Pańska jest ziemia

Pańska jest ziemia
Pańska jest ziemia "Esprit"
Abraham Joshua Heschel / Wydawnictwo Esprit

Ta wyjątkowa książka Abrahama Heschela to opowieść o życiu Żydów w Europie Wschodniej przed wiekiem XX. „Nie pisałem o ich książkach, sztuce czy instytucjach – pisze autor w przedmowie – ale o ich obyczajach, o ich postawie wobec rzeczy w życiu podstawowych, o skali wartości, która kształtowała ich dążenia”. Esej Heschela opisuje świat, który bezwzględnie odszedł już do przeszłości, klimat małych, często biednych, jednak tętniących życiem Sztetli. Świat, w którym nieodłącznym elementem miejskiego krajobrazu w naszej części Europy była synagoga.

To opowieść o języku jidysz, o sposobie świętowania, przekazywania tradycji i wychowywania dzieci, o specyficznej, żydowskiej pobożności, także o chasydach, kabale i wiecznym poszukiwaniu mądrości ukrytej w Piśmie. To z jednej strony wielka skarbnica wiedzy o życiu Żydów aszkenazyjskich, z drugiej odważna interpretacja ich losów i systemu wartości.

Ciemne, poetyckie drzeworyty autorstwa Ilyi Schora, którymi ilustrowane jest wydanie książki, korespondują z zadumą nad tym, co nieuchwytne (jeden z rozdziałów na przykład opisuje nieodłączną żydowską cechę – „Westchnienie”).

Fragment książki:

Później, w XVIII stuleciu, pojawił się Izrael Baal Szem Tow i sprowadził niebiosa na ziemię. On i jego uczniowie, chasydzi, wygnali melancholię z duszy i odkryli niewysłowioną rozkosz bycia Żydem. Bóg jest nie tylko stwórcą nieba i ziemi; jest On także Tym, „który stworzył rozkosz i radość". „A kiedy mówimy o potrzebie radości - powiedział jeden z wiel­kich chasydzkich myślicieli - nie mamy na myśli radości odczuwanej z wypełniania przykazań; zdolność spontanicznego odczuwania takiej radości jest przywilejem tylko znakomitych dusz, nie można zaś wymagać, aby każdy Żyd był znakomitością. Mamy tu na myśli wolność od smutku. Żyd, który nie raduje się z faktu bycia Żydem, niewdzięczny jest wobec niebios; jest to znak, że nie pojął on znaczenia faktu urodzenia się Żydem". Nawet skromna wesołość ma swoje ostateczne źródło w świętości. Ogień zła lepiej można zwalczyć płomieniami ekstazy niż przez post i umartwienie.

Judaizm był jakby odrodzony. Wersety Biblii, praktyki religijne, zwyczaje nabrały nagle jak gdyby smaku nowego ziarna. Dodano nowy zakaz: „Nie wolno ci być starym!". Baal Szem odmłodził nas o tysiąc lat. Żydzi zakochali się w Panu i czuli „taką tęsknotę do Boga, iż było tonie do zniesienia".

Zaczęli odczuwać nieskończoną słodycz płynącą z wypełniania nakazu gościnności lub nakładania talesu i tefillin[1]. Czy ma to jakieś znaczenie w życiu Żyda, jeśli nie pozwala uzyskać zdolności odczuwania smaku niebios? Ten, kto nie smakuje raju w spełnianiu przykazań na tym świecie, nie będzie czuł smaku raju w świecie przyszłym. Tak więc Żydzi zaczęli odczuwać życie wieczne w świętej melodii i przyjmować Szabat jako żywą antycypację przyszłego życia.

Wielkie było podniecenie w Strzeliskach. Chasydzi tańczyli na ulicach. Rabin Mendel, cadyk z Kosowa, przybył, aby spędzić dzień ze swoim szwagrem, rabinem Urim Serafinem ze Strzelisk. Dobrze wiedziano, że dla tych dwóch cadyków -świątobliwych mężów - otwarte są bramy niebios. Cadyk z Kosowa dzierżył klucz do niebiańskiej Skarbnicy Dobrobytu i ktokolwiek otrzymał od niego błogosławieństwo, nie musiał już więcej martwić się o życiowe potrzeby. Z kolei Serafin dzierżył klucz do Skarbnicy Świątobliwości. Skutkiem tego chasydzi - zwolennicy cadyka z Kosowa byli dobrze sytuowani, a niektórzy z nich nawet zamożni, podczas gdy chasydzi Serafina byli bardzo świątobliwi, ale niezwykle biedni. Jakżeż jednak szczęśliwym ludem byli chasydzi Serafina. Wzruszeni życiem w jego obecności, rozkoszowali się radością i ekstazą w modlitwie i służbie Bogu. Trzy razy dziennie prowadzili wielką bitwę modlitwy, w którą rzucali się z nieustraszonym męstwem, jak gdyby chcieli wziąć szturmem ukryte twierdze niebios. A kiedy bitwa była skończona, wyczerpani, zdumiewali się cudem swojego przeżycia.

Cadyk z Kosowa, znakomity gość, wstrząśnięty był widokiem skrajnego ubóstwa, w jakim żyli chasydzi Serafina. Słyszał o ich biedzie, lecz to, co zobaczył - wychudzone ciała, postrzępione ubrania - przerosło jego wyobrażenie. Z gniewem zwrócił się do swojego szwagra: „Dlaczego na to pozwalasz?". „Wierz mi, to nie moja wina. Oni naprawdę nie odczuwają żadnych potrzeb" - powiedział Serafin, przepraszając.

Odpowiedź ta nie zadowoliła cadyka z Kosowa. Późno w nocy, po zakończeniu wielkiej uroczystości na cześć honorowego gościa, kiedy ustały tańce i śpiewy, ogłosił, aby wszyscy chasydzi Serafina przyszli się z nim zobaczyć. „Jakie jest wasze najbardziej wymarzone pragnienie?" - zapytał ich. Zakłopotali się chasydzi. Ich najbardziej wymarzonym pragnieniem było, oczywiście, osiągnięcie tak doskonałej świątobliwości, aby mogli przynajmniej jedną modlitwę odmówić w takim samym duchu jak ich cadyk. Któż jednak mógłby ośmielić się nawet marzyć o czymś tak nieosiągalnym. Zatem cadyk z Kosowa uściślił pytanie: „A co ze środkami do życia?". To była niespodzianka. Owszem, zgodzili się, to byłaby całkiem niezła rzecz nie odczuwać braków. Pomyśleli o swoich żonach, o posagach dla dorastających córek. „Słuchajcie - oświadczył cadyk z Kosowa - o cokolwiek będziecie modlić się podczas jutrzejszego porannego nabożeństwa, spełni się".

Była to noc pełna podniecenia. Bezsenne godziny spędzili, powtarzając sobie i układając w myślach swoje życiowe potrzeby, aby tylko nie zapomnieć pomodlić się o nie. Była to szansa, która mogła nie powtórzyć się już nigdy więcej. Na drugi dzień, wcześnie rano, kiedy Serafin pojawił się w synagodze, rycząc jak lew: Adon Olam - Wiekuisty Panie", chasydzi przyłączyli się do gwałtownej walki. Ich pieśni prawie że rozrywały świat, nieomal zatracali dusze w drodze do nieba i całkiem zapomnieli o temacie tak szczegółowo rozpatrywanym poprzedniej nocy... Po nabożeństwie, odzyskując stopniowo siły, uświadomili sobie z przerażeniem: „Ach, ach! Zapomnieliśmy, całkiem zapomnieliśmy!"[2].

Chasydzi osiągnęli tak wiele duchowej siły, że przestali obawiać się ciała. Nie zadając mu bólu, nie męcząc go - należało się nad nim litować. „A przed ciałem swoim nie ukrywaj się"[3]. Można służyć Bogu nawet ciałem, nawet złą skłonnością; trzeba tylko być zdolnym do odróżniania żużlu od złota. Ten świat nabiera smaku tylko wtedy, gdy zmieszane jest z nim nieco innego świata. Bez szlachetności ciało pełne jest mroku. Chasydzi zawsze twierdzili, że radości tego świata nie są najwyższymi, jakie można osiągnąć, i rozniecali w sobie pasję do duchowości, tęsknotę za radościami przyszłego świata.

Wżyciu ziemskim człowiek zdolny jest doświadczać zarówno tego świata, jak i świata przyszłego, i nie powinno się nigdy mylić radości doczesnych z najwyższymi, ziemi z niebiosami.

Opowieść mówi o melamedzie[4], który pielgrzymował do cadyka, mieszkającego w odległym mieście. Działo się to zimą; droga była męcząca, a pogoda sroga. Nagle pojawił się obok, w okazałym powozie zaprzężonym w czwórkę koni, z dwoma luzakami z tyłu, najbogatszy człowiek z jego miasta. Kiedy zobaczył melameda, wlokącego się z trudem z tobołkiem na plecach, kazał woźnicy zatrzymać powóz i zapytał: „Dokąd idziesz?". Nauczyciel odpowiedział. „Dobrze - rzekł bogacz - wsiądź do mojego powozu. Zawiozę cię tam".

„Dlaczego nie?" - powiedział nauczyciel. To była prawdziwa przyjemność - siedzieć w powozie; nie brak tam było ciepłych, wełnianych koców. Ponadto bogacz spytał go: „Czy nie chciałbyś wypić trochę alkoholu?". Tak więc melamed rozgrzał się odrobiną wódki, zjadł też kawałek ciasta i wypił kolejny łyk wódki. Krótko mówiąc, niczego mu nie brakowało. Nagle zwrócił się do bogacza: „Powiedz mi, proszę, jakie są twoje doczesne przyjemności?". Bogacz spojrzał na niego ze zdziwieniem: „Czy nie widzisz? Powóz i konie, i kosztowne jedzenie, którym mogę raczyć się nawet w podróży. Czy chcesz powiedzieć, że to wszystko nie jest wystarczającą doczesną przyjemnością dla kogoś takiego, jak ty?". „Nie - rzekł uszczypliwie melamed - to są twoje niebiańskie przyjemności, szczyt twoich przyjemności, ale gdzie są twoje przyjemności z tego świata?".

Percepcja tego, co duchowe, doświadczanie cudu, stały się powszechne. Często prości nawet ludzie zaczynali odczuwać to, czego nie potrafili zrozumieć uczeni.

I rzeczywiście, czy westchnienie pełnego skruchy serca lub odrobina poświęcenia nie przeważają nad zasługami tego, kto przepełniony jest zarówno erudycją, jak i pychą?

U wielu ludzi nastawienie na naukę stało się rodzajem bałwochwalstwa, zaprzeczającego wartościom serca. Przesadny pilpul często wysuszał duchowe źródła i stawał się pretensjonalnym popisem intelektu. W oczach chasyda takie folgowanie sobie szkodzi bardziej niż grzech. Otwierając tom Talmudu, mógłby on westchnąć: „Panie świata, być może i ja należę do tych, o których napisano Po cóż wyliczasz moje ustawy?[5]



[1]Skórzane sześciany, zawierające fragmenty tekstu Biblii, napisane na pergaminie. Zgodnie z przykazaniem w Księdze Powtórzonego Prawa (11,18) tefillin przymocowane są do lewego ramienia głowy podczas porannego nabożeństwa w dni powszednie. Są one znakiem przymierza pomiędzy Bogiem ilzraelem.

[2] Opowieść tę, którą usłyszałem od rabina AJ. Hescheła z Kopyczyńców, zapisał B. Hager w Ojfn weg, Bucuresti 1946

[3] Izajasz 58, 7.

[4] Nauczyciel.

[5] Psalm 50, 16.

 

Jest taka opowieść o uczonym, który przybył w odwiedziny do cadyka.

Uczony nie był już młodzieńcem - miał prawie trzydzieści lat - ale nigdy przedtem nie odwiedzał cadyka. „Czego dokonałeś w ciągu życia" - zapytał mistrz. „Trzy razy przeszedłem przez cały Talmud" - odpowiedział uczony.

„Tak, ale jak wiele z Talmudu przeszło przez ciebie?" - pytał dalej cadyk.

Poprzez zwykłą skrupulatność w przestrzeganiu prawa można dojść do zapomnienia o żywej obecności Pana. Cóż jednak jest głównym celem religijnych praktyk, jeśli nie odczuwanie duszy -duszy w sobie samym, w Torze, w świecie? Człowiek nie jest jedynie odbiciem tego, co nad nami - jest on źródłem. Pozbywszy się łusek, może oświetlać świat. Bóg wsączył w człowieka część samego Siebie.

W szczególności Izrael, żyjący dla „spełnienia Tory", ma wyjątkowe znaczenie. Dlatego taką troską jest dla Boga los Jego umiłowanego ludu - Izraela. Bóg jest nieskończony, jest „tajemnicą wszystkich tajemnic", i żadna myśl nie może Go pojąć; kiedy jednak Żyd wyczerpywał prawie wszystkie swe siły w tęsknocie do Niego, wołał: „Słodki Ojcze!". Naszym obowiązkiem jest posłuszeństwo Ojcu w niebiosach, ale Bóg z kolei zobowiązany jest litować się nad swoimi dziećmi; a Jego współczucie jest zaiste niewyczerpane. „Chciałbym móc kochać najbardziej świętego męża w narodzie Izraela tak, jak Bóg kocha największego grzesznika w narodzie Izraela" - modlił się rabin Aaron Wielki. Kiedy jednak cierpienia z powodu wygnania stały się zbyt ciężkie do zniesienia, a pomoc z nieba nie przychodziła, mógł rabin Lewi Icchak z Berdyczowa[1] jak gdyby pozwać Boga na sąd.

W latach 1917-1918, w czasie pogromów na Podolu, Dawida Koigena[2] - zajmującego się rejestrowaniem wydarzeń - zaskoczył fakt, że podczas różnych fal pogromów pewne miasto zawsze omijane było przez napastników. Inne miasta doświadczały kilku nawet pogromów, a to - chociaż położone na szlaku przechodzących hord - pozostawało jak gdyby ukryte przed napastnikami.

Pewnego dnia spotkał mieszkańca tego miasta i zapytał go, dlaczego było ono zawsze oszczędzane. Mieszkaniec odpowiedział: „Nie ma powodu do zdziwienia. Posiadamy obietnicę. Wiele pokoleń temu żył w naszym mieście wielki cadyk. Zdarzyło się, że pewnego piątku musiał wyjechać w celu spełnienia micwy[3]do sąsiedniego miasta. Wahał się jednak przez jakiś czas. Czy można wyruszać w podróż w dniu poprzedzającym Szabat? Zwłoka w drodze może przeszkodzić zakończeniu podróży przed nastaniem Szabatu. Sprawa była jednak pilna i wydawało się całkiem możliwe, by udać się w podróż i wrócić przed zmierzchem. Pojechał więc, spełnił micwę i wyruszył w drogę powrotną do domu. Woźnica trzaskał z bicza, konie galopowały - zdarzyło się jednak coś, co było niemożliwe do przewidzenia; droga stawała się coraz dłuższa i kiedy w końcu powóz wjechał do miasta, świece Szabatu już jaśniały we wszystkich żydowskich domach. Cadyk niemal wychodził z siebie, tak był zagniewany, że Pan postąpił z nim w ten sposób. W swym oburzeniu stanowczo odmówił wygłoszenia Kidduszu[4]. Jego odmowa wywołała wielkie poruszenie w niebiosach. Cadyk jednak tak długo nie chciał wybaczyć, aż zapewniono go, że nigdy nie będzie pogromu w jego mieście. Dopiero wtedy przystąpił do przyjmowania Szabatu".

Baal Szem spędzał kiedyś dzień sobotni w małej wiosce i zatrzymał się w karczmie. Kiedy Szabat zbliżał się do końca, karczmarz zaprosił - jak to miał w zwyczaju - wszystkich Żydów z całej wioski, aby uroczyście spożyć Trzecią Ucztą w ich towarzystwie, ze śpiewem i modlitwą. „Dlaczego podczas innych posiłków sobotnich zadowalasz się gronem rodzinnym, podczas gdy do Trzeciej Uczty szukasz towarzystwa wielu ludzi?" - zapytał Baal Szem. A karczmarz odpowiedział: „Wiem, że w ostatniej godzinie człowieka, kiedy ma on umrzeć, powinno być przy nim obecnych dziesięciu ludzi. Kiedy Szabat odchodzi, opuszcza nas dodatkowa dusza, i podczas Trzeciej Uczty jest tak, jak gdyby umierała jakaś część z nas samych".


Purim - radosne i wesołe święto, upamiętniające udaremnienie intryg Hamana - niektórzy chasydzi obchodzili w inny co prawda sposób, ale w duchu identycznym co do istoty z tym, który panował podczas najświętszego z dni – w jom ha-Kippurim, w Dniu Pojednania. Dzień po dniu odprawiali oni obrządek zanurzania się w wodzie, któż bowiembez oczyszczenia ośmieliłby się podjąć świętego dzieła?



[1] Słynny przywódca chasydzki.

[2] Filozof i socjolog, zmarły w roku 1933.

[3] Przykazanie; wypełnienie obowiązku wobec Boga i człowieka; dobry uczynek.

[4] Błogosławieństwo nad chlebem i winem przed piątkowym posiłkiem wieczornym.

Spis treści

Przedmowa

Westchnienie

„Z całego twego serca"

Dwie wielkie tradycje

Dla ludu

Rozkosze nauki

Pilpul

Świat palimpsestów

Uczynki śpiewają

Pobożni ludzie z Aszkenaz

Kabała

Chasydzi

„Kochaj grzeszników"

Trzydziestu sześciu sprawiedliwych

„Strzeż mój język od zła"

Nieopowiedziana historia

Henryk Halkowski, Posłowie tłumacza

Henryk Halkowski, Nota tłumacza

Lidia Koska, Posłowie o tłumaczu

Abraham Jashua Heschel

tłum. H. Halkowski

Wydawnictwo Esprit

Kraków 2010

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pańska jest ziemia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.