Jan Himilsbach klął jak szewc i pił... od dziecka. Z patriotycznego obowiązku

Jan Himilsbach w scenie z serialu "Jan Serce" (fot. YouTube/Legnickie Centrum Kultury)

Na trzeźwo Jan Himilsbach zastanawiał się, co ma po pijaku powiedzieć - tak w jednej z anegdot opisał siebie bohater książki Ryszarda Abrahama. "Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy" jest ulepioną z różnych historii opowieścią o aktorze-naturszczyku i pisarzu w jednej sobie, który w życiu był także kamieniarzem, pracownikiem kopalni i piekarni, rybakiem na kutrze, pomocnikiem gajowego, ślusarzem i grabarzem. Cokolwiek robił, towarzyszyły mu dwa zachowania: dużo pił i nieustannie przeklinał.

Picie jako patriotyczny obowiązek

W autobiograficznym opowiadaniu "Kombatanci" Himilsbach opisał swoją alkoholową inicjację, która podobno przypadła na dzień 12 września 1939 roku, krótko przed wkroczeniem do Mińska Mazowieckiego wojsk niemieckich. Wówczas matka Jasia urządziła kolację dla trzech naszych żołnierzy. To oni właśnie wpadli na pomysł, aby poczęstować alkoholem małego Janka.

DEON.PL POLECA

- To dziecko - oponowała jego matka. - Dziecko, ale Polak, i pić musi - kategorycznie orzekli żołnierze. Od tamtej pory picie stało się dla niego patriotycznym obowiązkiem.

Himilsbach ze wstrętem spoglądał więc na niewyskokowe trunki, mówiąc: - Wody nie piję, bo w wodzie rybki się pier*ą.

I po co ten angielski?

Himilsbach miał propozycję zagrania w zachodnim filmie. Był tylko jeden warunek angażu: musiał opanować język angielski. Po długim namyśle Jan odmówił. Kiedy pytali go o powody odrzucenia tak intratnego kontraktu, Himilsbach wypalił szczerze:

– Pomyślcie sami, nauczę się angielskiego, a oni jeszcze gotowi odwołać produkcję filmu. I co wtedy? Zostanę jak głupi ch* z tym angielskim…

Do czego służy umywalka

Obory. Dom Pracy Twórczej Związku Literatów Polskich Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Polskiego Pen Clubu. Himilsbach dostał wspólny pokój z Jerzym Putramentem. Dwa łóżka, zlew i szafa, pośrodku jeden stół, dwa krzesła oraz radio. A toaleta na korytarzu. Wspólna. Zawsze kolejka.

I tak siedzą w tym pokoju przy tym jednym stole na tych dwóch krzesłach, dobrze ułożony polonista/publicysta/poseł na sejm PRL, i nieokrzesany aktor/naturszczyk/żywioł, kiedy z ust Jana pada pytanie:

- Jureczku, ustalmy pryncypia. Szczasz do umywalki? Bo ja szczam.

Wtedy Putrament zażądał zmiany pokoju lub współlokatora.

Ryszard Abraham "Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy" (Wyd. MANDO)

W która stronę łyżeczką kręcisz...

Reżyser Stanisław Manturzewski przytoczył opowieść:

– Potężny facio, gruba szycha, minister i członek KC słodzi herbatę w SPATiF-ie. Jeden jego kaprys może zetrzeć w pył albo wynieść na szczyty, od niego zależą skierowania do produkcji, awanse, nagrody, ordery… Dziś dygnitarz jest w nastroju liberalnym, otoczony motylim wielbicieli rojem łaskawie do podziału rozrzuca uśmiechy. Jeden uśmiech życzliwie protekcjonalny leci w stronę Himilsbacha.

– W którą stronę łyżeczką kręcisz ch*u! – warczy w kierunku rozanielonego dygnitarza Jaś.

Himilsbach, Holoubek i inteligencja

Do SPATiF-u wpadł nasz bohater i krzyknął na cały głos:

– Inteligencja wypier*ć!

Chwila konsternacji, goście patrzą po sobie. Na to wstaje od stolika Gustaw Holoubek i mówi:

– Nie wiem jak państwo, ale ja będę wypier*ł. (…)

Czy to węgiel przywieźli? Nie, to artyści przyszli

Znajomy Himilsbacha zaprosił go razem z Maklakiem [Zdzisław Maklakiewicz - przyp. red.] na weekend do swojego domu. Powiedział mamie, że przyjadą w odwiedziny sławni artyści, znani z kina i telewizji. Starsza pani była zachwycona. Zakładała, że muszą to być wspaniali, kulturalni i dystyngowani ludzie. Sobota rano. Świeci słońce. Babie lato. Okna szeroko pootwierane. Przy stole w kuchni siedzi przyjaciel Himilsbacha ze swoją mamą. Właśnie skończyli śniadanie i z niecierpliwością czekają na parę sławnych artystów. Nagle z ulicy zaczynają dobiegać czyjeś męskie ożywione głosy.

– Ja ci, k*a, mówię, że to jest tu!

– Ty mi tu nie pier*l, bo to nie jest tutaj!

– No co ty, k*a!

– O, nareszcie! Węgiel przywieźli! – odzywa się starsza pani.

– Nie, to nie węglarze. To przyjechali pan Himilsbach z panem Maklakiewiczem.

Złośliwy nawet po śmierci

Malarka Krystyna Cierniak-Morgenstern:

– Moja mama po obejrzeniu filmu Trzeba zabić tę miłość powiedziała do mnie:

– Wiesz, Kuba wziął do roli tego pijaka Himilsbacha! Ja to nie chciałabym przy nim nawet leżeć na cmentarzu, bo cały alkohol by na mnie spłynął!

Mijają lata. Idę pewnego dnia na grób mojej mamy na cmentarz Północny na Wólce Węglowej, patrzę, kto koło niej leży – Janek!

To się nazywa złośliwość osób martwych!

Przytoczone anegdoty pochodzą z książki Ryszarda Abrahama "Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy" (Wyd. MANDO)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jan Himilsbach klął jak szewc i pił... od dziecka. Z patriotycznego obowiązku
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.