będzie to już aż tak wielkie wyzwanie, a organizm wydzieli mniej adrenaliny. Jeśli dla kogoś jest ważny adrenalinowy „kop”, to z biegiem czasu będzie on słabiej odczuwalny. W miarę podejmowania kolejnych prób zagrażających życiu skoki adrenaliny nie są już tak wyraźne, próbuje się więc innych, bardziej ryzykownych sportów ekstremalnych. Wtedy może się pojawiać potrzeba jeszcze skrajniejszych wyczynów, potrzeba jeszcze większego narażania życia. Dochodzi do absurdu – żeby dobrze się poczuć, muszę narazić się na śmierć. Niektórzy nie zauważają nawet, kiedy wpadają w pułapkę uzależnienia. Czasem mówią: „Wiem, że mogłem zginąć, ale to jest silniejsze ode mnie”.

Nie bez wpływu na wzrost popularności zachowań, w których ryzykujemy życiem, pozostaje sposób, w jaki żyjemy. Można nawet stwierdzić, że amatorów sportów ekstremalnych wychowuje się od dzieciństwa. Trzeba pamiętać, że dla dziecka świat fantazji i realności nie ma ostrych granic i przeżycia związane z grami komputerowymi, z filmami są odbierane jako realne. Jeśli młody człowiek jest bombardowany silnymi emocjami w grach i filmach, jeśli dzięki tym grom czy obrazom jest przyzwyczajony do ryzykowania życiem, to trudno potem się dziwić, że będzie łatwo ryzykował, i to nie dla szlachetnych celów, tylko dla rozrywki.

Poza rozrywką ludzie ryzykują życiem dla mody. W mediach słyszą: „żyj na maksa”, więc starają się dostosować. Pracują ponad siły, starają się myśleć szybciej, przyswajać więcej informacji. Media utrzymują, że w naszej rzeczywistości sporo spraw jest „bardziej”, więc oni też chcą nadążyć i być „bardziej”, wyżej, mocniej, szybciej, „bez trzymanki” i bez asekuracji. Rzadko zadają sobie pytanie: „po co?”.

Życie na granicy wytrzymałości organizmu, a czasami poza nią, oszukiwanie własnego strachu, ciągłe narażanie życia nie są obojętne dla organizmu. Mylne wyobrażenie o swoim potencjale i mrzonki o niezniszczalności zostają zweryfikowane przez nasze własne mięśnie, kości i układ krążenia. Amatorzy sportów ekstremalnych nie zastanawiają się nad tym, co z nimi będzie za parę lat (jeśli przeżyją). Utracone zdrowie trudno odzyskać, a życie mamy jedno i nie warto ryzykować go nawet dla najprzyjemniejszej zabawy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zabawy w igranie ze śmiercią
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.