Czy człowiek może być zagniewany na własne życie, czy może żałować, że się urodził? Oto dwaj biblijni bohaterowie, którzy przeżywali właśnie takie emocje.
Aby zrozumieć paradoks zagadnienia, nad którym chcemy się pochylić, musimy mieć na uwadze spojrzenie człowieka Biblii na ludzkie życie: jest ono największym darem i wartością, każde dziecko to skarb dla rodziny. Wystarczy przyjrzeć się psalmom, by dostrzec, jak wiele z nich zawiera błaganie o zachowanie przy życiu, ocalenie przed zagrożeniem. Można powiedzieć, że aż do czasów machabejskich życie było wartością najwyższą, dopiero bowiem w II wieku Izraelici zostają postawieni przed wyborem: wierność Bogu lub życie i zaczynają się czasy męczenników za wiarę.
Skorzystaj ze specjalnego rabatu - do 40 proc. na książki o tematyce biblijnej. Użyj kodu TB21
Tylko dwóch bohaterów biblijnych wykazuje inną, zaskakującą postawę: nie tylko pragną śmierci, ale też przeklinają początek swojego życia. Łatwo odgadnąć, kto jest pierwszym z nich: to Hiob, dotknięty długą serią rozmaitych bolesnych doświadczeń.
Hiob i... pozytywne aspekty Szeolu
W odróżnieniu od psalmistów błagających Boga, by zachował ich od zejścia do Szeolu, krainy zmarłych (pamiętajmy, że mówimy tu o czasach, gdy nie rozwinęła się jeszcze nauka o nagrodzie po śmierci i o zmartwychwstaniu umarłych, ostatecznym losem człowieka jest zatem wegetacja jego cienia w Szeolu), Hiob marzy o tej ponurej krainie, w której wreszcie zaznałby spokoju: „Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po cóż mnie przyjęły kolana, a piersi podały mi pokarm?
Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym we śnie pogrążony z królami, ziemskimi władcami, co sobie stawiali grobowce, wśród wodzów w złoto zasobnych, których domy pełne są srebra. (…) Tam niegodziwcy nie krzyczą, spokojni, zużyli już siły. Tam wszyscy więźniowie bez lęku, nie słyszą już głosu strażnika; tam razem i mały, i wielki, tam sługa jest wolny od pana. Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno, szukają jej usilniej niż skarbu; cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu” (Hi 3,11–15.17–22).
Zauważmy pozytywne aspekty Szeolu, jakie dostrzega Hiob: brak przemocy (niegodziwcy nie mają już sił!) oraz równa pozycja władców i sług.
Można by rzec, że Szeol to najbardziej egalitarna społeczność w starożytnej myśli. Jak jednak wspomnieliśmy, Hiob nie tylko wyraża z goryczą swoją tęsknotę za krainą zmarłych, lecz także w ostrych słowach wypowiada się o chwili swoich narodzin. Można zgadnąć, jak wielką radością dla jego rodziny były narodziny dziecka, zwłaszcza że był to chłopiec, spadkobierca rodzinnego majątku i rodzinnych tradycji.
Tymczasem on sam, dotknięty rozlicznymi cierpieniami, tak ocenia tamte chwile: „Niech przepadnie dzień mego urodzenia i noc, gdy powiedziano: «Poczęty został mężczyzna». (…) Niech zgasną jej gwiazdy wieczorne, by próżno czekała jutrzenki i źrenic nowego dnia nie ujrzała; bo nie zamknęła mi drzwi życia, by zasłonić przede mną mękę. Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po cóż mnie przyjęły kolana, a piersi podały mi pokarm?” (Hi 3,3.9–12). „Oby Bóg zechciał mnie zmiażdżyć, wyciągnąć rękę i przeciąć pasmo mych dni” (Hi 6,9).
Jeremiasz i jego niewdzięczna misja
Czytelnikowi mniej obeznanemu z księgami biblijnymi trudniej byłoby natomiast rozpoznać drugiego bohatera, który wolałby śmierć niż życie, a jest nim… prorok Jeremiasz. Misja Jeremiasza jest nie tylko bolesna dla jego serca, lecz także sprowadza na niego prześladowanie: mieszkańcom Jerozolimy, przekonanym, że wszystko układa się pomyślnie, ma głosić nadchodzącą zagładę miasta – swojego miasta, które bardzo kocha! – a na dodatek zapowiedzieć zburzenie świątyni, która przecież miała być wiecznym znakiem obecności Boga pośród ludu. Jeremiasz wyznaje, że kiedyś próbował stłumić w sobie proroczy głos, ale bezskutecznie. On nie rozumie, dlaczego właśnie jemu przypadła w udziale tak niewdzięczna misja, z której powodu znosi różne cierpienia.
Dlatego posuwa się do przeklęcia dnia swoich narodzin, nawet człowieka, który ogłosił jego bliskim tę radosną wieść. Prorok oskarża bezimiennego człowieka o to, że nie zabił go u początku życia. „Biada mi, matko moja, że mnie urodziłaś, męża skargi i niezgody dla całego kraju” (Jr 15,10). „Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem! Dzień, w którym urodziła mnie matka moja, niech nie będzie błogosławiony! Niech będzie przeklęty człowiek, który powiadomił ojca mojego: «Urodził ci się syn, chłopiec!» – sprawiając mu wielką radość. Niech będzie ów człowiek podobny do miast, które Pan zniszczył bez miłosierdzia! Niech słyszy krzyk z rana, a wrzawę wojenną w południe! Nie zabił mnie bowiem w łonie matki: wtedy moja matka stałaby się moim grobem, a łono jej wiecznie brzemiennym. Po co wyszedłem z łona matki? Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie i dokonać dni moich wśród hańby?” (Jr 20,14–18).
Nie myślmy jednak, że w ostatnich słowach proroka jest gorycz. Gdy spełnią się jego zapowiedzi, a naród pogrąży się w żałobie, Bóg uczyni Jeremiasza posłańcem nadziei: będzie zapowiadał przyszłe Nowe Przymierze, a na znak nadziei i odnowienia narodu kupi ziemię. Paradoksalny prorok, zawsze niedopasowany do otoczenia. Prorok wielkich emocji – goryczy i nadziei, miłości i gniewu.
Danuta Piekarz
Skomentuj artykuł