Ludzie Dobrzy jak Chleb

Ludzie Dobrzy jak Chleb
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Niedługo minie dwadzieścia pięć lat od chwili, kiedy to grupa „szaleńców Bożych”, wywodzących się z krakowskich, chrzanowskich i wrocławskich wspólnot „Wiara i Światło”, zwanych popularnie wspólnotami „Muminków”, podjęła się karkołomnego zadania, jakim w ówczesnym czasie było utworzenie społecznego domu dla niepełnosprawnych intelektualnie sierot.

Pomimo wielu trudności i problemów, nie tylko materialnych, w Radwanowicach pod Krakowem powstało Schronisko dla Niepełnosprawnych. Szybko stało się placówką macierzystą dla prawie trzydziestu domów, warsztatów i świetlic, które na jego wzór zakładano w całej Polsce. W ten sposób narodziła się Fundacja im. Brata Alberta – jedna z pierwszych tego typu w naszym kraju.

Dzieło to mogło ustawicznie się rozwijać, gdyż wspierali je Ludzie Dobrej Woli. Byli bardzo różni – dzieliło ich pochodzenie, charaktery i doświadczenia życiowe. Lecz połączyła troska o słabszych potrzebujących pomocy. Niektórzy z nich odeszli już z tego świata. O nich, o Ludziach Dobrych jak Chleb, jest ta książka.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Zobacz fragment książki o Stanisławie Pruszyńskim oraz o Zofii Tetelowskiej

 

Semper Immota fide

Stanisław Pruszyński

(1928–1988)

Stanisław Pruszyński – doceniając zapał młodych ludzi – przedstawił projekt utworzenia nowej organizacji charytatywnej, która na prowadzenie swojej działalności powinna poszukać, jak to sam określał, „domu z ogródkiem”. W ten sposób powstała Fundacja im. Brata Alberta.

Stanisław Kostka Jerzy Pruszyński urodził się 5 listopada 1928 roku w majątku dworskim w Pustomytach w powiecie Horochów na Wołyniu, należącym do jego rodziny od XVII wieku. Sam dwór, postawiony na miejsce dawnego modrzewiowego i utrzymany w stylu staropolskim, był nowoczesny i przestronny. Stanisław był najmłodszym z pięciorga dzieci hr. Andrzeja Antoniego Zygmunta Ursyn-Pruszyńskiego z Pruszyna herbu Rawicz oraz Klementyny Marii Pauli z Cieńskich z Cienia herbu Pomian. Jego przodkowie byli niezwykle zasłużeni dla sprawy narodowej. Pradziadek Piotr Pruszyński był przyjacielem Adama Mickiewicza; za działalność niepodległościową został skazanego przez cara na dożywotnią katorgę. Pradziadek Włodzimierz Dzieduszycki[1], ordynat w Poturzycy w ziemi lwowskiej, był znanym społecznikiem, który w 1868 roku ufundował stypendium dla studenta malarstwa Adama Chmielowskiego, późniejszego św. Brata Alberta. Dziadek Tadeusz Cieński był posłem i senatorem. Kuzyn Ksawery Pruszyński był pisarzem i jednym z pionierów polskiego reportażu.

Rodzina Stanisława Pruszyńskiego słynęła nie tylko z wielkiego patriotyzmu, ale i z żarliwości religijnej. W dużym stopniu była to zasługa jego matki oraz babki, Marii z Dzieduszyckich Cieńskiej. Życie duchowe obu kobiet kształtowane było przez wpływ zaprzyjaźnionego z całą rodziną Dzieduszyckich i Cieńskich arcybiskupa ormiańskiego, Izaaka Mikołaja Isakowicza[2]. Dwaj bracia matki byli księżmi: ks. Włodzimierz Cieński, więzień moskiewskiej Łubianki i kapelan armii Andersa[3], oraz ks. Jan Cieński[4], który po II wojnie światowej pozostał – jako jeden z nielicznych duchownych – na Ukrainie, pełniąc przez prawie pięćdziesiąt lat funkcję proboszcza w Złoczowie[5]. W 1967 roku został tajnie konsekrowany na biskupa przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Księżmi byli również liczni kuzyni matki z rodzin: Czartoryskich, Szembeków i Dzieduszyckich. Jeden z nich, dominikanin Michał Czartoryski[6] w czasie Powstania Warszawskiego po ewakuacji oddziałów powstańczych pozostał dobrowolnie z rannymi ze szpitala na Powiślu i wraz z nimi został rozstrzelany przez Niemców. Papież Jan Paweł II beatyfikował go 13 czerwca 1999 roku wraz ze 108 Męczennikami Polskimi z czasu II wojny światowej. Natomiast ks. Włodzimierz Szembek[7], salezjanin, zginął w Oświęcimiu, ofiarują dobrowolnie swoje życie w zamian za ocalenie innego więźnia. Trwa jego proces beatyfikacyjny.           

Stanisław Pruszyński wychowywał się właściwie jako sierota, gdyż matka zmarła przy jego narodzinach, zaś ojca władze radzieckie wywiozły w 1939 roku na Sybir, choć mieszkańcy wioski, głównie Ukraińcy, składali podpisy za jego uwolnieniem. W lutym 1942 roku po wyjściu z łagru zmarł w okolicach Taszkentu na tyfus głodowy. II wojnę światową spędził Stanisław po części we Lwowie i w Krakowie. W tym czasie na Wołyniu trwało piekło „czerwonych nocy”, czyli ludobójstwo dokonywane na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich z UPA. W czerwcu 1943 roku spalili oni dwór w Pustomytach i zamordowali trzydzieści osób tam pracujących. Rodzeństwo szczęśliwie od rzezi uratował jeden z fornali. W 1945 roku Stanisław Pruszyński przypadkowo został postrzelony przez rosyjskiego żołnierza, co uczyniło go inwalidą na całe życie. Dowództwo sowieckie chciało rozstrzelać sprawcę wypadku, ale, ku dziwieniu Rosjan, interweniowała w jego obronie rodzina poszkodowanego.

Po zakończeniu wojny Stanisław Pruszyński musiał na zawsze opuścić ukochane Kresy. Mieszkał w trudnych warunkach najpierw na Dolnym Śląsku, a później w Krakowie. Jego siostra stryjeczna, Elżbieta wspominała: „Po wojnie mieszkaliśmy razem w Krakowie w domu Babci, w suterenach na rogu ulic Smoleńsk i Krasińskiego. Spaliśmy wszyscy razem, dzieci – nas troje i stryjecznego rodzeństwa pięcioro – w „trumienkach”, czyli w pozostawionych skrzynkach po jakichś magazynach prasy niemieckiej”. Wykształcenie, zdobywał z ogromnym trudem, gdyż dla władz był „obcy klasowo”, a odmowa wpisania się do ZMP zaszkodziła mu jeszcze bardziej. Był jednak zawsze wierny swoim przekonaniom, postępując w myśl dewizy rodowej: „Semper immota fide” (Zawsze niewzruszonej wiary). Po ukończeniu studiów zaocznych na Politechnice Krakowskiej pracował przez wiele lat w biurze projektów. Związał się wówczas z uczelniami krakowskimi, dla których projektował m.in. laboratoria naukowe. Znany był z rzetelności; projektował z wielką dokładnością i pomysłowością. Nie cierpiał przy tym partactwa i modnej wówczas „propagandy sukcesu”. Angażował się w sprawy pracownicze, co naraziło go na szykany ze strony dyrekcji, a w konsekwencji zmusiło do zmiany pracy. W 1959 roku zawarł związek małżeński z Anną Morawska.

Gdy nastał czas „Solidarności”, zapisał się do nowego związku jako jeden z pierwszych w swoim biurze projektów. W stanie wojennym wraz ze swym wujem, śp. ks. infułatem Stanisławem Czartoryskim[8] odwiedzał internowanych, pomagał ich rodzinom i osobom ukrywającym się. Jego nowym „warsztatem pracy” stał się zdezelowany mały fiat, którym rozwoził paczki i którym starał się służyć każdemu potrzebującemu. Wspierał również Duszpasterstwo Ludzi Pracy w Krakowie-Mistrzejowicach, założone przez śp. ks. Kazimierza Jancarza, kapelana „Solidarności”. Owa potrzeba pomagania była w nim głęboko zakorzeniona. Nie mając własnych dzieci, wraz z żoną wychował dwie dziewczynki z domu dziecka. Później pomagał trzem młodym, niepełnosprawnym osobom, które administracja państwowa skierowała do domu starców. Dla swoich podopiecznych był ukochanym „wujem”, a zarazem jedyną osobą, która odwiedzała je i z którą mogły porozmawiać o swoich problemach. Przychodził do nich w każdej wolnej chwili. Sam zaś, gdy miał jakąś trudną sprawę do załatwienia, prosił je o modlitwę, bo wierzył głęboko w skuteczność modlitwy wstawienniczej ludzi cierpiących. Pomagał także domowi rekolekcyjnemu dla dzieci niepełnosprawnych w Sułkowicach. Zbierał kartki żywnościowe, załatwiał węgiel, przewoził podopiecznych, kwestował wśród znajomych, a gdy zachodziła potrzeba, bez słowa zakasywał rękawy, by szorować podłogi lub zmieniać pościel.

Wielkim przeżyciem dla Stanisława Pruszyńskiego była II Pielgrzymka Ojca Świętego do ojczyzny w 1983 roku. Włączył się wtedy do prac kwatermistrzowskich. Nalewając w jednej z parafii tysiące kubków herbaty i tyleż razy spotykając się z życzliwym i szczerym uśmiechem, zrozumiał jak ważną rzeczą jest łączenie się ludzi we wspólnych, szlachetnych przedsięwzięciach. Szczególną inspiracją stały się dla niego słowa papieża: „Pomóżcie mi budować powszechną cywilizację miłości, aby życie ludzkie stawało się bardziej ludzkie”. Pochłonięty bez reszty tą ideą stworzył wraz z przyjaciółmi podwaliny pod nowy, społeczny ruch katolicki pod nazwą „Ku Cywilizacji Miłości”. Zaczął od rozpowszechniania homilii papieskich. Później animował wspólnoty i organizował spotkania, przyciągając w ten sposób wielu ludzi, którzy do tej pory nie byli zaangażowani w życie Kościoła. Władze państwowe podejrzewały, że nowy ruch jest zakonspirowaną „Solidarnością”. Narażało to jego założyciela na różne przykrości, które jednak znosił cierpliwie.

            Bardzo dużo podróżował, spotykając się z najróżniejszymi grupami i zachęcając je do działania. Dobrocią i życzliwością starał się przełamywać ludzkie zniechęcenie i zwątpienie. Swoją rolę określał jako „przenośnik”, który dobre idee przenosi z jednego miejsca na drugie. Jego głównym dziełem było zorganizowanie sześciu ogólnopolskich sympozjów oraz wielu sesji środowiskowych, np. lekarzy czy nauczycieli. Obok wykładów i dyskusji panelowych ważnym elementem tych spotkań była wzajemna wymiana informacji o różnorodnych działaniach społecznych i duszpasterskich. Pomimo trudności w chodzeniu brał udział w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę oraz w pielgrzymkach hutników do grobu św. Rafała Kalinowskiego w Czernej[9]. Podpierając się drewnianą laseczką, dzielnie znosił pielgrzymie trudy, będąc dla wszystkich dobrym „bratem Stanisławem”, chętnym do rozmowy na przeróżne tematy. Na prośbę księży przewodników głosił też konferencje.

W 1984 roku zetknąłem się z nim po raz pierwszy. Mieliśmy wtedy jego „maluchem” zawieść powielacz dla jakiegoś podziemnego wydawnictwa. Z wyprawy tej nic nie wyszło, ale wtedy po raz pierwszy zawitałem do mieszkania Pruszyńskich przy ul. Warszawskiej, przez które codziennie przewijały się dziesiątki osób. Stach, bo tak mówili o nim najbliżsi, był świetnym gawędziarzem, a przy tym człowiekiem niezwykle oczytanym. Jego mieszkanie było wypełnione po brzegi antykami i książkami. Te ostatnie znajdowały się nawet na półeczkach w toalecie. Lubił też dowcipkować i używać kresowych powiedzonek. Kiedyś, kiedy przyszedłem po dłuższej nieobecności, przywitał mnie w drzwiach słowami: „Jegomościu, jak twojej durnowatej gęby nie widziałem ze sto lat”. Kiedy indziej żartował sobie ze swego herbu przedstawiającego kobietę jadącą na niedźwiedziu, mówiąc: „Wypisz, wymaluj cała prawda o instytucji małżeństwa”.

Ze względu na związki jego rodziny ze wspomnianym arcybiskupem ormiańskim, Izaakiem Mikołajem Isakowiczem nazywał mnie „duchowym krewniakiem”. Pomimo dużej różnicy wieku połączyła nas szczera przyjaźń. Od tej pory wspierał mnie w zakładaniu wspólnot „Wiara i Światło”, Duszpasterstwa Osób Niepełnosprawnych w Krakowie[10] oraz domu wakacyjnego dla osób upośledzonych umysłowo w Rabce (willa „Chorążówka”)[11].

Po pieszej pielgrzymce na Jasną Górę w 1985 roku narodziła się myśl stworzenia organizacji charytatywnej, której właściwym celem byłoby założenie domu dla niepełnosprawnych sierot. Początkowo był to koło Towarzystwa Pomocy im. Adama Chmielowskiego, zajmujące się pomocą bezdomnym i więźniom. Powstało w mieszkaniu państwa Pruszyńskich w dzień patronalny św. Brata Alberta, 17 czerwca 1986 roku. W momencie, gdy wydawało się, że w wyniku ludzkich słabości koło rozpadnie się, Stach stanął na jego czele jako prezes. Swoją łagodnością, a zarazem stanowczością, scalił członków koła w jeden, dobrze funkcjonujący organizm. Największym problemem był brak zgody Zarządu Głównego Towarzystwa we Wrocławiu na prowadzenie działalności na rzecz osób niepełnosprawnych intelektualnie. Tymczasem wielu członków, związanych z Duszpasterstwem Osób Niepełnosprawnych, chciało utworzyć dom stałego pobytu dla upośledzonych umysłowo sierot. Stanisław Pruszyński, doceniając zapał owych młodych ludzi, przedstawił projekt utworzenia nowej organizacji charytatywnej, która na prowadzenie swojej działalności powinna poszukać – jak to sam określał – „domu z ogródkiem”. Szukając miejsca na wymarzony dom jeździłem wraz ze Stanisławem, najczęściej jego rozklekotanym „maluchem”, po całej Polsce: od Białego Dunajca po Białystok. W końcu trafiliśmy do starego dworu w podkrakowskich Radwanowicach, o którym dowiedzieliśmy się przez przypadek od jednego ze znajomych z pobliskiej Brzezinki. W czasie pierwszej wizyty jego właścicielka, Zofia Tetelowska[12] była ogromnie zaskoczona nasza propozycją. Niemniej jednak urok osobisty Stanisława spowodował, że rozpoczęły się dalsze rozmowy, które zaowocowały darowizną w postaci dworskiego gospodarstwa rolnego. I w ten sposób powstała Fundacja im. Brata Alberta.

Pomysłem Stanisława Pruszyńskiego było nazwanie Radwanowic „drugimi Laskami”, a także przekazanie tworzącego się dzieła w darze Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II z okazji jego trzeciej pielgrzymki do ojczyzny. List odpowiedniej treści, ułożony osobiście przez Pruszyńskiego, wysłany został przez Zofię Tetelowską do Watykanu. Stolica Apostolska odpowiedziała 28 lipca 1987 roku, kierując tę sprawę do Kurii Metropolitalnej w Krakowie.

Pomimo rozwijającej się choroby nowotworowej Stach – wraz ze śp. prof. Stanisławem Grochmalem[13] – wielokrotnie udawał się do Warszawy na trudne rozmowy w Ministerstwie Zdrowia i w Sądzie Rejestrowym. W końcu Ministerstwo Zdrowia 8 grudnia 1987 roku wydało zatwierdzenie, a Sąd Rejestrowy 13 kwietnia 1988 roku zarejestrował Fundację wraz z jej statutem autorstwa Wiktora Szczypińskiego[14]. W Zarządzie Fundacji Stach pełnił funkcję sekretarza, opracowując regulaminy i koncepcje programowe tworzącej się organizacji. Jego główny projekt, napisany w lipcu 1987 roku, stał się podstawą założeń ideowych i planów organizacyjnych Schroniska dla Niepełnosprawnych. On również był inicjatorem założenia Komitetu Wodociągowe w Radwanowicach, gdyż głównym problemem wioski był brak wody. Dzięki swym staraniom uzyskał dotację od Fundacji Prymasowskiej na wiercenie studni głębinowej.

Ważną cechą Stacha była otwartość na ekumenizm. Wychowywał się przecież w środowisku wielowyznaniowym i wielonarodowościowym. Przy tworzeniu Fundacji im. Brata Alberta popierał więc gorąco współpracę z protestantami z Norwegii i Szwecji, którzy zaoferowali swoje wsparcie. Pragnął bowiem, aby pomoc dla ubogich stała się swoistego rodzaju płaszczyzną porozumienia między podzielonymi chrześcijanami. Za znak od Boga uważał fakt, że pierwszy dom w Schronisku w Radwanowicach wznoszony był przy pomocy parafii ewangelickiej w Askvoll w Norwegii. Wielkim szacunkiem darzył Nilsa Ringstada[15] inicjatora pomocy dla Radwanowic, którego poznał w Nowej Hucie, gdy ten w stanie wojennym organizował pomoc także dla podziemnej „Solidarności”.

Niestety, stan zdrowia nie pozwolił Stanisławowi Pruszyńskiemu uczestniczyć 5 kwietnia 1988 roku w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod Schronisko w Radwanowicach. Gdy śmiertelna choroba uniemożliwiła mu wstawanie z łóżka, pisał dziesiątki listów z prośbą o pomoc materialną dla Fundacji. Zachęcał też wszystkich swoich znajomych do podjęcia stałej współpracy z rodzącym się dziełem. Osobom, które go odwiedzały, kazał sobie zdawać bardzo szczegółowe relacje z tego, co działo się w Radwanowicach. Szczególną uwagę zwracał na dobrosąsiedzkie stosunki z mieszkańcami wioski. Bardzo zależało mu, by tworzący się ośrodek nie był kolejnym gettem dla niepełnosprawnych, lecz by stał częścią lokalnej społeczności. Wówczas było to działanie prekursorskie.

W ostatnich tygodniach jego życia ustalałem wraz z nim dalszy prace remontowo-budowlane. Prosił mnie, abym był kontynuatorem jego działań. Przyrzekłem mu wtedy, że bez względu na okoliczności nie opuszczę tworzącej się Fundacji. W czasie ostatniego spotkania wręczył mi książkę Wodociągi i kanalizacja w gospodarstwie rolnym. Książkę tę mam do dziś w swojej biblioteczce. Przede wszystkim jednak modlił się za radwanowickie dzieło i w jego intencji ofiarowywał swoje cierpienie. Wiedział, że śmierć jest blisko. Gdy ból nie pozwalał mu pisać, myślami uciekał na rodzinny Wołyń. Zmarł 14 grudnia 1988 roku. Zgodnie z jego ostatnią wolą na grobie nie składano kwiatów, lecz przekazywano ofiary na rzecz Fundacji. Pogrzeb na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, prowadzony 23 grudnia 1988 roku osobiście przez ks. kard. Franciszka Macharskiego, zgromadził setki przyjaciół, w tym też osoby niepełnosprawne i ich rodziny. Nad grobem pochyliły się sztandary Armii Krajowej i strażaków z Radwanowic, a u stóp krzyża niepełnosprawni położyli własnoręcznie wykonany wieniec z jedliny – symboliczne ukoronowanie ziemskiego życia zmarłego.

Współpracownicy śp. Stanisława Pruszyńskiego co roku gromadzą się w rocznicę jego śmierci na mszy świętej w Krakowie, a w dzień Wszystkich Świętych spotykają się nad jego grobem. Co roku też uczestniczą w sympozjach Ruchu „Ku Cywilizacji Miłości”. Formą uczczenia pamięci o budowniczym Schroniska w Radwanowicach jest ustanowienie nagrody jego imienia, która pracownikom i wolontariuszom Fundacji im. Brata Alberta wręczana jest corocznie 14 grudnia.

 

Zofia Tetelowska

(1921–2003)

Było słoneczne, październikowe popołudnie. Pod dwór podjechał mały fiat, z którego wyszli jacyś państwo. Po paru słowach proszą, abym podarowała to wszystko na rzecz utworzenia domu dla sierot. Moje zdziwienie było ogromne.

Zofia Tetelowska urodziła się 21 listopada 1921 roku w dworze w Radwanowicach jako najstarsza z trzech córek Stanisławy i Franciszka. Jej matka pochodziła z Krakowa, ojciec zaś z południowych rejonów Kielecczyzny. Był dzierżawcą. Po I wojnie światowej kupił wraz z pięćdziesięciopięciohektarowym gospodarstwem radwanowicki dwór, w którym przez pewien czas znajdowała się austriacka strażnica. W pobliżu przechodziła bowiem dawna granica między Galicją a Kongresówką, czyli granica między dwoma zaborami. Gospodarstwo było położone na wzgórzu, trudne do uprawy. Znaczą jego część zajmował las. Sam budynek, pochodzący z połowy XIX wieku, był jednopiętrowy, kamienny, pokryty przez Austriaków nietypowym dachem.

W tym dworze Zofia spędziła całe swoje życie. Po ukończeniu gimnazjum na Oleandrach w Krakowie nosiła się z zamiarem rozpoczęcia studiów medycznych. Niestety, zamiar ten przekreślił wybuch II wojny światowej. Wychowana w patriotycznych tradycjach zaangażowała się w pracę konspiracyjną. Wstąpiła do Narodowej Organizacji Wojskowej, przyjmując pseudonim „Zulat” (od zdrobnienia swojego imienia, Zula). Była czynną łączniczką i sanitariuszką. Na jej oczach rozegrała się tragedia Radwanowic, kiedy to w dniu 21 lipca 1943 roku Niemcy w czasie krwawej pacyfikacji wioski zamordowali po bestialskich torturach trzydziestu mieszkańców, w tym całą rodzinę sołtysa. Z chwilą śmierć ojca, który zmarł w czasie wojny, Zofia Tetelowska jako najstarsza z rodzeństwa przejęła gospodarstwo dworskie. Od tej pory całkowicie poświęciła się rolnictwu. Po latach: „Musiałam po zmarłym ojcu przejąć całe gospodarstwo. Miałam zaledwie dwadzieścia lat. Przez prawie pięćdziesiąt lat sama prowadziłam to wszystko. Najgorzej było w czasach stalinowskich. Po wojnie dziwnym trafem majątek nie został rozparcelowany. Do dziś nie wiem dlaczego. Widocznie Pan Bóg tak chciał”.

Nigdy nie założyła rodziny. W 1969 roku zginęła w katastrofie lotniczej nad Zawoją jej siostra Irena[16], asystentka profesora Zenona Klemensiewicza i dyrektor Ośrodka Badań Prasoznawczych. Zofia uważała to za jakiś paradoks, bo jej bliskim krewnym był as polskiego lotnictwa, gen. Stanisław Skalski. Wkrótce zmarł też mąż Ireny, filozof Jan Szewczyk.

W 1986 roku Opatrzność Boża przecięła życiowe drogi Zofii Tetelowskiej i Stanisława Pruszyńskiego[17] oraz jego żony, z którymi wspólnie szukaliśmy miejsca na założenie domu rodzinnego dla osób niepełnosprawnych wywodzących się z krakowskich wspólnot „Wiara i Światło”. Zofia tak wspominała to spotkanie:„Było słoneczne, październikowe popołudnie. Pod dwór podjechał mały fiat, z którego wyszli jacyś państwo. Po paru słowach proszą, abym podarowała to wszystko na rzecz utworzenia domu dla sierot. Moje zdziwienie było ogromne”. Od kilku lat sama szukała swoich następców. Przyjeżdżała do niej osoby z różnymi propozycjami. Przyjechał i aktor z krakowskiego teatru, i partyjny dygnitarz-biznesmen, i nawet sekta religijna. Wszystko to jednak nie było tym, czego szukała. Zofia była bowiem osobą wrażliwą na ludzką biedę i marzyła o sprawie służącej innym. Nasz propozycja wydała się jej więc najbardziej odpowiednia, chociaż nas w ogóle wcześniej nie znała. Zdecydowała się szybko. Cały swój majątek, czyli dwór i gospodarstwo rolne, przekazała bezinteresownie na ten szlachetny cel, ustanawiając aktem notarialnym 21 maja 1987 roku Fundację im. Brata Alberta. Równocześnie wysłała list do Stolicy Apostolskiej, pisząc: „Pragnę na Twoje ręce, Ojcze Święty, złożyć dar z rodzinnego dworu, ziemi i osobistego starania. Starania, aby ten dom stał się początkiem takiego ośrodka miłości, jakim dla dzieci niewidomych są Laski. Ufam, że jeżeli jest taka wola Boża, dzieło będzie nabierało przy pomocy rąk, serc i umysłów Ludzi Dobrej Woli, realnych kształtów, stając się żywym pomnikiem Miłości, upamiętniającym Twoją, Ojcze Święty, Trzecią Pielgrzymkę do Ojczyzny”.

Akt notarialny pozwolił na rozpoczęcie prac budowlanych i na utworzenie we dworze w Radwanowicach Schroniska dla Niepełnosprawnych. Fundacja została zarejestrowana 13 kwietnia 1988 roku. Zofia stała się jej pierwsza przewodniczącą, a Stanisław Pruszyński, prof. Stanisław Grochmal[18] i ja członkami zarządu. Schronisko poświęcił 18 września 1989 roku kardynał Franciszek Macharski. Darowizna Zofii Tetelowskiej otwarła drogę do dalszych inwestycji, wspieranych przez wielką rzeszę wolontariuszy i darczyńców, tak z kraju, jak z zagranicy.

Zofia mieszkała w pokojach na pierwszym piętrze w starym dworze. To była jej oaza. Węglowa kuchnia, kaflowe piece (chociaż było doprowadzone centralne ogrzewanie), starodawne meble, rozlatujące się pianino, własnoręcznie malowane obrazy i, jak to nazywała, bibeloty z lat jej młodości. Była osobą bardzo wymagającą i krytyczną, lubiła samotności, w której żyła przez wiele lat. Przywiązywała wagę do szczegółów. Bardzo źle znosiła zmiany, które działy się wokół niej, zwłaszcza przebudowę dworu. Mówiła: „Wczoraj były tam drzwi, a dziś są zamurowane; wczoraj była tam ściana, a dziś są wybite okna. W kuźni jest kuchnia, w wędzarni księgowa, a ksiądz śpi w pralni. Koniec świata”. Jakoś to jednak wytrzymywała. Jej drzwi zawsze były otwarte dla innych, a szczególnie dla niepełnosprawnych. Od czasu do czasu sama zapraszała gości. Jej specjalnością był własnoręcznie pieczony chleb oraz wiśniówka z korzeniami, pędzona według jej tylko znanej receptury, podawana w kieliszeczkach o cieniutkich nóżkach. Nawet abstynent by się skusił. Troszczyła się bardzo o sprawy wsi, z której mieszkańcami całkowicie się identyfikowała. Dla nich zawsze była „Zulą” i „panienką z dworu”. Zaznaczała: „Radwańscy – bo tak ich nazywała – to taka szlachta jak ja, czyli żadna, ale to są ludzie uczciwi i pracowici. Bez nich nigdy nie dałabym sobie rady”.

            Jej życzeniem był pochówek na cmentarzu w Rudawie z „Radwańskimi”, a szczególnie z tymi, którzy zginęli w czasie krwawej pacyfikacji. Mimo swej krytyczności wobec zmian nigdy nie żałowała decyzji o przekazaniu dworu i gospodarstwa. Mawiała „Dałam słowo i nigdy go nie cofnę. Ja nie mam rodziny, ale dzięki temu niech inni mają swój dom”. Zmarła w nocy z 17 na 18 czerwca 2003, dzień po liturgicznej uroczystości św. Brata Alberta. Miała osiemdziesiąt dwa lata. Jej pogrzeb osobiście prowadził ks. kard. Franciszek Macharski, duchowy opiekun Fundacji im. Brata Alberta, który zmarłą znał od wielu lat i niezmiernie szanował. W czasie pożegnania w kaplicy Schroniska dla Niepełnosprawnych ks. prof. Andrzej Zwoliński z Papieskiej Akademii Teologicznej, urodzony i wychowany w Radwanowicach, słusznie zaznaczył, że Zofia swoim życiem i swoim darem napisała nową historię wioski. Napisała także nową historię w sercach wielu ludzi.

            Za swoją działalność Zofia Tetelowska otrzymała wiele nagród społecznych, w tym medal papieski „Pro Ecclesia et Pontifice”, nadany w 1992 roku przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Decyzją Rady Fundacji im. Brata Alberta Schronisko dla Niepełnosprawnych przyjęło imię jej i Stanisława Pruszyńskiego.



[1] Włodzimierz Dzieduszycki był założycielem Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie oraz współzałożycielem Muzeum Przyrodniczego we Lwowie i Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego.

[2] Abp Izaak Isakowicz (ur. w 1824 r. w Łyściu k. Stanisławowa, zm. w 1901 r. we Lwowie) błogosławił związek małżeński Tadeusza Cieńskiego i Marii Dzieduszyckiej, dziadków Stanisława Pruszyńskiego, oraz chrzcił ich córkę, a matkę Stanisława, Klementynę Cieńską.

[3] Ur. w1897 r. Po II wojnie światowej ks. Włodzimierz Cieński wyjechał do Francji, gdzie wstąpił do zakonu trapistów. Zm. w 1983 r.

[4] Ur. w 1905 r., zm. w 1992 r.

[5] Grobowiec bp. Jana Cieńskiego, ufundowany przez archidiecezję lwowską, znajduje się na cmentarzu w Złoczowie, gdzie otoczony jest wielką czcią ze strony wiernych.

[6] Ur. w 1897 r. w Pełkiniach k. Jarosławia.

[7] Ur. w 1883 r. w Porębie-Żegoty k. Alwerni.

[8] Ks. infułat Stanisław Czartoryski (1902–1982) był bratem ciotecznym matki Stanisława Pruszyńskiego oraz rodzonym bratem błogosławionego o. Michała Czartoryskiego.

[9] Pielgrzymki te odbywają się nadal w rocznicę wybuchu powstania, to jest w niedzielę po 22 stycznia.

[10] Duszpasterstwo Osób Niepełnosprawnych istniało przy parafii św. Mikołaja w Krakowie.

[11] „Chorążówka”, drewniana willa, zbudowana w okresie międzywojennym przy Nowym Świecie w Rabce, swoją nazwę wzięła od jej pierwszego właściciela, chorążego Wojska Polskiego. Po śmierci ostatniej właścicielki Teresy Russanowskiej dzierżawiona była w latach 1983–1995 przez wspólnoty „Muminków”, których członkowie, wsparci przez licznych wolontariuszy, zaadaptowali ją na potrzeby domu wakacyjnego. W drugiej połowie lat 90., po wygaśnięciu dzierżawy, willa została sprzedana i rozebrana.

[12] Patrz rozdział ‘Fundatorka”.

[13] Patrz: rozdział „Lekarz, oficer, społecznik i poeta”.

[14] Patrz rozdział ...

[15] Patrz: rozdział „Przyjaciel z dalekiej Norwegii”.

[16] Jej imię i nazwisko znajduje się na pamiątkowej tablicy umieszczonej na miejscu katastrofy pod górą Policą.

[17] Patrz rozdział ....

[18] Patrz rozdział ...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ludzie Dobrzy jak Chleb
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.