Przewodnik literacki po Krakowie

Przewodnik literacki po Krakowie
Logo źródła: WAM Ewa Zamorska-Przyłuska / Wydawnictwo WAM

Przewodnik zabiera Czytelnika w zaskakującą i niekonwencjonalną podróż. Proponuje wędrówkę precyzyjnie wytyczonymi trasami, lecz zwiedzane miejsca przedstawia z perspektywy innej, niż tradycyjne informatory turystyczne. O obiektach opowiadają w nim utwory literackie z XX i XXI wieku - fragmenty prozy, poezji, wspomnień, dzienników, listów czy reportaży.

.

Andrzej Stasiuk, Mapa

Tadeusz Konwicki, Kalendarz i klepsydra

DEON.PL POLECA

„...na rogu ulicy Gołębiej i Św. Anny" - napisał Tadeusz Konwicki w Kalendarzu i klepsydrze (1976), wspominając „ten stary, zgrzybiały Kraków, który kocham do dzisiaj, a który nigdy mnie specjalnie nie lubił", z czasów, gdy zaraz po wojnie był studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Oczywiście, jest to jeden z literackich adresów nieistniejących, gdyż ulice Gołębia i św. Anny są równoległe... Prawdopodobnie to tylko pomyłka autora, której nie wykryły perfekcyjne skądinąd redaktorki wydawnictwa Czytelnik, ale jakże pobudzająca wyobraźnię!

Naszą podróżną opowieść o literackim Krakowie, żartobliwie i nie dbając o kontekst, zawrzeć można w łacińskim powiedzeniu o początku i końcu rzymskiej uczty: ab ovo ad mala - od jajka do jabłek, czyli „od początku do końca". Pisał bowiem Czesław Miłosz w Traktacie poetyckim (1957):

  

Kraków malutki jak jajko w listowiu

Wyjęte z rondla farby na Wielkanoc,

podczas gdy Zbigniew Herbert rok wcześniej w Wawelu:

a tu ceglany śmieszny zgiełk

 królewskie jabłko renesansu

na austriackich koszar tle.

Jednak nie miejmy złudzeń, że pomiędzy jajkiem a jabłkiem zdołamy zawrzeć wszelkie warianty menu. Mamy tylko kilka propozycji.

Literackie oblicza i postaci Krakowa są tak liczne, literackie adresy tworzą pajęczynę tak gęstą i wielowymiarową, że nie sposób obiecać Czytelnikowi, że znajdzie tu choćby zarys kompletnego przewodnika. Dlatego proponuję niezobowiązujący spacer po Krakowie - spacer luźnych skojarzeń, prowadzący do mniej lub bardziej ważnych miejsc, nieoglądający się zbyt surowo na hierarchie i chronologie. Każdy z nas nosi w sobie własną literacką mapę świata i własne literackie plany miast - każdy więc innymi chodzi ulicami -chociaż w realnej przestrzeni są to ulice te same.

Miasta żyjące w słowach rozrastają się we wszystkich płaszczyznach i we wszystkich kierunkach. Przecież każda nowa książka z Krakowem zaplątanym w zdania to narodziny nowego Krakowa. Innego, nieznanego nam miasta, które wypełnia ramy dobrze znane zmysłom. Jest początek października 2009 roku, przy moim komputerze leży wydany przed kilkoma dniami pierwszy tom Dziennika Jana Józefa Szczepańskiego. Siedemset stron, na które czekałam i po których spodziewam się bardzo wiele. Będzie tam również nieznany mi jeszcze Kraków, o którym jednak nie powinnam próbować napisać, bo nadszedł ostateczny termin oddania tekstu do wydawnictwa... Wbrew pokusom mówię więc już sobie: stop, od tej chwili nie doczytuję, nie uzupełniam, nie dopisuję.

Zerkam wstecz na rozwidlające się ścieżki i krzyżujące się szlaki, na które chciałabym teraz z Państwem powrócić. Zapraszam na wędrówkę po książkach przyłapanych podczas rysowania mojej mapy miasta. Wiele z nich Państwo znają, inne może będą niespodzianką. Niech trwają nasze spacery, podróże wykreślone przez ulice ze słów i przez słowa utkane z ulic. Odkryjmy je dla siebie i spotkajmy się w tej wielowymiarowej, paradoksalnej i fascynującej przestrzeni, w której to, co „wymyślone", przenika to, co „realne" jak światło uchwycone na kilka chwil w szkle.

 

Na Rynku Głównym

Nasz spacer po Krakowie rozpoczynamy od wzniesienia się nad miasto i spojrzenia nań oczyma Andrzeja Kijowskiego:

Lądujemy w „sercu miasta" - na Rynku Głównym - największym rynku w Europie (każdy z boków ma około 200 metrów), który wciąż stanowi żywe, autentyczne centrum. Rynek był i jest nadal sceną codziennych i historycznych wydarzeń. Jedno z literackich tego świadectw, Film Marka Wojdyły, poety, laureata Nagrody Kościelskich, dotyczy zapaści, która dotknęła nas na przełomie 1981 i 1982 roku:

Przy Rynku stoi najsłynniejsza krakowska świątynia - bazylika Mariacka, której początki sięgają lat 1221-1222. Wnętrze kryje ołtarz Wita Stwosza, powstały w latach 1477-1489, o którym pisał pod koniec życia Konstanty Ildefons Gałczyński w poemacie Wit Stwosz. Podziwiając dzieło genialnego rzeźbiarza, zwróćmy uwagę na plastykę poetyckiego opisu:

Matko, matko, mój skarbie,

koniam wyrzeźbił także;

strzemię i Zwiastowanie

wszystko w złocie się pali –

i zamki blankowane,

i owieczki na hali.

[.]

A tu widzisz? tu Maria

 i Jan, i gwiazdki małe,

 a te szaty wiatr targa,

bo wiatr też wystrugałem,

[.]

Ale poszedł. Przez deszcze.

Z pieśnią gniewną. Jak Dawid.

Polską żył. Co najlepsze,

wszystko Polsce zostawił.

A Krakowowi serce

jak jabłko na jabłoni;

a skonał w Norymberdze;

a nikt nie płakał po nim.

Z hejnałem rozbrzmiewającym co godzinę z wieży mariackiej wiąże się znana legenda, do której powrócił w opowiadaniu Trębacz z Samarkandy Ksawery Pruszyński. Bohater wysłuchuje w Teheranie opowieści przyjaciela, który w dalekim Uzbekistanie przekonał się, jak wiele prawdy jest w krakowskiej legendzie o hejnale i najeździe tatarskim. Znalazła ona tam swoją „drugą połowę", wedle której Tatarzy ponieśli klęskę, gdyż przerwali głos trębacza nawołującego do modlitwy. Klątwa nie mogła zostać odwrócona,

[.]

Kościół Mariacki stał się także bajkowym przystankiem na trasie bajkowej podróży Bartka Nowaka, bohatera powieści Doroty Terakowskiej Babci Brygidy szalona podróż po Krakowie. Chłopiec ów, chory na grypę i pozostawiony sam w domu, zawędrował u boku niesamowitej babci na wieżę hejnałową, która od zawsze stanowi własność gminy i służy jako strażnica miejska:

Nie zdradzę, co teraz ujrzeli bohaterowie książeczki; przeskoczmy kilka akapitów dalej:

W cieniu bazyliki chowa się malowniczy zakątek utworzony murami dwu kościołów i elewacjami kamienic, z fontanną pośrodku - figurą krakowskiego żaka „wyjętą" z ołtarza Wita Stwosza i oczywiście powiększoną (proj. Jan Budziłło, 1958). Plac Mariacki, bo o nim mowa, otwiera się na Rynek Główny - z pomnikiem Mickiewicza i „parawanem" Sukiennic w tle. Tak pisał o placyku i ulotnej godzinie nadciągającego zmierzchu Gustaw Herling-Grudziński w Dzienniku pisanym nocą, gdy notował wrażenia z pobytu w Krakowie pomiędzy 6 a 13 czerwca 1997:

Ponad siedemdziesiąt lat wcześniej stał w tym miejscu Alfred Dóblin:

[.] Ogromne, wysokie okna ma ten stary murowany kościół spoczywający na Rynku. Wysyła w niebo dwie wieże; lewa ma na górze jakąś małą budowlę, jakby model kościoła, blisko wierzchołka wisi złota korona. Świeci z daleka. Przelatuje z warkotem samolot. Maria, koronowana Królowa Polski; to jej kościół. Zegar bije dwunastą, głęboko dźwięczy dzwon; gra trąbka, dzwon ją zagłusza.

 

Na rogu placu Mariackiego i ulicy Floriańskiej (ul. Floriańska 1) warto przystanąć przed kamienicą „Pod Murzynami", o której zamarzył Gałczyński, jadąc przez nocny Kraków Zaczarowaną dorożką:

Przystanęliśmy pod domem „Pod Murzynami"

(eech, dużo bym dał za ten dom)

i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie:

przed samymi, uważacie, Sukiennicami:

ZACZAROWANA DOROŻKA

ZACZAROWANY DOROŻKARZ

ZACZAROWANY KOŃ.

Z Wieży Mariackiej światłem prószy.

A koń, wyobraźcie sobie, miał autentyczne uszy.

Powoził nią, ową słynną dorożką czekającą na gości zawsze przed restauracją „Hawełka" (Rynek Główny 34), niezwykły, choć z krwi i kości dorożkarz, Jan Kaczara (1907-1980), mieszkający w dzielnicy Prądnik Czerwony, gdzie jedną z ulic nazwano jego imieniem. Unosząc swoich pasażerów w nocne, na poły oniryczne podróże, Kaczara miał niezwykłą umiejętność opowiadania im o Krakowie wierszem, zwracając się przy tym do konia rymowankami w rodzaju: „Misiu, bij kopytami ładnie, abyśmy gadali składnie". Kira Gałczyńska zwróciła uwagę, że Jan Kaczara zmarł dokładnie w dniu 75. urodzin poety (23 stycznia 1980).

Profesor filologii rosyjskiej Lucjan Suchanek, który w roku 1990 oprowadzał po Krakowie Josifa Brodskiego, wybitnego poetę i tłumacza m.in. właśnie poezji Gałczyńskiego, wspomniał w jednym z wywiadów:

Dodajmy, że Brodski nauczył się języka polskiego, by, jak wyznawał, móc czytać w polskich przekładach niedostępną w ZSRR zachodnią literaturę, którą drukował m.in. „Przekrój".

W narożniku po drugiej stronie ulicy Floriańskiej zaczepiona jest północna pierzeja Rynku, zwana Linią A-B. Pisał o niej Joseph Conrad:

Linia A-B prowadzi nas do narożnej kamienicy przy ulicy Szczepańskiej 1, w której mieściła się przed wojną kawiarnia „Ziemiańska". Na czerwonej kanapce biegnącej wokół nieistniejącego już filara, przy stolikach i stojakach na gazety, zasiadała krakowska śmietanka artystyczna - codziennie koło południa. W latach 30. „Ziemiańska" przemianowana została na „Pod Złotą Gruszką", która to nazwa przetrwała (tyle że bez „Złotej") w okresie powojennym, w odniesieniu do kawiarni i klubu dziennikarzy działającego w tym miejscu od roku 1955.

W tej samej kamienicy ma siedzibę Instytut Książki -narodowa instytucja kultury, podlegająca ministerstwu, powstała w styczniu 2004 roku. W lokalu na parterze, którego portal zdobią słońce i księżyc, mieściła się w czasie wojny niemiecka kawiarnia literacka (Litera-risches Kaffehaus).

Możemy teraz podejść dwa kroki do wspomnianej już restauracji „Hawełka". Na piętrze, w sali Tetmajerowskiej (nazwa pochodzi od fryzu Włodzimierza Tetmajera z roku 1913 przedstawiającego dzieje Mistrza Twardowskiego) odbywały się w latach 1935-1939 szopki zwane Kukiełki u Hawełki. Teksty do przedstawień pisali początkowo Magdalena Samozwaniec i Artur Maria Swinarski, a następnie Irena Szczepańska (autorka popularnych do dziś powieści dla nastolatków) ze Zbigniewem Grotowskim (dziennikarzem „Ilustrowanego Kuriera Codziennego").

Pośrodku Rynku dominują Sukiennice, w których mieści się oddział Muzeum Narodowego - Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku. Jednym z najbardziej znanych jej eksponatów jest Szał uniesień Władysława Podkowińskiego z roku 1894, który przykuł uwagę Alfreda Dóblina:

W innym miejscu pisze Dóblin o Sukiennicach:

Z usytuowanym na osi Sukiennic pomnikiem Adama Mickiewicza (proj. Teodor Rygier, 1898) łączy się tragiczne wydarzenie z okresu II wojny światowej: 17 sierpnia 1940 roku hitlerowcy pokazowo zniszczyli monument, co odbiło się echem w pisanych zaraz po wojnie Wspomnieniach wojennych Karoliny Lanckorońskiej

[na Rynku] [do strącenia pomnika], [...]

[dziś jest to kamienna tablica na elewacji kamienicy narożnej przy Rynku Głównym 36],

 

Na płycie Rynku stoi także osamotniona gotycka wieża ratuszowa (XIV w.), pozostałość po ratuszu, którego stan techniczny na początku wieku XIX okazał się tak dalece zły, że rozebrano go w roku 1820.

Wysiadłem na Rynku; nie miałem zegarka i żeby ujrzeć wskazówki na wieży ratuszowej, musiałem powoli podnosić głowę, by oswoić źrenice z natarczywością kropel; najpierw była kamienna ława, opętlająca budynek, później wykusz, doczepiony do ściany; wyglądał jak w chorym śnie architekta i był dziełem popularnej rozgwiazdy telewizyjnej; potem ujrzałem tarczę zegara - południało.

„Popularna rozgwiazda telewizyjna" to w powieści Gra na zwłokę Janusza Andermana czytelna aluzja do prof. Wiktora Zina, autora popularnego cyklu audycji telewizyjnych Piórkiem i węglem. Od roku 1958 Zin był generalnym projektantem Pracowni Konserwacji Zabytków w Krakowie i spod jego ręki wyszła, w ramach prac konserwatorskich z lat 60., kontrowersyjna koncepcja oprawy wejścia do wieży oraz wykusze -wprawdzie „zrekonstruowane" (były na wieży w XVIII stuleciu), ale dość swobodnie, co wzbudziło protesty niektórych historyków architektury i konserwatorów. Ciekawym dla naszego przewodnika zrządzeniem losu lwy stojące przed wejściem do wieży zostały przeniesione na życzenie prof. Zina z pałacowego ogrodu Morstinów w Pławowicach (gdzie w zamian ulokowano betonowe atrapy), o którym piszę w innym miejscu; dozorca majątku opowiadał mi, jak pławowickie lwy osobiście załadowywał na ciężarówkę.

Nieopodal - głowa z brązu: Eros bendato, dzieło Igora Mitoraja, umieszczone tu 4 października 2005 roku ni to prowizorycznie, ni to na stałe, jako pokłosie wielkiej wystawy czternastu monumentalnych rzeźb Mitoraja prezentowanych na Rynku (październik 2003- styczeń 2004). Kraków długo żył dyskusjami o lokalizacji obiektu, w które włączał się również sam artysta; nie chciał widzieć swojego daru nigdzie indziej... W akcji „ofiarowywania" Erosa spętanego (podarunku w rzeczy samej nie do odrzucenia) brał udział ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski. W roku 2006 rzeźba miała zostać przeniesiona na plac Nowaka-Jeziorańskiego lub w okolice Teatru Słowackiego, ale nadal jest na Rynku - prawem zasiedzenia.

Do znienawidzonej twórczości Mitoraja, popularnej w środowiskach wielkich finansjer, wielokrotnie nawiązywał Marcin Świetlicki w powieści Dwanaście:

.

Dwa kroki stąd znajduje się związana od dawna z księgarstwem kamienica Kromerowska (Rynek Główny 23). Książki sprzedawano tu w latach 1610-1625 (księgarze Jakub Mercenich, Burchard Kuick, Antoni Hierat) oraz nieprzerwanie od roku 1872. Wówczas, po krótkim okresie działalności Władysława Jaworskiego, lokal przejęła firma „Gebethner i Wolff" (1875), która miała tu księgarnię aż od stycznia 1941, gdy hitlerowcy ustanowili jej zarządcą wrocławskiego księgarza Alfreda Fritzsche. Zanim to nastąpiło, zakazane przez władze okupacyjne książki udało się ukryć w Warszawie (ul. Targowa 58) i w Krakowie przy ulicy Krowoderskiej 31. Po wojnie firma „Gebethner i Wolff" powróciła na Rynek, ale funkcjonowała tylko do 10 grudnia 1950 - wtedy bowiem księgarnię upaństwowiono i przemianowano na Przedsiębiorstwo Państwowe „Dom Książki". W roku 1990 lokal przejął Zbigniew Suszczyński, a po ośmiu latach wprowadziła się tutaj spółka „Matras".

Jednym z pracowników firmy „Gebethner i Wolff" był Ferdynand Świszczowski - buchalter, a prywatnie zięć właściciela. Z jego osobą wiąże się pewna ponura historia. Otóż Świszczowski miał w zwyczaju udawać się codziennie wieczorem ze swojego domu przy ulicy Krupniczej 19 do księgarni, by sprawdzać rachunki i stan kasy - tak też zrobił około godziny dwudziestej 1 października 1913, jednak tym razem długo nie wracał. Gdy zaniepokojona nieobecnością męża Zofia Świszczowska udała się na Rynek i w asyście stróża skierowała się spod zamkniętych drzwi frontowych do sieni, znalazła w pobliżu bocznego wejścia zwłoki. Oględziny ciała i miejsca tragedii nie pozostawiały żadnych wątpliwości: księgowy został brutalnie zamordowany na tle rabunkowym przez co najmniej dwie osoby. W wyniku żmudnego śledztwa ustalono, że inicjatorem napadu był niejaki Jan Godula, zwolniony z pracy w księgarni za permanentne wykradanie książek. Do napadu zaangażował trzech wspólników, z czego jeden był zapalonym czytelnikiem przygód Sherlocka Holmesa.

W pałacu Potockich przy Rynku Głównym 27, oczywiście w podziemiach, ma siedzibę kabaret „Piwnica pod Baranami" („barany" pochodzą od nazwy pałacu). W maju i wrześniu 2006 roku Kraków świętował półwiecze kabaretu, naznaczonego od samego początku osobowością Piotra Skrzyneckiego. Jedną z najwspanialszych piosenek powstałych w „Piwnicy" jest Grande Valse Brillante interpretowany przez Ewę Demarczyk (nagroda na festiwalu w Sopocie w roku 1964). Powszechnie wiadomo, że słowa piosenki stanowią fragment Kwiatów polskich Juliana Tuwima obraz zabawy w Inowłodzu, małej miejscowości koło Tomaszowa Mazowieckiego. Jednak oryginalny tekst wiersza uległ modyfikacji: rytm został dostosowany do potrzeb Zygmunta Koniecznego - autora porywającej muzyki, a „punkt widzenia" i gramatyka - do osoby Ewy Demarczyk (jako kobiety). Oto oryginalny zapis tej części utworu, pozwalający dostrzec mistrzostwo muzycznej adaptacji Koniecznego. Czytając Tuwima, nie sposób nie słyszeć wielkiego przeboju Demarczyk:

Ja - wódkę za wódką w bufecie...

Oczami po sali drewnianej –

I serce mi wali.

Pijany.

(Czy pamiętasz?)

orkiestra

powoli

opada

przycicha

powiada,

że zaraz

(Czy pamiętasz jak z tobą.?)

już znalazł

mój wzrok twoje oczy,

 już idę –

po drodze

zamroczy –

już zaraz

za chwilę.

(Czy pamiętasz jak z tobą tańczyłem?.)

podchodzę

na palcach

i zaraz

nad głową

grzmotnęło do walca

i porywam - na życie i śmierć - do tańca

Grande Valse Brillante

Czy pamiętasz, jak z tobą tańczyłem walca,

Panno, madonno, legendo tych lat?

Czy pamiętasz, jak ruszył świat do tańca,

Świat, co w ramiona mi wpadł?

Wylękniony bluźnierca,

Dotulałem do serca

W utajeniu kwitnące te dwie,

Unoszone gorąco,

Unisono dyszące,

Jak ty cała, w domysłach i mgle..

I tych dwoje nad dwiema,

Co też są, lecz ich nie ma,

Bo rzęsami zakryte i w dół,

Jakby tam właśnie były,

I błękitem pieściły,

Jedno tę, drugie tę, pół na pół.

[.]

Gdy przez sufit przetaczam –

Nosem gwiazdy zahaczam,

Gdy po ziemi młynkuję,

To udaję siłacza.

Wątłe mięśnie naprężam,

Pierś cherlawą wytężam,

Będziesz miała atletę

I huzara za męża.

[.]

A tu noga ugrzęzła,

Drzazga w dziurze uwięzła,

Bo ma dziurę w podeszwie

Twój pretendent na męża.

 Ale szarpnę się wyrwę -

I już wolny, odeszło,

I walcuję, szurając

Odwiniętą podeszwą.

Na wyjątkowy sposób połączenia tej poezji z muzyką zwrócił już uwagę Piotr Matywiecki, pisząc w Twarzy Tuwima:

 

Tuż obok otwiera się na Rynek dużą witryną bar „Vis a Vis" (Rynek Główny 29), zwany powszechnie „Zwisem". Miejsce „magiczne i kultowe" (jak by napisał tutejszy bywalec Marcin Świetlicki), związane z niejednym nazwiskiem tzw. bohemy, przede wszystkim piwnicznej (obecność Piotra Skrzyneckiego upamiętnia rzeźba Krystyny Borkowskiej-Niemojewskiej i Łukasza Niemojewskiego), ale także literackiej. Choć są to głównie roczniki 60. i starsze, bar uwieczniony został przez pisarzy młodszych o dekadę lub dwie. Sławomir Łuczak nawiązywał do postaci znanego i popularnego prozaika, który był silnie związany z Krakowem, m.in. jako felietonista „Tygodnika Powszechnego" i autor Spisu cudzołożnic:

[zapewne Burroughsem] [.].

Z kolei krytyk, prozaik i felietonista Robert Ostaszewski wprost nawiązał w jednym z felietonów zarówno do powieści Łuczaka, jak i do głośnej powieści z kluczem Marcina Świetlickiego i Grzegorza Dyducha Katecheci i frustraci (2001). Punktem odniesienia uczynił obecny w obu tych utworach „Zwis" (z Jerzym Pilchem włącznie) - tym razem jednak w kontekście głośnej imprezy młodoliterackiej „Tekstylia", która odbywała się w Krakowie w roku 2001, m.in. w klubie „Pod Jaszczurami":

[.]

[.]

[Rynek Główny 8]. W środku kłębił się nieprzebrany tłum młodzieży w wieku szkolnym i studenckim, tłum jak najbardziej obupłciowy, a i ze sporymi domieszkami reprezentantów mniejszości seksualnych. [.]

[.] Moja odwieczna uświadomiła mi, że rogaci faceci są młodymi prozaikami, którzy starają się wywołać medialny szum. Chyba jednak nie wywołali, bo mało kto zwracał na nich uwagę. Pocąc się w światłach reflektorów odczytywali wiekopomne zapewne teksty.

W sąsiedniej kamienicy Montelupich (Rynek Główny 7) mieszkał w dzieciństwie Juliusz Kaden-Bandrowski, który wspomina ten okres i to miejsce w kilku opowiadaniach ze zbiorów Miasto mojej matki (1925) i W cieniu zapomnianej olszyny (1926). W Tajemniczym przyjacielu czytamy o widoku, który roztaczał się

Pisarz powraca także do niezwykłego wydarzenia, w którym uczestniczył jako pięciolatek, stojąc w oknie i obserwując, jak kondukt pogrzebowy odprowadza na Wawel prochy Adama Mickiewicza (4 lipca 1890):

Do nas, do mieszkania przybywa też ciągle ktoś nowy. [...]

Przychodzą, opierają się na naszych ramionach, rozmawiają i przeszkadzają.

Nikogo już nie puścimy na nasze miejsca, zresztą nagle -nie wolno przeszkadzać... Ojciec położył palec na usta, po ogromnym tłumie powiało jak po wodzie, słychać śpiew, idący z daleka.

Już słychać, jak się w słońcu łączą poszczególne głosy.

Sunie pochód.

Gucio popatrzył na zegarek i powiedział:

- Rok tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty pierwszy [tu pomyłka autora], Mickiewicz wraca do kraju. [...]

Jadą banderie krakusów, chłopi z kosami, różne cechy, różni zakonnicy.

Idą szlachcice w kontuszach. [...]

Nagle.

Rozpływa się w powietrzu oliwa.

Jak w czasie polowania na wieloryby - Irzek o tym już czytał - gdy burza szaleje na morzu, wylewa się na bałwany oliwę, tak teraz na wszystkie głosy ludzi i koni wylał się głos wawelskiego Zygmunta.

W oficynie kamienicy przy ulicy Grodzkiej 1 znajdowała się maleńka kawiarnia „Lili", założona przez Ludmiłę Pchałek, upatrzona na miejsce spotkań - przy najlepszej ponoć w mieście kawie - przez powojenny Kraków literacki związany z Domem Literatów przy Krupniczej. Tadeusz Kwiatkowski, wieloletni sekretarz krakowskiego oddziału ZLP, który pozostawił jedyny w swoim rodzaju tom wspomnień poświęcony tamtym czasom i środowisku z Krupniczej, pisał:

[.]

W latach 50. kawiarenka została przejęta przez Krakowskie Zakłady Gastronomiczne i nazwana „Fatima", a w roku 1970 przeniesiono ją na ulicę św. Gertrudy 21. Dziś już nie istnieje.

Spacer po Rynku kończymy przy kamienicy na rogu ulicy Brackiej (ul. Bracka 1). Ostatnie lata życia spędził i tutaj zmarł 14 maja 1930 roku Władysław Orkan (właśc. Franciszek Ksawery Smreczyński).

Ewa Zamorska-Przyłuska, Przewodnik literacki po Krakowie i województwie małopolskim, Wydawnictwo WAM 2010

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przewodnik literacki po Krakowie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.