Czułam się jako dziecko "drugiej kategorii". Brakowało mi ciepła i czułości

Fot. Depositphotos.com

Choć nigdy formalnie nie odeszłam od Kościoła, to dopiero dzięki zetknięciu się ze środowiskiem dominikańskim i Odnową w Duchu Świętym zrozumiałam, jak cenna jest dla mnie otrzymana w Kościele katolickim wiara, i że chcę nią żyć, zgłębiać ją i rozwijać. Odkryłam na nowo relację z Bogiem i właśnie z perspektywy tej relacji mogłam bez lęku wrócić do trudnych momentów mojego życia, o których dotąd starałam się nie myśleć, zapomnieć o nich, czy mówiąc językiem psychologii – wyprzeć je.

Miałam bardzo niskie poczucie własnej wartości. Byłam nieśmiała i wstydziłam się innych. Dręczyły mnie kompleksy, lęki, dopadał smutek. Wpadałam w pierwsze, dość niewinne, charakterystyczne dla mojego wieku uzależnienia. Miałam problem z onanizmem. Obgryzałam paznokcie. Podjadałam słodycze. Przesadzałam z telewizją i przesiadywaniem na internetowych czatach. Byłam bardzo samotna i nieszczęśliwa. Dopiero wiele lat później, bo jako dorosła kobieta, mężatka i matka, a także gorliwa neofitka, zaczęłam od nowa przyglądać się swojemu dzieciństwu. Dodam, że choć nigdy formalnie nie odeszłam od Kościoła, to dopiero dzięki zetknięciu się ze środowiskiem dominikańskim i Odnową w Duchu Świętym zrozumiałam, jak cenna jest dla mnie otrzymana w Kościele katolickim wiara, i że chcę nią żyć, zgłębiać ją i rozwijać. Odkryłam na nowo relację z Bogiem i właśnie z perspektywy tej relacji mogłam bez lęku wrócić do trudnych momentów mojego życia, o których dotąd starałam się nie myśleć, zapomnieć o nich, czy mówiąc językiem psychologii – wyprzeć je.

Już nie winiłam siebie. Potrafiłam spojrzeć na siebie jak na małe dziecko wyposażone w całkiem nowe doświadczenie bezwarunkowej miłości Ojca. Dopiero dzięki niej zrozumiałam, jak bardzo przez lata mi jej brakowało. Brakowało czułości, ciepła, poczucia bycia kochaną i przyjętą, brakowało pewności, że ktoś we mnie wierzy, że mi kibicuje, że nie skreśli mnie za moje porażki, ale pomoże mi wyjść z nich mocniejszą i mądrzejszą. Brakowało potwierdzenia, że jestem piękna, że mam zdolności, które warto odkrywać, że jestem wartościowym człowiekiem, który może wiele wnieść w relacje z innymi.

Zła i sfrustrowana zaczynałam wlec się z tyłu

Nigdy nie narzekałam natomiast na deficyty dotyczące podstawowych potrzeb. Miałam co jeść, w co się ubrać, miałam zapewnioną opiekę, korepetycje, zajęcia dodatkowe, wyjeżdżałam na wakacje, nikt nie stosował wobec mnie przemocy. Wszystko wydawało się być w należytym porządku. Stąd bardzo trudno było mi zauważyć tak subtelne braki, jak te, które wymieniłam powyżej.

DEON.PL POLECA

Myślę, że moi rodzice robili wszystko to, co uważali za dobre dla mnie. Nie potrafili natomiast zapewnić mi tego, czego potrzebowałam. Byli zasadniczy, konkretni, wymagali dobrych ocen, rzadko chwalili i nie poświęcali zbyt wiele uwagi. Po co, skoro dobrze się uczyłam i nie sprawiałam większych kłopotów, może z wyjątkiem moich utarczek z rodzeństwem? Znamienne było także to, jak wiele uwagi poświęcali sobie nawzajem, oczekując, że ja i moje rodzeństwo zajmiemy się sobą. Pamiętam długie spacery po lesie, podczas których bardzo się nudziłam, ponieważ rodzice w ich trakcie toczyli rozmowy, których nie rozumiałam ani nie byłam zaproszona, żeby się w nie włączyć. Zła i sfrustrowana zaczynałam wlec się z tyłu, chcąc zmusić moich rodziców, żeby mnie zauważyli. Koniec końców kucałam i czekałam, aż zauważą moją nieobecność. Zazwyczaj zajmowało im to sporo czasu, a kiedy już do tego dochodziło, złościli się na mnie i grozili mi, że jeśli za nimi nie pójdę, zostawią mnie i pójdą sobie. Po jakimś czasie moja złość ustępowała lękowi, że spełnią swoją groźbę i szłam dalej za nimi, pochlipując i przełykając zniewagę, jaką było nazwanie mnie „beksą”.

Czułam się jako dziecko "drugiej kategorii"

Przez wiele lat, w moim odczuciu, funkcjonowałam jako dziecko „drugiej kategorii”. Gdy moi młodsi bracia podrośli, moi rodzice cieszyli się dużo lepszą sytuacją finansową. Przeprowadziliśmy się do domku jednorodzinnego pod miastem. Zaczęli też regularnie wyjeżdżać na zagraniczne wakacje, w których ja i moja starsza siostra nigdy nie brałyśmy udziału. Podejrzewam, że decydowały o tym względy logistyczne. Łatwiej i taniej wybrać się w po[1]dróż w cztery osoby niż w sześć. Być może rodzice wzięliby mnie ze sobą, gdybym ich o to poprosiła. Bardzo możliwe, że zmieniliby plany. Znamienne natomiast jest dla mnie w tej sytuacji to, że nigdy tego nie zrobiłam. Myślę, że przyjmowałam nieme założenie, że mi się to nie należy. Pamiętam wiele sytuacji, kiedy nie prosiłam o coś, chociaż bardzo o tym marzyłam, bo nie uważałam, że mi wolno. Czasem były to ciastka na stole, gdy przychodzili goście, innym razem nowe ciuchy czy wyjazd na narty, o którym marzyłam, od kiedy tata powiedział mi, że kiedyś pojedziemy, a wiele lat później jeździł z mamą i moimi braćmi. To chyba był moment, kiedy trzymałam się z tyłu, nie łudząc się już, że ktokolwiek zauważy moją nieobecność, a co dopiero, że po mnie wróci…

(…) Chciałabym móc powiedzieć, że jestem jak bohater tego rozdziału – Józef [Egipski – przyp.red], bo niezrozumienia i odrzucenia doświadczyłam w pierwszej kolejności od swoich bliskich. Niestety nie zdobyłam się ani na takie zaufanie do Pana Boga, by od początku pozwolić Mu pokierować swoim życiem na wygnaniu, ani na to, by na zaistniałą sytuację nie reagować odrzuceniem względem innych. To właśnie czyni Józefa tak wyjątkowym przewodnikiem i nauczycielem.

Nastoletni Józef mógł się łudzić, że wrogość, której doświadcza w słowach i spojrzeniach swoich braci, z czasem ustąpi. Teraz musiało dojść do niego z całą stanowczością, że ten stan jest definitywny. Ci, od których spodziewał się dobra, miłości, opieki, nie tylko okazali się obojętni na jego błagania i żale, o których dowiadujemy się z późniejszych fragmentów Pisma. Potraktowali go jak obcego, którego bez wahania sprzedali w niewolę. Tak zaczęło się jego dorosłe życie z dala od ukochanego ojca i Beniamina, który z racji wieku nie wypasał wtedy z nimi trzody. Jedynym, na kim Józef może się oprzeć i robi to, jest Pan Bóg, który nie przestaje mu błogosławić w jego niedoli.

Tekst jest fragmentem książki "Odrzucenie" Agaty Adaszyńskiej - Blachy i Michała Kusia, wydanej przez Wydawnictwo WAM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czułam się jako dziecko "drugiej kategorii". Brakowało mi ciepła i czułości
Komentarze (3)
IS
~Irena S-m
18 kwietnia 2022, 08:26
Narzekanie na rodziców ani obwinianie ich nie pomaga w niczym. Wdzięczność im przynosi radość. "Czcij ojca i matkę, żebyś długo żył i by ci się dobrze powodziło" - to słowa życia.
KZ
~Kat Zer
21 kwietnia 2022, 08:32
Ireno, obawiam się, że nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz....
IS
~Irena S-M S
15 maja 2022, 18:51
Jakiś czas temu był na tym portalu artykuł, dlaczego nie warto narzekać i obwiniać innych. Przeszłości nie zmienimy. Można zmienić tylko przyszłość. Alleluja i do przodu!