Jak czytać Pismo Święte, by się nie zniechęcić? Jaka jest rola modlitwy, pokory i… grzechu w duchowej lekturze? Skąd wiemy, że Bóg jest i woła nas, byśmy przez Słowo wchodzili z Nim w relację? Z dr Danutą Piekarz, jedną z najlepszych polskich biblistek, rozmawia Marta Łysek.
Czy w XXI wieku jest nam potrzebne Pismo Święte?
Tak samo możemy zapytać, czy w tym roku jest nam potrzebny Bóg. Pismo Święte to Słowo Boga. Jeśli w tym roku nie jest nam potrzebny Bóg, to Pismo Święte też nie jest nam potrzebne.
Nie patrzymy na Biblię jak na coś archaicznego?
To zawsze jest problem, zwłaszcza dla początkującej osoby: fakt, że są to księgi powstałe przynajmniej dwadzieścia wieków temu. To jest nieuniknione, że zderzamy się z inną mentalnością, inną kulturą. Nie ukrywajmy tego: to jest trudne. Ale powiedzmy sobie szczerze: jeżeli Kowalski kupi sobie nowy komputer i czyta instrukcję, czy nie ma z nią trudności? Sama wpadam w przerażenie na widok języka przeciętnej instrukcji, bo język techniczny nie jest moim językiem. Ale czytam ją, bo wiem, że jest ważna i że nie mogę sobie bez niej poradzić.
I Pismo Święte jest jak instrukcja.
Tak, jak instrukcja życia. Jeśli nie chcę zepsuć sobie życia, to ją czytam. Słyszałam też kiedyś stwierdzenie, że Pismo Święte jest jak bardzo dobrze zapakowany prezent. Wyobraźmy sobie, że dostajemy złoty pierścionek zapakowany w dwadzieścia pudełek. Jeżeli szanuję ofiarodawcę, to podejmę trud otwarcia prezentu. Czytanie Pisma Świętego może być zmaganiem się ze słownictwem, z kulturą, których nie znamy, ale jeśli jest dla mnie ważne i szanuję Tego, Kto mi je dał, podejmę trud odpakowania prezentu.
Pismo Święte jest jak instrukcja życia.
Jeśli nie chcę zepsuć sobie życia, to je czytam.
Od czego zacząć odpakowywanie, żeby nie poczuć zniechęcenia już na samym początku?
Najczęściej zaleca się rozpoczęcie od Ewangelii, dlatego, że z nimi jesteśmy najbardziej osłuchani. Ewangelie są najczęściej komentowane w kazaniach, więc przeciętny czytelnik ma jakieś pojęcie, o co w nich chodzi. Z kolei pewien biblista radził osobom zupełnie nie znającym prawd wiary zacząć od ksiąg mądrościowych Starego Testamentu, na przykład od Księgi Przysłów. Tam są rady dla każdego i one się mogą okazać bardziej wciągające. Ale trzeba też wtedy pamiętać, że to nie jest ostatnie słowo Boga, że te teksty mogą nas zadziwić, bo one są dostosowane do poziomu ludzi tamtego okresu.
Ze Starym Testamentem bywa też tak: ktoś go czyta i bardzo mu się nie podoba starotestamentalny obraz Boga, więc woli już w ogóle nie czytać Pisma Świętego, bo z takim Bogiem nie chce mieć do czynienia.
Przyznam, że sama miałam ten problem, zanim zaczęłam studia teologiczne. Ile razy otwierałam Pismo Święte, trafiałam na coś, co mnie gorszyło, niepokoiło. Stwierdziłam w końcu, że bezpieczniej będzie czytać jakieś pobożne książki niż coś, co będzie mnie ciągle niepokoić. Ale studia teologiczne dały mi bardzo ważny klucz: Pismo Święte nie jest księgą, która gotowa spadła z nieba. To jest stopniowy zapis dialogu Boga z człowiekiem.
Jeżeli panią poznaję, najpierw widzę tylko, jak pani wygląda, potem pani coś mówi o sobie, ja to zapisuję i stopniowo dochodzę do coraz głębszego poznania. Natomiast jeśli chodzi o obraz Boga w Starym Testamencie, trzeba też pamiętać o jednym: ci ludzie tak zapisywali, jak Go postrzegali. A na przykład Izraelici w Egipcie oczekiwali Boga-wyzwoliciela, Boga, który wyrusza na pomoc swojemu ludowi. Trudno im było mówić: słuchajcie, Izraelici, Bóg kocha także Egipcjan. Oni potrzebowali Boga, który ich wyzwoli z Egiptu. I używali do Jego opisania obrazów militarnych, obrazu Boga-wojownika. Jeżeli wołam do Boga o konkretną pomoc, to mam nadzieję, że ją otrzymam i w przedstawianiu Boga mogę czasem przejaskrawić ten obraz. To jest nieuniknione.
W takim razie do czego się nam „przydaje” Pismo Święte?
Przede wszystkim do poznania Boga. Jest tym wielkim darem, w którym Bóg sam chciał przemówić do nas. Co mogłabym powiedzieć o Bogu, gdybym nie miała Pisma Świętego? Owszem, rozum może mnie doprowadzić do Boga – Stwórcy. Ale ile więcej mogłabym sama wywnioskować o Bogu, patrząc tylko i wyłącznie na stworzony świat? I tu mam Pismo Święte: wielki prezent, w którym Bóg objawia mi tyle prawd o sobie. Dlaczego? Bo żeby być z kimś w relacji, prowadzić dialog, trzeba go znać.
Kiedyś czytałam, jak przygotowywano w pierwszych wiekach katechumenów do chrztu. Zaskoczyło mnie, że opowiadano im historie bohaterów Starego Testamentu. Mój pierwszy odruch: a po co? Przecież lepiej, żeby ci ludzie poznali Ewangelię. Ale te historie ze Starego Testamentu, o Abrahamie, Jakubie, Mojżeszu są bardzo przydatne. Możemy w nich zobaczyć, w jaki sposób Bóg wchodzi w relację, w dialog z człowiekiem. Jak czasem stawia go w sytuacjach nieprzewidzianych. To nas bardzo uczy życia z Bogiem, by nie doznać zaskoczenia w naszej osobistej relacji z Nim.
Historie bohaterów Starego Testamentu uczą nas życia z Bogiem,
by nie doznać zaskoczenia w naszej osobistej relacji z Nim.
Od których biblijnych ksiąg lepiej nie zaczynać poznawania Boga?
Nie zaczynać od Apokalipsy; ani od proroków mniejszych, czyli od tych ksiąg, które wymagają wprowadzenia, przygotowania, znajomości tamtej kultury. Owszem, każdy z przyjemnością przeczyta sobie Księgę Jonasza, bo to jest wdzięczna historia, ale zrozumieć Księgę Nahuma bez żadnego przygotowania jest już trochę trudniej.
A co robić, gdy czytam, ale nie rozumiem?
Przede wszystkim mieć pokorę, by stwierdzić: może ja tego nie rozumiem, ale to nie znaczy, że to jest głupie. Nie rozumiem, więc muszę poszukać, jak zrozumieć ten tekst. Bo przecież czytały go przez wieki miliony ludzi. Musi mieć jakiś sens.
Gdzie szukać? Często, gdy szukamy wyjaśnienia, znajdujemy sto stron teologicznego, kulturowego, społecznego i historycznego komentarza do jednego wersetu,. Można w tym zginąć.
Z komentarzami jest tak, że każdy człowiek ma swój smak, swoje oczekiwania, swoje możliwości. To, co jednemu bardzo się przyda, innemu nie bardzo posłuży. Sama najczęściej polecam kilka sprawdzonych pozycji.
Pierwsza to mała inwestycja, która zajmie trochę miejsca na półce, ale na pewno warto ją mieć – to seria „Biblia dla każdego”, wydana przez Wydawnictwo Jedność. Zamysł autorów był taki, żeby to była Biblia dla rodziny. Mamy tam tekst Pisma Świętego, do tego przystępny komentarz, zrozumiały dla każdego i wyjaśniający kolejne sceny, i różne ciekawostki historyczne, archeologiczne, literackie. Bardzo przystępnie są też napisane tomy „Katolickiego Komentarza do Pisma Świętego”, które obecnie wydaje Wydawnictwo „W Drodze”. A jeśli ktoś chce wejść w realia Starego Testamentu, polecam książkę „Instytucje Starego Testamentu” Rolanda de Vaux.
Szukając prostego komentarza, nie wybrałabym jej po tytule...
No właśnie! A to książka napisana bardzo jasnym językiem, wciągająca i dostępna dla każdego, i wbrew tytułowi mówi o tym, jak funkcjonowały różne sfery życia w świecie Starego Testamentu, na przykład rodzina. Te realia nam ogromnie pomagają. Jest też seria książek włoskiego biblisty, ks. Bruno Maggioni. Opisuje w nich w bardzo ciekawy sposób postaci z czasów Starego Testamentu i różne zagadnienia ewangeliczne. Można też sięgnąć po książki o. Augustyna Jankowskiego, na przykład „Królestwo Boże w przypowieściach”.
Jest w nas czasem taka pokusa, żeby wziąć Ewangelię i samemu ją sobie interpretować. Czego wtedy na pewno nie robić?
Może lepiej: co robić. Trzeba tu wskazać dwie sprawy. Jest takie zdanie, które często spotykam w Internecie i szalenie mi się podoba, bo jest bardzo prawdziwe: Pismo Święte jest księgą wyjątkową, bo to jedyna księga, którą możemy czytać w towarzystwie Autora. Dlatego pierwsza, fundamentalna rzecz to prośba o pomoc do Ducha Świętego.
Mogę się tu podzielić osobistym doświadczeniem. Kiedyś byłam poza domem, bez moich wszystkich pomocy egzegetycznych, czytałam Pismo święte i nagle uderzyło mnie i zszokowało jedno zdanie. Zupełnie nie mogłam go zrozumieć. Zaczęłam prosić gorąco - wręcz nerwowo! - Ducha Świętego o pomoc. Wtedy przyszło nagle uspokajające światło i zobaczyłam to zdanie w jego kontekście. Wróciłam do domu, co prędzej zajrzałam do komentarza i byłam zdumiona, gdy zobaczyłam dokładnie to samo wyjaśnienie…
Pismo Święte jest księgą wyjątkową,
bo to jedyna księga, którą możemy czytać w towarzystwie Autora.
A druga rzecz?
Pokorne podejście: wiem, że mogę nie zrozumieć tekstu biblijnego i potrzebuję Bożej pomocy. Ktoś mi postawił takie pytanie: co mam zrobić, żeby dobrze zrozumieć, bo obawiam się, że mogę źle zinterpretować tekst? Moja odpowiedź bardzo zaskoczyła pytającego: sam fakt, że o to pytasz, świadczy o tym, że jesteś na dobrej drodze. Najczęściej ci, którzy źle interpretują Pismo Święte, nie stawiają sobie tego pytania; oni są przekonani, że rozumieją je absolutnie dobrze. Heretyk z reguły nie ma wątpliwości.
Zdarza się, że sięgamy po Pismo Święte jak po każdą inną książkę. Jak z opcji „czytam z ciekawości” przejść do opcji „czytam, żeby spotkać Boga”?
Czytanie z ciekawości zostawić niewierzącym! Jeżeli jestem człowiekiem wierzącym, to biorąc do ręki Pismo Święte, już powinienem się nastawić na spotkanie. Dobrą pomocą może być zdanie, które w Ewangelii Marta każe powiedzieć Marii: „Nauczyciel jest i woła cię!” On czeka na spotkanie ze mną. Woła, by mi coś powiedzieć. Przychodzę na spotkanie z Nim.
W Ewangelii Marta każe powiedzieć Marii: „Nauczyciel jest i woła cię!”
Bóg czeka na spotkanie ze mną. Woła, by mi coś powiedzieć.
I wtedy czytam, by Go poznać.
Trzeba tu dodać jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Dobrze czyta Pismo Święte tylko czyste serce. Czyste serce w znaczeniu biblijnym: nie chodzi tylko o sprawy szóstego przykazania. Jeżeli nasze serce nie jest czyste, to nasza lektura Pisma Świętego ma narzucone filtry i pewnych treści nie przyjmujemy. To tak, jakby wziąć kartkę, zrobić w niej dziurki i tylko przez nie patrzeć. Coś przeczytam, dowiem się o Bogu, ale dużo przepuszczę. Bo to by mnie zraniło, to by dotknęło mojej słabości.
Grzech przeszkadza nam czytać?
Tak, nasz grzech broni nas przed spotkaniem z Bogiem. To jest to, co Pan Jezus mówi: że kto żyje w ciemności, nie przyjdzie do światła, żeby nie wyszły na jaw jego brudy. Każdy z nas w jakiś sposób filtruje Pismo Święte. Dlatego zniechęcamy się Bogiem: bo pewne treści do nas nie docierają, bronimy się przed nimi, żeby nie dotknęły naszych czułych punktów, których zazdrośnie strzeżemy, choć wiemy, ze one są grzeszne, złe. Dlatego też często nasza lektura jest taka powtarzalna: bo pozwalamy tekstowi, żeby nam powiedział tylko jedno zdanie, bo tylko wobec tego jednego zdania czujemy się w porządku. A tu trzeba pozwolić Pismu, żeby to ono nas przeczytało, żeby dotknęło tych czułych punktów.
Czy któraś z metod czytania Pisma Świętego jest w stanie tak poprowadzić człowieka, żeby pozwolił Pismu Świętemu dotknąć się w tych czułych miejscach?
Spotkałam kiedyś u mnichów taką metodę, która może być przydatna: bardzo powolne czytanie na głos. Wtedy nie umknie mi żadne słowo.
I wtedy nie filtruję.
Tak. I druga rzecz: nie pozwolić, żeby Słowo zostało zapomniane. Pan Jezus ostrzega przed tym bardzo wyraźnie w przypowieści o siewcy. Gdy Słowo zostaje zasiane, przychodzi szatan i je porywa. Kiedy tłumaczę słuchaczom tę przypowieść, zadaję im pytanie, o czym mówiła Ewangelia w ostatnią niedzielę... Słowo zostało zasiane: przyszedł szatan i porwał to Słowo. Dlatego jest tak bardzo ważne, żeby zabrać ze sobą jakiś fragment Słowa. Znam taką wspólnotę, w której poszczególne osoby po kolei przepisują jedno zdanie z czytania z dnia i stawiają na stole. To jest też dobra metoda. To zdanie mnie dzisiaj uderzyło - i to zdanie stoi przede mną.
Właśnie: przypowieść o siewcy. Co to za dziwny siewca, który sieje na prawo i lewo? Zwykły siewca najpierw przygotuje przecież grunt i będzie siać tam, gdzie wie, że coś wyrośnie. A tu mamy siewcę, który sypie ziarnem wszędzie. Jak to interpretować w kontekście naszego czytania Pisma Świętego?
Po pierwsze - podobno rzeczywiście w Ziemi Świętej siano jeszcze przed głęboką orką i nieraz zdarzało się, że na lekko zaoranej ziemi ludzie sobie robili ścieżki na skróty; natomiast w naszej kulturze dobrze przygotowujemy ziemię, zanim zaczniemy siać. Co się jednak stanie, gdy nadamy temu sens duchowy? Odkryjemy, że Bóg jest siewcą, który ma nadzieję, że jego Słowo może wyrosnąć wszędzie. Ma tę dziwną nadzieję, że a nuż się uda, a nuż tym razem to Słowo trafi. Ojciec Amadeo Cencini powiedział kiedyś, że istnieje skandaliczna dysproporcja między ilością Słowa, jakie do nas dociera, a efektem, który wywołuje. Ale Pan Bóg nie zniechęca się, sieje dalej, rzuca ciągle to Słowo i mamy do niego dostęp.
Bóg jest siewcą, który ma nadzieję, że jego Słowo może wyrosnąć wszędzie.
Ma tę dziwną nadzieję, że a nuż się uda, a nuż tym razem to Słowo trafi.
Bóg, który z nadzieją sieje Słowo wszędzie: piękny obraz.
Tak. Kiedyś ks. Alessandro Pronzato opowiadał o więźniu imieniem Davide, dilerze narkotykowym, który był w więzieniu i zobaczył na łóżku swojego sąsiada książkę otwartą na opowieści o człowieku imieniem Dawid. To było Pismo Święte, Księga Samuela z historią o Dawidzie. Tak go to poruszyło, że wydarł tę kartkę, którą przeczytał.
Księga leżąca przypadkiem na łóżku innego więźnia doprowadziła do jego nawrócenia - bo król Dawid miał tak samo na imię… Bóg sieje Słowo na prawo i lewo. Ale najgorzej jest, gdy spotkanie ze Słowem jest tylko praktyką pobożną do zaliczenia. Bo jeżeli lektura jest jak taka moja pobożna kapliczka, którą po wyjściu zamykam i żyję swoim życiem - wtedy będzie trudno o wzrost.
Jak w niesprzyjających, pandemicznych warunkach żyć Słowem Bożym?
Te niesprzyjające warunki mogą w nas, choć nie muszą, wywołać pewien skutek: wzbudzić głód głębszej rzeczywistości. Choćby pytanie o sens tego, co się dzieje. To nas może skłonić do poszukiwania Boga, które doprowadzi do poszukiwania Słowa, i to może być jakaś szansa. Jesteśmy postawieni w sytuacji, w której wszyscy jesteśmy bezradni. Paradoksalnie to jest dobra okazja do szukania Boga: trochę taka, w jakiej był Izrael na pustyni.
A jeśli już szukamy Boga w Słowie, najlepiej znaleźć sobie jakiś stały czas na czytanie. Albo raczej: nie wystarczy liczyć na to, że się znajdzie. Kardynała Lustiger, zapytany, jak znajduje czas na modlitwę, odpowiedział: ja go nie znajduję, ja go biorę. Jeżeli będziemy liczyć na to, że znajdziemy czas na czytanie Pisma, to go nie znajdziemy nigdy. Ten czas trzeba brać.
Jeżeli będziemy liczyć na to, że znajdziemy czas na czytanie Pisma,
to go nie znajdziemy nigdy. Ten czas trzeba brać.
Co robić, gdy nasze sprawdzone sposoby na duchową lekturę nagle przestają działać?
Pamiętajmy o tym, że nie ma jednego sposobu czytania, który będzie dobry całe życie. Są dni, kiedy stać nas na głęboką kontemplację jednego wersetu i takie dni, kiedy jedyne, do czego jesteśmy zdolni, to czytanie powoli Pisma Świętego. Trzeba robić to, co nas teraz karmi. Pan Bóg nas prowadzi. A jeśli stosujemy przez jakiś czas jedną metodę i przeżywamy w niej kryzys, znaczy, że ta metoda przestaje nam wystarczać. Trzeba szukać czegoś dalej, czegoś głębszego. To jest zupełnie normalne: my się zmieniamy i nasza modlitwa się zmienia. Ale trzeba pamiętać, że taki kryzys może też być zawiniony - na przykład przez nasze zaniedbanie.
A czytać warto, bo Pismo Święte obiecuje wiele różnych darów temu, kto je czyta.
Tak. Są dary, które są jednakowe dla wszystkich: dar poznania Boga i dojścia do zbawienia; zaznacza to św. Paweł - że jednym z warunków zbawienia jest przyjęcia głoszonego Słowa. Ale najbardziej wymowne jest tu opowiadanie o mannie. Manna miała dla każdego taki smak, jaki lubił, jaki mu był potrzebny. Pan Bóg dobrze zna nas i nasze gusta, i każdy, czytając Słowo, dostaje to, czego w tym momencie życia najbardziej potrzebuje.
Osobiste pytanie: co Panią najbardziej porusza w Piśmie Świętym?
Zawsze poruszają mnie takie chwile, gdy jakieś zdanie, które czytałam tysiąc razy, nagle jakby świeci; i wiem, że to jest w tym momencie odpowiedź Boga dla mnie. Podam prosty przykład. Miałam lecieć samolotem i bardzo się bałam, bo przed moją podróżą miało miejsce kilka katastrof lotniczych. Myślałam z przerażeniem, że pewnie ten mój samolot będzie kolejny. I wtedy, gdy odmawiałam kompletę i czytałam Psalm 91, uderzyły mnie słowa: „Choćby tysiąc padło po twojej prawicy, ciebie to nie spotka.” Czytałam je setki razy, ale tym razem czułam, że to jest odpowiedź Boga dla mnie. Nawet dla takich chwil warto czytać Pismo Święte: dla takich wyraźnych, osobistych odpowiedzi.
Dr Danuta Piekarz – biblistka i italianistka, wykładowca w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Polskiej Prowincji Dominikanów. W latach 2008−2013 była konsultorką Papieskiej Rady ds. Świeckich. Autorka wielu książek i artykułów o tematyce biblijnej i językoznawczej.
Skomentuj artykuł