Zawsze to samo. Oskarżali go, że traci czas, że jest uparty, nawet że kłamie; za nic mieli dziedzictwo, które on gromadził, dziedzictwo wymykające się spod rygorów administracyjnych tatusia i niezadowalające aspiracji mamy. Gromadził skarby na dzień, w którym trzeba będzie zdać rachunek.
"... staniesz się człowiekiem bezużytecznym"
Siedzieli naprzeciw siebie ci dwaj Frassati, ale dzieliła ich przepaść. Można było to wyrazić w dwóch słowach: jeden był wcieloną transcendencją, drugi wcielonym pragmatyzmem. Ale byłby to sąd bardzo sumaryczny w stosunku do nich obu, a w stosunku do ojca - niesprawiedliwy. Kiedyś, w 1948 r., Carlo Sforza powiedział mi: "Pani ojciec widzi zawsze to, co jest, tego, czego nie ma, nie widzi nigdy". Pier Giorgio natomiast, żyjąc w Bogu, widział zawsze to, czego nie było, i w tym świetle oceniał fakty, nie przybierając nigdy pozy fałszywej skromności ani pobłażliwości.
Co myśleli o sobie nawzajem? Pier Giorgio zbyt był posłuszny czwartemu przykazaniu, żeby pozwalać sobie na osądzanie swego ojca. Podziwiał jego wytrwałość w pracy, stałość przekonań politycznych, piękną karierę i godność, jaką umiał zachować w trudnych sytuacjach. (…)
Któregoś wieczoru obaj wrócili późno do domu. Tatuś uznał za stosowne upomnieć go, że nie uprzedził o tym i mogli się o niego niepokoić. Spokojna odpowiedź mego brata: "Ale tam, gdzie byłem, nie ma telefonu" wystarczyła zupełnie ojcu, który z pewnością nie wracał z nocnej adoracji. Nasz ojciec wciąż nie zdawał sobie sprawy, że ten milczący chłopiec swoją osobowością obraca wniwecz wszelkie jego plany; wierzył, że swoją wolą, która nie nawykła liczyć się z cudzymi uczuciami, może jeszcze poruszać nim jak pionkiem. Pier Giorgio był jedynym męskim potomkiem i bez niego ród Frassatich nie mógł osiągnąć pełni sukcesu. Ale zaczynały już krążyć głosy na temat jego "pobożnych cnót" i ojciec, choć nie przywiązywał do nich zbytniej wagi, często okazywał, że go to drażni.
Berlin, luty 1922 r.
Drogi Giorgio, ...postępując zawsze bez zastanowienia w rzeczach, które powinny być dla ciebie bardzo ważne (jak było w przypadku zapomnienia książki potrzebnej ci do rychłego egzaminu), staniesz się w końcu człowiekiem bezużytecznym dla innych i dla siebie samego. Twój ojciec.
Chcąc uniknąć "sądu ostatecznego", staraliśmy się - i pod tym względem mama wyjątkowo stawała po naszej stronie - ukrywać w miarę możności przed ojcem drobne powszednie incydenty, gdyż on, nie wgłębiając się w ich przyczyny, nie dopuszczał żadnych okoliczności łagodzących, tylko natychmiast potępiał Pier Giorgia.
Matka z cygarem
"Czy wie pan może, gdzie znajduje się lombard?" - zapytał Pier Giorgio Giovanniego Pilone, gońca z "La Stampy", pokazując mu jednocześnie kwit na zastawioną rzecz. Było to niecodzienne pytanie jak na młodzieńca z dobrej rodziny i Pilone z pewnością by się zdziwił, a nawet może i pobiegłby zawiadomić o tym naszego ojca, gdyby już ze sto razy nie widział Pier Giorgia, jak szedł obładowany paczkami na peryferie miasta, by odwiedzić swoich ubogich. Udzielił mu zatem informacji, o którą prosił, i pomyślał, że znów jakiejś udręczonej nędzą rodzinie sprawi w tym dniu radość.
Ale nikt nie starał się poznać go naprawdę, nawet mama, na którą Pier Giorgio spoglądał z ogromną czułością, a może także z litością. Nigdy, na przykład, nie przyszło jej na myśl, żeby poznać prawdziwy powód jego częstych spóźnień na posiłki; wracał do domu pędem, żeby nie wydać na tramwaj, i zjawiał się tak spocony, że zanim usiadł do stołu, musiał zmieniać koszulę. Na jego: "Przepraszam, mamo, spóźniłem się" odpowiadała cierpką wymówką, której ukryty sens mówił: "Ty, który jesteś w gruncie rzeczy do niczego, mógłbyś przynajmniej zachować punktualność".
Skomentuj artykuł