Joanna Koroniewska: Poczułam się tam zerem i przez wiele lat się odbudowywałam

Joanna Koroniewska: Poczułam się tam zerem i przez wiele lat się odbudowywałam
Joanna Koroniewska (fot. YouTube/W MOIM STYLU Magda Mołek)

- O aktorstwie marzyłam, odkąd pamiętam - mówi w rozmowie z Karoliną Korwin Piotrowską aktorka Joanna Koroniewska, znana m.in. z serialu "M jak miłość". Studia w Szkole Filmowej w Łodzi były dla niej traumatycznym doświadczeniem, a mobbing, którego stała się ofiarą, pozostawił na wiele lat ślad w jej osobowości. - To była próba zdobycia władzy nad tobą. Tak działa psychopata: reżyseruje emocje, manipuluje - tak w książce "Wszyscy wiedzieli" dzieli się Joanna Koroniewska wspomnieniami przeżyć z łódzkiej filmówki.

- Nie ukrywam, że moje życie nie należało do najłatwiejszych, by nie powiedzieć trudnych - wyznaje Joanna Koroniewska. - Wychowywała mnie tylko mama, nie miałam ojca. Niestety mam za sobą sporo traumatycznych przeżyć. Aktorstwo było dla mnie absolutną odskocznią i ratunkiem, formą niesamowitego spełnienia. Uciekałam w teatr, chodząc na spektakle, biorąc udział w warsztatach, miałam bardzo wiele zajęć pozalekcyjnych, często spędzałam czas poza domem - opowiada.

Karolina Korwin Piotrowska: Rozmawiałam z wieloma osobami po Łodzi i wszyscy pytali: „Będziesz rozmawiała z Aśką Koroniewską? Ty wiesz, co oni jej zrobili?!”. No więc, co ci zrobili? Bo twoja historia stała się sztandarowa dla opisu sytuacji w łódzkiej szkole.

Joanna Koroniewska: Kiedy tylko o tym pomyślę, od razu mam łzy w oczach i zaczynam się trząść. Pewnie powinnam pójść na terapię, żeby wyrzucić to z siebie. Może ciebie potraktuję trochę jak terapeutkę.

DEON.PL POLECA

Zacznijmy do tego, że doszłam do takiego momentu w swoim życiu, w którym przestałam się bać. Między innymi dlatego, że ów lęk odrzucili też inni ludzie. Sama nie miałam w sobie tyle siły. Obawiałam się tego, że padną wobec mnie zarzuty, że ujawniając pewne rzeczy, chcę coś zyskać, podnieść swój status, swoją wartość. (...)

Ta historia jest ważna dla mnie, ale nie tylko dla mnie. Niewiele mówiłaś o tym, co się stało.

- Nic nie mówiłam. Mam wrażenie, że to, co mi się przydarzyło, raz na jakiś czas spotyka w szkole też inne osoby. Są tam wykładowcy, którzy wybierają sobie na roku ofiary. Te ofiary albo się z czasem poddają i zostają zniszczone, albo potrafią przetrwać i się wzmacniają. Zawsze dostawałam komunikat, że wszystko, co się dzieje na zajęciach, jest po to, by mnie wzmocnić. Pamiętajmy o okolicznościach z mojego życia: wychowywałam się bez ojca, nie miałam rodzeństwa, moja matka ledwo wiązała koniec z końcem. Żeby w ogóle pójść na studia, wyjechałam wcześniej do Anglii, tyrałam w czterech różnych pracach, spałam po pięć godzin dziennie. Nie mogłam wziąć pożyczki, bo nikt by mi jej nie udzielił. Ta opowieść o „wzmacnianiu” mnie powinna być więc postrzegana w tym kontekście.

 

Ale kiedy to się zaczęło?

- Na pierwszych zajęciach. Już wtedy poczułam, że coś jest nie tak. To były zajęcia z panią Ewą Mirowską, która mimo że nie miała pod opieką naszego roku, to trochę pomagała profesorowi Bednarzowi. Ona zawsze miała coś do powiedzenia na mój temat.

Na przykład?

- Od początku byłam dla niej Emilią Plater.

Dlaczego?

- Nie rozumiałam tego z początku. Najpierw wydawało mi się, że chodzi jej o to, że jestem krnąbrna. Potem okazało się, że dla Mirowskiej Emilia Plater to przede wszystkim dziewica bohaterka. Ta pani coś sobie o mnie wykminiła i wydawało jej się, że to mnie ośmieszy. Nie zwierzałam się jej z mojego życia prywatnego, nie miała pojęcia, czy z kimś jestem czy nie. Byłam wtedy bardzo niepoukładana, krnąbrna, ale zarazem delikatna i wstydliwa. I może o tę wstydliwość jej chodziło. Emilią Plater byłam przez cztery lata. Było wiele innych drobnych rzeczy, całe mnóstwo, części z nich już nie pamiętam. Od dzieciństwa bezwiednie robiłam sobie loczki palcami…

Mnóstwo kobiet tak robi z włosami.

- No właśnie. A ona mnie za to sztorcowała. Mówiła, że wyglądam jak idiotka, kretynka, co ja w ogóle robię z tymi włosami. Przeszkadzało jej bardzo coś, co było moim odruchem, na który w dużej mierze nie miałam wpływu.

Karolina Korwin Piotrowska Karolina Korwin Piotrowska "Wszyscy wiedzieli" (wyd. MANDO)

Rozumiem, że to się działo przy całej grupie studentów?

- „Popatrz na siebie, jak ty wyglądasz!”. Pozwalała sobie na to bardzo często.

Dlaczego wybrała ciebie?

- Nie wiem. Wszyscy mi mówili, że jestem jej ulubienicą, ale chyba tak nie było, bo były inne dziewczyny, też na moim roku i na wyższych latach, które ceniła bardziej. Mnie traktowała inaczej. Mam wrażenie, że ona cały czas tłumaczyła sobie, że tymi uwagami mnie wzmacnia, bo inaczej nie poradzę sobie potem w pracy. Wiele rzeczy wyparłam, również dlatego, że nie chciałam rozpamiętywać przeszłości. Ale jedna rzecz była naprawdę trudna. Zresztą zrobiła wrażenie na wszystkich, nie tylko na mnie. Również na świętej pamięci opiekunie roku, bo takich rzeczy się nie robi.

Co masz na myśli?

- Ona przerwała mój egzamin. Dlaczego? Miałam dłuższy monolog. Wszyscy siedzieli wokół: komisja, inni studenci. A Mirowska parokrotnie gwałtownie mi przerywała: „Źle! Nie tak, jeszcze raz. Źle! Jeszcze raz”. I kazała zaczynać od nowa. Podobno nic takiego nigdy nie zdarzyło się na egzaminie.

Dlaczego to zrobiła? Jakoś to umotywowała?

- Pozwól, że opowiem, co było dalej. Wyszłam z egzaminu. Zrobiłam to, co chciałam. Nie popłakałam się. Za to po egzaminie owszem, bo byłam przekonana, że go nie zdałam. Po czym okazało się, że dostałam ocenę pozytywną. I to chyba nawet piątkę.

Jak to wytrzymałaś? Stoisz na scenie, jesteś egzaminowana, czyli dzieje się bardzo ważna rzecz, od której zależą twoje dalsze studia. Zaczynasz mówić tekst, dajesz z siebie wszystko i słyszysz: „Źle! Nie tak, jeszcze raz”. Ja bym emocjonalnie tego nie zniosła.

- Myślę, że dzięki wspomnianej pani niewiele rzeczy mnie zdziwi na świecie. Wydaje mi się, że gdyby trafiła na osobę bardziej kruchą, mogłoby się to różnie skończyć. To był rollercoaster emocjonalny. Porównałabym to do filmów Larsa von Triera. Doświadczenie graniczne, próba dojścia do krawędzi i pokazania granic emocjonalnej wytrzymałości. Gdzie jest ten moment, kiedy ona się złamie? A może zyska wtedy siłę? Wydaje mi się jednak, że to drugie raczej nie.

Tam byli inni wykładowcy? Czy ktoś zareagował?

- Nikt. Natomiast dowiedziałam się niedawno od koleżanki z roku, że Aleksander Bednarz był w wielkim szoku. Mówił bardzo emocjonalnie, że w tej szkole jeszcze nic podobnego się nie zdarzyło. Po takim doświadczeniu uznajesz, że jesteś nikim, totalnym zerem. A potem nagle bang! – dostajesz dobrą ocenę. I w głowie masz już tylko: „O co chodzi?!”. Dla mnie to zachowanie psychopatyczne. To była próba zdobycia władzy nad tobą. Tak działa psychopata: reżyseruje emocje, manipuluje. Tak, to była manipulacja emocjonalna. Ale zobacz, jaką siłę ma ta kobieta, skoro żaden z wykładowców się nie odezwał. Nie było z tego żadnej afery. Kolejna sytuacja, która została zamieciona pod dywan. Nie było tematu.

Poczułam się tam zerem i przez wiele lat się odbudowywałam.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Karolina Korwin Piotrowska

Wszyscy wiedzieli. Wszyscy milczeli. Coś wreszcie pękło.

„Pani, jak na kobietę, to nawet nie jest głupia!”. „Szkoda, że tych tłustych nóg nie możesz sobie obciąć”. „To dzięki jej nieuctwu będziemy wszyscy tu stać do rana”....

Skomentuj artykuł

Joanna Koroniewska: Poczułam się tam zerem i przez wiele lat się odbudowywałam
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.