Dlaczego boimy się kochać: o sercach, które chcą być dotykane, ale boją się pęknięcia
Nie każdy zmaga się z lękiem w związkach, ale doświadczanie niepokoju i wątpliwości w zaangażowanych, kochających związkach, gdzie nie ma czerwonych flag (...), to nie tylko znane, ale i przewidywalne zjawisko w świecie wrażliwych, analitycznych, moralnych ludzi. Jeżeli jedna z pierwotnych przyczyn lęku wyraża potrzebę odnalezienia pewności i gruntu w tym pozbawionym podstaw świecie – a jeśli związki romantyczne są miejscem, w którym stajemy się najbardziej bezbronni i dlatego tracimy grunt pod nogami – dlaczego mielibyśmy się dziwić, że pojawia się tam lęk?
W przypadku jednak braku odpowiednich informacji i przy założeniu kulturowym, które nam podpowiada, że jeśli wątpisz, to tego nie rób, coś, co zaczyna się od normalnego kwestionowania lub zdrowego lęku, szybko przepoczwarza się i pęcznieje, aż mamy do czynienia z pełnowymiarowym lękiem i paniką. Wszystkim nam brakuje podstawowej mapy mogącej zaprowadzić nas do satysfakcjonującego, udanego związku.
Za chwilę otrzymasz mapę prowadzącą do zdrowej miłości. (...) Objaśnimy następujące prawdy: miłość to nie brak lęku; to nie uczucie, ale działanie i chęć zmagania się z lękiem, który towarzyszy na każdym kroku, ku większej intymności i zaangażowaniu z bezpiecznym i dostępnym partnerem. Ponieważ miłość i lęk to zawody w zapasach na macie serca, związki wymagają od nas, byśmy stali się wojownikami miłości.
Czym jest lęk w związku?
Mianem "lęku w związku" określam utrzymujące się wątpliwości dotyczące zdrowej, kochającej relacji. Zwykle zaczyna się to od myśli w stylu: "Czy wystarczająco kocham swojego partnera?" albo: "A co, jeśli nie jestem zakochany/zakochana albo nie pociąga mnie wystarczająco?" – i to daje początek spirali prowadzącej do kolejnego poziomu lęku, który zakłóca twoją zdolność do bycia obecnym w swoim związku, a często i w życiu. Nawet w przypadku tych, którzy nie mają trudności z lękiem w związku, smutna rzeczywistość wygląda tak, że w ostatnich latach znacznie wzrósł odsetek rozwodów oraz bardzo niewiele par doświadcza długotrwałej, prawdziwej miłości i pasji. Często dzieje się tak dlatego, że to, czego kultura głównego nurtu uczy nas o związkach, jest fałszem – co tylko świadczy o tym, że wiele osób ucieka na widok pierwszych oznak "odkochiwania się". W rzeczywistości jednym z najpowszechniejszych powodów, dla których ludzie odchodzą z kochających, stabilnych, zdrowych relacji jest to, że już nie są zakochani. Stwierdzenie: "Kocham ją, ale nie jestem w niej zakochany", uznaje się za pełnoprawny powód do rozstania.
Lęk w związku ogólnie manifestuje się dwojako: każdy jego wariant może pojawić się na jakimkolwiek etapie związku – na początku lub po latach małżeństwa. Pierwszym rodzajem lęku w związku jest ten, który ujawnia się w definiującym momencie, gdy w głowie kiełkuje myśl: "Czy wystarczająco albo w ogóle kocham mojego partnera?". W okresie poprzedzającym tę myśl taka osoba opisuje swój związek najczęściej tak: "Cudowny, kochający. Wszystko, czego zawsze chciałam". Para często miała długi okres miodowy i bardzo zdrowy związek. Wczesne etapy tego rodzaju lęku w związku charakteryzują się desperacką potrzebą "przywrócenia uczuć", ponieważ utrata "zakochania" sprawia, że czują się, jakby ktoś wyrwał im serce z piersi.
Drugi rodzaj lęku w związku pojawia się bardziej stopniowo i może nawet być obecny na bardzo wczesnych etapach związku. Ten lęk charakteryzuje się wszechogarniającym poczuciem zwątpienia, brakiem pociągania, poczuciem, że tak naprawdę jesteśmy "tylko przyjaciółmi" i trwamy w tym związku tylko dlatego, że za bardzo się boimy samotności. Stwierdzenia jak: "Nie ma między nami dużej/wystarczającej chemii" i "Chyba stoję w miejscu" dominują w tym rodzaju lęku. Może być to szczególnie niepokojące, ponieważ w kulturze wysławiającej zakochanie jako jedyny wskaźnik, że jesteś z "odpowiednim" partnerem, brak tych emocji na początkowym etapie może z łatwością zasiać wątpliwości i doprowadzić do poczucia nieuchronności przeznaczenia (dopóki nie dowiesz się więcej). Często otrzymuję od ludzi wiadomości z zapytaniem, czy moja praca ma zastosowanie nawet wtedy, gdy od początku mają wątpliwości. Odpowiedź brzmi: tak. Lęk to lęk. Nie ma znaczenia ani kiedy, ani gdzie uderzy, ani nawet jak się zaczął. Liczy się to, jak na niego zareagować, kiedy już jest.
W obu przypadkach – nawet jeśli twój lęk znajdzie się gdzieś pomiędzy wypadkową tych dwóch przykładów – dotyczy to również ciebie; pamiętaj, że ego stale stara się nas przekonać, że jesteś wyjątkiem – życie w lęku w związku często sprawia, że ludzie spadają w ciemne odmęty duszy. Dzieje się tak wtedy, gdy wszystko, co znamy, się rozpada, a ty masz ochotę – albo jesteś zmuszony – do zrezygnowania z aspektów siebie, które ci nie służą – umrzyj kilkakrotnie i w końcu odrodź się, wypłyń na nowo jako bardziej współczująca, mądrzejsza wersja siebie. Jak w przypadku wszystkich sposobów, jakimi manifestuje się lęk, możesz oprzeć się nawoływaniu oraz tępemu bólowi albo przejść przez centrum burzy lęku i się poddać – i wyruszyć w najbardziej transformującą przejażdżkę w swoim życiu.
Czym jest zdrowa miłość?
Aby opuścić miejsce, w którym się znajdujemy, musimy wiedzieć, dokąd zmierzamy, a ponieważ nasza kultura pozbawia nas zasad, definicji i działań określających zdrową miłość, to od tego musimy zacząć. Wiemy już, że lęk potęgują nierealistyczne oczekiwania oraz błędne przekonania i nigdzie nie uwidacznia się to bardziej niż w dziedzinie miłości romantycznej. Nadszedł czas na aktualizację naszego kulturowego systemu operacyjnego i ściągnięcie nowych zasad zdrowej miłości, aby móc być obecnym w sferze myśli – zastępując błędne przekonania prawdą.
Najlepszym miejscem na rozpoczęcie procesu aktualizacji jest – znowuż – jungowski analityk – Robert Johnson, który mówi po prostu, że dobra miłość jest jak miska owsianki. Miska owsianki? Jak nieromantycznie, pewnie powiesz. Jak prozaicznie, myślisz sobie. Miłość powinna być deserem lodowym z wisienką na górze i posypką. Miłość powinna być dekadenckim włoskim tiramisu. Owsianka? Jakie dołujące.
W naszej uzależnionej od romansów kulturze ta koncepcja doprowadza wielu ludzi do wściekłości i prowokuje następujące pytania: "A gdzie namiętność, dramat, podekscytowanie? Czy miłość nie powinna sprawiać, iż czuję, że żyję? Czy nie powinna realizować wszystkich moich potrzeb, nawet tych, o których nie wiem?".
Johnsonowi chodzi o to, że miłość nie jest lekiem na wszelkie zło, jak zwykło się nam wpajać. Kiedy jest prawdziwa i realna, często napełnia naszą duszę ciepłem i słodyczą – tak jak ciepła i odżywcza owsianka w naszym brzuchu. Dzięki niej czujemy się dobrze. To nie spektakularny romans, od którego serce w piersi zamiera – domena Hollywood. Ona po prostu działa. Jest miła. Daje poczucie komfortu. Może nie działać przez cały czas, ale przez jego większość – wasza dwójka łapie kontakt i dogaduje się w szczególny sposób. A ponieważ to nie dzieje się każdego dnia, jest to coś, co trzeba doceniać i celebrować.
Wiele osób napotyka problemy w związkach, ponieważ rzeczywistość w dużym stopniu nie spełnia ich oczekiwań. Ponieważ kulturowe pranie mózgu kreuje nierealistyczne i oparte na fantazji oczekiwania, sporo ludzi spodziewa się, że miłość będzie wyglądała i będzie odczuwana w określony sposób i prześladuje ich mentalna lista powinności: "Powinno się odczuwać miłość przez cały czas. Powinno się chcieć uprawiać seks przez cały czas (albo przynajmniej dwa lub trzy razy w tygodniu). Powinno się wyglądać na tak szczęśliwych jak wszyscy moi znajomi na Facebooku. Powinno się zawsze chcieć widzieć swojego partnera. Druga osoba powinna zawsze cię pociągać. Nigdy nie powinno się odczuwać irytacji. Powinno się błyszczeć niczym posypka zdobiąca deser lodowy". Zapytajcie jednak jakiekolwiek małżeństwo z ponad dwudziestoletnim stażem i powiedzą wam, że to nie na posypce budujesz małżeństwo. Może błyszczeć w codziennym życiu dzięki czarującemu pocałunkowi albo satysfakcjonującej rozmowie, ale ta posypka nie jest fundamentem małżeństwa. Te pary wiedzą, czym jest miłość, ale też czym ona nie jest.
Miłość to nie…
• zakochanie. Związek może zacząć się jako prawdziwa ekscytacja i pasja, motyle i fajerwerki, ale to nie jest prawdziwa miłość – i początek może wcale tak nie wyglądać, co nie sprawia, że relacja jest mniej warta lub realna. W końcu płomień gaśnie, a proces nauki o tym, czym jest prawdziwa miłość, się zaczyna;
• odpowiedź na twoje problemy ani brakujący element układanki. Jedyną osobą, która może uratować cię od kłopotów, jesteś ty sam. Tylko ty możesz sprawić, że czujesz, że żyjesz i masz poczucie pełni;
• dopasowanie do obrazu rodem z komedii romantycznej lub kolorowego magazynu;
• nieustająca pewność, że spotkałeś "tę jedyną osobę";
• błyskotliwa rozmowa za każdym razem, gdy tylko się widzicie;
• pociąg do partnera w każdym momencie dnia;
• brak wysiłku;
• lubienie się przez cały czas. Twój partner będzie cię irytował niepomiernie. To normalne.
Teraz sprawdźmy, czym jest miłość.
Miłość to…
• działanie. Kiedy naprawdę kogoś kochasz, uczysz się jego języka miłości i starasz się tak często jak to możliwe wyrażać ją w języku twojego partnera, by mógł ją odbierać. Jeśli na przykład językiem twojego partnera jest dotyk fizyczny, możesz mówić "kocham cię" przez cały dzień, ale nic nie zakomunikuje mu twojej miłości równie skutecznie jak przytulenie, masaż karku czy pocałunek;
• wybór. Dokonujemy wyboru, by podjąć ryzyko kochania. Decydujemy się na praktykowanie otwierania swojego serca w pełni na naszego partnera. Świadomie przełamujemy bariery lęku, które próbują przekonać nas, by uciekać. Decydujemy się kwestionować błędne przekonania i nierealistyczne oczekiwania szerzone przez popkulturę, która mówi, że musisz mieć stuprocentową pewność, że to ta "właściwa" osoba, "ta jedyna", twoja bratnia dusza. Dokonujemy wyboru, by się zaangażować i w ten sposób zgadzamy się na to, by oddawać się trwającej całe życie nauce miłości;
• wysiłek. Prawdziwa miłość będzie cię przekonywać, by dla partnera wyjść poza strefę swojego komfortu;
• szansa rozwoju i głębszego poznania siebie. Miłość cię skłania, by przekraczać własne granice dla drugiego. Miłość zachęca cię do otwarcia serca, nawet kiedy nawykowa reakcja to zamknięcie się i wycofanie z powodu lęku. Miłość popycha cię do granic. Na ekranie twarzy twojego partnera odbija się każdy lęk, niepewność i stare rany. Zostaniesz poproszony o wzięcie pełnej odpowiedzialności za własny ból. Poprzez chęć odczuwania tego cierpienia serce otworzy się na radość kochania;
• ryzyko. Miłość mówi "Zaryzykuj całym sobą. Zaryzykuj całą swoją wiedzą. Zaryzykuj bezpieczeństwem i bezpiecznym życiem, jakie znałeś". Ponieważ, kiedy zdecydujesz się powiedzieć "tak" miłości, twoje serce stanie się podatne na ryzyko zranienia. Większość z nas tworzy złożone mechanizmy obronne, by unikać tego ryzyka. Posuwamy się nawet tak daleko, by przekonać się, że musimy odejść z kochającego, cudownego, uczciwego związku, kiedy tak naprawdę boimy się podjąć ryzyko związane z kochaniem;
• coś znacznie bardziej skomplikowanego niż nasza kultura jest gotowa przyznać, co poświadcza fakt, że mamy tylko jedno słowo na określenie miłości.
Skomentuj artykuł