Zgoda za wszelką cenę?
O ile to tylko możliwe, żyj w zgodzie ze wszystkimi ludźmi – głosi Dezyderata. To mądra rada, gdyż zachęca do szukania porozumienia i zgody, ale nie za wszelką cenę. Zgoda nie zawsze jest możliwa. Co więcej, nie zawsze jest czymś dobrym. W życiu czasem trzeba wejść w konflikt, bronić określonych racji, wytrzymać napięcie. Czyż nie taka nauka płynie m.in. z postawy bł. ks. Jerzego Popiełuszki? To przykład z najwyższej półki, ale przecież codzienne życie pokazuje nam, że ten, kto chciałby ze wszystkimi i w każdej sprawie być w zgodzie, ryzykowałby, że stanie się postacią płaską, bez charakteru. Pokój i zgoda nie są wartościami absolutnymi, przynajmniej tu, na ziemi. Konflikt dotyczy relacji, dlatego można rozróżnić cztery podstawowe jego rodzaje w zależności od nich: konflikt człowieka z Bogiem, z innymi ludźmi, z samym sobą i z naturą. W Biblii znajdujemy wiele fragmentów, które mówią o zgodzie i niezgodzie w tych różnych perspektywach.
Czy konflikt z Bogiem może być kiedykolwiek czymś właściwym? Przecież Bogu jesteśmy winni cześć i posłuszeństwo. A jednak na kartach Pisma Świętego prorocy i psalmiści niejednokrotnie wadzą się z Bogiem. Ich modlitwa jest pełna pytań, a nawet wyrzutów. Prorok Jeremiasz skarży się: (Jr 20, 7). Psalmiści nie wahają się używać nieuładzonych wyrażeń: (Iz 3, 13). Co więcej, Bóg sam wzywa swój lud do wejścia w konflikt z Nim: Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! (Iz 1, 18). Biblijne wadzenie się z Bogiem to w gruncie rzeczy szukanie Boga i szukanie siebie przed Bogiem. Biblijna historia Boga i człowieka nie jest ugrzeczniona, jest prawdziwa i autentyczna. Jeśli wadzimy się z Bogiem, mając czyste, choć może zbolałe serca, to ostatecznie odnajdziemy Boga i siebie przed Nim. Psalmiści kłócący się z Bogiem zwykle kończą swe spory słowami: Błogosławiony niech będzie Pan (Ps 31, 22).
W Dziejach Apostolskich napotykamy na różne konflikty między apostołami, np. słynny spór o Marka. Barnaba chciał zabrać na drugą wyprawę misyjną Marka, czemu sprzeciwiał się Paweł. Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili:Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa i wyszedł, polecony przez braci łasce Pana (Dz 15, 39-40). Nie wiemy dokładnie, o co się posprzeczali, ale pewne jest to, że bohaterowie owego wydarzenia: Paweł, Barnaba i Marek byli ludźmi pragnącymi pełnić wolę Jezusa. Pomimo to weszli w ostry spór, prawdopodobnie w kwestii sposobu prowadzenia ewangelizacji. Nie mieli możliwości odwołania się do jakiejś nadrzędnej instancji, aby rozstrzygnąć spór, a jednocześnie każdy trwał przy swoim zdaniu. W tych okolicznościach po prostu się rozeszli. Czasem, kiedy nie udaje się znaleźć kompromisowego rozwiązania, trzeba umieć się rozstać. Chodzi o to, aby w takiej sytuacji nie zachowywać w sercu niechęci i nie mówić źle o drugiej stronie sporu. Trzeba spokojnie uznać, że możliwości współpracy wyczerpały się, i że należy pójść inną – choć wciąż w tym samym kierunku prowadzącą – drogą. Może być, że takie rozejście się jest w rzeczywistości wolą Boga, który chce posłać swoich uczniów w rozmaite miejsca i w różny sposób.
W innej, poważniejszej sprawie, Paweł i Barnaba stali po tej samej stronie. Obydwaj bowiem uważali, iż nie należy nakładać na chrześcijan nie-Żydów obowiązku obrzezania. W tej sprawie Paweł sprzeciwił się nawet Piotrowi, który – zdaniem Pawła – przejawiał nieszczere postępowanie i wciągał innych w to udawanie (Ga 2, 11-14). Paweł Apostoł miał w tym przypadku rację. Spór o obrzezanie rozstrzygnął tzw. Sobór Jerozolimski, którego orzeczenie w tej kwestii zaczyna się od słynnych słów: Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my… (Dz 15, 28). Konflikt okazał się owocny.
Jednym z trudniejszych konfliktów bywa konflikt z samym sobą. Takiego stanu doświadczył św. Paweł: A ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię (Rz 7, 14-15). Apostoł wskazuje na stan rozdarcia pomiędzy różnymi dążeniami. Ciało, psychika i duch, które powinny tworzyć zintegrowaną całość na Boży obraz i podobieństwo, pozostają w konflikcie. Człowiek miota się między sprzecznymi odczuciami i niespójnymi czynami, nie rozumie sam siebie. W perspektywie tego typu konfliktu można spojrzeć na różnego rodzaju choroby psychiczne. Św. Paweł patrzy na konflikt z samym sobą od strony moralno-egzystencjalnej. Taki stan jest groźny, prowadzi do śmierci (duchowej i fizycznej), gdyż człowiek od pewnego momentu nie ma żadnego punktu oparcia, który pozwoliłby mu z powrotem się scalić. Zdarza się, że ktoś przeżywa konflikt między własnym sumieniem, wewnętrznym rozeznaniem dobra i zła, a swymi czynami. Konflikt staje się coraz bardziej dotkliwy, a wtedy ucieka się od własnego sumienia, zakłamuje siebie jakąś ideologią, która pozwala zachować pozorny, fałszywy spokój. Paweł dostrzega jedno rozwiązanie – łaska Jezusa. Stąd słowa: Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! (Rz 7, 24). Przy czym ciała nie należy rozumieć jako po prostu wymiaru cielesnego, bo on jest jak najbardziej ludzki, stworzony przez Boga, ale jako to, co sprzeciwia się w nas byciu podobnym do Jezusa, czyli byciu sobą. Sytuacja nie-zbawienia (potępienia) to najpoważniejszy konflikt, jakiego możemy doświadczyć. Temu konfliktowi zaradzić może jedynie Bóg.
W tym człowieczym konflikcie potępienia uczestniczy w pewien sposób całe stworzenie. Odwołajmy się raz jeszcze do słów św. Pawła o stworzeniu, które dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia i oczekuje objawienia się synów Bożych, (…) by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych (Rz 8, 18-22). Człowiek panuje nad innymi stworzeniami, ale owo panowanie pociąga za sobą odpowiedzialność za stworzenie przed Bogiem. Zdaniem Mikołaja Bierdiajewa zmartwychwstanie Chrystusa jest także obietnicą dla wszystkich innych stworzeń, nie tylko dla człowieka. A skoro tak, to bez popadania w ideologię ekologizmu, trzeba troszczyć się o to, co nazywamy przyrodą, i szukać harmonijnych relacji pomiędzy cywilizacją, techniką i naturą.
Powyższe przykłady konfliktów dotyczą sytuacji, w których nie tyle mamy do czynienia z nieprzyjacielem, ile z jakimś ograniczeniem, niemożnością, tym, co nazwaliśmy nie-zbawieniem. Ale bywa przecież tak, że wchodzimy w konflikt z kimś, kto ma względem nas złą wolę i w tym sensie jest naszym wrogiem. Skrajnym przypadkiem takiego konfliktu jest napaść zbrojna, kiedy zagrożone jest życie nasze i naszych bliźnich. Nie uważam, że Jezus był “pierwszym pacyfistą”, który potępiłby Piłsudskiego za wojnę z bolszewikami w 1920 roku lub powstańców warszawskich za strzelanie do hitlerowców. Jezus w konkretnej sytuacji nie sprzeciwił się złu i zaświadczył o miłości Boga do człowieka w wymiarze krzyża. W naszym życiu też mamy sytuacje, w których powinniśmy nadstawić drugi policzek, ale jakie to są sytuacje, to kwestia rozeznania. Nie zawsze należy dać się ukrzyżować. Pamiętajmy, że Jezus wchodził w konflikty, szczególnie wówczas, gdy dostrzegał hipokryzję, złą wolę swoich przeciwników. Chrystus nieraz kierował do faryzeuszów i uczonych w Piśmie ostre słowa: Biada wam (…) obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa (Mt 23, 27). Adresaci tych słów wyrażali swe oburzenie: Tymi słowami nam ubliżasz (Łk 11, 45). Jezus jednak nie ubliżał, ale demaskował obłudę, gdyż wiedział, że stanowi ona zaporę dla Bożej łaski. Ostatecznie, umierając na krzyżu, modlił się za swoich prześladowców: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34).
Jeśli konflikt ma czemuś służyć, a nie być jedynie wyrazem niechęci lub nienawiści, to trzeba go w pewnym momencie rozwiązać: porozumieć się, przebaczyć, pojednać. Do pojednania potrzeba dwóch stron. Przebaczyć można jednostronnie, bez warunku wzajemności. Przebaczenie – w zależności od sytuacji – ma różne oblicza. Można np. mówić o przebaczeniu ontologicznym. Brzmi to zbyt naukowo, ale chodzi po prostu o wyrozumiałość dla ograniczoności naszej natury. Większość konfliktów nie wynika ze złej woli, ale właśnie z faktu, że każdy z nas jest ograniczony, ma ograniczony punkt widzenia, nie dostrzega wszystkich wymiarów rzeczywistości. Potrzeba nam zdrowego poczucia humoru, które potrafi uśmiechnąć się (nie drwiąco!) do własnej ograniczoności i ograniczoności bliźniego. Bóg ma wielkie poczucie humoru, skoro nas pokochał, stworzył i zaprosił do wspólnoty z sobą. To nie znaczy, że nas nie traktuje poważnie. Wszak umarł za nas na krzyżu. Ale poczucie humoru pomaga nie zagubić proporcji i hierarchii spraw, i widzieć rzeczywistość taką, jaka ona jest. Bywają jednak krzywdy, wobec których gaśnie jakikolwiek uśmiech. I bywają krzywdziciele – źli, zdegenerowani, może chorzy. W miarę możliwości trzeba się przed nimi strzec, bronić. Ale też ostateczny osąd pozostawmy Bogu, który chce zbawić każdego. W tym duchu można zrozumieć słowa: Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie (Rz 12, 14). Wypowiedział je św. Paweł, ten sam, który do arcykapłana Ananiasza, kiedy ten kazał uderzyć Apostoła w twarz, powiedział: Uderzy cię Bóg, ściano pobielana (Dz 23, 3).
Ks. Dariusz Kowalczyk – jezuita, doktor teologii dogmatycznej, wykładowca na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.
Skomentuj artykuł